Każdy by chciał móc spędzić w danym
miejscu jak najwięcej czasu. Niestety, nie zawsze pozwalają nam na to fundusze
czy praca, studia bądź szkoła. Ja akurat uwielbiam krótkie wyjazdy i zawsze
staram się zobaczyć maksymalnie tyle, ile tylko się da. Dziś mam więc dla Was
przewodnik po Barcelonie w kilka godzin.
Wiadomo, że gdy mamy niewiele czasu,
nie zwiedzamy muzeów, tylko podziwiamy w głównej mierze architekturę z
zewnątrz.
Nasza trasa zajęła nam ok. 5 godzin.
Całość przeszłyśmy pieszo, z wyjątkiem odcinka miedzy Sagradą Familią a Casa de
lex Punxes. Jednak jeśli ktoś by chciał, myślę, że spokojnie spacerkiem
pokonałby trasę miedzy tymi dwoma miejscami.
Naszą wycieczkę po Barcelonie
rozpoczęłyśmy od najsłynniejszej budowli w tym mieście. Gdy wysiadłyśmy z metra
na stacji Sagrada Familia, powiedziałam do mamy: "Jak ją zobaczysz, to mów!".
Wyjechałyśmy na powierzchnię ruchomymi schodami. Po chwili obróciłyśmy się i…
ją zobaczyłyśmy. Była tam. Szczęki nam opadły. Uwielbiam to uczucie, gdy w
końcu mogę zobaczyć jakiś zapierający dech w piersiach obiekt na żywo. I on faktycznie
odbiera oddech. Koloseum, Wieża Eiffla… Cieszyłam się jak głupia, gdy ujrzałam
na żywo te budynki. I podobnie było z Sagradą Familią. Niby wszyscy wiemy, jak
wygląda, znamy ją z telewizji czy z Internetu. Ale to jest obiekt, który naprawdę
trzeba zobaczyć w realu. Multum szczegółów, misterna robota, wysokie wieże…
Obeszłyśmy bazylikę dookoła. Z każdego punktu wyglądała niesamowicie. Dość
trudne było zrobienie sobie zdjęcia z tym słynnym zabytkiem, przed wejściem
ustawiono nawet specjalne betonowe klocki, by było to łatwiejsze. Ale i tak nie
było. :D Choć co tam zdjęcia, najważniejsze, że nasze oczy mogły zobaczyć to
dzieło. Do środka Sagrady nie wchodziłyśmy, bo to rozrywka dla bogaczy – 32
euro, serio?
Wsiadłyśmy do autobusu nr 133, by
podjechać kilka przystanków do kolejnego ciekawego budynku. Myślałyśmy, że
zaprojektował go Gaudi. Tymczasem autorem Casa de les Punxes jest Josep Puig i
Cadafalch. Budynek powstał na początku XX wieku. Przypomina nieco pałac,
głównie dzięki wieżyczkom. Na fasadzie nie brakuje ozdobnych detali i mozaik.
Casa de les Punxes nie jest udostępniony dla zwiedzających, w środku znajdują
się prywatne mieszkania i biura.
Piechotą udałyśmy się do kolejnego
zabytku. Tym razem był to Casa Mila, "falowany" budynek zaprojektowany przez
Gaudiego. Można go zwiedzać wewnątrz, my jednak nie zdecydowałyśmy się na
oglądanie budynków w środku. Wspominałam w jednym z poprzednich postów, że
potrzeba na to sporo czasu i worka pieniędzy. ;)
Casa Mila położony jest na rogu słynnej
Passeig de Gracia. To na tej ulicy znajdują się sklepy największych
projektantów i znanych marek. To także tutaj, tuż obok siebie można podziwiać
dwa kolejne ciekawe budynki. Casa Batllo zaprojektował Gaudi, natomiast Casa
Amatller - Josep
Puig i Cadafash. Nie wiem, który z obiektów bardziej przypadł
mi do gustu. Casa Batllo jest świecący, pełen kolorów i udziwnień. Z kolei Casa
Amatler jawi się jako nieco bardziej stonowany, ale niewątpliwie przyciąga
wzrok.
Warto zrobić sobie spacer po Passeig de
Gracia. Dlaczego? Powodów może być kilka – witryny słynnych projektantów,
sklepy odzieżowe, ciekawa architektura. W końcu docieramy do Placu
Katalońskiego. To chyba miejsce, które najmniej spodobało mi się w całej
Barcelonie. Ot, plac z fontanną. Chwilę odetchnęłyśmy i ruszyłyśmy w dalszą
drogą. Czekał na nas Pałac Muzyki Katalońskiej. Wydaje mi się, że to miejsce
jest raczej pomijane przez turystów. A szkoda! To kolejny obiekt, na którym
możemy podziwiać ciekawe mozaiki. Fasada jest bogato zdobiona. Co więcej,
możemy wejść do środka i za darmo obejrzeć hol. Polecam rzucić okiem na sufit!
Kilka minut zajęło nam dotarcie do kolejnego
obiektu, a był nim… Łuk Triumfalny. Widziałam już takie obiekty w Paryżu, Rzymie,
Rimini i Brukseli. Ten znajdujący się w Barcelonie niewątpliwie wyróżnia się
kolorem. Zbudowany został z czerwonej cegły. Dzięki swojej barwie i
wszechobecnym palmom wygląda o wiele bardziej egzotycznie.
Przeszłyśmy pod Łukiem Triumfalnym i
chwilę później weszłyśmy do Parc de la Ciutadella. Nie mogłam się doczekać, aż
zobaczę to miejsce. Na zdjęciach prezentowało się naprawdę bajkowo. W parku
znajduje się fontanna – Kaskada, w której również palce maczał Gaudi (a raczej
w jej projektowaniu :D). Poczułam się tam, jakbym była na jakiejś gorącej
wyspie. Warto dodać, że w parku można podziwiać nie tylko fontannę, lecz także
parlament, zamek, a nawet… mamuta. Gdy zobaczyłam pomnik tego stworzenia,
spytałam mamy, czy też go widzi. Ucieszyłam się, że nie mam objawów
schizofrenii. W parku jest również zoo, a także jeziorko, po którym można
popływać uroczą łódką. Zupełnie jak w komediach romantycznych.
Dochodziło południe, a my miałyśmy za
sobą już niezły spacer. Czekała na nas jeszcze dzielnica gotycka – Barri Gotic.
Wąskie, klimatyczne uliczki i średniowieczne katedry. Uwielbiam takie
dzielnice, w których ważniejsze od zabytków są balkony i malownicze miejscówki.
Dlatego zakochałam się w paryskim Montmartre, rzymskim Zatybrzu czy w lizbońskiej Alfamie.
Co zobaczyłyśmy w dzielnicy Barri
Gotic? Zaczęłyśmy od Bazyliki Santa Maria del Mar, do której można bezpłatnie
wejść. Gdy zobaczyłyśmy tę świątynię, poczułyśmy się trochę jak… w Toruniu.
Średniowieczna, gotycka katedra przypominała nieco budynki położone w Mieście
Kopernika. Później przyszła kolej na Katedrę św. Eulalii. Do niej wstęp jest
już płatny. Podobała nam się o wiele bardziej niż Santa Maria del Mar.
W dzielnicy Barri Gotic warte
zobaczenia są również place. Plaça Reial na pierwszy rzut oka nie wygląda
szałowo – skwerek z palmami. Dopiero na zdjęciach dostrzegłyśmy jego urok.
W końcu dotarłyśmy do słynnej La
Rambli. I powiem Wam szczerze, że nie wiem, o co tyle szumu. Rozumiem, że to
najsłynniejszy deptak Barcelony, ale jeśli nie masz zamiaru tam nic jeść ani
kupować, to nie ma sensu tamtędy chodzić. Przynajmniej ja nie widzę celu.
Tłoczno i głośno.
Jednym z ostatnich obiektów, które
zobaczyłyśmy, był Pałac Güell. Położony nieco na uboczu, zdecydowanie
skromniejszy od pozostałych dzieł Gaudiego. Była to jedna z pierwszych jego
prac.
Swój spacer zakończyłyśmy ok. 15.
Dziwnym trafem znalazłyśmy się – zupełnie przypadkiem – w dzielnicy, hm,
arabskiej? Napisy na sklepach były napisane innym alfabetem. W cukierni
kupiłyśmy słodycze, które oblepiły nam zęby. Nie muszę wspominać, jak bardzo
słodkie były?
I tak zobaczyłyśmy większość z
ważniejszych obiektów Barcelony. Myślałyśmy, że spacer zajmie nam cały dzień,
tymczasem po południu wybrałyśmy się jeszcze na plażę.
Gdybym miała wybrać, co najbardziej mi
się podobało, to zdecydowanie padłoby na Sagradę Familię. Chociaż cała
Barcelona ma w sobie to coś – coś modernistycznego, coś secesyjnego, coś
gotyckiego. I to coś łączy się w genialną całość.
Pani w hotelu powiedziała nam, że do wszystkich ważnych miejsc w Barcelonie można dotrzeć metrem. Myślę, że nie warto. Lepiej wybrać się na spacer.
Pani w hotelu powiedziała nam, że do wszystkich ważnych miejsc w Barcelonie można dotrzeć metrem. Myślę, że nie warto. Lepiej wybrać się na spacer.
Jeśli macie jakiekolwiek pytania
odnośnie do Barcelony, piszcie śmiało! Również jeśli będziecie potrzebować mapek.
Sara