niedziela, 4 maja 2014

To nie bajka!



Mimo że dzieciństwo wcale nie jest dla mnie okresem tak bardzo odległym, to ku mojemu utrapieniu – niemożliwym do przywrócenia. Było, minęło i uroczą kruszynką nie będę już nigdy. Mogę jedynie szukać namiastek dzieciństwa w otaczającym świecie. Świat maluchów jest pełen śmiechu, beztroski, zabawy, szczerości, na próżno szukać w nim zakłamania, lansu, udawania i wiecznego zamartwienia się bądź narzekania. Dlatego tak wspaniale jest być dzieckiem. 
Stałam się nim na moment w pierwszy dzień majówki. W poprzednim poście opisałam Wam sposób na zwiedzenie świata w godzinę, tym razem zabieram Was w podróż po bajkach naszego dzieciństwa. Jesteście ciekawi, jakich przyjaciół napotkacie na drodze?

Przed samym wejściem do Bajkowej Krainy, próbowałam poderwać doświadczonego woźnicę, ale chyba zdołał oprzeć się mojemu urokowi. W chwili rozpaczy postanowiłam udawać pirata, ale statek osiadł na mieliźnie. Stwierdziłam, że to znak, iż kreskówkowi bohaterowie mnie wzywają.


  


Na sam początek:  główna postać filmu z górnej półki, obsypanego Oscarami, na którym zdarza mi się do tej pory uronić łzę. Kto nie oglądał Króla Lwa, ten… powinien natychmiast stąd wyjść i naprawić ten karygodny błąd. :)




Nieco dalej spotykamy wiekową myszkę (86 lat, nadal świetnie się trzyma!), a nieco dalej ogra z bagien. Czasami mam wrażenia, że to nie Kevin rządzi w święta, tylko Shrek (a według dorosłych zapewne i tak Sami Swoi…). Przytulałam się do niego w londyńskim Muzeum Madame Tussauds, za to na Kaszubach mogłam wcielić się w jego rolę. Fioną został mój brat, chociaż jestem przeciwna kazirodztwu. 








W Bajkowej Krainie znaleźli się też bohaterowie filmu animowanego, którego… nigdy nie oglądałam w całości. Mimo czterech części. Wstyd się przyznawać, tylko… czy aby nie jestem już za duża, aby to nadrobić…? Żartuję, oczywiście, że nie! :)


 

Kiedy poczułam zapach miodu, wiedziałam, że gdzieś w pobliżu czeka na mnie Kubuś Puchatek. Nie myliłam się, co więcej – znalazłam go w towarzystwie Tygryska.




Wiadomo że jedną z rzeczy najbardziej uwielbianych przez dzieci są prezenty. Musi jednak znaleźć się ktoś, kto je będzie wręczał. Nie chciałam bezczynnie czekać na swój podarunek, więc znalazłam św. Mikołaja. Sama. Nie mogłam stracić okazji do pstryknięcia sobie zdjęcia z taką osobistością.




Z postaciami z bajek zażarcie konkurowały prawdziwe, żywe zwierzątka. Wpychały się wszędzie. Tylko jak można się na nie złościć, skoro wyglądają tak słodko?









Wizyta w Stryszej Budzie, niestety, musiała w końcu dobiec końca. Bawiłam się świetnie, zupełnie jak za dawnych czasów. To znaczy - takich sprzed 10 lat.

A jak Wam minęła majówka? Mam nadzieję, że chociaż Was nie bało się słoneczko.

Sara


5 komentarzy:

  1. Strasznie fajne miejsce i post :) Ja marzę by na jednej dzień znów zachowywać się jak dziecko i odwiedzić disneyland tam to dopiero musi być fajnie :)

    vanillia96.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  2. super zdjęcia:) widać że wypad udany:) moja majówka też bardzo udana szkoda że tak szybko minęła:) pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  3. Świetne zdjęcia!
    Kochana również obserwuję(#54)

    U mnie nowy post!

    OdpowiedzUsuń
  4. super zdjęcia, fajne miejsce ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. poprzednia wyciezcka bardziej mi sie podobala, na to chyba jestem za stara :)

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za wszystkie miłe słowa, komplementy, ale także za rady i konstruktywną krytykę.
Thanks for all kind words, compliments but also for advice and constructive criticism.