O tym, jak stałam się sławna
Zaczniemy od tego, jak nagle
otrzymałam trzydzieści zaproszeń do znajomych na Facebooku i nie nadążałam z
odpisywaniem na wiadomości. A od czego to się właściwie zaczęło? Od mojego występu w "Milionerach". Nie wygrałam miliona, ale i tak zawładnęłam mediami
społecznościowymi na kilkadziesiąt godzin, co mnie zszokowało i nieco przytłoczyło. Wcale nie powiedziałam nic głupiego (przynajmniej tak mi się wydawało).
Dzwonili do mnie dziennikarze z lokalnych gazet. To było istne szaleństwo. A gdy pani pielęgniarka w zabiegowym, dwa tygodnie po emisji, spytała mnie "No, pani Saro, jak tam było w Milionerach?", zbaraniałam.
Po emisji "Milionerów" dowiedziałam się też, jaka to ja jestem gruba/mądra/okrągła/inteligentna/pulchna (prawdziwe skreślić).
Dzwonili do mnie dziennikarze z lokalnych gazet. To było istne szaleństwo. A gdy pani pielęgniarka w zabiegowym, dwa tygodnie po emisji, spytała mnie "No, pani Saro, jak tam było w Milionerach?", zbaraniałam.
Po emisji "Milionerów" dowiedziałam się też, jaka to ja jestem gruba/mądra/okrągła/inteligentna/pulchna (prawdziwe skreślić).
O tym, jak wstałam przed 6, by słuchać brytyjskiego radia
Był 10 listopada, dzień, na który
czekałam od jakichś trzech lat. Nowa płyta Taylor. Nastawiłam budzik, by
słuchać jej w radiu. Oczywiście nie wstałam o tej, o której wstać zamierzałam,
i załapałam się na zaledwie kilka piosenek. Na szczęście parę godzin później
trzymałam już swój fizyczny egzemplarz płyty w dłoniach.
Śmieszy mnie i smuci jednocześnie
to, gdy ktoś pisze "hejka, jestem Swiftie od trzech miesięcy, moja ulubiona
płyta to "1989", znacie jakieś jeszcze?". W moim życiu Taylor obecna jest od 9
lat. Dlatego powiedzieć, że ekscytowało mnie to, że wreszcie wydaje nowy album,
to za mało. Niestety "Reputation" nie zostanie moją ulubioną płytą Taylor. Smutne
jest chociażby to, że żadnego z utworów na płycie Tay nie napisała sama. Moja pierwsza
myśl po przesłuchaniu albumu: "Nie spodoba się on mojemu tacie". Tata, podobnie
jak ja, uwielbia starą Taylor. Te nowe rapsy i elektro nie do końca do nas
przemawiają. Co nie oznacza, że płyta jest totalnie nie do posłuchania – są na
niej piękne ballady i piosenki, którym bliżej jednak do kompozycji niż do
produkcji. Ale jest też pełno alkoholowych, didżejowsk-raperskich miszmaszów.
O tym, jak chciałam uciekać z kraju 11 listopada
I znów o moim tacie. Jego
marzeniem było pojechać kiedyś 11 listopada do Warszawy, by zobaczyć obchody Święta Niepodległości. Powiem tak – jeśli kiedykolwiek będę mieszkać w stolicy,
11 listopada będę z niej uciekać. Jak najdalej. To, jak wygląda Warszawa w tym dniu,
przeraziło i mnie zszokowało. Pomińmy to, że komunikacja miejska jeździła, jak
chciała, i nie zdążyłam na pociąg do Torunia (a kolejny dopiero za 3h). Pomińmy
korki. Najgorszy był strach, który towarzyszył mi, gdy szłam ulicami. Tu coś
wybucha, tu jakieś race. Przede mną tłum krzyczących kiboli i nacjonalistów. Nie
wiedziałam już, czy jak ktoś niesie flagę, to mam się go bać. To chyba nie tak
powinno wyglądać.
O tym, jak wybiegałam od lekarza w podskokach
W sierpniu dowiedziałam się, że
jestem chora na nadczynność tarczycy. Przeraziłam się nie na żarty, w końcu
nikt nie chce dowiedzieć się, że jest chory i musi brać nie wiadomo ile leków.
Tymczasem w minionym tygodniu odebrałam wyniki, które polepszyły się diametralnie.
To naprawdę ogromna ulga dostrzegać, że leki działają. Nie chce już wracać do
tych sierpniowych dni, ogromnego bólu i wizyt w szpitalu.
O tym, jak śmiałam się i drżałam w kinie
W listopadzie obejrzałam trzy kompletnie odmienne filmy. Zaczęło się od "Zgody". To jeden z najokrutniejszych, najmroczniejszych i najbardziej agresywnych filmów, jakie widziałam. Porusza bardzo trudny temat - obozów tworzonych przez Służbę Bezpieczeństwa. Wielokrotnie podczas oglądania tego filmu musiałam odwracać wzrok. Ale czy to znaczy, że żałuję, iż go obejrzałam? Stanowczo nie.
Na szczęście w listopadzie oglądałam też coś lżejszego. Razem z mamą wybrałyśmy się na "Listy do M. 3". O poziomach współczesnych polskich komedii lepiej nie mówić, jednak "Listy do M." nadal bawią. Scenarzyści wykazali kawał dobrej roboty, bo naprawdę jest się z czego pośmiać, a dialogi są naprawdę zaskakujące.
W minionym miesiącu wybrałam się również do kina na film "Człowiek z magicznym pudełkiem". Do tej pory nie wiem do końca, co myśleć o tej produkcji - pomysł ciekawy, ale momentami trochę się gubiłam. Bardzo podobało mi się wyobrażenie świata w 2030 roku - choć był to smutny widok.
W listopadzie obejrzałam trzy kompletnie odmienne filmy. Zaczęło się od "Zgody". To jeden z najokrutniejszych, najmroczniejszych i najbardziej agresywnych filmów, jakie widziałam. Porusza bardzo trudny temat - obozów tworzonych przez Służbę Bezpieczeństwa. Wielokrotnie podczas oglądania tego filmu musiałam odwracać wzrok. Ale czy to znaczy, że żałuję, iż go obejrzałam? Stanowczo nie.
Na szczęście w listopadzie oglądałam też coś lżejszego. Razem z mamą wybrałyśmy się na "Listy do M. 3". O poziomach współczesnych polskich komedii lepiej nie mówić, jednak "Listy do M." nadal bawią. Scenarzyści wykazali kawał dobrej roboty, bo naprawdę jest się z czego pośmiać, a dialogi są naprawdę zaskakujące.
W minionym miesiącu wybrałam się również do kina na film "Człowiek z magicznym pudełkiem". Do tej pory nie wiem do końca, co myśleć o tej produkcji - pomysł ciekawy, ale momentami trochę się gubiłam. Bardzo podobało mi się wyobrażenie świata w 2030 roku - choć był to smutny widok.
Grudzień to jeden z najpiękniejszych miesięcy w roku, życzę Wam, aby był pełen rodzinnego ciepła i uśmiechu!
Sara
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dziękuję za wszystkie miłe słowa, komplementy, ale także za rady i konstruktywną krytykę.
Thanks for all kind words, compliments but also for advice and constructive criticism.