środa, 13 sierpnia 2014

Zwierzenia blondynki i wyznania blogerki cz. 11

Z należytą sobie skromnością muszę przyznać, że pierwszy miesiąc wakacji wykorzystałam... idealnie. Mimo iż w moim grafiku na próżno było szukać dalekich, zagranicznych wojaży, to starałam się, aby dni spędzone w domu, nie zlewały się w jedną całość i... żeby było ich jak najmniej! Nie szukałam dalekich tras, wystarczyło, że dobrze rozejrzałam się wokół siebie i już wiedziałam, iż wystarczy kilkanaście kilometrów, aby móc odkryć nowe, fascynujące zakątki. Zapraszam Was na kolejne podsumowanie miesiące.

Prawie jak... Wenecja
Wenecją Północy nazywany jest Petersburg, ale i w naszej rodzimej Bydgoszczy znajdziemy Wenecję. Miano takie zyskał ciąg kamieniczek znajdujący się nad rzeką Młynówką. Bydgoszcz zapewne nigdy nie skradnie mojego serca, nie, kiedy jestem z Torunia, ale... da się lubić. Nie zamierzam jak Kargul i Pawlak wojować z sąsiadem zza miedzy. Wolę spojrzeć przychylnym okiem i dostrzec jego zalety. A jeśli już o zaletach Bydgoszczy mowa, to niewątpliwie jest nią sklep z... toruńskimi piernikami. ;)




Prawie jak... Amsterdam
Holandia - chodaki i wiatraki, rowery i tulipany. No i marihuana, ale to już mniej pozytywne skojarzenie (choć pewnie dla co poniektórych najlepsze...). Nie ukrywam, że chciałabym zobaczyć na własne oczy te dywany pełne kwiatów i wdychać ich intensywny, acz nie za mocny zapach. Ciechocinek nie ma kanałów jak holenderskie miasteczka, ale woda jest tam powszechnie dostępna, szczególnie ta zdrowotna, a także ta delikatnie spływająca po gałązkach na każdej z czterech tężni. Ciechocinek pozwolił mi na chwilę relaksu, na momentalne zwolnienie tempa.



Prawie jak... Rzym
Już któryś raz z kolei porównuję miasteczko do Rzymu. Wcześniej zaryzykowałam stwierdzenie, iż do stolicy Italii podobne jest Wilno - kościół możemy tam spotkać na każdym kroku, a turyści niezwiedzający żadnej ze świątyń to nie turyści. Tym razem wspominając o Rzymie, mam na myśli jego liczne fontanny. Najsłynniejszą, Fontannę di Trevi, wspominam z dużym sentymentem. Pamiętam ten tłum, który pojawiał się na każdym zdjęciu i niższe osoby niewątpliwie miały problem ze zrobieniem fotografii (chyba że znalazły sobie jakiś przyjazny podest :)). Do fontanny wrzuciłam monetę - nie mogę więc nie wrócić do Rzymu. A dlaczego nawiązałam do fontann? Oczywiście z powodu upału. Mam wrażenie, że w ostatnich latach przez tak długi czas nie występowały aż tak wysokie temperatury. Mnie to bardzo odpowiadało, a gdy potrzebowałam chwili orzeźwienia, wybierałam się nad toruńskie fontanny. Niektórym było aż tak gorąco, że nie wystarczyło im pozostanie przy krawędzi fontanny - musieli sprawdzić, jak się w niej pływa.



Prawie jak... Rio de Janeiro
Mundial! Komu kibicowaliście? Ja oczywiście Hiszpanii, która zawiodła mnie swoją formą. Do tej pory nie mogę zrozumieć, jak to się stało... Musiałam znaleźć sobie innych idoli. Oprócz Hiszpanii od zawsze lubiłam także niemiecką piłkę - drużyna naszych zachodnich sąsiadów jest niezwykle zgrana i skuteczna, to mi się w nich podobało. Poza tym czekałam z niecierpliwością na mecze południowoamerykańskich drużyn - oprócz tej brazylijskiej, zdołałam się oprzeć fenomenowi Neymara. Finał oglądałam z niemieckimi flagami na policzkach. Dobrze, że kolejny tak wielki turniej już za dwa lata. Gdy mundial się skończył, przez moment naprawdę nie wiedziałam, jak gospodarować swoim czasem. :)
A jeśli chodzi o Brazylię to owszem, ciągnie mnie tam, ale to inne cele podróżnicze są w chwili obecnej na pierwszym planie. Na Ameryką Południową przyjdzie czas, gdy już będę miała na koncie pięciocyfrowe sumki. :)

Prawie, a nawet nie prawie jak... Mrągowo
Z Krzysztofem wymieniliśmy się trzema pocztówkami. Jako że zbiera on kartki związane z miłością, wysłałam mu te, które sam sobie wybrał i mam nadzieję, że w pełni odpowiadały one jego preferencjom, ja natomiast poprosiłam o typowe widokówki. Szczególnie podoba mi się ta przedstawiająca kilka mazurskich miast. Na Mazurach nigdy jeszcze nie byłam, odstraszają mnie komary. ;) Ale zapewne w końcu i tam zawitam, w końcu swój własny kraj trzeba znać.

Prawie jak... Paryż
Stolica mody, miasto miłości z górującą nad nim żelazną damą. Ale to także metropolia z przytulnymi kawiarenkami, w których można wypić pyszne wino, skosztować bagietek i mnóstwa innych, na pewno smacznych rzeczy. Tak wyobrażam sobie Francję, której nie dane mi było jeszcze powitać. Zabawiłam się w lipcu we francuską kucharkę, chociaż potrawy, które przyrządzałam, nie były zbyt wykwintne. Ale niewątpliwie smaczne! Moja nienawiść do pichcenia na chwilę przerodziła się w zdeterminowanie. Tak powstała sałatka owocowa, którą porównać można do kuferka witamin. Właściwie to nie przyrządzałam jej według jakiegokolwiek przepisu - po prostu zdecydowałam się połączyć wszystkie owoce, jakie udało mi się kupić. Mój młodszy brat z chęcią mi pomógł, dzięki temu szybciej mogliśmy rozkoszować się tą zdrową przekąską.
Ciasto z kolei nie jest mojej roboty, znalazło się ono na stole podczas dwunastych urodzin Dawida. Świeże maliny okazały się strzałem w dziesiątkę. Mogłabym jeść je nie garściami, a miseczkami. Chociaż borówki amerykańskie to chyba miednicami....



Jestem pewna, że sierpień też będzie pełen wrażeń (a nawet już jest!).
Ściskam!
Sara

6 komentarzy:

  1. Świetne zdjęcia i sceneria :)
    No to masz cały świat w zasięgu ręki, nie trzeba daleko wyjeżdżać.
    Ale prawie robi wielką różnicę :-)

    OdpowiedzUsuń
  2. Bardzo ładne zdjęcia ! ;)

    honey-mind.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  3. Beautiful photos, cool outfit.
    www.effortlesslady.com

    OdpowiedzUsuń
  4. W Polsce też można znaleźć wiele ciekawych miejsc :)

    vanillia96.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oczywiście, nasz kraj może się pochwalić naprawdę wieloma różnorodnymi regionami i każdy ma coś w sobie. :)
      Pozdrawiam!

      Usuń

Dziękuję za wszystkie miłe słowa, komplementy, ale także za rady i konstruktywną krytykę.
Thanks for all kind words, compliments but also for advice and constructive criticism.