sobota, 29 marca 2014

Nie zniknęliśmy z radarów!


Strach ma wielkie oczy. Gigantyczne wręcz. Wpędza w paranoję. Zupełnie niepotrzebnie.
Wróciłam z wielkiego świata. Dobrze, że mogę wyspowiadać się na blogu, nie używając głosu, a jedynie klawiatury, bo niestety londyńska pogoda nie służy mojemu gardłu. Chciałabym przedstawić Wam Londyn ze wszystkich stron, z jakich zdążyłam go poznać przez ostatnie 5 dni – i nie były to tylko cztery strony świata. Dzisiaj jednak czas na skrzydlaty post, czyli opis tego, jak przeżyłam lot samolotem bez paniki.

Jako że leciałam samolotem dwa razy (w tę i we w tę), to raczej niewielka ze mnie globtroterka, ale emocje są całkiem świeże. :)


Jeśli chodzi o to, czego chyba właściwie obawiałam się najbardziej, czyli odprawy na lotnisku: nie ma się czego bać, chyba że pakujecie cegły.



Pierwszym punktem jest ważenie bagażu głównego, który, wierzcie mi, na kilka dni byłby zbędny, jeśli nie planujecie większych zakupów. W tym właśnie momencie musimy pożegnać się z naszą walizką (najlepiej słowami do zobaczenia, pokażcie, że macie nadzieję, iż Wasz bagaż będzie z powrotem w Waszych rękach. OK., już nie straszę, moja walizka dotarła cała i zdrowa, podobnie jak bagaże moich znajomych, więc bądźcie dobrej myśli :)). Następnie, jeśli już wiemy, którą bramką kierować się do naszego samolotu, czas na kontrolę bagażu podręcznego. Najlepiej żadnych płynów, pamiętajcie. Bardzo Wam zależy na myciu włosów w samolocie? Chyba nie dalibyście rady tego zrobić w samolotowej toalecie. ;) Taka rewizja może być troszkę przerażająca, ale obsługa lotniska stara się być miła i ułatwiać zadanie. Czasami. Kontrola przypomina striptiz dla ubogich, bo różne rzeczy kazano nam ściągać – mnie tylko pasek i buty, więc nie czułam się aż tak roznegliżowana.




Jeśli już wszystkie niby-stresujące momenty za nami czas na najnudniejszy okres naszego pobytu na lotnisku – bezczynne czekanie. Można wykorzystać ten czas na pójście do sklepów bezcłowych (ceny wyższe niż gdziekolwiek indziej), ale jeżeli nie chcecie uschnąć z pragnienia w samolocie tanich linii lotniczych, a nie uśmiecha Wam się płacić za pokładową kawę nie wiadomo jakiego pochodzenia w euro, radzę kupić butelkę wody. Chociaż przetrwanie, w moim przypadku 2 godzin w samolocie, było zupełnie znośne bez picia.
Co ciekawe, wszędzie czytałam, że drogę do samolotu przebywa się autokarem lub przez tzw. rękaw. Mnie nie było to dane – do samolotu szłam po prostu pieszo. 



Najgorszy moment lotu? Hmmm. Chyba wtedy gdy jest Ci nudno. Tak naprawdę to zaskakująca może być rosnąca prędkość podczas rozpędzania się na pasie startowym, a następnie chwila oderwania się od ziemi – bezwładne nogi i lekkie wbicie w fotel.
Widoki obłędne, szczególnie chmur pod samolotem… A wyżej już tylko kosmos, haha.
Obsługa samolotu chyba zdaje sobie sprawę, że mnóstwo ludzi lot samolotem traktuje jako ostatnie chwile w swoim życiu. Swoim spokojem, opanowaniem, uśmiechem i ciepłymi przemowami starają się nadać podróży przyjemny ton. A samo przedstawienie, które rozśmieszać nie powinno, bo dotyczy bardzo poważnych spraw i naszego bezpieczeństwa, jest nieco komiczne. 


Czym różni się lotnisko londyńskie od bydgoskiego? Wielkością – Szwederowo przypomina raczej poczekalnię u lekarza.
Mimo iż słyszałam różne historie – dzieci zwracające to, co wcześniej zjadły, chłopak wspierający swoją dziewczynę słowami: Patrz, skrzydło się urywa i uszy zatkane nawet po wyjściu z samolotu, to przejmowanie się było zbędne. Nie spadliśmy, a podróż samolotem to właściwie przyjemność. :)
Życzę Wam wielu bezpiecznych lotów, bez turbulencji!
Sara



3 komentarze:

  1. Zazdroszczę Ci lotu samolotem. Ja jeszcze nigdy nie leciałem, a chciałbym bardzo. :)

    OdpowiedzUsuń
  2. zaskakujacy post piszesz ciągle o niczym byleby pisać

    OdpowiedzUsuń
  3. dla mnie lot i odprawa celna to zawsze przeżycie...

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za wszystkie miłe słowa, komplementy, ale także za rady i konstruktywną krytykę.
Thanks for all kind words, compliments but also for advice and constructive criticism.