niedziela, 9 marca 2014

Zwierzenia blondynki i wyznania blogerki cz.6



Wiem, że na to czekaliście. A nawet jeśli nie odliczaliście sekund, to gdzieś w duchu liczyliście, że w końcu się pojawi. Nie mogłam Was zawieść. Miesięczne podsumowanie tego, co się działo, co wspominam z uśmiechem, przyprawione, jak zawsze, wieloma zdjęciami.

Mimo że tradycyjne insta mixy czy miesięczne podsumowania na innych blogach zazwyczaj skupiają się na zdjęciach, ja nie mogę Was zostawić bez choćby kilku zdań. Za każdym razem staram się inaczej opisywać miniony miesiąc. Jeśli jesteście ciekawi, jak bawiłam się, tworząc dla Was poprzednie zestawienia, zapraszam tu, tu, tu, tu i tu (czy przy siedemnastym podsumowaniu miesiąca nadal będę wklejać linki do poprzednich? Pytanie miesiąca!).
 

ZIMA. Prawdziwą zimę poczułam w… Zosinie i jego okolicach. Co prawda nie wybudowałam igloo, ale moje pojęcie słowa zaspa przybrało nieco inne znaczenie. Przy okazji pobytu przy granicy, oprócz obserwowania nudzących się podczas czekania w kilkusetmetrowej kolejce pasażerów, pstrykałam zdjęcia. 




NAZWY. Nie tylko granice państwowe są moim obiektem westchnień. Te między miastami i wsiami też. Dlatego zdjęcia przy tabliczkach robiłam na okrągło, spotykając coraz to dziwniejsze nazwy. I kabaretowe dopiski.




KAWA. Kiedyś nie piłam jej wcale, później nieśmiało zaczęłam próbować cappuccino… Kilka lat temu, podczas jednego z obozów, rozkoszowałam się mrożoną kawą z Biedronki (która była właściwie bardziej napojem kawowym, ale i tak pysznym). Później , z podobną dozą nieśmiałości, zaczęłam przyrządzać dla siebie kawę rozpuszczalną – pół łyżeczki, w niewielkiej filiżance, z mnóstwem mleka… Do kawosza było mi daleko. Jednak z czasem zaczęłam zamawiać kawę w różnych miejscach – najpierw w McDonald’s (wierzcie mi, że mają całkiem dobre i tanie cappuccino – smakiem nawet przypomina Starbucksa, tylko zamiast imienia, macie logo Mc na kubku :)). Potem to Starbucks stał się moją obsesją, a ostatnio Perks – urocza kawiarenka w Toruniu. Opiszę ją Wam dokładnie w osobnym wpisie. Atmosfera jest tam magiczna, a twarde krzesła zastąpione wygodnymi kanapami… I, co najważniejsze, pyszna latte!




NIEMIECKI KARNAWAŁ. Karnawał dobiegł końca, tłusty czwartek za nami… W szkole karnawał świętowaliśmy w nietypowy sposób. Nie było żadnych bali, imprez, tylko przebieranki, zabawy i język niemiecki na każdym kroku, z paradą na czele. W całej szkole można było znaleźć mnóstwo plakatów, kolorowych informacji, na przerwach odbywały się konkursy i zabawy (np. jedzenie pączków na czas). Moje przebranie może nie jest zbyt szalone, ale przynajmniej przypominam osobę, którą miałam z założenia tego dnia być – Bawarkę. 




SOCZI. Igrzyska za nami i właściwie mało kto w obecnej chwili zachwyca się nimi czy je wspomina - przy bieżącej sytuacji politycznej oraz bezgranicznej przyjaźni Rosji. Ja jednak do Olimpiady na chwilkę wrócę – dostałam bowiem urocze upominki związane z Soczi. Początkowo wszystko było w czekoladzie, gdyż Mari, której za paczkę jeszcze raz serdecznie dziękuję, wysłała czekoladowe jajko niespodziankę. Dotarło ono niestety w kiepskim stanie. Dobra, tak naprawdę było kompletnie zdezelowane (poczta polska i rosyjska - pominę słowa podziękowania...). Pamiątki pachniały czekoladą i miały na sobie mnóstwo wiórków, ale poza tym nic się im nie stało. :) Wystarczyło je przetrzeć i już maskotki igrzysk, notesik oraz kubek prezentowały się wspaniale. 




POCZTÓWKI. Nigdy nie może ich zabraknąć w comiesięcznym podsumowaniu, a tym bardziej w tym – moja skrzynka może nie pękała w szwach, ale była szczęśliwa prawie codziennie. Pokazuję Wam jednak tylko dwie wybrane kartki, ale obiecuję, że pozostałe zobaczycie w innych postach, możliwe, iż tematycznych :) Tymczasem na zdjęciu – pocztówka z Ukrainy oraz pierwsza kartka ze Szwajcarii. Skakałam ze szczęścia po jej otrzymaniu, chociaż… dość niepewnie. Zauważyłam napis Zurych, ale ID (czyli kod identyfikujący kartkę) rozpoczynał się literami CH… Czy to nie Chiny?! W końcu czasami zdarza się, że ludzie wysyłają kartki z innych krajów, wcale nie z tych, z których pochodzą… Zwątpiłam, ale po przeczytaniu wiadomości, upewniłam się, że oto pierwsza szwajcarska widokówka znalazła się w mojej kolekcji!




KOTY. Czy wspominałam Wam o mojej fazie na tzw. pusheen the cat? Miewałam fazy na różne rzeczy i obrazki internetowe. Od jakiegoś czasu, to widok tego kota sprawia, że pokazuję wszystkim moje ząbki albo rozpływam się, bo w końcu on jest taki uroczy! Osobiście nazywam to zwierzątko Pusią (ewent. Puzią – zależy od kontekstu, może mój human skojarzy :)). Jednak kotów internetowych nie pogłaszczę, a te na wystawie kotów – jak najbardziej! 




Życzę Wam udanego tygodnia, kochani!

Sara
PS. Jeśli macie żyłkę do bycia detektywem, to zapraszam do śledzenia mnie na INSTAGRAMIE

7 komentarzy:

Dziękuję za wszystkie miłe słowa, komplementy, ale także za rady i konstruktywną krytykę.
Thanks for all kind words, compliments but also for advice and constructive criticism.