niedziela, 29 listopada 2015

Wy pytacie, ja odpowiadam - Liebster Blog Award



Liebster Blog Award… Nie ukrywam, że lubię tę zabawę. Miło jest dowiedzieć się czegoś nowego o osobie, która na co dzień na blogu pisze wyłącznie o pocztówkach albo o gotowaniu. Lubię też odpowiadać na zadane mi pytania – to chyba jakaś narcystyczna cecha, lubię mówić o sobie, haha. :D Jedynym minusem tej zabawy jest to, że często odpowiedzi na pytania pojawiły się już na blogu przy okazji innych postów. A ja nie lubię bezsensownie się powtarzać. Ale czasami może warto wspomnieć o czymś jeszcze raz? 
1. Gdzie najbardziej chciałabyś pojechać? 
Hmm, do niedawna najbardziej chciałam pojechać, a raczej polecieć, do Nowego Jorku. To marzenie już się ziściło, jednak nie ukrywam, że bardzo chciałabym tam wrócić. Poza tym marzą mi się wszystkie stolice europejskie i Izrael… 
2. Twoje największe hobby to…? 
Pisanie na blogu! O tak. Jestem pełnoetatową blogerką w klasie maturalnej, haha. Blogowanie sprawa mi ogromną radość. 
3. Jaki kraj/miasto, które do tej pory odwiedziłaś, podobało ci się najbardziej i dlaczego? 
Oczarowały mnie Włochy, tamtejszy klimat, jedzenie, otwarci i ekspresyjni mieszkańcy, a także bajeczne krajobrazy i zabytki. Poza tym zakochałam się w nowojorskiej atmosferze. 
4. Co zrobiłabyś gdybyś wygrała milion złotych? 
Część na pewno umieściłabym na dobrze oprocentowanej lokacie. :D Sporą sumę przeznaczyłabym również na cele charytatywne. Poza tym zabrałabym mojego tatę do Australii, a z mamą zrobiłabym sobie rajd po stolicach. ;D 
5. Czy jest coś czego chciałabyś się nauczyć? 
Od kilku lat chodzi za mną nauka kaligrafii. Cały czas nie mogę się do tego zabrać. Natomiast jeśli chodzi o nieco łatwiejsze, przyziemniejsze i praktyczniejsze umiejętności chciałabym nauczyć się rozpoznawać typy urody i adekwatnie do nich potrafić dobierać kolory ubrań. 
6. Ulubiona bajka w dzieciństwie to…? 
Wspominałam o tym już wielokrotnie – Scooby Doo! 
7. Kim chciałaś być jako dziecko i czy udało ci się to marzenie zrealizować? 
Oj, kim ja nie chciałam być… Jak większość dziewczynek marzyłam o karierze piosenkarki, pisarki czy modelki. Chciałam być także dziennikarką i psychologiem i tak mi zostało do dziś. 
8. Najważniejsze w życiu jest dla Ciebie…? 
Na to pytanie mogłabym odpowiedzieć w różnoraki sposób. Na pewno ważna, jeśli nie najważniejsza, jest dla mnie rodzina. Równie ważne jest dla mnie realizowanie swoich marzeń, w końcu po to jest życie. Poza tym istotny jest dla mnie szeroko pojęty liberalizm i tolerancja. 
9. Na co zawsze brakuje Ci czasu? 
Ostatnio brakowało mi czasu na czytanie książek. Jednak nie ma w moim życiu chyba czegoś takiego, na co "zawsze" brakuje mi czasu. Staram się znaleźć czas na wszystko, co istotne. Chociaż w związku ze szkołą brakuje mi czasu (ale i pieniędzy) na podróże. To znaczy, nie wyjeżdżam tak często, jakbym chciała. 
10. Jaką książkę lub film poleciłabyś mi na wolny wieczór? 
Może "Hopeless"? Wzruszająca, zaskakująca, świetnie napisana historia o prawdziwym życiu? 
11. Twoje największe marzenie? 
Odwiedzić wszystkie stolice europejskie i umieć cieszyć się każdą chwilą. 
Olu, dziękuję serdecznie za nominację! :) 
Mam jeszcze sporo odpowiedzi do napisania, bo nominowała mnie nie tylko Ola.
Nikogo nie nominuję, bo w końcu ci z Was, którzy już odpowiadali na pytania,  poczują się jak w teleturnieju albo u lekarza na bilansie. :D
Sara

czwartek, 26 listopada 2015

USA - ceny, praktyczne wskazówki i informacje



Nie wiem, czy powinnam się cieszyć, czy też smucić, ale to już ostatni post o USA. A dla Was to powód do radości czy też pomyślicie "Wielka szkoda…"?
Chciałabym w poście tym zebrać wszelkie pomocne wskazówki na temat lotu do Stanów i przydatne informacje o samej Ameryce, którymi jeszcze się z Wami nie podzieliłam. W dzisiejszym wpisie znajdziecie też ceny wybranych produktów z USA. 
Przed podróżą: 
- załatwcie wizę. Wiem, że na początku mówiłam, iż napiszę osobny post o tym, jak wygląda składanie wniosku o wizę i owiana tajemnicą wizyta w ambasadzie. Niestety, dowiedziałam się, że mogłabym mieć później problemy, w szczególności jeśli ze wszelkimi detalami (wliczając te złe) opisałabym rozmowę z konsulem. Dlatego poprzestanę na tym, że ja, lecąc na blisko dwutygodniową wymianę, ubiegałam się o wizę typu B1/B2. Po wypełnieniu elektronicznego wniosku należało wydrukować dokumenty i wraz z paszportem zawieść do ambasady. Niedługo potem został wyznaczony termin spotkania. Mogę Wam zdradzić, że moja rozmowa z konsulem trwała może minutę i nie była wcale taka straszna. Wiza została przyznana, dwa dni później zobaczyłam ją na własne oczy. Wiza to, przy obecnym kursie dolara, koszt około 600 złotych. Na stronie ambasady możemy natknąć się na informację radzącą załatwiać ten dokument trzy miesiące przed podróżą. My na rozmowie w Warszawie byliśmy dokładnie tydzień przez wylotem. Myślę, że nie warto zostawiać wszystkiego na ostatnią chwilę, bo najadłam się przez to sporo stresu. Jeżeli ktoś z Was kiedykolwiek potrzebowałby pomocy przy załatwianiu wizy bądź po prostu zżera go ciekawość, możecie kontaktować się ze mną mejlowo. :D


- kupcie przejściówkę, gdyż w Ameryce gniazdka wyglądają inaczej.
- upewnijcie się, że Wasze ładowarki będą działać przy słabszym napięciu. Przykład: moja ładowarka do telefonu działa przy napięciu 100-240V, czyli zarówno w Polsce, jak i w Stanach Zjednoczonych. Z kolei moja ładowarka do akumulatorów działa wtedy, gdy napięcie sięga 230V lub więcej. W związku z tym nie mogłam w Stanach ładować swoich baterii do aparatu. Co dzień wkładałam ładowarkę do gniazdka, a dopiero po kilku dniach spostrzegłam, że baterie się nie ładują. Rozwiązanie? Albo kupić inną ładowarkę jeszcze w Polsce, albo kupić odpowiednią ładowarkę w Stanach (ja tak zrobiłam), albo zaopatrzyć się w mnóstwo akumulatorów.
- pamiętajcie, że do Stanów, w szczególności w bagażu podręcznym, nie możecie wwieźć jedzenia, tj. mięsa, nabiału, zbóż, warzyw ani owoców. Jeśli nie zjedliście czegoś w samolocie, każą Wam wyrzucić żywność po wyjściu z samolotu, po rozmowie z celnikiem. 


W USA: 
- jak zapewne wiecie, Stany Zjednoczone podzielone są na 50 stanów. W każdym z nich obowiązują inne prawa. Ja byłam w trzech stanach – Pensylwanii, Nowym Jorku i Dystrykcie Kolumbii. We wszystkich doliczany jest podatek od sprzedaży. Dlatego cena, którą widzicie na półce, nie jest ceną ostateczną. Pamiętajcie o tym! Ja nieraz się na tym przejechałam. Z tego, co udało mi się wyliczyć, w Filadelfii podatek wynosi 8%.
- nie dzwońcie do Polski! Oczywiście żartuję. ;) Ale ze spuszczoną głową mogę Wam powiedzieć, ile kosztowało moje dzwonienie do rodziców: 480zł. Okazuje się, że w Plusie stawki za esemesy i połączenia z USA do Polski są niebotycznie wysokie. Dodatkowo w czasie wymiany kupiłam kartę, która rzekomo umożliwia tańsze połączenia międzynarodowe. Kosztowała ona $5 +podatek. Gdybym miała amerykańską kartę SIM, dzięki zakupionej karcie mogłabym dzwonić do Polski za nieco ponad 3 centy (czyli tanio), a do wykorzystania miałabym aż 106 minut! Jeśli ktoś ma polską kartę SIM działa to nieco inaczej. Miałam do wykorzystania podobno 26 minut, a zakup karty i tak nie obniżył mi rachunku. :/  Może zastanawiacie się – do kogo ja tyle dzwoniłam? Jako że w domu S. miałam marny dostęp do wifi, a chciałam być w kontakcie z rodzicami, to po prostu do nich telefonowałam. Trudno, raz nie zawsze! 

Tak się składa, że zapisywałam każdy zakup – co kupiłam i za ile. Dlatego też teraz mogę podzielić się z Wami tą tajemną wiedzą. ;)
- Obiad w azjatyckiej restauracji typu „Płacisz raz, jesz, ile chcesz” – $15 
- Duży Kubek z Lordem Vaderem - $10 
- Mała kanapka w Subwayu – niecałe $5 
- Dyniowy żel pod prysznic - $13,5 
- Kawa w Starbucksie - $5 
- Szalik w szkocką kratę $10 
- Markowe skarpetki $10 
- Ciacho w kawiarni - $5 
- Herbata w Dukin’ Donuts -$1,7 
- Znaczek do Europy - $1,2 
- Jedna pocztówka – od 20 centów do 80 centów 
- Pamiątkowy magnes - $3,5-$5 
Sądzę, że dla Polaków odwiedzających Stany jest tam najzwyczajniej w świecie drogo. Dla mnie było. Jednak dla Amerykanów ceny np. jedzenia nie są zbyt wysokie.
Jeśli macie jakieś pytania, to śmiało, zadawajcie je w komentarzach! :) 
Sara

wtorek, 24 listopada 2015

Co kupiłam w USA? Co przywiozłam do Polski? - USA #13



W przeciwieństwie do lwiej części uczestników wymiany nie wybrałam się do Stanów Zjednoczonych na zakupy. Koniec końców na miejscu kupiłam dużo… jedzenia, spory plik pocztówek i trochę prezentów dla najbliższych. :)
1. Skoro Filadelfia (ale i Nowy Jork!) słynną z precli, to nie mogłam pominąć tych słodkości (a może powinnam napisać "słoności" :D?) podczas moich zakupów. Zakochałam się w preclach w czekoladzie - wierzcie mi, połączenie czekolady ze słonym preclem jest idealne. 
2. Kupiłam również halloweenowe korzenne ciasteczka z marmoladą.
1. Batoniki a'la musli dostawaliśmy dość często jako prowiant. Można było spróbować różnych smaków - z migdałami, z masłem orzechowym albo z miodem. Te żelki po prawej również dostaliśmy w autokarze, ale że ja staram się nie jeść żelków (w końcu to sam cukier!), to zostawiłam je dla brata.
2. Czekolady z nazwami miast były dla mnie strzałem w dziesiątkę, bo mogłam je sprezentować babci czy cioci... Natomiast czekolady Hershey's kojarzą mi się z... pechem. Tę po prawej w całości zjadł mój tata, więc nie zdążyłam jej posmakować, natomiast ta po lewej miała okropnie brzydki zapach. :/
1. Wrócić ze Stanów i nie przywieźć syropu klonowego, który u nas, w Polsce, jest potwornie drogi? To by było bardzo duże niedopatrzenie! Tym bardziej że nigdy wcześniej syropu klonowego nie próbowałam. Gdy mieszkałam u Sarayny, po raz pierwszy mi go zaproponowano i... polubiłam ten słodki ulepek. :D Przywiozłam też dwa pudełka herbaty - waniliowo-korzenną i ziołową o smaku brzoskwini. Pakowane oddzielnie, co bardzo się przydaje, jeśli chcemy dorzucić do koperty coś oprócz listu do pen pala. ;) 
2. Mówiono nam, że Filadelfia słynie z Tastykake. Wobec tego kupiłam te pyszne ciacha. Nie żałuję.
3. Sklep Bath&Body Works mnie skusił. Zazwyczaj nie wydaję zbyt wiele pieniędzy na kosmetyki i kupuję tylko to, czego potrzebuję. Jednak w USA promocje w Body Shopie w stylu "kup dwa, trzeci gratis" albo "kup 5, 5 gratis" sprawiły, że zaczęłam się zastanawiać. I wyszło na to, że kupiłam 3 niewielkie balsamy i żel pod prysznic o zapachu dyni. Wszystkie wcześniej powąchałam i każdy z nich pachniał niebiańsko. Natomiast w Claire's (dlaczego tego sklepu nie ma w Polsce?!) kupiłam żel antybakteryjny dla mojej przyjaciółki, która tak mocno kocha sowy, że rysuje je w zeszycie od polskiego.



1. Kooocham masło orzechowe i żałuję, że nie przywiozłam więcej ciasteczek i słodyczy z tym składnikiem. :( 
2. Mój brat chciał coś markowego. Jest teraz w takim wieku, że ma parcie na marki (chociaż ja nigdy takiego fioła na punkcie metki nie miałam). Jako że Dawid interesuje się piłką nożną, wynalazłam mu getry. Poza tym standardowo przywiozłam kubek - tym razem znalazłam taki z minami Lorda Vadera. 
3. Pomyśleć, że musiałam lecieć aż do Ameryki, aby przywieźć sobie szalik w szkocką kratę... Od miesięcy marzyłam o takim szaliku. Kupiłam go niedaleko Times Square. Puchate rękawiczki to kolejny łup z Claire's.
4. Gdy była u mnie Breanna, od czasu do czasu pożyczałam sobie jej wykreślanki. Wydawało mi się, że to świetny i przyjemny sposób na naukę słówek. Te amerykańskie wykreślanki to mój najtańszy zakup - 1,08$. 
1. Pocztówek przywiozłam ponad 50 - nie dam rady Wam pokazać ich nawet w dwóch postach. Dziś tylko mała zajawka. 
2. W Wielkiej Brytanii, na lotnisku Heathrow też zrobiłam małe zakupy. 
3. i 4. Nowojorski T-shirt i pocztówka. :)
A Wy co byście kupili w USA?
Pozdrawiam serdecznie
Sara
PS Dowiedziałam się, że Claire's jest w Polsce (dzięki Kasiu, dzięki Marto! :D). Tylko że jak zwykle nie w Toruniu... :/

niedziela, 22 listopada 2015

Mam selfie z... nosorożcem - USA #12



Ostatniego dnia wymiany z Lincoln High School w Filadelfii nie mieliśmy zbyt wiele czasu na jeżdżenie z miejsca na miejsce i długie zwiedzanie. W planie było więc pojechanie tylko w jedno miejsce i to nie byle jakie, mające bowiem ponad stupięćdziesięcioletnią historię. W Filadelfii znajduje się najstarsze zoo w Ameryce. Ale nie martwcie się, zwierzęta mają nowe. ;))


Mieliśmy dobrych kilka godzin na zobaczenie tych mieszkańców zoo, którzy nas interesują. Starczyło nam nawet czasu na… kawę dyniową oczywiście. ;) Zajrzałam również do sklepiku, ale nie udało mi się znaleźć żadnych ładnych pocztówek. :(

Niestety, w filadelfijskim zoo nie ma pand. Nie znaczy to jednak, że od razu skreśliłam ten ogród zoologiczny. 


Najbardziej egzotycznymi zwierzętami w pierwszym amerykańskim zoo są zapewne żyrafy, nosorożce i lwy. W specjalnym pawilonie można tam również zobaczyć (możliwe, że pierwszy raz w życiu) rzadkie gatunki zwierząt. Powiem Wam, że jak czytałam niektóre nazwy, to nic mi one nie mówiły. Część z tych gatunków mieszka np. wyłącznie w tym jednym zoo. 


Zoo jest naprawdę duże, wybiegi zwierząt również mają spore rozmiary. Oprócz podziwiania zwierzątek można się na nich… przejechać. Mam tu na myśli wielbłąda. ;) Jeśli chcemy, mamy możliwość zjedzenia czegoś ciepłego, kupienia pluszaka czy wypicia kawy. 


Bardzo podobało mi się w filadelfijskim zoo. Pewnie ze względu na to, że mogłam spokojnie spacerować, oglądać to, co chcę, i nikt mnie nie pospieszał. Dzięki mapie trafiłam do wszystkich zwierząt, które chciałam zobaczyć i  zrobiłam sporo zdjęć. Świeciło słonko, a ja wcale nie płakałam na myśl o tym, że wracam do domu. Tak bardzo tęskniłam za rodzinką, że właściwie cieszyłam się, myśląc o powrocie. 


Jednak w najbliższym czasie do żadnego zoo się raczej nie wybieram. ;)

Pytałam Was już, czy lubicie odwiedzać zoo i które są Waszymi ulubionymi. To teraz zapytam inaczej: jakie zwierzęta najbardziej lubicie podziwiać, będąc w zoo? Które są Waszymi ulubionymi?

Uściski

Sara