piątek, 13 listopada 2015

Pierwsza randka z Nowym Jorkiem - USA #9



Zacznę od zakończenia. Niech to, co najważniejsze, będzie na samym początku, nie zaś w podsumowaniu. Nie znaczy to, że odradzam Wam czytanie dalszej części wpisu, tj. relacji z Nowego Jorku – wręcz przeciwnie!


Niektórzy ludzie sądzą, że marzenie to jakieś wyobrażenie zupełnie oderwane od rzeczywistości. Jasne, może i niektórzy mają marzenia niemożliwe do spełnienia, bardziej przypominające sen (a we śnie wszystko jest możliwe), niż rzeczywistość. Jednak to mniejsza część ludzkich marzeń. Zdecydowanie więcej jest tych, które można spełnić. Tylko że część z nich już dawno umarła. Dlaczego? Bo marzyciele się poddali, po przestali wierzyć w swoje marzenia, bo rozleniwili się, bo stracili nadzieję, bo spoczęli na laurach. Ludzie, tak nie można!

Dla przeciętnego człowieka lot do Nowego Jorku brzmi trochę abstrakcyjnie. Wiza to koszt 600 złotych, bilety w dwie strony 2000-3000zł. Poza tym trzeba to wszystko jakoś zorganizować, znaleźć czas na taką wyprawę, przemóc się, jeśli chodzi o długie loty, niebezpieczne Stany Zjednoczone i język angielski. To wszystko nie brzmi łatwo. Ale czy to znaczy, że podróż do Nowego Jorku jest niemożliwa, że jeśli ktoś tak jak ja nie urodził się w rodzinie, która śpi na pieniądzach i która ma znajomości, to powinien od razu zrezygnować z takiego marzenia? Nie. Nie można tak. Życie jest po to, by spełniać marzenia. A żeby je spełnić, często trzeba wykazać się odwagą, zaradnością, gospodarnością, oszczędnością, dobrą organizacją i pracowitością. Nadal nie brzmi łatwo, co nie? Nikt nie mówił, że droga do spełnienia marz będzie prosta. Jednak… wyobraźcie sobie to szczęście, tę satysfakcję, tę dumę, tę radość, gdy marzenia się spełnia. Gdy jest się już bardzo blisko. Gdy w końcu się udaje. Chyba nie ma lepszych momentów w życiu niż spełnienie długo wyczekiwanego marzenia. Moim marzeniem była wycieczka do Nowego Jorku. Dobrych kilka lat temu nie pomyślałabym, że to marzenie spełni się tuż po mojej osiemnastce. A jednak.

Był 18 października, chłodna niedziela. Z Filadelfii do Nowego Jorku droga nie jest zbyt długa, zajęła nam jakieś 2 godzinki. Już kilkanaście kilometrów od centrum ujrzeliśmy niezliczone drapacze chmur. A na Manhattanie miało być ich jeszcze więcej…

Mój aparat odmówił współpracy prawie na samym początku wyprawy, zaczęłam więc pstrykać fotki telefonem, prosić inne osoby, by robiły mi zdjęcia. To się nazywa pech, prawda? Być w Nowym Jorku i nie móc robić zdjęć… Ale na szczęście później złośliwe urządzenie magicznie ożyło.

Pierwszym punktem naszej wycieczki była Statua Wolności. Hmm. Moje zdjęcie ze Statuą to hit tej wycieczki. Praktycznie nie widać na niej tej ikony Nowego Jorku. Wyobraźcie sobie, jacy byliśmy wkurzeni – być w Nowym Jorku i nie zobaczyć Statui Wolności z bliska? Albo chociaż nie z odległości kilku kilometrów? Do Statui rzecz jasna kursują statki. Ale my na taki nie wsiedliśmy…
Widzicie coś takiego małego po lewej stronie zdjęcia? Właśnie z takiej odległości widzieliśmy Statuę Wolności.
A tutaj w przybliżeniu.


Udaliśmy się za to na spacer do 1 World Trade Center. Przyznaję, że i sam budynek 1 WTC, i monument upamiętniający ofiary z dnia 11 września 2001 roku sprawiły, że zaparło mi dech w piersiach i jednocześnie zaschło w gardle. Właściwie pomnik ofiar to dwa wielkie, kwadratowe doły, w których płynie woda na wzór wodospadu. Imiona i nazwiska wszystkich ofiar, które zginęły podczas tamtej tragicznej katastrofy (a było ich ponad 3000…), wykute są w kamieniu okalającym te dwa ogromne baseny, powstałe w miejscu dawnych fundamentów wież World Trade Center. Wokół pomnika posadzono dęby, aby oddzielały to szczególne miejsce od hałasu metropolii. 
fot. Maciej Kieruzal (dziękuję!)
1 World Trade Center
Prawda, że pięknie odbijają się budynki w szkle?
Tak wyglądają wspomniane przeze mnie doły/baseny.


Po chwili zadumy dalej spacerkiem udaliśmy się w kierunku Trinity Church, budynku zupełnie niepasującego do szklanych drapaczy chmur. W kościele tym mieliśmy okazję zobaczyć fragment próby chóru, prawdopodobnie gospel. 

Później przyszedł czas na przeniesienie się na plan filmu "Wilk z Wall Street". Spacerowaliśmy tą słynną ulicą, po drodze fotografując pomnik Waszyngtona, Nowojorską Giełdę Papierów Wartościowych i, tak jak ja, sklep Tiffany. 

fot. Maciej Kieruzal


Zmierzaliśmy w stronę South Street Seaport. Nad wodą był czas na kolejną sesję zdjęciową.
fot. Maciej Kieruzal


Śmiać mi się chce na samą myśl o tym, w jaki sposób mogliśmy oglądać słynny Most Brookliński. Do mostu nie podeszliśmy, ja zauważyłam go przez… siatkę ogrodzeniową. Gdy inni szli dalej, ja przez ową siatkę zrobiłam zdjęcie najsłynniejszego mostu w Nowym Jorku. 


W planach był lunch w Central Parku, ale z powodu niesprzyjającej pogody, zimna i niestosownego ubrania się niektórych osób przywieziono nas do ekskluzywnej galerii handlowej. Była tak ekskluzywna, że nie było w niej ławek, części uczniów usiadła po prostu przy windzie i wyciągnęła jedzonko. Tymczasem mała grupka, w tym Sarayna i ja, udała się do budki nowojorskiej. W mieście tym pełno jest takich jedzeniowych budek. Jakość pożywienia może nie jest najlepsza, ale co tam, będąc w NYC, trzeba spróbować czegoś charakterystycznego dla tego miasta. Zjadłam więc hot doga z budki i ciepłego precla. 


Wreszcie, najedzeni i trochę ogrzani, pojechaliśmy na Times Square, jeden z najbardziej znanych placów na świecie. Nie da się zliczyć reklam i bilbordów, które się tam znajdują. Na Times Square wstąpił we mnie jakiś niesamowity duch. Ciągle się uśmiechałam i po prostu cieszyłam się tym, że jestem w Nowym Jorku. Nawet niezbyt przyjemna sytuacja z naciągaczami nie zmieniła mojego nastawienia. Pewnie jesteście ciekawi, co to za sytuacja. Do mnie i mojej koleżanki podeszło kilkoro ludzi w kostiumach. Zaproponowali zdjęcia. Bez wahania się zgodziłyśmy. Później zawołali o pieniądze. 20 dolarów dla każdego. Ja na to: "Mam tylko 2 dolary." I dałam pieniądze jednemu. Na szczęście nie gonili nas później ani nic nam nie ukradli. 




Na Times Square kupiłam trochę pocztówek i drobiazgów. Poza tym zrobiłam kilkadziesiąt zdjęć. Fajną rzeczą są czerwone schody na tym właśnie placu. Właśnie tam podeszła do mnie dziewczyna i spytała, czy nie złożę życzeń jej znajomej, bo nagrywa filmik. Oczywiście zgodziłam się. :D


Zakochałam się w Nowym Jorku. No dobra, już wcześniej byłam w nim zakochana. Można uznać, że ta wycieczka była naszą pierwszą randką. Mimo że Empire State Building i Central Park widzieliśmy tylko przez okno, a Statuę Wolności z daleka, to i tak ogromnie, ogromnie się cieszę, że mogłam spełnić swoje marzenie. Nie jestem zawiedziona. Ten dzień był najlepszym punktem całej wymiany. Liczę na kolejną randkę. 


Kochani, a jakie są Wasze spełnione marzenia? Też kochacie Nowy Jork?

Uściski!

Sara

PS To post numer 400. :)

15 komentarzy:

  1. 20$ dla każdego za zdjęcia? :D Troszkę chyba przesadzili... :D Ja bym od nich uciekła słysząc taką kwotę :D
    Tak czy inaczej zazdroszczę wycieczki, ale kiedyś też przywiozę zdjęcia z tych samych miejsc! :D Jeszcze zobaczysz! :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj, wierzę, że przywieziesz. :D I życzę Ci tego. :)

      Usuń
  2. Podpiszę się pod Twoimi słowami i o tym samym napisałam na początku mojego nowego posta. Nie rozumiem ludzi, którzy mówią, że o czymś marzą, że chcieliby ale mówią "i tak się nie uda". Jak ktoś będzie siedzieć na 4 literach i nic z tym nie robił, to faktycznie tak będzie.
    Ale jak pokazujesz, można spełnić marzenia i to udowodniłaś! Gratuluje Ci z całego serca i widzę, że będziesz tam pewnie wracać. ja też mam podróżnicze marzenia. Kocham Japonię i chce tam być kiedyś.
    Ale mam inne wielkie marzenie,które mi się spełniło. Zagrałam w moim ulubionym programie Jaka to melodia? już 4 razy. A dawniej byłam bardzo nieśmiała, miałam lęk przed występowaniem publicznym, nawet w szkole na recytacji wierszy czy innych prezentacjach. Ale to marzenie było tak silne, że najpierw spróbowałam się oswoić z samym studiem, więc zaczęłam chodzić na statystowanie do tego programu, potem poznałam ekipę programu, poznałam Roberta Janowskiego,który jest dziś dla mnie kimś bliskim i sama czasem nie umiem w to uwierzyć, ale pomógł mi przezywciężyć lęki i kompleksy, Aż później zdecydowałam się pójść na eliminacje i dostałam się. Teraz tylko chciałabym wygrać 10 tysięcy w programie :) i pracuję nad tym od kilku lat, przygotowuję się, słucham muzyki, nagrywam odcinki, pomagają mi znajomi - inni zawodnicy, z którymi się zaprzyjaźniłam, Także nie ma rzeczy niemożliwych i warto wierzyć w marzenia. A tym, którzy nie wierzą, polecam książkę Martyny Wojciechowskiej "Przesunąć horyzont".

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Naprawdę byłaś w "Jaka to melodia"? Kurczę, bardzo możliwe, że Cię widziałam, bo od czasu do czasu oglądam ten program. Naprawdę miło jest słyszeć, że spełniłaś swoje marzenie i to naprawdę wymagało od Ciebie sporo odwagi. Życzę wygranej! Choć to na pewno nie jest łatwe, mnie czasami ludzie tak zadziwiają, jak rozpoznają utwór po kilku nutkach albo nawet i po jednej... Nawet zastanawiałam się, jak można się przygotować do takiego programu, czego słuchać. Ale da się wygrać, trzeba pewnie tylko mocno się przyłożyć do przygotowań.
      Książkę "Przesunąć horyzont" mam na liście "chcę przeczytać". Nawet widziałam ją w jakiejś bibliotece, więc może uda mi się wypożyczyć. :)
      Dziękuję za taki długi komentarz i pozdrawiam ciepło.

      Usuń
    2. Tak byłam :) Pisałam o tym na blogu, ale pewnie wtedy byłaś za oceanem ;) Lubię te chwile, kiedy czuję, że moje wielkie marzenie spełnia się. Czytam Twoje relacje z USA i czuję,że byłaś tam pewnie tak samo szczęśliwa, jak ja w studiu nr 5 na Woronicza w Warszawie :) Każdy ma swoje miejsce na Ziemi :)
      Myślę, że aby wziąć udział w tym programie trzeba być osłuchanym dobrze. Ja od dzieciństwa dużo słucham muzyki i kocham muzykę. A i w miarę mam dobry słuch, potrafię rozpoznać utwór..ale w programie są inaczej zaaranżowane, więc trzeba oglądać program codziennie. Wszyscy zawodnicy regularnie oglądają, robią listy piosenek z każdego odcinka, piszą podpowiedzi do 3 rundy - ja też mam 2 zeszyty do moich "Melodyjnych" notatek ;D w domu podczas oglądania programu potrafię dużo odgadnąć. Największym moim wrogiem tam jest moja własna trema. No i refleks jeszcze muszę poćwiczyć. Ale będę to robić. :D chce kiedyś wygrać dużo pieniędzy, bo czuję się na siłach :). "Przesunąć horyzont" bardzo mi pomogła ponieść się w pewnej trudnej chwili w życiu i nie zapomniałam o moich marzeniach, tak jak Martyna. Ona tam pisze o tym, że każdy człowiek ma swój Everest. Czyli taki szczyt marzeń, nie koniecznie dosłownie w postaci tej góry, ale coś, co chciałby spełnić a jest trudne do osiągnięcia (ale możliwe).
      Lubię pisać długie komentarze, akurat wczoraj miałam czas by nadrobić zaległości blogowe.

      Usuń
  3. Zazdroszczę Ci tego wyjazdu! Muszę się zmotywować i po obronie wybrać się na europejską wycieczkę :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Wow. Gratuluję spełnienia marzenia. Mnie do Nowego Jorku nigdy nie ciągnęło. Owszem, fajnie byłoby zobaczyć te wszystkie drapacze chmur, ale świat szklanych budynków i wysokościowców nie jest dla mnie. Zdecydowanie wolę gęstą i dosyć niską zabudowę miast europejskich - stare kamienice, rynki z wiekowymi ratuszami, stara kostka brukowa, którą wyłożone są ulice... Ah, do dziś jestem zakochana w stolicy Czech. :p Z drugiej strony, oczywiście, gdybym dostała szansę wyjazdu do NY, skorzystałabym z niej. Nawet jeśli kosztowałoby mnie to bardzo dużo. ;) Saro, podziwiam Cię za Twoją odwagę spełnić marzenie. Jesteś naprawdę niesamowitą osobą!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję, ale bez przesady, jestem zwykłą osobą, tylko bardzo zdeterminowaną :D
      Ja też uwielbiam europejską architekturę i zakochałam się w Pradze, ale Nowy Jork to zupełnie inny świat, który również chciałam zobaczyć na własne oczy. :) Tam wszystko jest takie duże, takie wysokie...

      Usuń
  5. Nareszcie mam czas, aby się tu rozpisać :D Już wcześniej na bieżąco śledziłam Twoje posty ze Stanów a teraz chętnie się wypowiem. Po pierwsze gratuluję 400. posta! Po drugie spełnienia marzeń! Jeszcze w gimnazjum i części liceum Nowy Jork był jednym z moich największych marzeń, jednak później zmieniły się moje priorytety i zaczęły mnie interesować nieco inne kierunki podróży, np. Nepal i przez to Nowy Jork przesunął się gdzieś dużo dalej na tej liście marzeń. Jednak pewnie zachwyciłby mnie tymi wysokimi budynkami, bo w sumie to właśnie ta część intrygowała mnie kiedyś najbardziej. Szkoda, że Empire State Building widzieliście tylko zza szyby! Jeszcze raz gratuluję! :)
    Co do moich spełnionych marzeń, to trochę ich już mam, ale najbardziej dumna jestem z magisterki i mojego rudego kota. Moje podróżnicze marzenia jeszcze czekają na realizację, bo do tej pory chyba najmilej z podróży wspominam wypad do Wilna oraz podróż promem do Szwecji.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję bardzo! :)
      Myślę, że w tym roku, podczas swojej podróży, zrealizujesz niejedno marzenie. :)

      Usuń
  6. Cieszę się, że Twoje marzenie Saro się spełniło i życzę realizacji kolejnych marzeń :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Oh, a te stworki tak przyjemnie na zdjęciu wyglądają :p
    Mam mnóstwo marzeń i wiem ,że się spełnią! Nawet podróż kosmiczna podróż! Marzenia dodają sił i urozmaicają życie :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Ja w ogóle nie rozumiem ludzi, którzy odpuszczają i nie spełniają marzeń... Oczywiście mówię o tych realnych. To, że spełniłaś swoje marzenie, świadczy tylko o tym, że jesteś ambitna i nie spoczywasz na laurach!
    Ech, tak to jest z elektroniką, zawsze psuje się w niewłaściwym momencie! Dobrze, że potem się naprawił, no i że mogłaś liczyć na współtowarzyszy wyprawy. Szkoda, że nie mogliśmy popłynąć, aby zobaczyć bliżej Statuę, jednak plus, że chociaż tak mogłaś ją zobaczyć. Tak, prawda, budynki cudownie odbijają się w szkle. W ogóle wszystkie te budynki są takie fascynujące... Times Square <3 Te żółte taksówki, normalnie jak kadr z filmu :D!
    WIesz co? Dzięki Tobie chyba zakochuję się w Nowym Jorku :).

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za wszystkie miłe słowa, komplementy, ale także za rady i konstruktywną krytykę.
Thanks for all kind words, compliments but also for advice and constructive criticism.