Pokazałam Wam już, jak pięknie
wygląda Dublin nocą oraz co warto zobaczyć po południowej stronie rzeki Liffey.
Dziś przyszedł czas na, niezwykle zróżnicowaną, północą część miasta.
Zacznę od brzegu. Brzegu rzeki.
Będzie trochę niezbyt chronologicznie, ale mam nadzieję, że ciekawie.
Na wielu irlandzkich pocztówkach
widnieje nowoczesny, zapierający dech w piersiach most - most Samuela Becketta.
To właśnie ten obiekt spodobał mi się w Dublinie najbardziej. Ma on kształtem
przypominać harfę będącą symbolem Irlandii. Tuż przy moście jest niezła beka.
Szklana beka. Beczka właściwie. A tak naprawdę to Convention Centre.
Najlepsza reklama przewodnika (do góry nogami). |
W miarę zbliżania się do głównej
ulicy miasta – O’Connell Street – naszym oczom ukazywały się kolejne, już nieco
mniej zachwycające mosty, a także poruszający pomnik pamięci ofiar Wielkiego
Głodu. W XIX wieku z powodu pierwotniaka, który zaatakował uprawy ziemniaków, z
Zielonej Wyspy wyemigrowało ponad 2 miliony ludzi, zmarło zaś 20% populacji. Te
przejmujące rzeźby przywiodły mi na myśl buty nad Dunajem, które wzruszyły mnie
w Budapeszcie.
Idąc w dalszym ciągu do O’Connell
Street łatwo zauważyć Custom House. Ten neoklasycystyczny budynek jest siedzibą
Departamentu środowiska, społeczności i samorządu lokalnego. Żałuję, że nie
sfotografowaliśmy go z drugiej strony Liffey.
Spacerując bulwarem, zauważyliśmy
ciekawy kościół i jeszcze ciekawszą, kolorową ścianę po drugiej stronie rzeki.
Pstryknęliśmy też kilka zdjęć statkowi zacumowanemu tuż przy brzegu.
W końcu dotarliśmy do O’Connell
Street za dnia. Oprócz McDonalda, Subwaya i Starbucksa znajdziecie tam pomniki
– pomnik irlandzkiego polityka Parnella (monument zlokalizowany jest na
skrzyżowaniu O’Connell z Parnell Street), pomnik Jamesa Joyce’a (który przegapiliśmy,
brawo my!), oraz pomnik samego O’Connella, działacza niepodległościowego.
Na koniec naszego dnia kupiliśmy
trochę pamiątek na O’Connell i pojechaliśmy zobaczyć Four Courts czyli główny
budynek sądu irlandzkiego. I wtedy padł nam aparat.
Dublin nie zostanie moją ulubioną
stolicą. Nie odnalazłam w nim nic takiego, co
rzuciłoby mnie na kolana. Nie oznacza to jednak, że wycieczka była nieudana.
Jasne, było w niej trochę minusów jak np. hotel, ale było też mnóstwo pozytywnych
niespodzianek.
Za kilka dni pochwalę Wam
się, jakie słodycze i pocztówki przywiozłam z Dublina oraz podzielę się z Wami
moimi spostrzeżeniami dotyczącymi wycieczki do tej stolicy.
Udanego tygodnia!
Sara
PS Następny post będzie wyjątkowy. Niezwykły. Sześćsetny. Nie możecie tego przegapić.
PS Następny post będzie wyjątkowy. Niezwykły. Sześćsetny. Nie możecie tego przegapić.
Pomnik pamięci ofiar Wielkiego Głodu wygląda... niesamowicie.
OdpowiedzUsuńOd dawna marzy mi się spędzić parę dni w Dublinie. A teraz jeszcze bardziej!
OdpowiedzUsuń