Strony

czwartek, 30 lipca 2020

Oj, działo się - lipiec 2020


Mam wrażenie, że dopiero podsumowywałam czerwiec, a tu już kończy się lipiec. Czas nie biegnie, on pędzi i galopuje. Od jednego dnia wolnego do drugiego, od jednego spotkania do kolejnego. Liczę teksty i się gubię, szukam tematów i je znajduję. Co działo się u mnie w lipcu?


Nie skłamię, gdy powiem, że moje życie kręci się teraz wokół pracy i faceta, bo tak jest. Redagowanie tekstów dla Nowości i szukanie ciekawych, klikalnych i jednocześnie ważnych tematów zajmuje sporą część mojego umysłu. Czasami zdarzają mi się całkiem niezłe, milionowe rekordy, jak np. w przypadku artykułu o wyprzedażach z Ikei. Spędzam też trochę czasu w terenie, szukając materiałów do tekstów i robiąc zdjęcia. Dla przykładu - ostatnio przygotowywałam subiektywny ranking toruńskich kawiarni. To, że jestem kawiarnianym zwierzęciem, wiecie nie od dziś. Okazało się jednak, że z niektórych lokali brakuje mi zdjęć. Trzeba więc było odwiedzić je ponownie. Do takich miejsc zalicza się chociażby jedyna toruńska kocia kawiarnia.  
A jeśli już o kotach mowa, to myślę, że należy Wam się porządna aktualizacja, co u Nicolasa. Nicoś hasa sobie po ogrodzie, chętnie wychodzi też na taras czy balkon. Poza tym tradycyjnie dużo śpi. Waży już 5 kg, a koty brytyjskie mogą dobić nawet do 10 kg. 
Co jeszcze robię? Uczę się o SEO, czyli o tym, co zrobić, aby teksty jak najwyżej wyświetlały się w Google, i o pozycjonowaniu stron. Jeśli interesuje Was ten temat, zajmuje się nim m.in. https://afterweb.pl/pozycjonowanie-stron/


Cały czas odkrywam też Toruń, nie tylko jego gastronomiczną część. Często odwiedzam różne miejsca nad Wisłą. W tym roku powstały w Toruniu nad rzeką dwie plaże - jedna przy Zamku Dybowskim, druga natomiast na Winnicy. Chociaż w Wiśle nikt się raczej nie kąpię, to i tak warto choć raz odwiedzić te miejsca, bo widoki są wspaniałe. 
W lipcu miałam okazję uczestniczyć też w pożegnaniu pana Sławka, redaktora, który odszedł na zasłużoną emeryturę. Trochę się stresowałam, a nie było czym, bo miło spędziłam czas. 

Jeszcze bardziej denerwowałam się przed weselem, które okazało się fantastycznym przyjęciem. Nie moim weselem, chociaż... sporo osób dało się na to nabrać. Na Facebooku opublikowałam bowiem zdjęcie moje i Marcina przed samochodem, którym przyjechała do kościoła młoda para. Otrzymaliśmy mnóstwo gratulacji. Nie wiem, czy winna temu była moja jasna sukienka, podpis "szybko poszło", a może po prostu wyglądamy jak nowożeńcy? :D Całkiem spora grupka dała się na nasz niewinny żarcik nabrać.
Co jeszcze działo się w lipcu? Brat przyrządził dla mnie qurrito jak z KFC. Myślę, że to warte wzmianki w poście. 
Sierpień szykuje się o wiele bardziej wyjazdowy. Jeśli wszystko dobrze pójdzie czeka mnie spływ kajakowy, a także zwiedzanie pewnego rejonu w województwie kujawsko-pomorskim. Na pewno podzielę się z Wami na blogu zdjęciami!

Jaki był dla Was lipiec? Gdzie byliście? Co ciekawego przeczytaliście, co obejrzeliście?
Sara

PS W lipcu ukazała się nowa płyta Taylor i już przez niektóre magazyny nazywana jest jej najlepszym albumem. Posłuchajcie, nawet jeśli wcześniej wydawało Wam się, że nie przepadacie za Taylor. Ta płyta to coś kompletnie innego. 

niedziela, 26 lipca 2020

Top 10 moich tekstów z Nowości - czerwiec



Jakie są moje ulubione teksty z Nowości z czerwca? Niektóre pełne ciekawostek, inne przepełnione wiedzą, a część lekko kontrowersyjna (albo wcale nie lekko). Oto mój subiektywny wybór najlepszych tekstów z poprzedniego miesiąca.


Ten artykuł co prawda nie może się pochwalić setkami tysięcy wyświetleń, ale włożyłam w niego bardzo dużo pracy. Chciałam dać ludziom inspirację i pokazać, co można zwiedzić w miastach, które wcale nie są jakieś bardzo znane. Czasami są to naprawdę niezwykłe miejsca jak chociażby dom architekta Golovana w Łucku.


Nie zliczę, ile wiadomości wysłałam do znanych torunianek i torunian z prośbą o ich zdjęcie z dzieciństwa. Zebrałam całkiem sporo fotografii, powstała z tego przeurocza galeria. Dziennikarze czasami muszą pomęczyć ludzi. Jestem ogromnie wdzięczna tym, którzy mają do nas cierpliwość.


Napisałam artykuł o terrarystyce, kompletnie się na tym nie znając. A potem dostałam wiadomość o następującej treści: "Ale pięknie to złożyłaś!! Brawo!!! Wyłapałaś wszystkie najważniejsze rzeczy i pięknie spięłaś je w całość! To bardzo dobry tekst, wszytko jest napisane naprawdę doskonale". A te słowa napisał były prezes Polskiego Stowarzyszenia Terrarystycznego. Czyli chyba nieźle jest, prawda?


Prawdopodobnie jeden z moich najpyszniejszych tekstów. Zapytałam kawiarnie, co klienci wybierają najchętniej. I poprosiłam o zilustrowanie tego na zdjęciach. Musicie to zobaczyć. Pyszności. Jako kawiarnianie zwierzę byłam ogromnie szczęśliwa, że mogłam stworzyć taki tekst. Niby za dużo się przy nim nie napisałam, ale za całym artykułem stoi zaplecze w postaci kilkudziesięciu wysłanych maili, kilku wykonanych telefonów i całą masą nadziei, że kawiarnie odpowiedzą.


Teksty podróżnicze i turystyczne to dla mnie bajka. A jak mogę sama przy okazji odkrywać nowe miejsca, to tylko dodatkowy plus. Artykuł o miejscach na weekendowy wypad pod Toruniem wyświetlono ponad 100 tysięcy razy.


I kolejny tekst o czymś, o czym nie miałam pojęcia. Ale dzięki wymianie maili i telefonów z badaczką dowiedziałam się całkiem sporo o… dendrochronologii! Polecam Wam ten artykuł, bo pokazuje niesamowitą wyprawę – niesamowitą nie tylko ze względu na odkrycia.


Słyszeliście o grupie "Uwaga, śmieciarka jedzie"? Ludzie fotografują rzeczy, które zobaczą przy śmietnikach i wstawiają fotografie na grupę wraz z lokalizacją. Niekiedy trafiają się prawdziwe skarby jak stół do piłkarzyków. Nie brakuje mebli, zabawek, książek… Wspaniała inicjatywa zero waste. Myślę, że warto ją propagować nawet wśród osób, które nigdy przedmiotu ze śmietnika nie zabiorą. Bo może to one natkną się na prawdziwą perełkę? Wystarczy, że zrobią jej zdjęcie i wstawią na grupę. Nic ich to nie kosztuje, a dla kogoś może oznaczać nowy, długo poszukiwany mebel w domu.


Lubię pisać teksty ciekawostkowe. Ten zawiera mnóstwo liczbowych informacji o Toruniu. Ile lat ma najstarsza mieszkanka? Czy w Toruniu mieszka więcej kobiet czy mężczyzn? Ile mamy autobusów, ile sklepów, a ile dzieci urodziło się w 2019 roku w naszym mieście? Odpowiedzi na te i inne pytania znajdziecie w tym wpisie. Poza tym jestem bardzo dumna z jego zajawki.


I na koniec artykuł, po którym zostałam obrzucona błotem, a moja skrzynka, zarówno służbowa, prywatna, jak i ta na Facebooku utonęła w wiadomościach od katolików i osób prawicowych. Porównywano mnie do dziennikarzy Gazety Wyborczej (co dla mnie akurat stanowi komplement, bo zawsze chciałam tam pracować). O co chodzi? O słowa wypowiedziane przez prof. UMK.

Dajcie znać, który z tekstów zainteresował Was najbardziej! Czy jest coś, o czym chcielibyście poczytać na stronie Nowości?
Uściski
Sara

Co kupić na wesele? Najlepsze pomysły na prezenty


W ten weekend świetnie bawiliśmy się na weselu. Dzisiaj więc krótki post z moimi przemyśleniami. Co jest dobrym prezentem na wesele?

Przede wszystkim uważam, że warto uważnie przeczytać zaproszenie i zobaczyć, co życzą sobie nasi bliscy. Większość z nich zamiast prezentu woli otrzymać pieniądze i po pierwsze, wcale im się nie dziwię, bo to kasa, szczególnie po takim wydatku, jakim jest wesele, przyda się najbardziej. Po drugie, warto moim zdaniem uszanować życzenie pary młodej. Wydaje mi się, że podarować prezent można tylko w wyjątkowych sytuacjach, gdy naprawdę wiemy, co przyda się nowożeńcom. Choć i to nie jest regułą, bo nawet, jeśli mówią, że nie pogardziliby nowym okapem, kupowanie takiego sprzętu to spore ryzyko. Czy będzie pasował? Czy będzie dokładnie taki, jaki chcieli? Więc pieniądze to po prostu bezpieczniejszy pomysł. 

Ile dać na ślub? Kiedyś mówiło się, że musi to być przynajmniej koszt tzw. talerzyka. Tyle że jeszcze parę lat temu za osobę płaciło się ok. 150 zł, teraz to jest już 250-300 zł. W Internecie można znaleźć informacje, że na wesele powinniśmy, w zależności od stopnia bliskości, dać od 300 do 500 zł. Ale niektórzy do koperty wkładają nawet 1000 zł. Wszystko zależy tak właściwie od relacji. 

Pytanie - co oprócz pieniędzy? Kwiaty? Słodycze? Wino? Pomysły nowożeńców są różne. Zwykle umieszczają je na zaproszeniach w postaci wierszyków, a nawet... rebusów. O, np. zamiast kwiatka - bon do Ikei. 

Wiele osób prosi o karmę dla schroniska dla zwierząt. Problem w tym, że goście zwykle kupują tę najtańszą, bo albo chcą zaoszczędzić, albo kompletnie się nie znają. A schronisku najbardziej przydaje się karma weterynaryjna, z dużą zawartością mięsa. 

Podobnie jest z pluszakami dla domów dziecka. Tego typu placówki wcale nie ucieszą się najbardziej z maskotek. 

Moim zdaniem fajnym pomysłem zamiast kwiatów (z którymi jest później problem, co zrobić, a w końcu i tak zwiędną), jest prośba o wino, zdrapki albo kupony totolotka. Wino można ładnie przystroić w kwiaciarni albo zamówić specjalne pudełko z wygrawerowaną dedykacją np. na https://www.murrano.pl/
Ja na pewno ucieszyłabym się z wszelkich voucherów na kolację, wizyty w SPA, loty samolotem... Ale wiadomo, że to już droższa sprawa. Natomiast wydaje mi się, że coś spersonalizowanego to dobry dodatek do głównego podarku. 

Jestem zwolenniczką dawania takich prezentów, które naprawdę ucieszą parę młodą. A kolejny zestaw talerzy, trzy blendery i pięć kompletów pościeli to chyba jednak nie jest to. 

Dajcie znać, co Wy dajecie na ślub zamiast kwiatka!
Sara

czwartek, 23 lipca 2020

Wakacje 2020: co już zrobiłam, a co chcę zrobić?



W zeszłych latach jeszcze w czerwcu przygotowywałam listę, co chcę zrobić w wakacje. Mamy końcówkę lipca, a ja do tej pory takiego spisu nie stworzyłam. Te wakacje zdecydowanie różnią się od poprzednich. Co więc już zrobiłam, a co planuję?

Zacznijmy od tego, że w te wakacje pracuję sobie na etacie. Wolne mam więc wyłącznie popołudnia i weekendy, jak większość ludzi, chociaż zdarza się, że dyżuruję również w soboty i niedziele. Co robię, gdy mam wolne? Zwykle układam puzzle (Minionki nas nie pokonały!) albo gdzieś wychodzę. Powiem Wam, że jestem w szoku, o ilu miejscach w Toruniu nie miałam pojęcia. Torunianie, wiecie, gdzie jest alpinarium? A zatoka nad Wisłą? A byliście już na terenach rekreacyjnych na osiedlu JAR? Ja staram się choć raz w tygodniu odkryć jakieś nowe miejsca. Pewnie kiedyś ich zabraknie, ale na razie się na to nie zanosi i Toruń na każdym kroku mnie zaskakuje.
Ostatnio miałam też sporo okazji do świętowania. Mój brat skończył osiemnaście lat. Wręczyłam mu z tej okazji milion. Z kolei mój facet został magistrem. A Taylor dziś ogłosiła, że wydaje ósmą płytę. Więc okazji do celebrowania nie brakuje. Niebawem wybieramy się też na wesele. Trochę się boję, bo koronawirus, trochę się cieszę, bo sobie potańczę, a trochę się stresuje, bo praktycznie nikogo tam nie znam. Ale mam nadzieję, że żadne moje obawy się nie sprawdzą, choć miłośniczką wesel raczej nie jestem.
Cały czas kuszą mnie też wyjazdy. Od tych niedalekich – Chełmno czy Golub-Dobrzyń, do tych nieco dalszych, tak do 200 km - może jakiś pałac w Wielkopolsce?, skończywszy na tych naprawdę odległych kierunkach jak Islandia we wrześniu. Dopiero wtedy mam tydzień urlopu (czuję się taka stara, gdy o tym piszę) i mogę sobie pozwolić na wycieczkę dłuższą niż jeden dzień. Mama rozgląda się za lotami, ale narzeka, że wszędzie już byłam (co prawdą nie jest, bo odhaczyłam dopiero/aż 25 stolic europejskich ;)). Ja trochę obawiam się, że lot w ostatniej chwili mogą po prostu odwołać, ostatnio sporo słyszy się o takich akcjach. Może już mniej lękam się zachorowania, bo w sumie wylecę z kraju, w którym jest 400 zakażeń dziennie, do miejsca, w którym odnotowuje się kilka czy kilkanaście zachorowań na dobę… Na razie to jednak tylko plany i/lub marzenia. 
Ale jak już o wycieczkach mowa, to muszę Wam też wspomnieć o szalonym pomyśle, który zakwitł w mojej głowie, gdy pisałam artykuł o luksusowych miejscach na urlop w kujawsko-pomorskim. Wyobraźcie sobie, że w Chełmży, ok. 20 km od Torunia, powstał ekskluzywny kemping. Śpi się w ogromnych, luksusowych namiotach z kuchnią, łazienką i klimatyzacją. Kemping znajduje się tuż nad jeziorem, a nocleg dla dwóch osób na trzy noce to koszt 900 zł. Nie za tanio, ale też nie jakoś mega drogo. Pomyślałam, że może to byłby odpowiedni pomysł na wyciszenie umysłu przesiąkniętego pracą. Ale z realizacją tej szalonej idei też musiałabym poczekać do września – na lipiec i sierpień nie ma już wolnych miejsc.


Czy jest coś takiego, co chętnie bym zrobiła w te wakacje? Bardzo chodzą już za mną koncerty. Wybrałabym się też do kina. Tylko że na razie grają "365 dni", które zdążyłam już wymęczyć na Netflixie (nie polecam).

Jeśli ktoś ma mniej pracowite wakacje niż ja i po prostu mu się nudzi, to podrzucam moje dwa teksty – w jednym z nich znajdziecie 100, w drugim 50 pomysłów na to, co robić w wakacje. Ten drugi post to najchętniej czytany wpis na blogu. Gdybym miała krótko doradzić, co warto zrobić w lato, powiedziałabym: to, na co nie mieliście dotąd czasu, a co bardzo lubicie. Coś szalonego. Coś, co sprawia Wam przyjemność. Weźcie wąż ogrodowy, wąż do wody i popsikajcie się na działce. Obejrzyjcie filmiki na YouTubie i pośmiejcie się do ekranu. Odpoczywajcie. Relaksujcie się. A jeśli będziecie mieli ochotę, to odkryjcie najbliższą okolicę. Może Was zdziwić, co czeka za rogiem.
Miłych wakacji!
Sara
PS A magisterki nadal nie piszę.  

środa, 15 lipca 2020

Co u mnie słychać?


Stwierdziłam, że jestem Wam winna ten post. Teksty nie pojawiają się ostatnio tak często, jak kiedyś i tak często, jakbym tego chciała i od siebie wymagała. Co jest tego powodem? Oto, jak wyglądają ostatnio moje dni.

Przede wszystkim wpadłam w sidła dorosłości. Inaczej zwanymi pracą na pełen etat. Jestem teraz jak te miliony ludzi na całym świecie, którzy wstają na dźwięk budzika, jedzą śniadanie (no, tu może nie miliony, ale ja zawsze muszę coś wrzucić na ząb rano), myją się, malują się, ubierają się, jadą do pracy, stoją w korkach, szukają miejsca do zaparkowania, idą do pracy, spędzają w niej 1/3 dnia, a potem znów tkwią w korkach, jedzą obiad i nagle robi się wieczór, trzeba się wykąpać i iść spać. Oczywiście nie narzekam! Sama tego chciałam i od dziecka marzyłam o tym, by zostać dziennikarką. Pewnie, że fajniej byłoby to robić w piżamie z domku, ale nie zawsze się da.

Uczę się powoli wciskać coś między popołudniem a nocą. Między powrotem z pracy a pójściem spać. Czasami wychodzi mi to średnio – najpierw przez godzinę nadrabiam memy i Instagrama, później przez godzinę oglądam "Ukrytą prawdę". Bywa lepiej, gdy układam puzzle – są one dla mnie teraz synonimem prawdziwego relaksu (chociaż Minionki niekiedy zamiast odprężenia przynoszą irytację). Staram się jednak nie zapominać, że w te kilka godzin da się jeszcze wcisnąć coś naprawdę wartościowego i fajnego. Z M. odkrywamy nowe miejsca w Toruniu. Wzgórza, z których widać całe miasto. Zatoki nad Wisłą, o których cichaczem informacje przekazują sobie jedynie wędkarze. Podczas wypraw towarzyszą nam zwykle rzesze komarów. Ale i tak jest super.
W ostatnim czasie jakoś kiepsko idzie mi realizacja moich celów na ten rok, ale nie odpuściłam ich zupełnie. Książki czytają się powoli – na liczniku dopiero 28 – ale po puzzlach to moja druga ulubiona forma relaksu, jak więc mogłabym z niej zrezygnować zupełnie? ;) Ostatnio skończyłam książkę Joanny Glogazy "Wychodząc z mody" – o slow fashion i odpowiedzialnym podejściu do mody. Bardzo polecam. Sporo informacji było mi już wcześniej znanych chociażby dzięki Instagramowi Joanny czy jej artykułom na blogu, ale pojawiły się też nowe treści, bardzo ciekawe wywiady m.in. na temat kontenerów na używane ubrania. Duży plus także za listę marek, których warto wypatrywać w lumpeksach – większość moich ubrań pochodzi ze sklepów z używaną odzieżą. Wydaje mi się, że to obecnie bardziej rozsądek i zakupowa odpowiedzialność niż jakieś widzimisię. Joanna również zachęca do zakupów ciuchów z drugiej ręki. A jeśli komuś to nie odpowiada i stawia na nowe rzeczy, warto by wydawał pieniądze świadomie. Nie impulsywnie, nie na pierwszą lepszą szmatkę. Warto przyjrzeć się rzeczy, pomyśleć, czy będzie nam do czegoś pasować, czy będziemy w niej chodzić, czy jest nam w niej wygodnie, czy czujemy się w niej najlepszą wersją siebie. Ważne też, by przyjrzeć się metce! Od siebie mogę dorzucić trick skąpiradła: jeśli robimy zakupy w Internecie i spodoba nam się konkretna rzecz, warto sprawdzić, czy nie ma dostępnego jakiegoś kuponu rabatowego. Ale uwaga! Róbmy to, jeśli jesteśmy zdecydowani na dany produkt i pewni, że będzie nam służyć. Kupony możecie znaleźć np. na coupondojo.com. Swoją drogą są tam kody nie tylko na ubrania, lecz także na dekoracje do domu albo… artykuły dla zwierzaka. O, takie kody rabatowe zoo plus to coś dla mnie, bo przyznaję, że dla Nicolasa kupuję sporo.
Oprócz czytania wróciłam też ostatnio trochę do oglądania filmów. Z mamą obejrzałyśmy z pozoru głupawy, ale w rzeczywistości mistrzowsko napisany "Mayday". Dialogi w tym filmie to petarda. Też bym chciała tak sprawnie posługiwać się grą słów. Wiem, że polskie produkcje wielu z Was odstraszają – mój tata wyszedł z pokoju, gdy tylko zobaczył Piotra Adamczyka w komedii – ale bywają dobre filmy. Albo chociaż śmieszne.

Za to zupełnie nie polecam "Zenka". To 23 złote wyrzucone w błoto. Przez godzinę czekałam, aż film się w ogóle zacznie, a przez kolejną godzinę miałam nadzieję na jakiś rozwój fabuły. Nic takiego nie nastąpiło, w dodatku jednym z ostatnich wątków w filmie było wydarzenie, które… w ogóle nie miało miejsca w rzeczywistości. Ani to musical, ani komedia, ani film biograficzny. Szkoda Waszego czasu. Jedyny plus tego filmu, to że od czasu do czasu poleciała fajna, stara piosenka.

I to tyle, jeśli chodzi o to, co u mnie słychać. Magisterki nadal nie piszę, za granicę chyba na razie się nie wybieram, bo urlop dopiero… we wrześniu.
Dajcie znać, co tam u Was! Co czytacie? Co oglądacie? Co porabiacie?
Sara

niedziela, 5 lipca 2020

Oj, działo się... - czerwiec 2020



Od kilku dni mamy lipiec (gdyby ktoś nie zauważył), ale ja dopiero dzisiaj podsumuję… czerwiec. Bo niedopatrzeniem byłoby zostawić czerwiec samemu sobie.

Miniony miesiąc był dość… pracowity. Praca, sesja, studia i gdzieś spoglądająca zza rogu magisterka – choć ja cały czas udaję, że jej nie zauważam.
Spróbuję podsumować tegoroczny czerwiec w punktach.

1. Zacznijmy od tego, że zmienił się mój status. Nie społeczny, ale ten na Facebooku. Choć w rzeczywistości oczywiście też się zmienił. Mam jednak takie ciche postanowienie, aby tym razem mój związek był jak najmniej publiczny. Czy mi się to uda? Zobaczymy. Mogę Wam jedynie napisać, że z Marcinem znamy się od dziewięciu (!) lat. I jesteśmy jak ogień i woda. Co jakoś bardzo nam nie przeszkadza.
2. Zmienił się także mój tryb pracy. I trzymajcie za mnie bardzo mocno kciuki, aby starczyło mi sił, tematów, kreatywności i wytrwałości.
3. W czerwcu zdałam kilka egzaminów. Niektóre były bardziej przyjazne, inne mniej (patrz: 20 sekund na odpowiedź). Niestety, choć mamy lipiec, sesja dla mnie cały czas trwa. Przez nauczanie zdalne część rzeczy się paskudnie przesunęła i nadal ślęczę nad jednym z projektów.

4. Nie muszę chyba wspominać, że w czerwcu układałam sporo puzzli. Sen z powiek spędzają mi Minionki, których nie ukończyłyśmy do tej pory. Ale nie damy się z mamą pokonać tym żółtym buźkom i niebieskim spodenkom.
5. Ważnym elementem czerwca były też wybory, a także wszystko to, co przed nimi i po nich. W ramach pracy musiałam uczestniczyć w różnych wiecach wyborczych, otrzymałam nawet zaproszenie na świętowanie w sztabie PiS (nie skorzystałam). Momentami było ciężko. Trudno też zachować obiektywizm, gdy masz serce po lewej stronie. Starałam się jednak zawsze pokazywać sytuację z obu stron. Choć niektórym trudno było to dostrzec. Doczekałam się więc już własnych czytelników-stalkerków, którzy wysyłają mi przemiłe maile.
6. Muszę wspomnieć też o tym, że w czerwcu obchodziłam rok bez tarczycy (!!!) i świętowałam publikację tysięcznego wpisu na blogu. Swoją drogą najpierw wiwatowałam, a później bardzo opuściłam się w regularności pisania postów. W czerwcu na blogu pojawiło się siedem tekstów, z czego nie jestem dumna. Fakt, że gdy pisze się kilkadziesiąt artykułów do gazety w miesiącu, to może się nie chcieć czasami napisać jeszcze jednego na bloga. Chociaż to chyba nie o to chodzi, bo przecież ja kocham pisać. Wydaje mi się po prostu, że ostatnio tyle się dzieje, że blog zszedł trochę na drugi plan. Nie chciałabym jednak, aby pozostał wyłącznie statystą. Tym bardziej że pomysłów na tematy na bloga akurat mi nie brakuje.
7. I na koniec takie przemyślenie. Chociaż od stycznia minęło już pół roku, nie skreśliłam jeszcze żadnego celu z tegorocznej listy. Ale coś mi się wydaje, że 2020 rok nie wpisuje się w żaden schemat. I jeżeli w styczniu 2021 obudzę się, nadal mając pracę i faceta, ale nie mając za sobą 35 obejrzanych filmów, to i tak będę zadowolona.
Dajcie znać, jak minął Wam czerwiec.
Sara
PS W czerwcu zaczęłam też obserwować make life harder na Instagramie, co faktycznie uczyniło moje życie trudniejszym do zniesienia lepszym. Polecam.