***Fragment o moim wyjeździe na Erasmusa, który opisałam w tym poście, jest oczywiście żartem primaaprilisowym. Cieszę się, że udało mi się nabrać niektórych z Was!***
Rude
miasto. Tak nazwałam Bolonię po przejrzeniu Internetów. Po zobaczeniu tego
miasta na żywo dodałam jeszcze przymiotnik "przykurzone".
Do Bolonii dotarliśmy wczesnym wieczorem.
Byliśmy jednak zbyt zmęczeni po porannym zwiedzaniu San Marino i Rimini oraz podróży pociągiem, więc spacer po mieście, w którym studiował Mikołaj Kopernik,
odłożyliśmy na rano.
Dużym plusem naszego pobytu w Bolonii było
na pewno przyjemne mieszkanko, które wynajęliśmy dzięki Airbnb. Opiszę Wam je
dokładniej w kolejnym poście. Wieczór spędziliśmy na jedzeniu makaronu –
jak na Włochy przystało – i oglądaniu włoskiego VH1.
Kolejny dzień rozpoczęliśmy dość wcześnie i
jeszcze przed 9 wyruszyliśmy na podbój Bolonii. Pierwszym zabytkiem, który
ujrzeliśmy, była Katedra Świętego Piotra (Chiesa Cattedrale Metropolitana di San Pietro) – niestety trudno było ją sfotografować ze względu na
umiejscowienie.
Ruszyliśmy dalej w kierunku głównego placu Bolonii – Piazza Maggiore.
Nasze mieszkanko było zlokalizowane zaledwie parę minut spacerkiem od tego placu.
Najpierw jednak przystanęliśmy na Piazza del Nettuno, by zobaczyć namiastkę
Gdańska - fontannę Neptuna (Fontanna di
Nettuno). Ta innowacyjna jak na swoje czasy rzeźba powstała w XVI wieku. Wykonano
ją z brązu.
Na Piazza Maggiore z kolei mogliśmy podziwiać kilka
najsłynniejszych zabytków Bolonii - Palazzo di Re Enzo, Palazzo Comunale oraz
Palazzo del Podesta. Podobno pod arkadami Palazzo di Podesta znajduje się "galeria
szeptów". Jeśli powiecie coś bardzo cicho przy jednym z filarów, osoba stojąca
w przeciwnym rogu ma szansę dobrze Was usłyszeć. My jednak… zapomnieliśmy
to sprawdzić. Przy Piazza Maggiore zobaczyliśmy również największy kościół w
Bolonii - Bazylikę św. Petroniusza (Basilica di San Petronio). Świątynia jest
nieukończona, co tworzy jednak ciekawy, architektoniczny efekt. To szósty
największy kościół w Europie. W 2005 roku islamscy fundamentaliści zamierzali
wysadzić bazylikę, jednak policja skutecznie im to uniemożliwiła.
Trochę pospacerowaliśmy pod bolońskimi
arkadami, których jest w mieście na pęczki, aż w końcu dotarliśmy do Bazyliki San Domenico, w której umieszczono dzieła Michała
Anioła. Jednak my, "znawcy sztuki", nie potrafiliśmy ich rozpoznać.
Kolejny punkt z naszej listy przyprawił nam
trochę kłopotu, jeśli chodzi o fotografowanie, ale jednocześnie był to jeden z
najciekawszych obiektów, które zobaczyliśmy w Bolonii. Chodzi o dwie wieże –
Due Torri, w dodatku krzywe wieże. "Asinella”
i "Garisenda" powstały w XII wieku. Jedna z nich udostępniona jest dla
turystów.
Mieliśmy
jeszcze trochę czasu, więc udaliśmy się w stronę uniwersytetu. Trwało chyba
akurat jakieś święto, bo niektórzy studenci byli poprzebierani, a na ulicach
leżały kwiatki i konfetti.
Tym, co najbardziej podobało mi się w Bolonii, był zabytek, który
sfotografowaliśmy już podczas drogi na dworzec. Nie mieliśmy go na swojej liście "must see". Scalinata Del Pincio to właściwie piękne... schody połączone z fontanną. Szkoda, że nie starczyło nam czasu, by podejść bliżej.
Bolonia
nie powaliła mnie na kolana. Na pewno jest to miasto z długą historią, ale mnie wydawało się nieco przykurzone, zaniedbane, brakowało mi tego efektu wow.
Jednak jak wiecie, to nie Bolonia była naszym głównym
punktem wycieczki do Włoch, lecz San Marino, więc nie mam czego żałować.
A jak Wam podoba się Bolonia? Jakie są
Wasze ulubione włoskie miasta?
Nabralam się, bo brzmiało dosyć realnie :)
OdpowiedzUsuńTeż uwierzyłam xD i nawet stwierdziłam że szkoda, bo pewnie nie będziesz miała czasu na bloga ������
OdpowiedzUsuń