Musiałam. Po prostu
musiałam to zrobić.
Pierwotnie nie planowałam na dzisiaj wpisu. A jutrzejszy miał wyglądać zupełnie inaczej. Jednak przepełniona
endorfinami, doładowana na kolejne tygodnie pozytywną energią, wypełniona
radością stwierdziłam, że podzielę się z Wami, co było taką ładowarką. :)
Okazało się, iż nie
trzeba wcale lecieć do Indii i lawirować na ulicy między krowami, aby móc
przeżyć iście magiczne, naprawdę kolorowe (dosłownie i w przenośni) chwile.
O czym mówię? O Festiwalu Kolorów w Toruniu! Wszystko było zaplanowane doskonale: data – początek
wakacji, dzień – ciepły, ale nie za gorący (chociaż w moim słowniku pojęcia zbyt upalny nie znajdziecie, ale wiecie, o co chodzi - było czym oddychać:)), miejsce –
tuż nad Wisłą i mimo iż wiele osób pytało, jak tam trafić, to w końcu pojawiły
się setki, a nawet tysiące uśmiechniętych ludzi w różnym wieku (po trzydziestce i czterdziestce też!), o różnej
posturze. Różniło nas wszystko, a połączyła świetna zabawa. :)
Londyńskim autobusem na Festiwal Kolorów? A czemu by nie? |
Nikt nie przejmował się
tym, jak wygląda – chyba że martwił się, iż nie jest wystarczająco
umorusany i kolorowy. :) Ludzie uśmiechali
się do siebie, robili sobie nawzajem zdjęcia (mnóstwo! Na Instagramie i
FB zostałam dosłownie zbombardowana radosnymi ujęciami brudnych twarzyczek). Fotografie pstrykane były także ze sceny i… z powietrza! Specjalne UFO uwieczniło
i tych machających, i tych skaczących i rzucających proszek. Kogo tam nie było! Widziałam połowę mojego
liceum. Wszyscy przyszli, aby powitać lato w kolorowy sposób.
Chociaż proszek
kosztował, to ludzie nie skąpili kasy na woreczki. Różowy
jak owocowe landrynki, czy taki w kolorze bezchmurnego nieba albo energetyczny
zielony – te i inne barwy widoczne były na twarzach, dłoniach, spodniach,
dekoltach, włosach, chodnikach, WSZĘDZIE! Po powrocie do domu i kąpieli woda stała się... fioletowa.
DJ
i zespoły zachęcali do zabawy, pod sceną zebrał się spory tłum. Wszystkie ręce były w
górze, a w kulminacyjnym momencie w powietrzu, oprócz rąk, unosiły się ogromne
tumany… nie, nie kurzu, kolorowego proszku! Nie mogłam przestać się śmiać,
nawet wtedy gdy proszek wpadał mi do oczu. Zapewne na długo pozostaną w mej
pamięci słowa dziewczyny, który odwróciła się do mnie i mojej przyjaciółki i
powiedziała: A co tak na niebiesko?, jednocześnie obsypując nas proszkiem.
Nie zapomnę także
spojrzeń, uśmiechów i pytań przechodniów, które usłyszałam podczas powrotu do
domu. Zaciekawieni ludzie zastanawiali się, gdzie ma miejsce tak niecodzienna
impreza, na czym polega i… cieszyli się, że są osoby, które chcą w tym
uczestniczyć i często podsumowywali rozmowę słowami: Oby więcej takich imprez w
Toruniu. Jeden z przechodniów, chyba pijaczyna, zaskoczył mnie pytaniem, raczej
retorycznym: Taka ładna dziewczyna, po co się pomalowałaś? Szkoda że nie odpowiedziałam
mu: Aby wyglądać jeszcze ładniej.
Taka relacja, bez ładu i
składu, ale emocje wciąż są żywe. Patrząc bardziej racjonalnie i wyciągając
wnioski na przyszłość: następnym razem trzeba włożyć na siebie wygodniejsze ciuchy. Tym razem ubrałam się w rzeczy, których nie było mi szkoda - pozostawała pewna doza niepewności, czy plamy da się sprać. Na szczęście tak :) Nie było mi jednak szczególnie wygodnie, jeszcze z torebką... W przyszłym roku - żadnych torebek!
Nie wyobrażam sobie lepszego rozpoczęcia wakacji! A Wy? Byliście kiedykolwiek na Festiwalu Kolorów? Może w innym mieście? Czy ta impreza też wywarła na Was tak pozytywne wrażenie? Niesamowite, ile wspaniałych emocji może dostarczyć kolorowy proszek... :)
Ściskam!
Sara