czwartek, 14 września 2017

Bruksela - piętnasta stolica


Od mojego powrotu z Brukseli, minęły blisko dwa miesiące. Po drodze było tyle ciekawych rzeczy do opisywania, że… najciekawsze zostawiłam na koniec!

Bruksela była 15. odwiedzoną przeze mnie stolicą. Dlaczego akurat to miasto? Cóż… wcześniej w nim nie byłam. Poza tym bilety lotnicze do Brukseli są względnie tanie. Byłyśmy z mamą ciekawe tego miasta, ale jednocześnie zdawałyśmy sobie sprawę, że nie jest to miejsce, w którym warto spędzić więcej niż kilka dni.
Jak w skrócie opisałabym swoje wrażenia z pobytu w Brukseli? Piękne zabytki, brud, smród i bezdomni. Niestety. Bruksela – która może się jawić jako reprezentacyjne, zadbane miasto – okazała się domem dla wielu żebraków. Jedynie uliczki wokół Wielkiego Placu wydawały nam się typowo turystyczne i warte pokazania. Inne dzielnice, po których przyszło nam się poruszać, były pełne śmieci. Poza tym Bruksela jest dość multikulturową stolicą. O ile w Paryżu, Londynie czy Stanach Zjednoczonych ta wielokulturowość mi nie przeszkadzała, o tyle w Brukseli momentami czułam się nieswojo.
Dwa zdarzenia z tej podróży zapamiętam na długo. Jedno – w momencie zaistnienia – nie było dla mnie niczym budzącym grozę. Dopiero po wysłuchaniu mojej mamy inaczej spojrzałam na sytuację z metra. Jechałyśmy do kolejnego punktu wycieczki, gdy do wagonu wszedł, a raczej został wepchnięty żebrak. Niewidomy mężczyzna stanął na środku i zaczął zawodzić w niezrozumiałym mi języku. Później przeszedł się po wagonie, żebrząc. Moja mama powiedziała mi potem, że myślała, iż z nami koniec, że ów mężczyzna zaraz się… wysadzi. Jego śpiew przypomniał mamie arabskie wzywanie muezzina i skojarzył z terrorystami-samobójcami.
Drugie z wydarzeń mogę określić tak: nie pamiętam, kiedy byłam tak blisko śmierci. W Brukseli większość osób wchodzi na pasy na czerwonym świetle. Spotykałam się z tym już w innych miastach. Ok, niech im będzie. My z mamą zawsze grzecznie czekałyśmy, aż zapali się zielony sygnalizator. Jednak w pewnej chwili byłyśmy tak zaaferowane mapą, że weszłyśmy na ulicę na czerwonym świetle. Gdy samochody ruszyły, moja mama zachowała trzeźwy umysł i się cofnęła. A ja stałam jak sparaliżowana. Serio, myślałam, że auto mnie przejedzie. Nie wiedziałam, czy biec do przodu, czy cofnąć się. Ostatecznie nic mi się nie stało, ale całe zdarzenie tak mnie przeraziło, że nie mogłam przestać płakać.
W Brukseli spędziłyśmy w sumie niecałe dwa dni. Myślę, że to wystarczający czas, by zobaczyć najważniejsze obiekty w  mieście i to nie tylko te w centrum, lecz także na obrzeżach jak Atomium. Zjadłyśmy belgijskie frytki – bardziej smakują mi te serwowane w Polsce określane mianem belgijskich. Za to gofry były obłędne. Cudowne, smakowite dodatki i inne ciasto. Niebo w gębie. O dziwo, ani razu podczas tej wycieczki nie byłyśmy w McDonaldzie i Starbucksie, które są zwykle stałymi punktami naszych zagranicznych wojaży. ;)
Czy chciałabym wrócić do Brukseli? Raczej nie czuję takiej potrzeby. Czy chciałabym tam zamieszkać? Oj, na pewno nie. Nie zniosłabym wszędobylskiego francuskiego. ;)
Ale o Brukseli Wam opowiem. Oceńcie to miasto sami.
Jak zwykle pokażę Wam, co udało nam się zwiedzić, zdradzę, ile kosztowała nasza podróż i jak ją zorganizowałyśmy.
Udanych podróży!
Sara

1 komentarz:

  1. Tak dla porównania jak się widzi miasto po 5 latach mieszkania w nim.
    http://czarrymarry.blogspot.co.uk/2017/06/co-z-ta-belgia.html

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za wszystkie miłe słowa, komplementy, ale także za rady i konstruktywną krytykę.
Thanks for all kind words, compliments but also for advice and constructive criticism.