Z czym kojarzy Wam się
Lizbona? Z żółtymi tramwajami? A może z bardzo fotogeniczną Wieżą w Belem? Dziś
zabiorę Was właśnie do tej wyjątkowej dzielnicy.
Zaryzykowałabym
stwierdzenie, że jeśli ktoś ma bardzo mało czasu na zwiedzenie stolicy
Portugalii, nie powinien spacerować po centrum, lecz udać się do dzielnicy
Belem. Jest ona oddalona o ok. 40 minut jazdy od centrum miasta. Jednak to nadal
Lizbona!
Belem
jest jedną z najciekawszych części miasta, ale jednocześnie najbardziej
turystyczną i zatłoczoną. Mimo że zwiedzaliśmy ją w najzimniejszy dzień naszego marcowego
pobytu (15 stopni i silny wiatr), to na nabrzeżu spotkaliśmy tłumy.
W Belem wysiedliśmy
na przystanku Mosteiro Dos Jeronimos, czyli Klasztor Hieronimitów. To potężna
budowla, zbudowana w XVI wieku, wpisana na listę UNESCO. Powstała ona w
specyficznym stylu zwanym manuelińskim. Jest to charakterystyczne dla
Portugalii połączenie gotyki i renesansu. Klasztor jest naprawdę wielki i można
przy nim spotkać mnóstwo turystów oraz niestety sporo naciągaczy sprzedających
okulary przeciwsłoneczne, kijki do selfie oraz… korale.
Tuż
obok Klasztoru Hieronimitów znajduje się słynna cukiernia Pasteis de Belem.
Pierwotnie planowaliśmy ją odwiedzić, jednak długa kolejka skutecznie nas
odstraszyła i stwierdziliśmy, że zjemy popularne w Portugalii budyniowe
ciasteczka gdzieś indziej. To może świętokradztwo, bowiem w Belem można podobno
kupić najlepsze pasteis – w końcu stamtąd pochodzą. Były pierwotnie wypiekane właśnie w
pobliskim Klasztorze Hieronimitów. Ale wierzcie mi, w innych częściach miastach
ten smakołyk również smakował wybornie. Co prawda nie nazywa się on wówczas
pasteis de Belem, lecz pasteis de nata, gdyż pierwsza nazwa jest zastrzeżona
tylko dla cukierni w Belem. Prawda jest taka, że nawet ciasteczka z
portugalskiej Biedry dawały radę. W Lidlu w Portugalii też je można kupić jakby co ;)
Przez
uroczy park przeszliśmy w okolice nabrzeża. Spacerkiem udaliśmy się do Wieży
Belem. Wydaje mi się, że to najbardziej znana lizbońska atrakcja. I naprawdę
pięknie wychodzi na zdjęciach, nieważne, z której strony ją fotografujemy. Majestatyczna
Torre de Belém ma blisko 500 lat i to do niej przypływali wielcy odkrywcy
portugalscy, wracając do ojczyzny. Znajduje się ona u ujścia Tagu do oceanu. Swoją
drogą rzeka w Lizbonie nie wygląda tak jak nasza Wisła. Jest dużo czystsza i ma
piękny, niebieski odcień.
Później spacerkiem wzdłuż Tagu dotarliśmy do Pomnika Odkrywców. W sumie było to miejsce, które chyba najmniej spodobało mi się w całej Lizbonie. Jest to stosunkowo nowa atrakcja turystyczna, mnie nie przypadł do gustu styl, w którym została wykonana. Skojarzył mi się socrealizmem. Zarówno do Wieży Belem, jak i na Pomnik Odkrywców można za opłatą wejść, gdyż znajdują się tam tarasy widokowe.
Nasz
spacer po Belem zakończyliśmy w McDonaldzie i była to najbardziej zatłoczona
fastfoodowa restauracja, jaką w życiu widziałam.
Dzielnica
Belem jest przepiękna. Zawsze powtarzałam, że morze i woda to nuda, że wolę
góry, ale jest coś wspaniałego w tym, że miasto położone jest prawie że nad
oceanem. Że w wolnych chwilach można podziwiać jego bezkres.
Uściski!
Sara
Marzy mi się Portugalia :)
OdpowiedzUsuńNie chcę nic sugerować, ale moi znajomi wzięli sobie ślub w Lizbonie :-). Można to zrobić w polskiej ambasadzie :-) tylko trzeba wcześniej się z nimi umówić. To jest dopiero klimat!
OdpowiedzUsuń