W życiu zdobyłam kilka szczytów. Niestety, żaden z nich nie był Everestem,
K2 ani nawet Mount Blanc. Nie wspięłam się na Rysy, ale za to zdobyłam Nosala,
Śnieżkę, Jaworzynę Krynicką, Szrenicę, a nawet Gubałówkę i osiągnęłam szczyt
zdenerwowania. W Górach Stołowych postanowiłam udać się na Szczeliniec Wielki,
który jest najwyższym szczytem w paśmie Gór Stołowych na terenie Parku Narodowego,
ale jednocześnie wcale nie jest bardzo wysoki – mierzy on 919 m.n.p.m. Co ciekawe, właśnie na Szczelińcu kręcono niektóre fragmenty filmu "Opowieści z Narnii: Książę Kaspian".
Wyprawę na Szczeliniec rozpoczęliśmy od dojechania samochodem do Karłowa
drogą wijącą się między drzewami w taki sposób, że gdy inne auto jechało z naprzeciwka,
dowiedzieliśmy się o tym w ostatnim momencie.
Na górę prowadzi szlak składający się z 665 schodów. Cieszyłam się, że będę
wchodzić po stopniach, a nie po nierównym terenie, na którym w każdej chwili
mogę znów skręcić kostkę. Myślałam: co to dla mnie, tyle schodów? Tymczasem już
po kilkudziesięciu stopniach dostałam zadyszki. Na szczęście nie byłam jedyną
osobą z naszej rodziny, która nie mogła złapać oddechu. :D Zatrzymywaliśmy się
po drodze, aby trochę odpocząć, podziwiać widoki i porobić zdjęcia wśród
skał.
W końcu dotarliśmy do schroniska – wydawało nam się, że to już koniec.
Zrobiliśmy sobie sesję zdjęciową i natknęliśmy się na skały z pozostawionymi przez turystów monetami. Śmialiśmy się, że gdyby
leżała tam stówa w banknocie, to może i człowiek by się na nią połasił… ;)
Okazało się, że za schroniskiem jest… kasa. Aby wejść dalej (na sam
szczyt), trzeba było zapłacić. W sumie, aby zejść z góry, również należało
uiścić opłatę, chyba że zdecydujecie się zaryzykować i zejść pod prąd. Koszt zakupu biletów
jest taki sam, jak w przypadku Błędnych Skał – 7zł normalny/3zł ulgowy.
Co zawsze wydawało Wam się gorsze – wejście na szczyt czy zejście z niego?
Mnie i to, i to trochę przeraża. Pięcie się w górę jest prawdopodobnie bardziej
męczące, wymaga więcej wysiłku, natomiast schodzenie to większe ryzyko
poślizgnięcia się. Nie sądziłam jednak, że powrót na dół będzie taką szkołą
przetrwania. Przeciskaliśmy się między skałami, trzymaliśmy łańcuchów. Wszędzie
było mokro. Tak się bałam, że w pewnym momencie
myślałam, że padnę. Otaczały nas głębokie szczeliny i przepaście. Ale… mimo
mojego strachu byłam z siebie dumna, że zdobyłam kolejny górski szczyt, że
dałam radę i, co najważniejsze, że nic sobie nie zrobiłam (wiecie, ofiara zrobi
zara!).
To przeciskanie się w Błędnych Skałach i wypad na Szczeliniec Wielki były
według mnie najlepszymi punktami naszej wycieczki.
Ale to jeszcze nie koniec mojej relacji…;)
W następnym poście czeka Was niespodzianka! Już teraz zapraszam.
W następnym poście czeka Was niespodzianka! Już teraz zapraszam.
Ściskam!
Sara
Piękne widoki, ja nigdy nie była w tych górach a ze szczytów, to jedynie Gubałówkę zdobyłam
OdpowiedzUsuńByłam! Cudowne widoki i świetny klimat chodzenia wśród skał :D
OdpowiedzUsuńLedwo przedwczoraj przejeżdżałam obok Szczelińca, wracając z Błędnych Skał do agroturystyki, w której mieszkaliśmy. Gdyby właśnie nie fakt, że zakwaterowani byliśmy jakieś 50 km od PNGS, pewnie i Szczeliniec byśmy zaliczyli! No ale cóż, przynajmniej zdobyłam kolejne pocztówki - z Polanicy-Zdrój! :) Swoją drogą - z wyprawy tygodniowej (niedziela-sobota) przywiozłam ich... 14! :D
OdpowiedzUsuńSzczeliniec bardzo polecam! Z Twoich zdjęć na Instagramie, nie poznaję żadnych miejsc, a tu czytam, że w Błędnych Skałach byłaś. :D
UsuńJa właśnie niewiele kartek przywiozłam z Gór Stołowych... :|
Na Instagrama wrzucałam raczej zdjęcia z wsi, w której byliśmy zakwaterowani! Chociaż, nie wykluczam, że kiedy zrzucę zdjęcia z aparatu (raczej po powrocie od cioci i rodzinnej osiemnastce, tj. w przyszłym tygodniu) - coś trafi na Instagrama! :D Bo zwiedziliśmy generalnie sporo, o czym pewnie więcej napiszę w kolejnym liście. Zobaczyliśmy w sumie Bystrzycę Kłodzką (przepięknie!!! położoną), Kłodzko z twierdzą, kopalnie złota w Złotym Stoku, własnie Błędne Skały, Polanicę-Zdrój, Międzylesie oraz Lądek-Zdrój i Ząbkowice Śląskie wraz z pięknym ratuszem, krzywą wieżą i zamkiem. :)
UsuńWidoki ze szczytu cudowne. Nigdy nie byłam w tej okolicy,jednak już od dłuższego czasu jest ona na mojej liście miejsc wartych odwiedzenia. Liczba schodów przeraża, choć z drugiej strony chyba wolę wchodzenie po schodach niż mokrych kamieniach. O schodzeniu już nawet nie wspominam, ponieważ pomimo zadyszki wolę wchodzić niż schodzić. Ja jestem taką ofiarą losu, że potrafię sobie coś zrobić nawet na prostej asfaltowej drodze, więc takie szczeliny byłyby dla mnie wyzwaniem zapewne :D
OdpowiedzUsuńCzekam na niespodziankę w kolejnym poście :)
Pozdrawiam serdecznie!
Nie ważne czy mały czy duży, ważne że zdobyty :) Wiadomo, każdy od czegoś kiedyś zaczynał i kto wie, może przed Tobą jeszcze dużo większe szczyty :) Po górach nigdy się nie wspinałam. Ale tak z mojej perspektywy nie wiem co wybrałabym bardziej. Wchodząc pod górę wiadomo, jest ciężej, więcej siły musimy na to poświęcić i ciągle jest ta niepewność ile jeszcze trasy przed nami. Zaś schodząc w dół, zwłaszcza po bardziej stromych stokach widzimy nagle ten ogrom przestrzeni poniżej, to jak jesteśmy wysoko. Co do stopni, to ja chyba jednak wolałabym kamienie, ścieżki, ścieżynki itp. Co prawda jestem urodzoną pierdołą i na schodach na pewno byłabym bezpieczniejsza. Ale schody są takie przewidywalne, że aż dla mnie nudne a im ich więcej to się robią monotonne i przez to bardziej męczące :p
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie :)
Ale fajnie :) Pamiętam, że byłam tam jak miałam 11 lat (co było już dość dawno ;P ) i strasznie mi się podobało, wróciłabym w Góry Stołowe :)
OdpowiedzUsuńSwietna relacja i przepiekne widoki :)
OdpowiedzUsuń