Kochani.
Jestem naprawdę szczęśliwa, że poprzedni post wywołał w Was taki entuzjazm. Jedna z czytelniczek sama napisała do mnie z pytaniem, czy również
może podzielić się swoją historią. Wszystkie
opowieści są niezwykłe. Dziękuję Wam za nie.
Wiem,
że niektórzy czekali na moją historię miłosną.. ;)
Jak poznaliście się z Twoją drugą połówką?
Zawsze
się uśmiecham, gdy myślę o tym, jak się poznaliśmy z G. Moi znajomi
zorganizowali mi imprezę urodzinową w klubie i tam poznałam G. Tej samej nocy,
już w mieszkaniu, poczęstowałam go kawą, którą posoliłam zamiast posłodzić.
Wypił bez słowa
skargi - powiedział mi dopiero po ok. 2 latach, że kawa była posolona.
- A.
Z N.
poznaliśmy się przypadkowo. Ja byłam z jednego końca miasta, on z drugiego. Jak
przecięły się nasze drogi? Razem z przyjaciółką interesowałyśmy się w gimnazjum
Japonią, mangą, anime itp. Często przesiadywałyśmy w bibliotece. Tam natknęła
się na nas dziewczyna ze starszej klasy, która miała koleżankę z podobnymi
zainteresowaniami. Powiedziała jej o nas, poznałyśmy się. Kiedy zebrała się nas
paczka znajomych, mangowców jak się zwaliśmy, moja przyjaciółka zaczęła
organizować spotkania. Rzadko na nich bywałam, ale na jedno, na które akurat
poszłam, Daga przyprowadziła swojego przyjaciela, z którym razem się wychowywała.
Ja - zawsze nieśmiała - starałam trzymać się z tyłu grupy, co go niesamowicie
drażniło i "dokuczał" mi z tego powodu. Jedna z koleżanek założyła
forum dla naszego użytku, żebyśmy mogli rozmawiać o naszym hobby także w
Internecie. Na początku z N. przedrzeźnialiśmy się na nim ze sobą, później przez
wiadomości prywatne N. dowiedział się, że mam problemy w domu. Zaczął
przyjeżdżać do mnie na osiedle, żeby porozmawiać. Jako że przez owe zmartwienia
nie mogłam wychodzić zbytnio z domu, przyjeżdżał praktycznie przez całe miasto
na 10-15 minut, kiedy wychodziłam na spacer z psem, tylko po to, żeby ze mną
porozmawiać, wyciągnąć mnie z dołka. Zaczęliśmy się zbliżać do siebie. Ja ze
swoją samooceną zakopywałam zauroczenie nim głęboko w sobie, gdyż nie wierzyłam,
że ktoś może mnie lubić w ten sposób. Jednak którejś niedzieli, tydzień po jego
urodzinach, kiedy odprowadzał mnie do domu, przytulił mnie do siebie. W końcu
wykrztusił z siebie strasznie nieśmiało, czy nie chciałabym z nim chodzić.
Teraz, kiedy mam 24 lata, może to i trochę głupio i infantylnie brzmi, ale w
końcu byliśmy dzieciakami, zwłaszcza ja, piętnastolatka, on ledwo siedemnastolatek.
W naszym związku było bardzo dużo problemów. Moje kłopoty w domu, brak
akceptacji ze strony moich rodziców. Jednak nasza znajomość przetrwała. Dużo
osób w to nie wierzyło. Mówili, że jesteśmy młodzi, na pewno nam się odmieni, że
N. nie wytrzyma sytuacji, jaką mam w domu. Ale tak się nie stało. Sześć lat
później N. poprosił mnie o rękę, niecałe półtora roku później wzięliśmy ślub.
Choć ostatecznie wspólnych zainteresowań mieliśmy niewiele, bo Japonia
przestała mnie tak fascynować, zaś reszta naszych zainteresowań to kompletnie
inne światy, to połączyła nas chęć pomocy, wsparcia, później przywiązanie i
miłość. I choć nadal często mamy zgrzyty, potrafimy się kłócić tak, że później się
śmiejemy, że gdybyśmy mieli więcej pieniędzy, to talerze by latały w powietrzu,
nie potrafimy bez siebie żyć. Bo jak mówi pewno przysłowie - "Miłość
zwycięża wszystko". - P.
Z Rafałem poznałam się w
podstawówce. Mój dziadek zabierał mnie często do szkoły, żebym bawiła się z
dziećmi w zerówce, a że Rafał jest o 2 lata starszy, to już wtedy się z nim
bawiłam. Uznajemy oficjalnie, że poznaliśmy się jak poszłam do zerówki.
W tamtym czasie
zaczęłam też uczęszczać na zbiórki ZHP, które prowadzą Jego Rodzice, więc i tam
już od dziecka spędziliśmy razem dużo czasu. W gimnazjum nasz kontakt się
urwał, ponieważ Rafał poszedł do szkoły w Toruniu. Ale przed jego maturą skontaktowaliśmy się ze sobą, wszystko dzięki mocy Facebooka. Z
harcerstwa organizujemy każdego roku zlot dla szóstych klas i w 2012 organizowaliśmy
razem dużo konkurencji. Po miesiącu odbył się biwak harcerski - nie spaliśmy
przez dwie noce, tylko siedzieliśmy przy ognisku i rozmawialiśmy. I tak się
zaczęło. :) W skrócie - szkoła i ZHP. A i jeszcze
mogę wspomnieć, że kiedyś ze sobą w podstawówce już chodziliśmy - aż jeden
dzień! Ale stwierdziłam, że wolę kolegę z klasy haha. :) - A.
Poznaliśmy
się z Ł., kiedy miałam 12 lat, on 16. To nie mogło się udać. Zupełnie inne
światy. Pierwszy raz spotkaliśmy się na majówce. Jeździłam zawsze w to samo
miejsce i przyjaźniłam się z jego rodziną. Wpadłam mu podobno od razu w oko.
Nasza pierwsza rozmowa odbyła się na temat religii. Ł. zgadywał, ile mam lat.
Nie mógł uwierzyć, że tylko 12. Wymieniliśmy się numerami telefonu. Pisaliśmy
ze sobą do lipca. Kiedy w końcu się spotkaliśmy, w miejscowości była powódź.
Poszliśmy nad rzekę zobaczyć, ile wody przybyło, i pierwszy raz się
pocałowaliśmy. Jednak jak to wakacyjna miłość, trwała dwa tygodnie. Po pół roku
odezwaliśmy się do siebie ponownie. Spotkaliśmy się 10 kwietnia 2009. Od tego
czasu minęło już 8 lat. W 2018 bierzemy ślub. Oglądając ostatnio jego zdjęcia z
dzieciństwa, zauważyłam, że na niektórych w tle siedzi moja rodzina. Okazało
się, że będąc małymi dziećmi, bawiliśmy się na tej samej plaży. Śmiejemy się,
że już wtedy sobie mnie upatrzył. Chociaż na początku słyszałam różne
komentarze, że on jest za stary, a ja jestem jeszcze dzieckiem, Ł. stał się
moim najlepszym przyjacielem i tak jest do tej pory. Chyba nie muszę mówić, na
której plaży mi się oświadczył. :) A.
Portale i aplikacje randkowe budzą wiele złośliwych
komentarzy. I to zarówno wśród pewnych siebie „związkowców”, którzy uważają ich
użytkowników za nieudaczników, jak i singli, którzy z wyniosłą dumą patrzą na
tego typu zaloty. Ci drudzy czują się lepsi od korzystających z portali i
aplikacji randkowych "desperatów", a tak naprawdę zazdroszczą im odwagi i
zdecydowania, by wyjść wreszcie z uporczywej samotności. Po paru naprawdę
kiepskich miesiącach, gdy poczucie życiowej niekompletności stawało się coraz
bardziej dokuczliwe, postanowiłem znaleźć tę odwagę i w sobie. Przecież każdy
sposób jest dobry, by spróbować znaleźć jedyną prawdziwą wartość – szczęście
przy drugiej osobie. Próbowałem z Sympatią, a w końcu zainspirowany przez
kumpla, postanowiłem sprawdzić Tindera. Zaskoczyło mnie, jak wiele
wartościowych i sympatycznych dziewczyn korzysta z aplikacji, wbrew panującej
obiegowej opinii. Kilka udało mi się nawet poznać, ale jedna była zdecydowanie
bardziej fascynująca od innych. Blogerka, czytelniczka, podróżniczka, fanka
Beatlesów – z miejsca znaleźliśmy wspólny język. Tematów nie brakowało nigdy i
tak samo było w dniu, kiedy postanowiliśmy się spotkać "in real life"... Nigdy
nie zapomnę tamtego sierpniowego dnia. Od tamtej pory 11 sierpnia przypada dla
mnie codziennie. Dziękuję, S. - M.
Lepiej zapamiętujemy
te zdarzenia, które wywołują w nas silne emocje – to psychologiczny fakt.
Dlatego nie dziwię się, że z najmniejszymi szczegółami potrafię odtworzyć to,
jak poznałam M. 31 lipca 2016r. założyłam Tindera. Zrobiłam to z nudów. Nie
spodziewałam się fajerwerków. Chciałam po prostu z kimś pogadać, ewentualnie
usłyszeć kilka komplementów (co za próżność!). Przez 2 dni dostałam kilka
suchych wiadomości, przeczytałam parę dwuznacznych tekstów. A 1 sierpnia
napisał do mnie On. Wiadomość odczytałam dopiero następnego dnia rano. M.
pisał, że zainteresował go mój blog, że widać, iż pisze go osoba z pasją.
Zrobiło mi się ciepło na sercu. Później, wspominając tę wiadomość, myślałam:
wiedział, w jaki punkt uderzyć! Blog jest moim oczkiem w głowie. Świetnie nam
się rozmawiało. Te konwersacje różniły się od rozmów z innymi
"kandydatami" polegających na zadawaniu mało kreatywnych pytań
i odpowiedzi w stylu "aha". Dyskutowaliśmy i dzieliliśmy się
wrażeniami tak, jakbyśmy znali się od zawsze. 11 sierpnia spotkaliśmy się po
raz pierwszy. W restauracji zabrakło na pewien czas prądu, więc jedliśmy nasze
naleśniki ze szpinakiem w półmroku. To nie przeszkodziło nam w niekończących
się rozmowach. Jesteśmy razem już/dopiero blisko 5 miesięcy. Nieraz myślę, że
naczytałam się tyle powieści Sparksa, że w końcu sama doświadczyłam pięknej,
wielkiej, odwzajemnionej, pełnej romantycznych uniesień miłości. I każdemu życzę takiego uczucia.
- S.
Ten post powstał dzięki sile miłości i Waszej chęci
podzielenia się swoimi romantycznymi wspomnieniami. Jestem Wam za nie ogromnie
wdzięczna.
Kochani, dużo szczęścia Wam życzę! I wytrwałości, i
cierpliwości w związku. A tym, którzy jeszcze nie odnaleźli miłości swojego
życia, chcę powiedzieć: nie martwcie się. Bo ta miłość przyjdzie. W najmniej
oczekiwanym momencie.
Sara
I znowu przepiękne historie. A dwie ostatnie nawet wiem, do kogo należą. :D
OdpowiedzUsuń