poniedziałek, 29 maja 2017

Kolejna książka, która coś zmieniła

Wśród wielu książek, które czytam, czasami znajdą się takie, które rzeczywiście coś w moim życiu zmienią. Tak było z poradnikiem Pani Swojego Czasu czyli Oli Budzyńskiej. Nie śledzę bloga Oli, jej książkę przeczytałam po poleceniu przez Joasię Glogazę. Muszę jednak przyznać, że długo się wahałam, ponieważ książka wraz z przesyłką kosztowała 64zł. Czy opłaciło się ją kupić?

Zdecydowanym plusem poradnika  "Jak zostać panią swojego czasu. Zarządzanie czasem dla kobiet" jest fakt, że autorka podaje wiele przykładów z własnego życia. Jest szczera, bezpośrednia, a momentami nawet brutalnie krzyczy na swoje czytelniczki. Mnie to jednak nie przeszkadzało.

Co najlepiej zapamiętałam z tej książki? Wydaje mi się, że fragment o tym, że należy stworzyć listę zadań na dany dzień, a potem... wyrzucić z niej, co się tylko da. Bo w zarządzaniu czasem chodzi głównie o dokonywanie wyborów, o umiejętność ustalania priorytetów. Już przed przeczytaniem tej książki starałam się eliminować z życia to, co nie sprawia mi radości, przyjemności, satysfakcji i wiem, że na nic mi się nie przyda. Książka Oli Budzyńskiej jeszcze bardziej mnie do tego zmotywowała. 

W życie wprowadziłam również radę blogerki dot. tworzenia list zadań i kolejności ich wykonywania. Do tej pory często postępowałam w ten sposób, że najpierw odhaczałam z listy to, co lekkie i niewymagające zbyt wiele energii oraz czasu, by mieć wrażenie, że coś już zrobiłam. Tymczasem Ola radzi, by rano zrobić jedną dużą rzecz.  W razie gdyby coś się stało, gdyby coś nam wyskoczyło, mamy zrealizowany najważniejszy punkt. Na liście zadań umieszczamy go na samej górze. Poza tym zaznaczamy trzy zadania priorytetowe. Moje tworzenie list często wygląda tak, że najpierw wypisuję, co mogę zrobić, a potem przepisuję to w nieco bardziej uporządkowany i zhierarchizowany sposób.

Już wcześniej, dzięki Style Digger, poznałam zalety pracy w tzw. blokach czasowych. To znaczy, nie nazywałam tego tak, dopóki nie przeczytałam książki Pani Swojego Czasu. Chodzi o to, by pracować intensywnie przez określoną liczbę minut i później zrobić sobie przerwę - również o ustalonej długości trwania. Nastawiam więc budzik np. na 15 minut i przez ten kwadrans skupiam się na czytaniu tekstu na zajęcia. Nie odbieram smsów, zamykam drzwi. Po upłynięciu wyznaczonego czasu dzwoni budzik, a ja wtedy zazwyczaj wstaję, by rozprostować kości i np. przygotowuję sobie herbatę. Polecanym sposobem jest praca przez 25 minut, jednak dla mnie to za dużo, by maksymalnie skupić się na trudnym tekście napisanym małą czcionką. Jednak po piętnastominutowym wysiłku umysłowym nie robię sobie równie długo trwającej przerwy, lecz taką maksymalnie pięciominutową. 

Przez pierwsze dni po skończeniu poradnika trzymałam się również innej zasady proponowanej przez Olę. Chodzi o to, by nie zaczynać i nie kończyć dnia w Internecie. I o ile z tym porankiem idzie mi całkiem nieźle, o tyle z wieczorami jest już gorzej... Ale może wam pójdzie lepiej. Za to - zgodnie z sugestią Oli - zaczęłam się rano gimnastykować. Trwa to może 2 minuty, ale sprawia, że krew zaczyna szybciej krążyć i człowiek  nie jest już tak strasznie ospały. I inna prosta rada - warto wieczorem naładować sobie telefon. 
W książce blogerki jest również sporo na temat pracy w domu. Powinnam pokazać te fragmenty mojemu chłopakowi. Pracę w domu powinno się traktować jak każdą inną. To, że ktoś nie wychodzi codziennie rano do biura, nie znaczy, że w domu ma gotować, sprzątać, prać i nie wiadomo, co jeszcze. Podczas pracy w domu warto ustalić sobie, od której do której pracujemy - i poświęcić się temu w tym ustalonym okresie. Niektóre osoby pracujące w domu odnoszą wrażenie, że pracują non stop. Właśnie dlatego warto sobie ustalić takie ramy. 
W książce Oli znajdziecie sporo przydanych rad, nie tylko dla osób prowadzących własne biznesy czy pracujących zdalnie. Przede wszystkim autorka zupełnie zmienia nasz punkt widzenia na temat zarządzania czasem. Mówi o mitach i szkodliwych wymówkach. Obala między innymi przekonanie o tym, że zarządzenie czasem=robienie jak najwięcej rzeczy w jak najkrótszym czasie. Według mnie - warto sięgnąć po tę lekturę. Cena książki jest trochę przerażająca, fakt, tym bardziej że liczy ona nieco ponad 200 stron. Wydaje mi się jednak, że wielu osobom może się przydać. Ale - tak jak pisze Ola - samo przeczytanie jeszcze nic nie da. Trzeba zacząć działać. 
Dajcie znać, czy polecacie jakieś inne książki na temat zarządzania czasem! Jakie są Wasze wypróbowane sposoby na znalezienie czasu na to, co się kocha?
Pozdrawiam
Sara

3 komentarze:

  1. Nie wiem, czy ja zdecydowałabym się na tę książkę. Wszystkie opisane przez Ciebie techniki już znam (bloki czasowe to też Pomodoro), nie wiem, czy znalazłabym coś innowacyjnego. Blogi mi chyba wystarczają. :)

    OdpowiedzUsuń
  2. W sumie to nie jest ze mną tak źle! Większość z tych rad już dawno wdrożyłam w swoją codzienność. Z tą pracą w domu miałam swego czasu problem. Na początku dopadło mnie właśnie to wrażenie, że pracuję non stop. Zamiast 8 godzin, potrafiło się z tego zrobić 12. Postanowiłam więc, że koniec z rozpraszaniem się itd. Do pracy wychodziłabym o X i wracała 8 godzin później. Nie robiłabym sobie przerwy na pierdoły. Dlatego też ustaliłam sobie ramy czasowe i wszystkie zadania, jakie powinnam w tym czasie wykonać. Nie przeglądałam nic w sieci (choć było to trudne przy pracy przed ekranem komputera). Nagle okazało się, że potrafiłam wyrobić się nawet i w 6 godzin, a z dnia zostawało dużo więcej dla mnie :).

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja właściwie lubię czytać tego typu książki, ale z doświadczenia wiem, że raczej nic w moim życiu by nie zmieniły, bo - niestety - nigdy nie ma w nich nic nowego, raczej takie powielanie tego, co zostało już kiedyś powiedziane. Ale chętnie bym ją przeczytała, gdybym miała okazję na przykład pożyczyć od znajomego czy z biblioteki. ;)

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za wszystkie miłe słowa, komplementy, ale także za rady i konstruktywną krytykę.
Thanks for all kind words, compliments but also for advice and constructive criticism.