piątek, 30 grudnia 2016

Przełomy 2016 #2

Kolejne literki mojego roku - jeśli nie wiecie, o co chodzi, przegapiliście poprzedni post lub jesteście ciekawi, co wymyśliłam na literkę B - klikajcie tu.

Ł jak Łotwa. Nie, jeszcze tam nie byłam. Ale  już powiedziałam M., że ma oszczędzać. :DD
M jak miłość. Która pojawiła się nagle, zupełnie nieplanowanie. I która została. I mam nadzieję, że zostanie. Najlepiej na zawsze.
N jak "na słuchawce". Zrealizowałam cel i pracowałam przynajmniej przez miesiąc. Była to robota w call center – żmudna i nudna. Chciało mi się przeklinać, gdy nie mogłam się do kogoś dodzwonić i płakać, kiedy mnie wyzywano. Ale przetrwałam. A co zarobiłam to moje.

O jak otrzymane widokówki. W 2016 roku moją kolekcję wzbogaciły nowe państwa, otrzymałam też mnóstwo pocztówek z polskich sklepików. W lipcu okazało się, że posiadam aż 1102 kartki z 98 krajów.
P jak Polska też jest super! Olsztyn z Fanny, Łódź z mamą, Góry Stołowe z rodzinką, bajkowy zamek… Uwielbiam jeździć po Polsce i ją poznawać. Niestety nie udało mi się w tym roku pojechać do województwa podlaskiego – nie zobaczyłam tatarskich meczetów, bo nie mogłam znaleźć kompana do podróży. Poza tym dojazd z Torunia jest naprawdę kiepski… Ale przekładam ten cel na przyszły rok, co się odwlecze, to nie uciecze.
R jak rozpusta w biały dzień. Kawiarniane torty, piernikowe gofry, dyniowe kawy, pizze, naleśniki, gorące czekolady… Oj, długo mogłabym tak wymieniać. Szwendanie się po kawiarniach to moje hobby, haha. :D Ale w przyszłym roku zacznę trochę oszczędzać. ;) Na Rygę!
S jak studia. Dostałam się na dwa kierunki, wybrałam psychologię i do teraz nie jestem przekonana, że to dobry wybór… Mam jednak nadzieję, że znajdę dział psychologii, który mnie zafascynuje. Na studiach poznałam nowych ludzi o różnych poglądach i chciałabym, aby te znajomości się rozwijały. :)

T jak Tinder. Czyli aplikacja, z której śmieją się nawet osoby z niej korzystające… Ale jednocześnie uważam, że M. i ja powinniśmy zostać twarzami tej aplikacji. Bo ona działa. A przynajmniej w naszym wypadku zadziałała. I możecie żartować, że poznaliśmy się na portalu randkowym – takie czasy. Po 4 miesiącach czuję, jakbyśmy znali się od zawsze. I zdałam sobie sprawę, że chcę spędzić z M. resztę życia. I chciałabym, żeby ta reszta życia nadeszła tak szybko, jak to możliwe.

U jak urlop. Przymusowy, ponadczteromiesięczny, haha. :D Wakacje pomaturalne wykorzystałam na pracę, robienie prawka, czytanie i podróże. A gdy nie miałam już co robić, założyłam Tindera. I szybko znalazłam zajęcie, które tak mnie pochłonęło, że się zakochałam.
W jak Węgry. Jeny, mam wrażenie, jakby nasza wyprawa z mamą do Budapesztu za 3zł miała miejsce dawno, dawno temu… A to wydarzyło się w marcu. Stolica Węgier mnie zauroczyła, ale to Wiedeń ma stałe miejsce w moim sercu. Zrealizowałam w tym roku cel "odwiedzić 2 stolice europejskie", bo oprócz Budapesztu, był jeszcze Paryż.
Y jak yyy… wiem, że nic nie wiem. Niespodziewane pytania na kartkówkach z socjologii, podejrzane zadania na maturze z matmy czy dziwne pytania na pub quizie. Przyznaję, nie zawsze byłam omnibusem. 

Z jak zwiedzanie Muzeum Historii Żydów Polskich w Warszawie. To pierwszy cel, jaki zrealizowałam w 2016 roku. Muzeum wywarło na mnie ogromne wrażenie.
Taki był ten rok… Oby kolejny był tak samo udany. :D
Mam nadzieje, że nie narzekacie na 2016.
Życzę Wam wielu pięknych momentów w 2016 roku, wspaniałych podróży i duuużo miłości!
Ściskam mocno!
Sara

środa, 28 grudnia 2016

Przełomy 2016 #1


Znowu? Ale że znowu koniec roku? Tak szybko? Nie spodziewałam się! :D Nie będzie przesadą, jeśli nazwę rok 2016 przełomowym. W moim życiu naprawdę wiele się wydarzyło. Kończący się właśnie rok zapamiętam jako 12 miesięcy zmian, a nie stagnacji. Jak było? Tradycją stało się już podsumowywanie mojego roku na blogu w postaci alfabetu.

A jak auto, którego jeszcze nie mam, ale którego usilnie poszukujemy z rodzicami od dwóch miesięcy. Prawko udało mi się zdać za drugim razem (za pierwszym przeszkodziły mi takie czynniki jak stres/nieumiejętność jazdy w deszczu/pani egzaminatorka). Nie sądziłam, że tak trudno jest znaleźć tani, niestary i sprawny samochód. Ale nie tracę nadziei. Zakładam, że  rok 2017 będzie niezwykły, bo wreszcie kupię sobie, za swoje pieniądze, własne autko!

B jak bal maturalny, którym niesamowicie się przejmowałam, a który – oprócz niesmacznego jedzenia – okazał się świetną zabawą. Chętnie bym to powtórzyła! Szczególnie tańce (nie umiem tańczyć, ale lubię to robić :D).

C jak CD. Przez długi czas płyty CD były dla mnie czymś, na co szkoda pieniędzy. Maciek trochę zmienił mój punkt widzenia. Przede wszystkim sam posiada kolekcję ok. 300 albumów muzycznych. Sprawił, że i mnie zaczęło sprawiać radość kupowanie, dostawanie, dawanie i słuchanie płyt. Śmieję się, że gdy zamieszkamy razem, będziemy mieli podwójne wydania płyt Fleetwood Mac i Taylor. :D


D jak dziewiętnastka. Ludzie wielką wagę przykładają do osiemnastych urodzin. Dla mnie każde urodziny są ważne. :) Te dziewiętnaste będę wspominać jako ostatnie "naste" święto spędzone z przyjaciółkami, chłopakiem, rodziną.



E jak egzaminy maturalne, które zdałam, haha. Dwa nawet na 100%. Jeeny, jak ja się stresowałam! Tak bardzo, że dzień przed maturą z polskiego nie mogłam nic przełknąć i leżałam na kanapie w salonie, oglądając "Kupiliśmy zoo". Nigdy nie zapomnę tego momentu, gdy dowiedziałam się, że zdałam maturę z wiedzy o społeczeństwie lepiej niż większość osób, które uparcie chodziły na zajęcia do C. Ja – jako urodzona buntowniczka – oczywiście je zbojkotowałam. Na dobre mi to wyszło.

F jak Francja. I Paryż! Bałam się. Choć jakby spojrzeć na to realistycznie w większości miejsc Europy Zachodniej nie jest w 100% bezpiecznie. Mimo że w niektórych momentach towarzyszył nam deszcz, wizytę w stolicy Francji będę wspominać z uśmiechem na ustach. Najchętniej robiłabym to jeszcze z croissantem w ustach.


G  jak gotowanie i pieczenie. Powiem Wam coś: dorastam! Nigdy nie gotowałam, nie smażyłam i nie piekłam tyle, ile w tym roku. Nauczyłam się przyrządzać wiele nowych potraw i to nie tylko śniadaniowych. Z własnej woli zaczęłam przeglądać przepisy kulinarne! Co to się dzieje…


H jak huśtawka nastrojów. Kilka tygodni temu w rozmowie ze znajomym streściłam mój rok w paru zdaniach. Ale po chwili dodałam, że właściwie zawsze po długim niewidzeniu się z kimś mówimy wyłącznie o swoich sukcesach i wielkich wydarzeniach. Nikt nie wspomina o chandrach, o spadkach nastroju, o słabszych dniach, o tym, że zdarzało mu się płakać. A ja o tym napiszę. Z nadzieją, że w przyszłym roku będę lepiej sobie radzić z moimi nastrojami.

I jak Instagram, który niezwykle pomógł mi w przygotowaniu tego podsumowania. Aplikacja ta jest dla mnie swego rodzaju pamiętnikiem. Zbiorem ważnych wydarzeń, smacznych momentów i chwil pełnych radości.


J jak jeszcze bloguję. Chociaż od pół roku robię to inaczej niż wcześniej. Nie komentuję już innych blogów. Jeszcze nie wiem, czy do tego wrócę. W tym roku dodałam stosunkowo mało wpisów na bloga, ale za to zanotowałam o wiele więcej wyświetleń niż w poprzednich latach. Tylko komentarzy jakoś niedużo przybywa…


K jak książki. Przeczytałam ponad 52 książki i zrealizowałam swój cel na ten rok! O lekturach, po które sięgnęłam w 2016 roku, przeczytacie już za kilka dni w osobnym poście.


L jak lubię to! Uwierzycie, że w 2016 roku ponad 7000 razy kliknęłam "lubię to!" na fejsie? Wolę nie myśleć, ile czasu spędziłam, scrollując facebookową tablicę… Ale zdarzały się też dwudziestoczterogodzinne odwyki od fejsa. 
Kolejne literki już niebawem. 
2016 - żegnacie go z uśmiechem na ustach?
Sara

poniedziałek, 26 grudnia 2016

Gwiazdki z nieba i inne cudowne podarki



Dziś się chwalę. Chwalę, jakie wspaniałe były dla mnie te święta, jak pomysłowe prezenty otrzymałam od moich bliskich i jakie upominki podarowałam.

Napisałam w tym roku list do Mikołaja – zupełnie jakbym znów miała 8 lat. Postawiłam go w oknie w kuchni (kolejny powrót do dzieciństwa) i… czekałam.

Stworzyłam też nowoczesny odpowiednik listu do Brodatego – wishlistę na lubimyczytac.

Nie było to wcale takie łatwe. Od paru lat mam drobny problem z określeniem tego, co chciałabym znaleźć pod choinką. Im człowiek jest starszy, tym częściej marzy o tym, czego kupić nie można (gdy moja mama na początku grudnia zapytała, co chcę dostać, odpowiedziałam, że święty spokój). Co więcej jako zwolenniczka minimalizmu przykładam dużą wagę do tego, by upominki były przydatne. Więc czasami stwierdzam, że nic nie potrzebuję.

Moi rodzice jednak już dobrze mnie znają i dostałam od nich idealne prezenty.

Czarny, klasyczny plecak w stylu vintage (który co prawda sama sobie wybrałam, ale ciii). Mój ostatni plecak już kilkakrotnie się porwał i nie dało się go uratować. Podobnie z wychwalaną przez użytkowniczki Zalando torebką, której pasek urwał się, gdy tylko włożyłam do niej nieco więcej książek… Liczę na to, że mój prezent gwiazdkowy wytrzyma trochę dłużej.

Jako że niebawem kończy mi się umowa telefoniczna, rodzice sprawili mi pod choinkę nowego smartfona. Nie jestem żadną wielką szpanerką ani lanserką, której zależy na tym, by logo iphone’a wyraźnie odbiło się w lustrze. Jednak fajnie jest dostać telefon nowszej generacji, z lepszym aparatem. Założę się, że wytrzyma dłużej niż niejeden iphone.


Gry planszowe jako prezent na święta – to dla mnie swego rodzaju tradycja. W tym roku znalazłam pod choinką "Gorącego ziemniaka". Na pewno więcej napiszę o tej zabawnej planszówce w osobnym poście.


Na Gwiazdkę dostałam też śliczną, białą bluzkę, trochę słodyczy i trochę pieniążków (będzie na Rygę!).

Cudowne prezenty otrzymałam również od mojego chłopaka oraz od mojej przyjaciółki.

Maciek podarował mi aż 3 książki z listy życzeń – "90 najważniejszych książek dla ludzi, którzy nie mają czasu czytać", "Tokimeki. Magia sprzątania w praktyce" i "Minimalizm po polsku". Zaskoczył mnie niesamowicie "dodatek do  prezentu" czyli… syrop klonowy!  :D M. cały czas rozbudza we mnie zamiłowanie do płyt – tym razem moja minikolekcja wzbogaciła się o "Tango in the Night" Fleetwood Mac.
 


Od Fanny otrzymałam ogromny, ciepły, mięciutki szal, który sama sobie wybrałałam, haha, pachnącą cynamonem świeczkę i uroczą ozdobę świąteczną - renifera.
Jesteście ciekawi, co ja podarowałam drogim mi osobom? Zdradzę sekret: rodzice otrzymali ode mnie vouchery do teatru, ciastka, które sama upiekłam (!!!), a mama dodatkowo ucieszyła się z bonu na śniadanie podane do łóżka. :) Mojemu M. podarowałam pudełko skarbów, w którym znalazł płyty Pet Shop Boys i The Cure, herbatkę, coś słodkiego, nasze wspólne zdjęcie i mnóstwo romantycznych cytatów. :D W magicznym pudełku nie zmieściły się puzzle z "Gwiezdnych Wojen", ale M. i tak się z nich cieszył. F. dostała – wedle życzenia – bon do Matrasa i brokatowy lakier do paznokci.

Jeśli kiedykolwiek będzie Wam brakowało pomysłu na prezent… wróćcie tu. :)

Co znaleźliście pod choinką? Czy robiliście jakieś prezenty własnoręcznie? 

Całusy! 

Sara