Strony

czwartek, 5 września 2013

Strach ma wielkie oczy, czyli jak nie dać się zdeptać w Berlinie



My, Polacy, mamy to szczęście, że jedna z największych metropolii w Europie znajduje się zaledwie 60 kilometrów od naszej zachodniej granicy i większość z nas miała okazję być tam chociaż raz.
Nasza podróż do Berlina była pierwsza i dokładnie zaplanowana. Kupiliśmy mapę jeszcze w Toruniu, która okazała się niezbędna nawet podczas poruszania się po niewielkim skrawku stolicy, jaki udało nam się zobaczyć. Oprócz tego na kartce mieliśmy wypisane miejsca i zabytki, które według Wikipedii, internautów, wszelkich internetowych stron typu odwiedź Berlin i znajomych, a nawet znajomych znajomych wypada zobaczyć, ale jednocześnie warto zobaczyć. Bo co jeśli wypada a nie warto? To te rzeczy nam akurat przypadkiem wypadło z planu zobaczenie tych rzeczy. :)


Mieliśmy przy sobie nazwy miejsc w dwóch językach – polskim, aby wiedzieć, co w danym momencie podziwiamy i niemieckim, aby w razie czego spytać się kogoś, w którym kierunku należy się udać, aby dopiero móc podziwiać (a pytanie o cokolwiek ludzi spotkanych w Berlinie na ulicy mija się z celem, gdyż prawdopodobieństwo nietrafienia na turystę jest tak duże, jak kolejna linia metra w Warszawie.  Jeśli już chcecie się czegoś dowiedzieć, pytajcie w sklepach lub punktach informacyjnych (a taki znajduje się np. w Wieży TV).
Z naszej listy udało nam się dotrzeć do jakiejś połowy miejsc. Co zrobiliśmy dobrze, jakie błędy popełniliśmy? Co nam przeszkodziło, czego nie przewidzieliśmy?



  
TŁUMY. Po doświadczeniach z Rzymem powinnam się przyzwyczaić do tłumów i być na nie przygotowana. Tymczasem jakoś nadal dziwiły mnie trudy przeciśnięcia się i przepchania z jednego miejsca na drugie. Gdy chcieliśmy (dobra, właściwie to ja chciałam :D), zrobić zdjęcie przy woskowej Marilyn Monroe przed Madame Tussauds, po prostu stanęliśmy na środku chodnika i czekaliśmy, aż inne osoby czające się jak lew do skoku ogrzeją się choć przez chwilę w blasku woskowej Marilyn…






KOLEJKA DO MUZEUM. Na początku nie wiedzieliśmy, że  bilety można kupić w dwóch miejscach, o czym pisałam już tutaj, przez co straciliśmy kilka minut na dopytywanie się i błądzenie między morzami, pff, muzeami (no, ale w końca to wyspa, prawda?).




KOLEJKI W BARACH. We wszelkich miejscach obleganych przez turystów zapełnione są wszystkie McDonaldy, Subwaye, pizzerie – nieważne, czy to pora lunchowa, obiadowa, sjestowa czy zachciankowa – ludzi jest pełno i swoje w kolejce trzeba odstać. 



I teraz chyba nasz największy błąd wynikający ze zwyczajnej niewiedzy…


ZAKUP BILETÓW NA FERNSEHTURM. Nie wpadliśmy na to, jak długi może być czas oczekiwania i jak wielu ludzi rajcuje jazda windą. Najpierw poszliśmy do zapełnionej po brzegi knajpki, a dopiero później zdecydowaliśmy się na kupno biletów. W kolejce staliśmy kilkanaście minut, jednak czas oczekiwania na naszą kolej wjechania wynosił prawie 2 godziny! Było to zbyt mało czasu, aby z przesiadkami udać się do kolejnych punktów z naszej trasy, a bilety były tak drogie (Po przeliczeniu za 4 osoby zapłaciliśmy jakieś 250zł! I to wszystko za parę minut w windzie?! Chyba bardziej za wspaniałe widoki… To już nie narzekam J), że za żadne skarby nie chcieliśmy przegapić momentu naszego wejścia. Pozostało nam więc kręcenie się po Alexander Platz, pstrykanie zdjęć i… odpoczywanie, bo po całym dniu byliśmy już naprawdę zmęczeni.


Ale nie obyło się też bez dobrych decyzji, momentów, zdarzeń i miłych zaskoczeń.

KOMUNIKACJA W BERLINIE. Już ją zachwalałam. Jest świetna. Nie dość, że na tablicy wyświetla się, za ile minut pojawi się S-Bahn czy U-Bahn to on dokładnie za tyle minut przyjeżdża, żadnych spóźnień. Berlińska komunikacja miejska może nie uratowała nam życia, ale nogi na pewno.


BILETY ONLINE. Są nieco tańsze, ale momentami cieszyliśmy się, że ich nie kupiliśmy, bo zazwyczaj trzeba rezerwować je na konkretną godzinę, a zważając na tłumy i kolejki, moglibyśmy po prostu gdzieś nie zdążyć.

Cała wycieczka do Berlina była rewelacyjną decyzją. Miejsca, które zobaczyłam, faktycznie były tego warte.
Do Berlina na pewno kiedyś wrócę i to nie raz :)

 Polub Sawatkę na FB - CLICK

5 komentarzy:

  1. Super :) zapraszam do mnie http://secretofrotation.blogspot.it/2013/09/green-dream.html?m=1

    OdpowiedzUsuń
  2. bardzo chciałabym tam pojechać, świetna relacja :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Fajnie! Gratuluje wyjazdu i mam nadzieje że udało się odwiedzić wiele miejsc a wspomnienia będą niezapomniane!

    Ja rownież bloguje, a w moim życiu szykuje się wielka zmiana wyprowadzam się z Gdańska do Nowego Jorku. Na studia. Będę relacjonować moje życie w tym cudownym mieście właśnie na blogu. Mam nadzieje się się spodoba :)

    OdpowiedzUsuń
  4. wspaniale ukazany Berlin! Polecam! Sam w sobie Berlin może nie jest najpiękniejszy -miasto bez duszy,ale warto tam ppojechać)

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za wszystkie miłe słowa, komplementy, ale także za rady i konstruktywną krytykę.
Thanks for all kind words, compliments but also for advice and constructive criticism.