Strony

czwartek, 30 marca 2017

Dublin - ceny, praktyczne wskazówki i informacje



Dublin nie jest tanim miastem. Ale to stolica. Więc… musiałam tam polecieć, no musiałam. :D

Dublin – jak się tam dostać?

Do Dublina dolecieliśmy z lotniska w Bydgoszczy, zaś w Polsce lądowaliśmy w Modlinie. Skąd takie nietypowe zestawienie? Wychodziło najkorzystniej, poza tym nie chcieliśmy zostawać w Dublinie zbyt długo.

Dublin – gdzie spać?

Na pewno nie tam, gdzie my. Wybraliśmy Avalon House, hostel o dość dobrej lokalizacji (10 minut drogi od Katedry św. Patryka, 5 minut od parku St Stephen’s, 15 minut od Temple Bar). Jednak stan hostelu wołał o pomstę do nieba. Było ciasno, wiele rzeczy się psuło. W pokoju dwunastoosobowym nie było praktycznie nic oprócz łóżek. Nawet gniazdek nie starczyło dla wszystkich… Nie postawiono tam żadnych stoliczków, szafek, nic. Skrytki, w których można trzymać walizki, znajdowały się na parterze, a nie, jak w innych hostelach, które odwiedzałam, w pokojach. W dodatku śniadanie było serwowane dopiero od 7:30, przez co nie mogliśmy go zjeść przed wylotem. Kiedy zapytałam, czy istnieje możliwość zapakowania jakiegoś prowiantu dla nas, usłyszałam odmowę. Mimo że zapłaciliśmy za to śniadanie. :/ W hostelu mieliśmy też dwie niemiłe przygody. Zacznę od tej mniej przykrej – ukradziono mi czapkę. Położyłam ją we wspólnej kuchni, gdzie panował niemały rozgardiasz, a kiedy wychodziłam, już jej nie było… Ale dobra. Na szczęście przyszła wiosna. ;) Drugiej przygody stanowczo nikomu nie życzę. W naszym dormitorium spał chłopak, który… chrapał. Jeny, nie sądziłam, że można tak chrapać. Głośno i bez przerwy. Prosiliśmy go, by przestał, próbowaliśmy go obudzić, nawet wyzywaliśmy. Przyznaję, że chciałam w niego czymś rzucić. Ostatecznie zrzuciłam but obok jego posłania, myśląc, że hałas go zbudzi. Nic z tego. Nie dało się spać. Jedna z dziewczyn poprosiła o zmianę pokoju. W końcu i ja postanowiłam wziąć sprawy w swoje ręce. Poszłam do recepcji i po chwili przyszedł pracownik. Wyobraźcie sobie, że on także nie mógł dobudzić tego chłopaka. Gadał i gadał, i nic. W końcu – udało się. Okazało się, że facet jest nieźle naćpany. Dyskutował, awanturował się, narzekał. Ale przenieśli go. A my, o 2 w nocy, w końcu zasnęliśmy… Wiecie co. Nie polecam.


Dublin – jak się poruszać?

I tu mam niezłą zagwozdkę. Bo teoretycznie po Dublinie można poruszać się pieszo. Tym bardziej jak jesteście tam na jeden dzień i chcecie zobaczyć tylko najważniejsze miejsca położone blisko siebie albo spędzacie w Dublinie dużo czasu i możecie sobie pozwolić na długie spacery. My w stolicy Irlandii spędziliśmy niecałe 2 dni i drugiego dnia kupiliśmy Leap Karty. Głównie dlatego, że bolały nas nogi, a chcieliśmy udać się w nieco oddalone od centrum miejsca. Karta – chociaż droga – była dobrą decyzją. Jeśli będziecie chcieli w Dublinie zwiedzić jakieś miejsca w środku np. więzienie Kilmainham Gaol czy Browar Guinnessa, karta na pewno Wam się przyda. 


Dublin – co przywieźć?

W Irlandii, podobnie jak w Wielkiej Brytanii, można zrobić ogromne zakupy. I przywieźć pyszne ciasteczka z masłem orzechowym. Maciek spędził mnóstwo czasu w sklepach z płytami i księgarniach,  w tym w księgarni wielkiej jak hipermarket – Chapters. Ja w tym czasie buszowałam w Tesco, aby znaleźć vegemite dla M. (ja już próbowałam – nigdy więcej tego ohydztwa!) i słodycze dla moich rodziców i brata. Oczywiście sięgnęłam  po czekolady i batoniki Cadbury, słynne i uwielbiane przez naszą rodzinę Reese’s, a także, dla spróbowania, ciacha figowe. W Dublinie kupiłam również kilka pocztówek. Aż trudno uwierzyć, że do tej pory nie miałam żadnych widokówek z tej stolicy!



Dublin – ile wydać?

Czas na małe zestawienie kosztów.

Bilet do Dublina  - 89zł

Transport z lotniska do centrum – najtańszy 3,30 euro (niecałe 15zł), ale jeśli zależy Wam na czasie, możecie wybrać taki za 8 euro  (36zł).

Hostel – 18 euro/80zł za noc

Leap Card 24h (karta na komunikację miejską) – 10 euro/45zł

Pocztówki – 1 euro/4,5zł  za 3 kartki; od 30 do 60 centów (od 1,35zł do 2,70zł) za jedną kartkę

Hamburger w McDonaldzie – 1 euro (4,5zł)

Ale cheeseburger już 1,5 euro (6,75zł)…

Kawa w Starbucksie (droga jak wszędzie) – 4,10 euro (18,45zł)

Czekolada – 1 euro (4,5zł)

Przyjęłam kurs euro 4,5zł.

To przykładowe ceny. W sumie taka wycieczka kosztowała mnie ok. 550zł, wliczając w to loty, 2 noce w hotelu, jedzenie w Dublinie, Leap Kartę, powrót z Warszawy do Torunia, pamiątki.

Nie jest źle. ;)


Jeśli chcecie wiedzieć coś więcej o Dublinie, pytajcie! :)

Sara

wtorek, 28 marca 2017

Co by było, gdyby...?



Gdybym nie poszła na psychologię… wybrałabym dziennikarstwo. 


Gdybym przestała blogować… zastanawiałabym się, gdzie opisywać to wszystko.
 

Gdybym nie poznała Maćka… na pewno nie słuchałabym obecnie Fleetwood Mac.


Gdybym nie przeczytała "Magii sprzątania"… zapewne miałabym  w domu o wiele więcej rzeczy.


Gdybym była bogata… latałabym regularnie do Nowego Jorku.


Gdybym była wyższa (i chudsza)… spróbowałabym swoich sił jako modelka.


Gdybym studiowała w innym mieście… tęskniłabym za rodzicami i bratem.


Gdybym nie dowiedziała się o Postcrossingu… pewnie nie kolekcjonowałabym pocztówek.


Gdybym wydawała mniej na jedzenie… byłabym nie tylko chudsza, ale też miałabym więcej pieniędzy (odkrywcze, haha).


Gdybym nie czytała książek… miałabym niezłą zagwozdkę, jak odpoczywać.


Gdyby moja mama nie podróżowała ze mną… pewnie zgubiłabym się w kilku europejskich stolicach.


Gdybym tak bardzo się nie stresowała… moje oczy rzadziej byłyby nawilżane łzami.

 
Gdybym nie spotkała się z chłopakiem z Tindera... nie kochałabym teraz tak bardzo. 


Gdybym nie była odważna… nie zrobiłabym większości rzeczy, które zrobiłam w życiu.


Gdybym nie była takim nieogarem… poświęcałabym mniej czasu na bieganie i szukanie rzeczy.


Gdybym żyła w domu bez wanny… byłoby mi bardzo smutno.


Gdybym nie miała telewizora… to wcale by mi go nie brakowało. 


Gdybym nie zrezygnowała z pracy w call center… poznałabym wyzwiska, o których nie słyszałam wcześniej. 


Gdybym urodziła się mężczyzną… byłabym dżentelmenem!


Gdybym mieszkała w Nowym Jorku… Starbucks by mi się nie znudził.


Gdybym mogła wyjechać na misję i nie wrócić… nie zrobiłabym tego.


Gdybym była bez grosza... znalazłabym pracę jako sprzątaczka, telemarketerka, byleby zarobić.
 

Gdybym była jedynaczką... nudziłabym się okrutnie. 


Gdybym musiała wybrać inny kraj jako miejsce zamieszkania… postawiłabym na Włochy.


Gdybym mogła pić tylko jeden napój… spożywałabym hektolitry zielonej herbaty.


Gdybym przefarbowała włosy na rudo… tęskniłabym za moim blondem.


Gdybym nie napisała tego posta… to prawdopodobnie żylibyście dalej, ale co to by było za życie? :DD


600 postów. Wytrzymałam. Ale co ważniejsze: Wy wytrzymaliście. 
Jedno słowo. 
Zaczyna się na "dzię" kończy na "kuje". 
Wasza Sara

niedziela, 26 marca 2017

Dublin po północnej stronie Liffey



Pokazałam Wam już, jak pięknie wygląda Dublin nocą oraz co warto zobaczyć po południowej stronie rzeki Liffey. Dziś przyszedł czas na, niezwykle zróżnicowaną, północą część miasta.

Zacznę od brzegu. Brzegu rzeki. Będzie trochę niezbyt chronologicznie, ale mam nadzieję, że ciekawie.

Na wielu irlandzkich pocztówkach widnieje nowoczesny, zapierający dech w piersiach most - most Samuela Becketta. To właśnie ten obiekt spodobał mi się w Dublinie najbardziej. Ma on kształtem przypominać harfę będącą symbolem Irlandii. Tuż przy moście jest niezła beka. Szklana beka. Beczka właściwie. A tak naprawdę to Convention Centre.
Najlepsza reklama przewodnika (do góry nogami).

W miarę zbliżania się do głównej ulicy miasta – O’Connell Street – naszym oczom ukazywały się kolejne, już nieco mniej zachwycające mosty, a także poruszający pomnik pamięci ofiar Wielkiego Głodu. W XIX wieku z powodu pierwotniaka, który zaatakował uprawy ziemniaków, z Zielonej Wyspy wyemigrowało ponad 2 miliony ludzi, zmarło zaś 20% populacji. Te przejmujące rzeźby przywiodły mi na myśl buty nad Dunajem, które wzruszyły mnie w Budapeszcie.  



Idąc w dalszym ciągu do O’Connell Street łatwo zauważyć Custom House. Ten neoklasycystyczny budynek jest siedzibą Departamentu środowiska, społeczności i samorządu lokalnego. Żałuję, że nie sfotografowaliśmy go z drugiej strony Liffey.

Spacerując bulwarem, zauważyliśmy ciekawy kościół i jeszcze ciekawszą, kolorową ścianę po drugiej stronie rzeki. Pstryknęliśmy też kilka zdjęć statkowi zacumowanemu tuż przy brzegu.



W końcu dotarliśmy do O’Connell Street za dnia. Oprócz McDonalda, Subwaya i Starbucksa znajdziecie tam pomniki – pomnik irlandzkiego polityka Parnella (monument zlokalizowany jest na skrzyżowaniu O’Connell z Parnell Street), pomnik Jamesa Joyce’a (który przegapiliśmy, brawo my!), oraz pomnik samego O’Connella, działacza niepodległościowego.

Na koniec naszego dnia kupiliśmy trochę pamiątek na O’Connell i pojechaliśmy zobaczyć Four Courts czyli główny budynek sądu irlandzkiego. I wtedy padł nam aparat.

Dublin nie zostanie moją ulubioną stolicą. Nie odnalazłam w nim nic takiego, co rzuciłoby mnie na kolana. Nie oznacza to jednak, że wycieczka była nieudana. Jasne, było w niej trochę minusów jak np. hotel, ale było też mnóstwo pozytywnych niespodzianek. 
Za kilka dni pochwalę Wam się, jakie słodycze i pocztówki przywiozłam z Dublina oraz podzielę się z Wami moimi spostrzeżeniami dotyczącymi wycieczki do tej stolicy. 
Udanego tygodnia!
Sara 
PS Następny post będzie wyjątkowy. Niezwykły. Sześćsetny. Nie możecie tego przegapić.