Strony

piątek, 13 października 2017

Tallinn - co warto zwiedzić? cz. 1


Jaki jest Tallinn, szesnasta odwiedzona przeze mnie stolica? Niewielki, ale uroczy. Pełny baszt, baszteczek, wież i wieżyczek. O dziwo – droższy niż Ryga.

Zwiedzanie stolicy Estonii rozpoczęliśmy od podjechania autobusem kilku przystanków. Lux Express, którym dotarliśmy z Rygi do Tallinna, zatrzymywał się na dworcu autobusowym oddalonym od starówki o ok. 2,5km.

Naszym pierwszym punktem "must see" była Kiek in de Kök – baszta z XV wieku. Ciekawym elementem tej wieży są wmurowane kule. To symbol uszkodzeń, jakim uległa wieża wskutek ostrzału podczas wojen inflanckich. Być może zastanowi Was nazwa tej baszty. Okazuje się, że kiek in de kok w potocznym niemieckim oznacza peep into the kitchen czyli… zerknięcie do kuchni (?). Nazywano tak różne baszty, które były częścią murów obronnych miasta. Co ciekawe – kiek in de kok możemy znaleźć również w… Gdańsku. Mowa o Baszcie Jacek.
Mieliśmy dokładnie wytyczoną trasę z zaznaczonymi na mapce punktami. Oczywiście zboczyliśmy z niej już po obejrzeniu pierwszego zabytku. A to dlatego że naszym oczom ukazał się piękny sobór (który mieliśmy zobaczyć później). Sobór św. Aleksandra Newskiego jest świątynią prawosławną. Został wzniesiony pod koniec XIX wieku. W soborze znajduje się aż jedenaście dzwonów. Mnie jednak bardziej podobała się złota cerkiew w Rydze. Wiedzieliście, że wchodząc do świątyni prawosławnej, kobiety powinny zakryć włosy chustą?
Cofnęliśmy się nieco, by zobaczyć kolejną basztę. Tym razem tę o nazwie Długi Herman. Jest to część zamku Toompea (chyba jego najbardziej okazała część). Wieża została dobudowana do zamku przez krzyżaków. Składa się ona z dziesięciu pięter.
Przeszliśmy się ulicą Pikk Jalg (takim miniaturowym Montmartre ;)), aż w końcu dotarliśmy do ratusza. Od samej budowli o wiele bardziej spodobał mi się klimat ryneczku i otaczające go kamienice. Chociaż nie muszę wspominać, że pamiątki przy ratuszu były droższe niż w innych miejscach? Ratusz w Tallinnie został wpisany na listę UNESCO. Jest to jedyny zachowany ratusz w stylu gotyckim w Europie Północnej, a powstał… ponad 600 lat temu.
Na Vana Turg Maciek zrobił zdjęcie, z którego był później bardzo dumny. ;) Udało mu się sfotografować symbol miasta – figurkę Starego Tomasza. O postaci tej krążą różne legendy. Nie możemy stwierdzić, która jest prawdziwa, ale na pewno wiemy, że wiatrowskaz umieszczono na czubku wieży w XVI wieku.
Dlaczego nie wzięli mnie do teledysku One Direction?
Kolejne miejsce, które udało nam się zobaczyć, nieco mnie zawiodło. Chodzi o Katarinna Kaik. To uliczka żywcem wyjęta ze średniowiecza. Mnie jakoś nie zachwyciła, za to Maćka bardzo. Znajduje się tam mnóstwo galerii z rękodziełem.
W tym momencie ponownie nieco zboczyliśmy z trasy, by posilić się w McDonaldzie (ceny wyższe niż w Rydze!) i kupić pamiątki (pocztówki również kosztowały więcej niż na Łotwie). Tuż obok McDonalda Maciek uderzył panią (na szczęście tylko na zdjęciu). Po prostu chciał zbyt fajnie zapozować przy bramie Viru. W Tallinnie widzieliśmy sporo baszt, wież i pozostałości murów obronnych. Wzniesiona w XIV wieku Brama Viru wyglądała prawdopodobnie najbardziej efektownie z nich.
To nie koniec estońskich wrażeń. W następnym poście pokażę Wam budynek, który przez długi czas był najwyższym w Europie. Będą też inne, warte zobaczenia miejsca w Tallinnie. 
Co sądzicie o tym mieście?
Sara

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dziękuję za wszystkie miłe słowa, komplementy, ale także za rady i konstruktywną krytykę.
Thanks for all kind words, compliments but also for advice and constructive criticism.