Na Facebooku prześladuje mnie jedno pytanie.
Kiedy ostatni raz zrobiłaś coś po raz pierwszy?
To działa. Gdy widzę to jedno, proste pytanie, od razu trybiki w mojej
głowie pracują (nie, żeby cały czas tego nie robiły…) i podsuwają mi pod nos
wspomnienia momentów, w których zrobiłam coś po raz pierwszy.
Obstawiam, że jeśli ktoś nie leży bezczynnie cały dzień na kanapie i od
czasu do czasu wychodzi z domu, to częściej niż raz na miesiąc zrobi coś po raz pierwszy.
Gdyby się uprzeć i spojrzeć na to pytanie pedantycznie i logicznie, to
każdego dnia, wstając, robimy coś po raz pierwszy (nigdy wcześniej nie mieliśmy
przecież okazji obudzić się 14 listopada 2016 roku, prawda?) Ale to takie
naciąganie. Ja to sławne, facebookowe, motywujące pytanie traktuję w sposób:
"Kiedy ostatnio doświadczyłaś czegoś nowego, spróbowałaś czegoś zupełnie nowego?"
Przestudiowałam w myślach ostatnie 30 dni mojego życia i znalazłam całkiem
sporo nowych doświadczeń. To chyba znaczy, że nadal żyję, a nie tylko
egzystuję.
1. Na początku listopada po raz pierwszy całkowicie samodzielnie ugotowałam
obiad (i nie było to danie z mikrofalówki). I jeszcze podobno zjadliwe było.
2. W ostatnich tygodniach po raz pierwszy zjadłam chili con carne i ryż z
patelni przygotowany przez mojego M.
3. W miniony weekend po raz pierwszy zupełnie sama, bez niczyjego wsparcia,
wyjechałam samochodem na ulicę (nikt nie zginął).
4. Po raz pierwszy odwiedziłam bibliotekę uniwersytecką w sobotę (nie, nie
kocham studiów aż tak).
5. Pierwszy raz w swoim życiu byłam w prawdziwym radiu (i słuchałam audycji na
żywo, w znaczeniu "siedząc obok gościa i dziennikarza" ;))
6. W połowie października po raz pierwszy wyciągnęłam ze skrzynki pocztówki z
Wyspy Man i Antarktydy.
7. W listopadzie po raz pierwszy w życiu zajrzałam do toruńskiego Weź Zjedz i kawiarni Ahoj.
8. Odbyłam pierwszą, samodzielną
wyprawę do Inowrocławia (w dodatku trafiłam tam, gdzie chciałam, kompletnie nie
znając tego miasta).
9. Zaliczyłam pierwszy sprawdzian na studiach.
10. Nie dalej jak wczoraj po raz pierwszy usłyszałam, jak Charlie Puth, śpiewa
coś innego niż cover.
Jak widzicie, pierwsze razy wiążą się z usamodzielnianiem, przełamywaniem pewnych
barier, ale i po prostu… z przyjemnościami. :) Jeśli w kółko robilibyśmy to samo, jedlibyśmy te
same potrawy, chodzilibyśmy do tych samych knajp, nie odwiedzalibyśmy nowych
miejsc i po prostu nie próbowalibyśmy nowych rzeczy (nieważne, czy to potrawa, hobby
czy sposób noszenia koszuli) życie byłoby nudne… I niepełne. Prawda?
Kiedy ostatni raz zrobiliście coś po raz pierwszy? I co to było?
Wszystkiego dobrego!
S.
Ja jestem osobą, która zdecydowanie woli to, co już zna i niezbyt często doświadcza czegoś nowego po raz pierwszy. Jeśli się zastanowić, chyba jedyną taką rzeczą w ostatnim czasie było odwiedzenie lodowiska nad Jeziorem Maltańskim - no cóż, nie powiem, że był to udany pierwszy raz, bo stanem tafli i wielkością ślizgawki się rozczarowałam. :p
OdpowiedzUsuńHaha, w niedzielę pierwszy raz usłyszałem śpiewającego Charliego Putha. :) Tylko dlatego, że wystąpił z Louane.
OdpowiedzUsuńTylka twoich pierwszych razów mam już za sobą np. samodzielna jazda samochodem, nowe kraje w skrzynce, nawet coś tam ugotować umiem.. ;) Ciągle odkrywam coś nowego albo kogoś. Wczoraj pierwszy raz byłam na ćwiczeniach gminnych strażaków ochotników, pan w sklepie podniósł mi koszyk, abym nie musiała się schylać wykładając zakupy, obejrzałam Pitbulla i tak mogę wymieniać ;)
OdpowiedzUsuńP.S. Zapraszam do pocztówkowej wymianki: http://magibox.blogspot.com/2016/11/pocztowkowe-elfy-2016.html
jak się tak zastanawiam, to w sumie często mi się to zdarza, bo zawsze sobie coś wymyślę i wykombinuję czego nie robiłam. i zwykle są to własnie rzeczy proste i codzienne, które jakoś wcześniej nie przyszły mi do głowy. :)
OdpowiedzUsuńpozdrawiam serdecznie.