Nie ma co ukrywać: chodzę na wystawy kotów po to, by fotografować te
mruczące piękności. Nieważne, że czasami trzeba wykazać się anielską
cierpliwością, by kociak zaszczycił nas choć jednym spojrzeniem.
Blisko godzinę jechaliśmy z
Maćkiem z jednego końca stolicy na drugi, by obejrzeć Międzynarodową Wystawę
Kotów. Odbywała się ona w weekend, 15-16 grudnia, w Szkole Podstawowej nr 195 w
Warszawie. Placówka mieści się przy ulicy Króla Maciusia. Mój chłopak śmiał się, że
te rejony przypominają mu… Radziejów. Pewnie nigdy nie byliście w Radziejowie.
Spoko, ja też nie.
Wystawa nie była zbyt duża, nie
musieliśmy też przepychać się przez nie wiadomo jak wielkie tłumy. Niektóre ze
zwierząt oglądaliśmy kilkukrotnie. Na wystawie obecne były oczywiście koty
brytyjskie czy syberyjskie, ale również nieznane mi rasy jak chociażby selkirk
rex. To kot przypominający owieczkę. Wygląda, jakby dopiero co wyszedł
nieuczesany spod prysznica. Kilkoro odwiedzających pytało o cenę kota takiej
rasy. Okazało się, że kosztuje 2500 zł.
Podczas wydarzenia można było też
przyglądać się persom, kotom szkockim, kotom rasy maine coon czy sfinksom.
Niektóre z nich spały odwrócone do nas ogonem, inne nieśmiało się odwracały,
część harcowała i bawiła się z właścicielami. Nie spotkaliśmy za to żadnego
przedstawiciela rasy birmańskiej. Nie znaleźliśmy też kotów norweskich leśnych.
Poznaliśmy za to kota nowoczesnego – ze smartfonem.
Jak zawsze zachwyciły nas koty
brytyjskie i ich pulasy. To nasza ulubiona rasa. Charakteryzuje się
zwisającymi, wyraźnie zaznaczonymi, pełnymi policzkami. Jeden z Brytyjczyków –
młody kociak - został wybrany kotem publiczności. Chętnie przebywał poza klatką,
był bardzo energiczny i bawił się z panią.
Chodzenie na wystawy kotów raczej
nigdy mi się nie znudzi. To piękne zwierzęta, bardzo fotogeniczne i mimo że
część z nich chętnie chadza własnymi ścieżkami (a więc poza kadrem mojego
aparatu), to i tak uwielbiam je obserwować. A największa radość jest wtedy, gdy
właściciele wyciągają swoje pupile z klatek i odwiedzający wystawę mogą
podziwiać je w pełnej krasie.
Domyślam się, że pobyt na takim
wydarzeniu może być dla kotów stresem lub dodatkowym zmęczeniem. Podejrzewam
jednak, że takie wystawowe, rasowe koty mają całkiem udane życie. Są zadbane,
czesane, dobrze odżywiane. Może niektóre z nich lubią grzać się w blasku
fleszy?
Nie ukrywam, że w przyszłości
chciałabym opiekować się kotem brytyjskim. Nie zamierzam go jednak zabierać na
wystawy.
Może to moja ignorancja, ale wydaje
mi się, że wystawy kotów organizowane są o wiele częściej niż psów. Zapewne
dlatego, że miauczących modeli można zamknąć w niewielkich klatkach, a z psami
nie byłoby już tak łatwo… W swoim życiu byłam już na wielu wystawach kotów, a
tylko na jednej wystawie psów. A Wy?
Jeśli macie ochotę na więcej
zdjęć kotów, odsyłam Was do tych postów:
Uściski!
Sara
Ja uważam, iż kocięta jako pupile są całkiem przyjazne. Tym bardziej, iż ja również mam u siebie fajnego kotka. Wielce podoba mi się to co napisano w http://lotydalekodystansowe.pl/bialaczka-u-kota-leczyc/ i moim zdaniem, faktycznie tak jest często. W sumie kotki są dość popularnym zwierzakiem domowym.
OdpowiedzUsuń