wtorek, 19 grudnia 2017

Co chcieć w prezencie na święta? - problemy minimalistki



Nigdy nie sądziłam, że minimalizm i chęć niepomnażania rzeczy będzie powodowała problemy. A problemy przyszły wraz ze świętami.

W ostatnich latach zdałam sobie sprawę z wielu rzeczy (rzeczy!). Brzmi to górnolotnie. Zrozumiałam po prostu, ilu przedmiotów nie potrzebuję i uświadomiłam sobie, co jest moim priorytetem w życiu, jakie są moje cele.

I przyszedł w końcu taki czas, gdy stało się to problemem. Kiedy ludzie pytają mnie, co chcę na święta, odpowiadam, że nic. Bo nic nie potrzebuję. "No, ok, ok, nic nie potrzebujesz, ale czasami chcemy rzeczy, których nie potrzebujemy." Hm, chyba już z tego wyrosłam.

Przeglądam gazetki z różnych sklepów, oglądam reklamy. I nawet gdy w pierwszym momencie pomyślę: "O, fajnie byłoby to mieć", to już po chwili przychodzi refleksja: "Ale po co? Przecież ja tego nie potrzebuję.  Do tej pory radziłam sobie bez tego, to po co wydawać na to pieniądze? Po co mnożyć rzeczy?" Zdaję sobie sprawę, że dla wielu może być to dość radykalne podejście. Ale wierzcie mi, to prawdziwa ulga zrozumieć, że nie rzeczy czynią nas szczęśliwym.

Nie jestem żadną fanką gadżetów. Uwielbiam ideę slow fashion i nie kupuję ubrań, jeśli ich nie potrzebuję. Poza tym jest mnóstwo innych rzeczy, których nie potrzebuję. I co tu mi kupić w prezencie? To prawdziwy kłopot dla moich najbliższych.

Ja sama stałam się miłośniczką dawania i otrzymywania podarków doświadczeniowych. Chodzi tutaj głównie o wszelkiego rodzaju vouchery i bony, które pozwolą osobie coś przeżyć. Mam tu na myśli kupony do SPA, kina, teatru, kawiarni, restauracji, escape roomu, vouchery na lot, podróż. Z takich prezentów cieszyłabym się najbardziej. Jednak nie wszyscy są zwolennikami takich podarków. Moich rodziców chyba powoli przekonuję do tego, że prezent świąteczny wcale nie musi oznaczać materialnej rzeczy, czegoś, co muszę mieć, wziąć do ręki.

Z moją przyjaciółką w tym roku postanowiłyśmy, że zamiast dawać sobie coś w prezencie, po prostu wybierzemy się razem do parku trampolin. Czyli de facto podarujemy sobie coś najcenniejszego – czas. Założę się, że będziemy się świetnie bawić i na pewno lepiej zapamiętamy wizytę w jump arenie niż to, że dałybyśmy sobie jakiś przedmiot.

Dobra, ale co jeśli ktoś naprawdę chce sprawić drugiej osobie coś materialnego? Jestem za tym, żeby była to rzecz, której dana osoba faktycznie potrzebuje, np. torebka, bo jej obecna jest już stara i zniszczona. Albo żeby było to coś związanego z pasją danego człowieka.

Do Bożego Narodzenia został niecały tydzień. Moi rodzice nadal pytają mnie, co chcę na święta. A ja uparcie odpowiadam, że voucher do ryanaira. Rodzice: "Dobrze, dobrze, ale co poza tym?" Cóż, to mi wystarczy. Podarować komuś podróż – #najlepiej. Na 25. urodziny Maciek otrzymał ode mnie taki bon na bilety lotnicze. Coś mi się wydaje, że się cieszył.

Jestem ciekawa, jakie jest Wasze zdanie na temat prezentów w postaci voucherów. Czy Wy też macie problem z odpowiedzeniem na pytanie: "Co chcesz na święta?" 
Życzę Wam, żeby ten ostatni tydzień przed Bożym Narodzeniem upłynął w jak najmniej stresującej atmosferze!
Sara

PS Ja prezenty kupiłam już miesiąc temu. ;)

2 komentarze:

  1. Bon na bilety lotnicze to świetny prezent! Ja natomiast mogłabym nie dostawać nic poza książkami :))

    OdpowiedzUsuń
  2. Vouchery są genialne. Przynajmnie masz pewność, że osoba obdarowana sobie cos wubierze, a nie glowisz się wcześniej czy trafisz w jej gust czy nie.
    Tez prezenty kupiłam około miesiąca temu.
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za wszystkie miłe słowa, komplementy, ale także za rady i konstruktywną krytykę.
Thanks for all kind words, compliments but also for advice and constructive criticism.