środa, 24 września 2014

Jeden dzień w Lublinie


Przypominam o akcji Stop samotności blogerskich skrzynek. Czekam na chętnych do wymiany pocztówek. :)


Mam trochę małą, no dobra, miesięczną obsuwę w opowiadaniu Wam o moich wojażach. Ale już, już nadrabiam i jednocześnie cieszę się, że mam Wam tyle do przekazania, że tyloma wrażeniami mogę się jeszcze podzielić. :)




Niewielu ludzi ciągnie na wschód. Większość ludzi wybiera nowoczesny, dobrze rozwinięty, zadbany zachód. We wszystkich przypadkach. Polacy emigrują na zachód, pracy szukamy na zachodzie, a wschód kojarzy się z ubóstwem i zacofaniem. Nawet na wschodnie krańce Polski nie wszyscy chcą jeździć! Do tego stopnia, że swego czasu w telewizji można było zobaczyć spot reklamujący nasze wschodnie tereny…

"Jakieś murki" okazały się, po wysłuchaniu krótkiej historii opowiedzianej przez przewodniczkę, ruinami kościoła.

Ja dałam szansę wschodowi. Lublin, największe miasto tej części Polski, stało się kolejnym punktem na mapie, który zapragnęłam odwiedzić. Gdy spędzałam tydzień u mojej babci, na granicy polsko-ukraińskiej, okazja stworzyła się sama. Do Lublina co prawda 140 kilometrów, czyli wcale nie rzut beretem, ale wzięłyśmy z mamą sprawy w swoje ręce i dotarłyśmy do stolicy województwa w przeddzień Jarmarku Jagiellońskiego. Okazało się, że w tamtych rejonach bardzo popularna jest prywatna komunikacja autobusowa. Mieszkańcy między miejscowościami poruszają się busikami. My akurat do Lublina złapałyśmy autokar z prawdziwego zdarzenia, ale wracałyśmy już busem, siedząc na ostatnich, najbardziej trzęsących miejscach, o które zazwyczaj biją się uczniowie podstawówek. Tuż nad moją głową znajdowała się ogromna dziura – pewnie wspomnienie po kiedyś działającej klimatyzacji. Zapchałam ją swetrem i dzięki temu udało mi się nie zamarznąć.



Jaki jest Lublin? Przede wszystkim dość spory, to wcale nie mała mieścina, większa od mojego ukochanego Torunia. Mimo to zwiedzałyśmy go bez mapy, posiłkując się jedynie informacjami znalezionymi w Internecie i wskazówkami życzliwych mieszkańców. 






Co zapamiętam z Lublina? Urocze, pięknie zdobione kamieniczki! Nie wiem, czy widziałam gdzieś równie starannie i z fantazją wykonane ornamenty na kamienicach. Dzięki nim wiele z nich zyskało nowe życie. A jaka to reklama dla szczęśliwych najemców lokali w owych budyneczkach. Nikt nie zdoła pomylić ich knajpy z jakąś inną, jeżeli będzie znajdować się w tak oryginalnej, wyjątkowej, niepowtarzalnej i trudnej do niezauważenia kamienicy.










Szczególna atrakcja? Na pewno podziemna trasa turystyczna! Nie każde miasto może pochwalić się korytarzami ukrytymi pod ziemią, którymi przemieszczali się kiedyś kupcy, rycerze czy też w których składowano towary. Wędrówka tą trasą odbywa się wyłączenie z przewodnikiem, co jest dużym plusem – wiemy, co oglądamy, a przy okazji możemy dowiedzieć się trochę o samym Lublinie, jego historii i najważniejszych zabytkach. Zaczęłyśmy z mamą zwiedzanie tego miasta właśnie od trasy podziemnej i była to najlepsza decyzja, jaką mogłyśmy podjąć, bowiem później, zaglądając w rozmaite zakątki, wiedziałyśmy przynajmniej, na co patrzymy! Podziemna trasa turystyczna już sama w sobie jest atrakcją – w końcu nie co dzień mamy okazję przechadzać się chłodnymi piwnicami, zbudowanymi przed kilkoma wiekami. Ale i tak najlepsze czekało na nas na końcu podziemnego spaceru – mała inscenizacja przedstawiająca wielki pożar Lublina. Pomysłodawca tego pokazu nie potrzebował aktorów, nie potrzebował nawet marionetek czy pacynek- wystarczył lektor z głosem pełnym emocji, umiarkowanie stopniująca napięcie muzyka i imponująca gra świateł. To wszystko sprawiało, że pożar momentalnie wybuchł na naszych oczach. Cud jego nagłego zgaszenia także miał miejsce tuż przed naszymi twarzami.




W miastach, prócz turystycznych atrakcji, staram się nie przeoczyć budynków, pomników, figurek, napisów, które może nie figurują w rejestrze zabytków wartych zobaczenia, ale aż szkoda byłoby nie zrobić im zdjęcia! 

Tylko jedna myśl: usiądę na tej kurze! Tylko jedno spojrzenie na napis wystarczyło, abym nie spełniła swego zamiaru...




Mieszkańcy Lublina zamówili orkiestrę specjalnie na nasz przyjazd! Czyż to nie jest miłe?


W Lublinie mieszkało kiedyś mnóstwo Żydów. Pozostawili oni w tym mieście po sobie sporo śladów… Podążyłam ich tropem, a o tym już w następnym poście.

Byliście kiedyś w Lublinie? A może coś szczególnie zachęciło Was do odwiedzenia tego miasta?

Pozdrawiam!

Sara


10 komentarzy:

  1. nie byłam nigdy w Lublinie

    _______________
    a u mnie?
    Macdonald w modzie:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie miała jeszcze okazji zawitać w Lublinie, jednak zawsze pierwsze skojarzenie jakie pojawiało mi się w głowie na myśl o tym mieście to beton, beton i jeszcze raz beton. Szaro, buro, chłodno... jak widać nie do końca trafne skojarzenie :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Turystka! ;-)
    szokk... Lubin,Lublin ;P 60 km ode mnie jest Lubin ,zawsze myliłam Lubin od Lublina ;D

    OdpowiedzUsuń
  4. Byłem w Lublinie, ale to było raczej miejsce tranzytowe, a nie cel podróży:)
    Co się tyczy Żydów, to na Podlasiu stanowili większość mieszkańców w wielu miastach.

    OdpowiedzUsuń
  5. Hah, ja jestem jedną z tych, co ich ciągnie na wschód właśnie, a na emigrację do Chin, mimo, że dotąd odwiedzałam jedynie zachód, głównie ze względów ekonomicznych (czyt. było gdzie kimać za darmo/tanio). W Lublinie jeszcze nigdy nie byłam, ale może kiedyś i tam zawędruję :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Świetne zdjęcia,ja niestety tam nigdy nie byłam:P

    OdpowiedzUsuń
  7. Very lovely look girl. Sorry I took so long to respond. Thank you for your comment on my blog. I'm following you now on GFC #74. Please follow back.

    Louisa
    LA PASSION VOUTEE
    http://lapassionvoutee.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  8. Beautiful photos, looks like a fun day.
    www.effortlesslady.com

    OdpowiedzUsuń
  9. Moje miasto Lublin, jak miło cię zobaczyć w tak pięknym mieście :)

    OdpowiedzUsuń
  10. Sympatyczna opowieść, zachęca do wyjazdu w Twoje ślady. Na jakiej ulicy są te okna z fotosami?

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za wszystkie miłe słowa, komplementy, ale także za rady i konstruktywną krytykę.
Thanks for all kind words, compliments but also for advice and constructive criticism.