Czy ktoś to jeszcze pamięta? W
listopadzie 2017 wystąpiłam w programie "Milionerzy" (odcinek 95 dla zainteresowanych).
Miliona co prawda nie wygrałam, ale nie odpadłam też na pytaniu za 1000 zł.
Jak zmieniło się moje życie od
tego czasu?
Scenariusz 1: Kupiłam torebkę
Chanel i na nic więcej nie starczyło.
Scenariusz 2: Wygrana jakoś tajemniczo
zniknęła. A ciuchy tak samo tajemniczo przestały mieścić się w szafie.
Scenariusz 3: Kupiłam bilety na
Wyspę Wielkanocną, tylko zapomniałam, że trzeba jeszcze wrócić.
Scenariusz 4: Przez miesiąc
żywiłam się wyłącznie w drogich restauracjach. Suma na koncie zmalała, a tyłek urósł.
Scenariusz jedyny i prawdziwy:
Fakt jest taki, że pierwsze, co zrobiłam po otrzymaniu wygranej (oprócz
skakania i tańczenia z radości), to zakup karmy dla piesków z toruńskiego
schroniska. Nie wydałam swojej wygranej na podróż do Stanów ani do Australii.
Stolic europejskie dalej zwiedzałam w swój niskobudżetowy sposób.
Raczej nie jestem osobą, która,
gdy dostaje albo zarobi jakieś pieniądze, od razu je wydaje. Zbieram na wkład własny
do mieszkania.
Ale wygrana to w końcu nie tylko
pieniądze! To też sława i rozpoznawalność. ;) Chyba nigdy nie zapomnę tych
tysięcy wejść na bloga, zaproszeń na Facebooka od obcych ludzi, telefonów z
lokalnych redakcji…
Co śmieszne, swoją wygraną
przeżywałam kilka razy. Gdy w telewizji emitowano powtórkę odcinka z moim
udziałem, znów odebrałam mnóstwo wiadomości z gratulacjami, a blog ponownie
przeżywał oblężenie.
Nie muszę chyba wspominać, że
nawet przy pobieraniu krwi panie pielęgniarki gratulowały mi wygranej? A moja
fryzjerka powitała mnie słowami: "Pani Saro, oglądałam!". Oczywiście
dowiedziałam się też, że jestem mądra, roztropna i usłyszałam: "A mówiliście, że
ta Sara taka szczuplutka!".
Nie będę Wam wciskać kitu, że
dzięki wygranej w "Milionerach" uwierzyłam w siebie albo że nagle znalazłam
faceta (o dziwo, znalazłam go wcześniej!). Na pewno jednak ten mój mały
telewizyjny epizod był czymś, co będę długo wspominać. Moja mama od czasu do
czasu włącza sobie nagranie z moim udziałem… Ja wtedy zwykle uciekam z pokoju.
Ale 10 tysięcy pieszo nie chodzi,
co nie?
Jeśli jesteście ciekawi
szczegółów mojego występu, odsyłam tutaj.
Sara
Gratuluję wygranej, ja obawiam się, że zjadłby mnie stres :D
OdpowiedzUsuńBardzo dziękuję! Warto próbować. Stres był, nie ukrywam. :D Ale jakoś starałam się go opanować.
UsuńPozdrawiam!