Strony

czwartek, 29 września 2016

Magiczna dzielnica Montmartre - Paris cz. 3



Mój tata po obejrzeniu zdjęć z Paryża stwierdził, że tego miasta nie powinno się zwiedzać. W nim powinno się być.

Jedno popołudnie spędzone na powolnym przechadzaniu się po paryskich uliczkach to prawdopodobnie za mało, by wczuć się w klimat tego miasta. Ale nie za mało, by tę magiczną atmosferę dostrzec.

Paryż to miasto kontrastów. O ile spacerując po Polach Elizejskich, nie mogłyśmy z mamą wyobrazić sobie Paryża z filmów, o tyle odkrywając kolejne zakamarki Montmartre, poczułyśmy się prawie jak na srebrnym ekranie. Wieża Eiffla nie jest romantyczna – romantyczne są za to liczne kawiarenki i galerie, które można znaleźć w pobliżu Sacre Coeur.

Wychodząc z hostelu późnym popołudniem, chciałyśmy z mamą skupić się na doznaniach. Smakowych, wzrokowych, na aromatach. Przejęłam aparat, by odpocząć trochę od pozowania. Fotografowałam uliczne stragany, artystów, zapełnione po brzegi sklepiki z pamiątkami. Oglądałyśmy z mamą witryny zachęcające do kupienia słodkich makaroników i innych wybornych pralinek.

Kawiarnie w Paryżu są wyjątkowe. Przede wszystkim, niezależnie od pory dnia, odpoczywa w nich pełno ludzi. Paryżanie i turyści przesiadują zwykle na zewnątrz, zwróceni twarzą do tłumów na chodnikach. Zazdroszczę Francuzom, że zawsze mają czas na filiżankę kawy albo kieliszek wina wypity w kawiarence.

Sacre Coeur to jedyny obiekt w stolicy Francji, który widziałyśmy w trzech różnych odsłonach. Po raz pierwszy, zupełnie zaskoczone, ujrzałyśmy bazylikę z okien samochodu. Jeeeeny! Świątynia wyglądała bajecznie.

Po raz drugi udałyśmy się do bazyliki piechotą. Mnóstwo wchodzenia pod górkę i sporo schodów. Ale było warto. Choć na szczycie wzgórza zaskoczył nas deszcz i na zdjęciach wyglądam jak zmokła kura. Jednak to nie ja jestem na tych fotografiach najważniejsza, lecz Sacre Coeur!

Trzecie odwiedzenie bazyliki było po prostu zboczeniem z wyznaczonej trasy. Planowałyśmy oglądać kafejki, ale skoro byłyśmy tak blisko Sacre Coeur, to dlaczego by nie zobaczyć jej znów? Ze wzgórza rozciąga się cudowny widok na Paryż. Co prawda miasto wydaje się z tej perspektywy mało kolorowe, no i nie widać Wieży Eiffla, ale mimo wszystko sceneria zapiera dech w piersiach.

Niedaleko naszego hostelu, mieszczącego się w dzielnicy Montmartre, znajduje się niepozorna kawiarnia. Z zewnątrz nie da się rozpoznać, że to miejsce pojawiło się w filmie "Amelia"! W środku zawieszono plakat reklamujący produkcję oraz kadr z filmu. Zamówiłyśmy z mamą ciastko czekoladowe, które było delikatnie płynne w środku. Pychota. Co ciekawe do zamówienia dostałyśmy dużą flaszkę… nie, nie wódki. Wody.

Uprzedzam Wasze pytania – na słynnym cmentarzu Montmartre nie byłyśmy. Chyba tym razem szkoda było nam czasu na chodzenie między grobami.
Chcecie zobaczyć Paryż po zmroku? Wiem, że chcecie! ;)
Pozdrawiam ciepło!
Sara

wtorek, 27 września 2016

Notre Dame, pałace i inne hotele - Paris cz. 2



Tyle już widziałyśmy z mamą. Śmiejemy się, że prawdziwe z nas globetrotterki, mimo że nigdy nie podziwiałyśmy wietnamskich krajobrazów, nie byłyśmy ani w indonezyjskiej dżungli, ani w tej amazońskiej, a piramidę widziałyśmy tylko w Paryżu. No właśnie! W ostatnim poście pojawiło się wiele słynnych paryskich zabytków. Ale to jeszcze nie koniec mojej francuskiej przygody.

Był Luwr, był McDonald (tak, wiem, dziwne połączenie). A potem bieganie po paryskich uliczkach w poszukiwaniu sklepu, w którym można kupić znaczki pocztowe.

Po tylu wrażeniach dojechałyśmy metrem do Hotelu de Ville. Pamiętam dziwny wyraz twarzy mojej mamy, gdy, jeszcze w Polsce, pokazywałam jej, co warto zobaczyć w Paryżu. "Ale że hotel będziemy oglądać?" Okazuje się, że "hotel de ville" to w języku francuskim po prostu ratusz. Gdy pomyślę o toruńskim ratuszu i tym paryskim… Hmm, chyba słów mi brakuje. Zupełnie inna bajka. Ale obie bajki mi się podobają. Ratusz w Paryżu można sfotografować z wielu stron. Jest ładnie zdobiony. Żałuję, ze nie dane było mi podziwiać go po zmroku.
Już stojąc obok siedziby rady miejskiej, dostrzegłyśmy w oddali nasz kolejny punkt – Conciergerie (nadal nie wiem, jak to się czyta, podobnie jak milion innych francuskich słów.) Są rzeczy, którym paryżanom nie zazdroszczę, ale są i takie, które nieustannie mnie zaskakują i to pozytywnie. O, na przykład pałac w środku miasta.

Na jakiś czas odpuściłyśmy sobie wszelkie środki komunikacji i pieszo udałyśmy się do słynnej gotyckiej katedry. Nie czytałam "Dzwonnika z Notre Dame" (przez "Nędzników też nie mogłam przebrnąć jakby co), ale filmy o tych samych tytułach uwielbiam. Szczurów pod Notre Dame nie było.

Nagle zaczęło padać. Chciałyśmy schować się w Starbucksie, ale… nie mogłyśmy do żadnego trafić. Wcześniej na każdym kroku rzucała nam się w oczy ta hipsterska kawiarnia, a jak w końcu zamarzyłam o kawie dyniowej, to nikt nie potrafił podpowiedzieć nam, jak do Starbucksa dotrzeć. Kawowy raj znalazłyśmy, gdy deszcz ustał. Chwilę odpoczęłyśmy i skorzystałyśmy z… WiFi. Przydało się, bo nie bardzo wiedziałyśmy, jak dotrzeć do Panteonu.

Cieszę się, że mam już zdjęcia z dwoma panteonami – tym rzymskim i tym paryskim. Przed mauzoleum siedziało mnóstwo osób ze szkicownikami w rękach. Rany, to Paryż z filmów!


Nasze podróże są pełne dziwnych przygód, niespodzianek i śmiesznych sytuacji. Jedna z nich wydarzyła się w drodze z Panteonu do Teatru Odeon. Wiedziałyśmy, czym jechać, na jakim przystanku wysiąść, tylko że… nie wysiadłyśmy. Sama już nie wiem, czy kierowca się nie zatrzymał, czy to my nie nacisnęłyśmy z mamą jakiegoś guzika. Trudno, opuściłyśmy pojazd jeden przystanek dalej. I wiecie co? To był genialny zbieg okoliczności, bo trafiłyśmy dzięki temu do Ogrodu Luksemburskiego. Jaki to był piękny park! Wszędzie kolorowo, poczułyśmy się jak na wczasach na Majorce. I tak też prezentują się fotografie wykonane w ogrodach. Szkoda, że jestem w długich spodniach, bo mogłabym wmówić ludziom, że to Lazurowe Wybrzeże. ;)


Gdy w końcu trafiłyśmy do teatru, nie opadły nam szczęki. O wiele efektowniejsza była Opera Garnier, którą widziałyśmy nieco później.

Zmęczone wróciłyśmy do hostelu, by zjeść zupki chińskie, chwilę odsapnąć i… ruszyć dalej. Byłyśmy ogromnie ciekawe dzielnicy Montmartre.
Które z tych miejsc chcielibyście zobaczyć na własne oczy? A może już widzieliście? 
Wszystkiego dobrego! 
Sara

niedziela, 25 września 2016

Wieża Eiffla, piramida i inne paryskie dodatki - Paris cz. 1



Zastanawiałam się, jak podzielić paryskie posty. To chyba odwieczny problem wszystkich blogerów – ile wpisów przygotować, czy podzielić je tematycznie, chronologicznie, czy może w jakiś inny sposób.

W tym momencie w dalszym ciągu nie wiem, które miejsca opiszę w tym poście. Zobaczymy, gdzie mnie palce poniosą.

Jeszcze w Polsce postanowiłam, że musimy zacząć zwiedzanie Paryża od wieży – w razie czego, gdyby pogoda się popsuła, coś by się wydarzyło, żebyśmy mogły powiedzieć "Ale wieżę widziałyśmy." :D

Gdy wysiadłyśmy na przystanku Tour Eiffel, kolana się pode mną ugięły. Wieża jest ogroooomna. A my stałyśmy dokładnie pod nią. Chwila zastanowienia – jak tu robić zdjęcia? Co ciekawe, pod Żelazną Damą ustawione są specjalne kamienne bloczki, na które można wejść, by zrobić sobie idealne zdjęcie z wieżą (no, może nie do końca doskonałe, bo z dołu, ale przynajmniej widać calutką konstrukcję!). Na najwyższą budowlę w Paryżu można wjechać, my jednak odpuściłyśmy sobie tę atrakcję. Jeśli chcecie zabrać wieżę do domu, jest taka możliwość. W jej okolicach aż roi się od ulicznych sprzedawców wciskających tandetne breloczki.  Najpiękniejszy jest fakt, że to nie było nasze ostatnie spotkanie z symbolem Paryża… ;)

Wieża obejrzana – ruszamy dalej. Tym razem do Pałacu Inwalidów. Skąd wzięła się ta nazwa? Niegdyś budynek służył jako szpital i pensjonat dla inwalidów wojennych. Kompleks Les Invalides jest tak wielki, że trudno zrobić mu zdjęcie. Ze śmiechem wspominam przygodę, która spotkała nas w drodze do pałacu. W Polsce raczej nie mogłaby mieć ona miejsca. Autobus, którym jechałyśmy, nagle się zatrzymał, ponieważ drogę zablokowała ciężarówka. Kierowcy pojazdu nie było, nikt nie wiedział, co się dzieje. Staliśmy. Wszyscy krzyczeli coś po francusku, na zmianę się śmiejąc. Sytuacja była absurdalna, a my z mamą patrzyłyśmy na siebie skonsternowane. W końcu odnalazła się zguba w postaci kierowcy ciężarówki. Droga została odblokowana. Nie muszę mówić, że utworzył się za nami niemały korek…

Aby dotrzeć do kolejnych punktów naszego planu, musiałyśmy przejść przez słynny most Aleksandra. Myślę, że każdy z Was kojarzy to miejsce – jedni oglądali w dzieciństwie bajkę "Anastazja" (groźny Rasputin niszczy właśnie ten most!) albo film "O północy w Paryżu", inni są fanami Adele, która teledysk do "Someone like you" nakręciła na moście nazwanym na cześć cesarza Aleksandra Romanowa.

Tuż za mostem znajduje się Grand Palais i Petit Palais czyli majestatyczne pozostałości po wystawie światowej. Na schodach jednego z nich para Japończyków fotografowała się w strojach niczym z balu w Wiedniu.

Wystarczy podjechać jeden przystanek autobusem z Grand Palais, by znaleźć się na Place de la Concorde czyli Placu Zgody. Plac ten kilkakrotnie zmieniał swoją nazwę. Znajdują się na nim bajeczne fontanny i egipski obelisk.

Zdjęcia zrobione? Jedziemy dalej! Tym razem metrem. Chciałyśmy zobaczyć piramidę. Wiecie, piramida w środku Paryża, to takie oczywiste. Wysiadamy na stacji Palais Royal – Musée du Louvre, a tu szklanej piramidy nie ma. Przeszłyśmy przez ogromne drzwi i dopiero wtedy naszym oczom ukazała się piramida. I kolejka długości połowy toruńskiego mostu. Podobnie jak pod Wieżą Eiffla i przy Luwrze znajdziecie bloczki, na których można stanąć i… złapać piramidę za czubek Byłam naprawdę szczęśliwa, podążając tropem Roberta Langdona z "Kodu da Vinci". ;)


Po obiadku w McDonaldzie udałyśmy się w dalszą drogę. Zostało jeszcze tyle do zobaczenia! 

Buziaki! 

Sara