Październik jawi mi się jako miesiąc, który minął, jak z bicza
strzelił. Ale jednocześnie sporo przez ten czas zdążyło się wydarzyć.
Zacznę od najważniejszego
październikowego wydarzenia, jakim była wycieczka do Luksemburga. Relacja z tej
podróży pojawi się na blogu w najbliższych dniach. Luksemburg zauroczył nas
oboje i bardzo się cieszę, że wybraliśmy akurat ten kierunek. Jednocześnie
przykro mi, że wielu ludzi spycha Luksemburg na dalszy plan, myśląc, że nic tam
nie ma… A już samo położenie tego kraju zapiera dech w piersiach.
Miesiąc bez escape roomów to
miesiąc stracony? Chyba tak. ;) W październiku byliśmy w Japonii, w Dżungli i
na morzu. Co ważne – ze wszystkich escape roomów udało nam się wydostać. A to
daje naprawdę wielką satysfakcję. Zdecydowanie moim numerem 1 stał się pokój Dom
w Dżungli w warszawskim House Escape – pełno było w nim elektroniki, widać, że
ktoś włożył sporo pracy w przygotowanie tego pokoju.
Raczej daleko mi
do koncertowego zwierzęcia, a prawdziwe koncerty, na jakich byłam, mogę
policzyć na palcach obu rąk. Muszę jednak przyznać, że wieczór w Hard Rock Cafe
spędzony na koncercie z piosenkami beatlesów był naprawdę wyjątkowy. Razem z
Pauliną i Maćkiem bawiłam się świetnie, tańczyliśmy i śpiewaliśmy, bo przy
utworach The Beatles inaczej być nie może. Nawet tłumy, ścisk i duchota nas nie
przestraszyły.
W październiku
miała miejsce kolejna edycja bardzo lubianej przeze mnie akcji "Toruń za pół
ceny". Chociaż ogłaszano ją jako rekordową, w rzeczywistości wybór miejsc, w
których można zjeść, był dość… ubogi. O ile z Fanny trafiłyśmy szczęśliwie – w
kawiarni Raj Cafe można było wybierać spośród wielu ciast, nie czekałyśmy na
nie zbyt długo, o tyle w Pizzerii Soprano wraz z mamą i Dawiem na nasze dania
czekaliśmy ponad godzinę, a klientów wcale nie było zbyt wielu. Jak to wygląda
w Waszych miastach?
Nie mogę nie
wspomnieć o zrealizowaniu kolejnego celu z mojej tegorocznej listy. W
październiku przeczytałam 55. książkę (akurat padło na Radka Kotarskiego i jego "Włam się do mózgu"). W jednym z poprzednich postów zdradziłam, jak mi się
udało tyle przeczytać i to nie w rok, lecz w nieco ponad dziesięć miesięcy.
Muszę przyznać, że sama jestem trochę w szoku, bo na początku roku nic nie
zapowiadało, że uda mi się ten cel zrealizować.
Pozostańmy w temacie
książkowym.28 października spotkałam jednego z najsławniejszych współczesnych
pisarzy, autora wielu bestsellerów. O tym, jak wyglądało to spotkanie, napiszę
w kolejnym poście.
Na sam koniec
wypada wspomnieć o tym, że zaczęłam II rok studiów. Bez warunku. :D Na razie
nie jest jakoś strasznie, chociaż jeszcze przed rozpoczęciem roku akademickiego
narzekałam na to, jak mi się nie chce, jak te studia mnie demotywują i jak
daleko są na liście moich priorytetów. Być może do nauki zmotywuje mnie… kasa.
Taak, udało mi się dostać stypendium. Na co by tu wydać oszczędzać? :D
Jaki był Wasz
październik?
Oby listopad nie
był zbyt przygnębiający!
Sara