Strony

sobota, 29 lipca 2017

Niespodzianka od Ukochanego - co zwiedzić w Mroczy?

Przyjeżdżam sobie z wakacji i wyciągam plik przesyłek ze skrzynki. Rachunki, ulotki, list, pocztówka i… tajemnicza koperta z urzędu. Urzędu w Mroczy. Na szczęście nie skarbowego. ;)

Mój chłopak postanowił zrobić mi niespodziankę i w moim imieniu pisał do różnych instytucji z prośbą o pocztówki. Niestety większość placówek nie kwapiła się nawet, by odesłać odpowiedź, choćby negatywną. Mail zwrotny, z prośbą o adres, dotarł z urzędu w Mroczy, o czym nie wiedziałam, aż do otrzymania przesyłki.

Słyszeliście o Mroczy? To miejscowość w województwie kujawsko-pomorskim, w powiecie nakielskim. Być może kojarzycie to miasto, ponieważ właśnie stamtąd pochodzi nasz mistrz olimpijski, sztangista Adrian Zieliński. Do Mroczy można wybrać się na przyjemny spacer po parku, a także podziwiać kamieniczki z XVIII i XIX wieku czy zwiedzić pięcionawowy kościół.


Z urzędu otrzymałam dwie widokówki i jedną kartkę pocztową z datownikiem. Wspaniałe jest to, że nawet tak niewielka miejscowość i gmina, jaką jest Mrocza, posiada swoje pocztówki. W dodatku są one naprawdę bardzo ładne! Wcześniej udało mi się otrzymać darmowe pocztówki z Trzemeszna i Sompolna (województwo wielkopolskie), o czym pisałam w tym poście.
Przesyłka z Mroczy była dla mnie przemiłą niespodzianką. Dziękuję! Czy Wasze drugie połówki też lubią Was zaskakiwać?
Uściski!
Sara

PS Część z Was pytała mnie, jak wygląda wiadomość, którą wysyłam do gmin. Nie wiem, co w swoim mailu napisał Maciek. Ja wysyłałam wiadomości o następującej treści:

Dzień dobry
Nazywam się Sara Watrak i od blisko 4 lat prowadzę bloga Sawatka, na którym opisuję swoje podróże oraz pokazuję zdobyte pocztówki. Piszę do Państwa z prośbą o wysyłkę pocztówek z Sompolna. W zamian pokażę je na moim blogu oraz napiszę kilka słów o miejscach wartych odwiedzenia w tej miejscowości.
Liczę na pozytywne rozpatrzenie mojej prośby.
Pozdrawiam
Sara Watrak

środa, 26 lipca 2017

Muzeum Czar PRL-u - oranżada, budka telefoniczna i inny wymiar

Coś mnie ciągnie do PRL-u. Całkiem niedawno mój chłopak i ja odwiedziliśmy toruński escape room utrzymany w klimatach komuny. Z kolei w jeden z lipcowych weekendów wybraliśmy się do warszawskiego muzeum Czar PRL-u.
Wejście do krainy futer, baniek na mleko i Vibovitu znajduje się nieopodal Soho Factory, na warszawskiej Pradze, przy ul. Głuchej. Zwiedzanie muzeum to właściwie oglądanie zaaranżowanego mieszkania z czasów komuny. Znajdziecie w nim i kuchnię, i salon (tfu! duży pokój), i miejsce przeznaczone na stylowe mopy i jeszcze bardziej stylowe żelazka. W korytarzu stoją buty i walizki pamiętające czasy PRL-u, wiszą futra i staromodne torebki. W muzeum możecie zobaczyć również obrazy przedstawiające "idoli" minionej epoki. Mowa o Leninie czy Gomułce.
W muzeum nie zabrakło symboli polskiego komunizmu – figury milicjanta, saturatora (moi rodzice cyklicznie wracają pamięcią do pysznej wody gazowanej z sokiem…), kartek na żywność czy gry Mastermind (macie ją jeszcze na strychu?). Eksponaty podpisane są w dwóch językach – po polsku i po angielsku. Zastanawiam się, co myślą  cudzoziemcy, zwiedzając to muzeum. To musi być dla nich swoista podróż do innego wymiaru.
Mimo że wystrój muzeum to powrót do czasów młodości naszych rodziców i dziadków, myślę, że każde pokolenie będzie zachwycone wizytą w tym miejscu. To okazja do powspominania, do wypowiadania co chwilę "O rany, pamiętam to!", "Mieliśmy to!", "U mojej babci stoi do tej pory!", ale też do dowiedzenia się czegoś nowego.
My wyszliśmy z muzeum oczarowani. To wspaniałe, że ktoś podjął ten niemały wysiłek i zebrał tak wiele przedmiotów z okresu komuny. Jedno jest pewne – w warszawskim muzeum życia minionej epoki poczujecie czar PRL-u.
Bilety sprzedaje pani siedząca za ladą. ;) Oprócz biletów wstępu możecie zakupić kultową oranżadę, pocztówki czy inne pamiątki.
GDZIE: ul. Mińska 25; wejście od ul. Głuchej, na wysokości ul. Mińskiej 22, Warszawa
KIEDY: poniedziałek-piątek 10:00-16:00;  sobota-niedziela 11:00-17:00
CENY: 8zł – bilet normalny;  5zł - bilet ulgowy
To nie jedyne tego typu muzeum w Polsce. Podobne instytucje działają w Krakowie i Rudzie Śląskiej. Dajcie znać, czy odwiedziliście któreś z nich.
Przesyłam wakacyjne pozdrowienia!
Sara

niedziela, 23 lipca 2017

Policzyłam swoje pocztówki – i co dalej?

Tradycja to tradycja. Jak co roku w wakacje policzyłam swoje kartki. Co prawda zrobiłam to wyjątkowo późno, bo czekałam, aż Maciek znajdzie trochę czasu, by mi pomóc. Cieszę się, że w końcu zakończył poszukiwania, przyjechał i usiadł na podłodze, żeby wesprzeć mnie w rachowaniu. 

Swoją przygodę z Postcrossingiem zaczęłam w grudniu 2011 roku. Pierwsze wielkie, skatalogowane liczenie odbyło się w lipcu 2014 roku. Okazało się wówczas, że mam 475 pocztówek z 63 krajów.  

Rok później, w 2015 roku, miałam już 785 pocztówek z 86 krajów! Wtedy zdobywanie widokówek z nowych krajów nie było jeszcze aż tak wielkim problemem. No i znaczki tyle nie kosztowały…

zeszłe wakacje wraz z mamą policzyłam wszystkie kartki. Doliczyłyśmy się 1102 pocztówek z 98 krajów.
A ile sztuk liczy moja kolekcja obecnie?
Zgadniecie?
1243 pocztówki ze 114 państw! Jestem w szoku, że mimo iż nie otrzymuję pocztówek regularnie, nie korzystam prawie w ogóle z Postcrossingu ani Postcard United, udało mi się zebrać aż tyle kartek.

W zdobyciu widokówek z nowych krajów na pewno pomógł mi mój cel na 2017 rok, aby wzbogacić swoją kolekcję o dziesięć państw. Wiecie, że mam już kartki z ponad połowy krajów świata?
Niestety podczas liczenia Maciek odkrył też pewne niedopatrzenie. Okazało się, że przesyłka z Pakistanu była w rzeczywistości kartką przedstawiającą… Singapur. Słabo, prawda?  Musiałam więc usunąć Pakistan z listy krajów, z których posiadam pocztówki… Dla mnie bowiem nie liczy się, skąd przywędrowała przesyłka, ale co przedstawia.

Najwięcej kartek niezmiennie liczy koperta z napisem Polska. Mam również bardzo dużo kartek  ze Stanów Zjednoczonych, Włoch, Rosji i Wielkiej Brytanii. Dodam jeszcze, że posiadam pocztówki ze wszystkich krajów europejskich, z Antarktydy, a nawet z… kosmosu i San Escobar. :D

Nie wyobrażam sobie, żebym mogła zrezygnować ze zbierania pocztówek, ale jednocześnie wolę wydawać pieniądze na podróże niż na znaczki. Poza tym z krajów, z których jeszcze nie otrzymałam żadnej przesyłki, często nie ma żadnych aktywnych użytkowników na stronie Postcrossingu… Najtrudniej będzie zebrać widokówki z Czarnego Lądu. Tamtejsi mieszkańcy często w zamian za kartki żądają pieniędzy, pendrive’ów i innych dóbr materialnych.

Z racji tego, że nie wysyłam już tak dużo kartek jak jeszcze kilka lat temu, postanowiłam pozbyć się części moich pocztówek przeznaczonych na wymianę. W pudełku mam blisko 200 takich kartek, a zdaję sobie sprawę, że nie wyślę ich w ciągu najbliższych lat, a nie chcę, by niszczały. Na pewno komuś innemu przydadzą się bardziej.

Dajcie znać, czy liczycie swoje kartki. Wiecie, ile ich macie? O kartce z jakiego kraju marzyć? Ja o przesyłce z Korei Północnej…
Uściski!

Sara

czwartek, 20 lipca 2017

Muzeum Neonów - okazja do podróży w czasie

Ciekawe, czy Warszawa stanie się moim drugim domem. Na razie czuję się tam zdecydowanie bardziej jak turystka. Podczas pierwszych odwiedzin u mojego kochanego Słoika postanowiłam zajrzeć do Muzeum Neonów.
Neon Muzeum znajduje się w dość oryginalnej okolicy. Placówka zajmuje jeden z budynków na terenie praskiej Soho Factory. Oczywiście razem z M. musieliśmy się zgubić… Gdy w końcu dotarliśmy na miejsce, już od progu powitały nas neony. A właściwie to przed progiem, bo ustawiono je nawet przed wejściem do muzeum.

Neony były ogromnie popularne w Polsce, szczególnie za komuny. Wówczas przed wejściem do restauracji, kawiarni, baru, hotelu, a nawet fryzjera czy sklepu obuwniczego można było natknąć się na świecące reklamy. W muzeum znajduje się ok. 100 instalacji.
W placówce znajdzecie neony z całej Polski. Obok każdego z nich widnieje krótki opis zawierający informację, gdzie znaleziono neon oraz co reklamował. Niestety nie wszystkie napisy zachowały się w całości – w muzeum możemy podziwiać m.in. neon Kato. Wice się nie zachowały.
Każdemu neonowi możecie przyjrzeć się z bliska i zobaczyć, w jaki sposób został wykonany. Reklamy świetlne to nie tylko napisy, lecz także ciekawe grafiki przedstawiające zwierzęta, kwiaty czy… syreny. Muzeum Neonów to idealne miejsce na niecodzienną sesję fotograficzną. Świecące reklamy stanowią bowiem bardzo oryginalne, oldschoolowe tło.
Co ważne – działalność muzeum nie ogranicza się jedynie do udostępniania neonów odwiedzającym. Dyrekcja zajmuje się również ich poszukiwaniem i pozyskiwaniem, a także renowacją. Więc jeśli w Waszych miastach znajdują się jeszcze jakieś powojenne neony i niszczeją, dajcie im drugą szansę i odezwijcie się do warszawskiego muzeum.
Muzeum Neonów pozwoliło nam przenieść się w czasie. Zwiedzanie nie zajmie Wam dużo czasu, a na pewno dostarczy wyjątkowych wrażeń. To pierwsze Muzeum Neonów w Polsce i jedne z nielicznych na świecie.
 
Dziękuję właścicielom za tę niesamowitą podróż w czasie, jaką była wizyta w Neon Muzeum.

GDZIE: ul. Mińska 25; Soho Faxtory (budynek nr 55), Warszawa
KIEDY: środa-piątek 12:00-17:00; sobota 11:00-18:00; niedziela 11:00-17:00
CENY: 10zł – bilet normalny; 8zł – bilet ulgowy

Co sądzicie o warszawskim Muzeum Neonów?
Trzymajcie się ciepło!
Sara

poniedziałek, 17 lipca 2017

10 lipcowych przemyśleń

1. Jestem za stara na wakacje w Polsce z rodzicami…

2. …ale cieszę się, że – mimo bycia cieniasem – dotarłam do Morskiego Oka.

3. Każdy człowiek powinien zwiedzić Auschwitz.

4. Blog warto nie tylko pisać. Warto go też wykorzystywać.

5. Nie musimy rozumieć sztuki współczesnej, by nam się podobała.

6. Żeby kupić bilet na koncert Eda, stałam w kolejce ciągnącej się przez spory kawał Alei Jerozolimskich. A i tak udało mi się dokonać zakupu przez Internet (vivat Internet w komórce).

7. Skoro tyle poświęciłam dla Eda, dla Taylor mogłabym się nawet czołgać po tych Alejach Jerozolimskich.

8. Jednym z najpiękniejszych aspektów związku jest robienie sobie nawzajem miłych niespodzianek.

9. Nigdy nie zdecyduję, czy lepiej wiedzieć, czy nie wiedzieć.

10. Internety kłamią! Na krakowski Kopiec Kościuszki wejdziecie w niecałe 15 minut.

Trzymajcie się!
Sara
PS Pozdrawiam z Brukseli!

piątek, 14 lipca 2017

"Widzę przywidzenia" - Festiwal Wizje

Latem dzieją się w Toruniu naprawdę ciekawe rzeczy. Ma miejsce mój ulubiony Bella Skyway Festival czyli święto światła i muzyki, przyjeżdżają foodtrucki z różnych stron świata, a także aktorzy z całej Europy, by wyjść z teatrem do ludzi. W wakacje odbywa się również Festiwal Wizje mający na celu prezentację sztuki współczesnej w obrębie Starego Miasta.

Tegoroczna edycja festiwalu to już jego trzecia odsłona. Zdjęcia z poprzedniej edycji możecie zobaczyć tutaj.
Motywem trwającego od 6 do 9 lipca Festiwalu Wizje są przywidzenia. W przestrzeni Starego Miasta umieszczono osiem instalacji, które w rozmaity sposób interpretują ten temat. Razem z przyjaciółką sfotografowałam wszystkie dzieła artystów nowoczesnych.
Pod Łukiem Cezara popłynęła "Rzeka". To długa, wijąca się instalacja stworzona z czarnych książek. Kiedy wiatr przewraca strony, mamy wrażenie, że rzeka płynie i faluje.
Nieco dalej, na Placu Rapackiego, zawisł dziwny… no właśnie. Ul? A może… dzwon? To "Tuba Dei". Oryginał słynnego toruńskiego dzwonu znajduje się  obecnie w toruńskiej katedrze. 
Na drzewach nieopodal fontanny pojawiły się okrągłe "lustra". Instalacja "Kiedy odbija" to koliste elementy stworzone z folii lustrzanej.
Jedna z atrakcji tegorocznego Festiwalu Wizje stała się prawie że częścią fontanny Cosmopolis. "Ot!_pływanie" (notabene cudowna gra słów) to paski, które z daleka mogą wyglądać jak nieco bardziej kolorowa część fontanny. Jestem ciekawa, jak ta instalacja wygląda wieczorem w towarzystwie muzyki i świateł. 
Udałyśmy się z Fanny w stronę Krzywej Wieży, a tam przywitały nas "Koty". I to aż trzy. Cienie dachowców nawiązują do słynnej toruńskiej legendy – mówi się, że kot Blachacz uratował Toruń.
Z drugiej strony Krzywej Wieży spotkało nas kolejne zaskoczenie. Pod basztą stały… automaty z napojami i przekąskami. Zastanawiałyśmy się, czy to na pewno kolejne dzieło. Można powiedzieć, że dałyśmy artyście się nabrać. Okazuje się, że wszystkie produkty umieszczone w automatach były… namalowane. A my na początku tego nie zauważyłyśmy! Miałyśmy przywidzenia. :D Inspiracją do powstania "Art-Vending" było m.in. coraz częstsze zdominowanie przestrzeni miejskiej przez reklamę.
Nieco dalej dostrzegłyśmy z Fanny "Kawałek nieba". Nad ulicą została powieszona witrażowa instalacja. Nie szokuje, lecz cieszy oko.
Z ostatnim tworem artysty miałyśmy spory problem. Nie mogłyśmy go znaleźć. Czytałyśmy opis i nic. Gdzie to może być? Gapiłyśmy się na mury. W końcu podeszłam do, hm, nazwijmy to niewielkiej ściany i zaczęłam ją oglądać. Z przyjaciółką zastanawiałyśmy, czy przypadkiem nie jest to jakiś pomnik, który stał tu już wcześniej. Zgłupiałyśmy. Mnie jednak nie dawała spokoju wskazówka artysty  - fragment ściany miał wyglądać jak powierzchnia księżyca. Stwierdziłam, że to właśnie owa zauważona przez nas wcześniej ściana. Jednak po powrocie do domu weszłam na stronę festiwalu, by się upewnić. Na szczęście nie wyszłyśmy na ignorantki – fotografowana przez nas ściana była instalacją "Punkt, na który patrzę" stworzoną w ramach festiwalu.
Zawsze się zastanawiam, co myślą turyści spacerujący po Toruniu w czasie trwania Festiwalu Wizje. Dziwią się? Śmieją? A może są w pozytywnym szoku?
Festiwal Wizje należy do moich ulubionych letnich wydarzeń w Toruniu. Zawsze mnie czymś zaskoczy. I chociaż trudno mi niekiedy zrozumieć sztukę współczesną… cały czas próbuję.

Jakie macie zdanie na temat sztuki nowoczesnej? Która z atrakcji Festiwalu Wizje podoba Wam się najbardziej?
Sara

poniedziałek, 10 lipca 2017

10 ciekawostek o... Albanii

Kilka dni temu mój chłopak podesłał mi ankietę internetową. Powstaje ich coraz więcej, zwykle są częścią badań przeprowadzanych w ramach pisania pracy magisterskiej. Nie wiem, czy tak samo było z tą ankietą. Wiem jedynie, że zainspirowała mnie ona do stworzenia posta, który właśnie czytacie. Maciek, dziękuję za podesłanie!

Co wiecie o Albanii? Pewnie nie myślicie o tym kraju na co dzień, prawdopodobnie większość z Was w nim nie była. Znacie jej stolicę? Bardzo możliwe, że tak. A kojarzycie flagę? Tu będzie trochę gorzej… A wiecie o niej cokolwiek poza tym, że można tam pojechać na wakacje all inclusive?

Ja po rozwiązaniu ankiety na temat Albanii czułam się zawstydzona. Niby chciałabym tam jechać, bo wydawało mi się, że to fascynujący kraj, Tirana (dla niewtajemniczonych – stolica Albanii) jeszcze przede mną. Jednak dopiero ankieta sprawdzająca wiedzę Polaków na temat Albanii uświadomiła mi, jak mało znane jest to państwo wśród Polaków.  Postanowiłam przygotować więc dla Was 10 ciekawostek na temat Albanii – żeby rozwinąć Wasze horyzonty (i swoje przy okazji też).

1. Stolica Albanii, Tirana, znana jest z kolorowych budynków. Pomalowano je kilkanaście lat temu. To w głównej mierze komunistyczne budowle. Jaskrawe barwy sprawiają, że w Tiranie nie potrzeba adresów z nazwami ulic. Wystarczy opis charakterystycznego budynku.

2. W Albanii nie ma McDonaldów. Jest jedynie ich podróbka - Kolonat.

3. Język albański nie należy do grupy języków pochodzenia germańskiego, słowiańskiego, romańskiego ani żadnej z powszechnie znanych grup. To język indoeuropejski z grupy satem.

4. W Albanii niestety nadal akceptuje się krwawą zemstę. Szczególnie na północy kraju ta tradycja jest kultywowana. Chodzi o to, żeby zemścić się za śmierć członka plemienia, zabijając osobę z innego rodu… Niekoniecznie tę, która dokonała haniebnego czynu – może być to po prostu ktoś z rodziny zabójcy.

5. Pochodzenia albańskiego są m.in. piosenkarka Rita Ora oraz inna znana wokalistka – Dua Lipa.

6. Jeśli będziecie w Albanii i zaczniecie się zastanawiać, co dziś zobaczyć, możecie poszukać… bunkrów. Wcale nie będzie to trudne, bo w latach 70. i 80. w strachu przed atakiem jądrowym zbudowano ich kilkaset tysięcy! Niektóre są ogromne i mogą spokojnie pomieścić całą rodzinę.

7. Dominującą religią w Albanii jest islam, ale tamtejsi muzułmanie nie mogą mieć więcej niż jednej żony.

8. Jeśli wydaje Wam się, że w Albanii nie ma żadnych zabytków, muszę wyprowadzić Was z błędu. Elbasan, Fier, Gjirokastra czy Saranda to tylko nieliczne miasta, w których można podziwiać okazałe meczety, twierdze, zamki i bogato zdobione kościoły.

9. Gdzie najczęściej emigrują Albańczycy? Okazuje się, że do… Włoch. Możecie spróbować dogadać się w Albanii po włosku.

10. W Albanii znajduje się Miasto Tysiąca Okien. Chodzi o Berat, którego budynki usytuowane są na wzgórzu, przez co, patrząc z daleka, zdaje nam się, że widzimy tylko szyby.

Słyszeliście o tych faktach? A może byliście w Albanii?
Trzymajcie się!
Sara

piątek, 7 lipca 2017

Co warto zobaczyć w Kruszwicy i Kobylnikach?

Większość z Was słyszała o Kruszwicy w podstawówce, a może nawet w przedszkolu. Popiela zjadły myszy w… Mysiej Wieży. Czy to wszystko co można oglądać w legendarnej stolicy Polski?

Po raz pierwszy do Kruszwicy – rodzinnej miejscowości mojego chłopaka – wybrałam się jesienią. Nie było wówczas warunków do zwiedzania. Poza tym stresowałam się niemiłosiernie przed poznaniem rodziców Maćka. Ostatecznie wizyta nie okazała się taka zła.
Do Kruszwicy powróciłam dopiero pod koniec czerwca. To była moja pierwsza samodzielna wyprawa samochodem – ok. 50km w jedną stronę. Okazałam się takim cieniasem, że nawet ciężarówka mnie wyprzedziła, ale przynajmniej bezpiecznie dojechałam na miejsce, nie gubiąc się przy tym. Kilka kilometrów przed Kruszwicą Maciek postanowił pokazać mi pałac w Kobylnikach. Dopiero później zorientowałam się, że tych Kobylnik trochę w Polsce jest, a pałace znajdują się w minimum dwóch z tych miejscowości  - w Kobylnikach koło Kruszwicy oraz w Kobylnikach koło Szamotuł. W tym drugim miejscu możemy podziwiać nieco bardziej okazały pałac. Ale ten w pobliżu Kruszwicy również jest bardzo ładny, przyjemnie było przechadzać się po rozległym pałacowym parku.
W samej Kruszwicy natomiast zobaczyłam w końcu słynną Mysią Wieżę. To budynek z XIV wieku! Niestety było już zbyt późno i nie weszliśmy na szczyt wieży. Obeszliśmy ją dookoła, a później udaliśmy się nad Gopło. Jak widać, jezioro w środku miasta to nie tylko domena Olsztyna. Gopło jest ważnym elementem kruszwickiego krajobrazu. To tam spacerują zakochani, nad Gopłem odbywają się również różnego rodzaju imprezy. Kiedyś była tam także muszla koncertowa – nie wiedzieć czemu, zniknęła.
Maciek interesuje się ornitologią. W konsekwencji mam na karcie aparatu mnóstwo zdjęć perkoza i gęsi. Gąski gęgawy chodzą w Kruszwicy po ulicach.  
W Gople można się kąpać, ale jak to Maciek stwierdził – po co? Woda jest dość brudna… Ale i tak okolice jeziora ogromnie mi się spodobały. Różne pomostki, molo, plaża, ławeczki, sporo zieleni.
Na sam koniec udaliśmy się na niewielki rynek. O wiele bardziej podobał mi się, gdy zimą widziałam go przez okno. Na środku placu stały wówczas ozdoby świąteczne. Latem rynek niestety nie prezentuje się zbyt okazale. Kamienice nie są odrestaurowane, co niestety tworzy dość nieprzyjemny klimat.

Co jeszcze można zobaczyć w Kruszwicy? Efektowny mural z Popielem oraz kolegiatę romańską. Niestety nie udało mi się zrobić zdjęć tych dwóch obiektów. Ale na pewno będzie jeszcze okazja.

Zdradzę Wam, że mężczyźni z Kruszwicy odegrali istotną rolę w moim życiu. Z Marcinem bardzo długo się przyjaźniłam i to on towarzyszył mi na studniówce, z kolei z Maćkiem jesteśmy razem już prawie rok. :)
Byliście w Kruszwicy? Jak wrażenia?
Ściskam mocno!
Sara