wtorek, 29 grudnia 2020

Jak nie zrealizowałam żadnego celu na ten rok

Czy ten rok był beznadziejny i chciałabym o nim zapomnieć? Sama nie wiem. Bo w roku, w którym cały świat ogarnęła epidemia i strach, ja znalazłam pracę i faceta. Co nie znaczy, że lęk mi nie towarzyszył. Nie zrealizowałam żadnego z wypisanych na ten rok celów. Chyba nie mnie oceniać minione 12 miesięcy.

Lećmy po kolei.

1. Nie przeczytałam 63 książek. Przeczytałam 37, z czego aż 13 w pierwszych trzech miesiącach roku. Ewidentnie widać, że dopóki nie rozpoczęłam pracy (i dopóki nie znalazłam chłopaka!), znajdowałam więcej czasu na czytanie. Jestem w 99 proc. przekonana, że gdyby nie nowe priorytety przeczytałabym 63 książki. Bo ja nadal kocham czytać. I to ciągle dla mnie synonim relaksu. Prawda jest taka, że w tym roku często w ramach odpoczynku po prostu spotykałam się z Marcinem albo układałam puzzle. Było też sporo książek, które porzucałam po kilkunastu albo kilkudziesięciu stronach – wyjątkowy pech.

2. Nie obejrzałam 35 filmów. A to mi akurat uświadomiło, że ja tak naprawdę nie jestem żadnym kinomaniakiem i wolę robić inne rzeczy w wolnym czasie. Pomijając fakt, że bardzo często, jak już oglądam jakieś nowe tytuły, dzieje się to w kinie. A przez większą część tego roku instytucje kultury były zamknięte. Obejrzałam więc w sumie 21 filmów.

3. Nie odbyłam trzech podróży zagranicznych. Byłam tylko na Cyprze, tuż przed tym, jak epidemia zebrała żniwa w Europie. Później teoretycznie mogłam lecieć czy jechać gdzieś latem, ale najzwyczajniej w świecie bałam się. Wiem, że niektórzy siedzą teraz na Zanzibarze. Zazdroszczę im. Chociaż w sumie nie wiem czego… Odwagi?


Tęsknię za podróżami. Dobrze, że w tym roku pojeździłam chociaż trochę po Polsce. Oczywiście to nie to samo. Najzwyczajniej w świecie tęsknię za tymi nowościami, za tym uczuciem ekscytacji, za wzbijaniem się samolotu w powietrze. W czasie podróży jestem głową w innym świecie, daleko od pracy i codziennych problemów. Mam nadzieję, że będę mogła doświadczyć tej wolności w ciągu kilku miesięcy.

4. Nie odwiedziłam 20 escape roomów. Byłam w 11. To i tak niezły wynik, gdy weźmiemy pod uwagę to, że przez lwią część roku pokoje zagadek były zamknięte. Może gdyby w Toruniu było więcej nowych scenariuszy, to dobiłabym chociaż do 15. A tak wizyta w escape roomie wiązała się w koniecznością wyjazdu do innego miasta. Nie zawsze był na to czas, fundusze i chętni. Ale większość pokoi, które odwiedziłam w tym roku, było naprawdę świetnych. Nadal pałam sporą sympatią do escape roomów i nic nie wskazuje na to, by ta forma rozrywki mi się znudziła.

5. Nie dostałam stypendium naukowego, o czym napisałam cały post na blogu. O, tutaj.

6. Nie zobaczyłam "Aidy", choć bilety na musical kupiłam. Co przeszkodziło? Dam Wam podpowiedź: zaczyna się na k, a kończy na oronawirus. Wierzę, że jeszcze obejrzę „Aidę”, kiedy teatry ponownie zostaną otwarte. Choć nie ukrywam, że wolałabym nie oglądać całego spektaklu w maseczce. To jednak nie to samo.

7. Nie zdobyłam pocztówki z jednego nowego kraju, choć był to niezbyt wygórowany cel. Przyznaję, że hobby pocztówkowe w tym roku poszło w odstawkę. Nawet nie policzyłam swoich zbiorów, jak czyniłam to w poprzednich latach. Otrzymałam bardzo mało widokówek, głównie kupowałam je podczas polskich wyjazdów. Do zebrania kartek ze wszystkich krajów świata brakuje mi zaledwie garstki przesyłek. Myślę, że nie odpuszczę i prędzej czy później zbiorę całą listę. Ale może to być później. Dużo później.

8. Nie zobaczyłam "Miss Saigon". Spektakli było zaledwie kilka, na początku roku, potem przyszła epidemia i musical już nie wrócił na deski teatru. Ale mam nadzieję, że wróci. Gdy wróci normalność.

To wszystko brzmi bardzo przygnębiająco, nie wydaje Wam się? Ale ten rok nie był aż tak beznadziejny. W kolejnych postach podsumuję go, tradycyjnie już, przy pomocy literek alfabetu. Bo 2020 miał nieco więcej liter niż tylko k, o, r, n, a, w, i, u, s.

A czy wy, mimo epidemii, zrealizowaliście swoje cele? A może zrobiliście coś o wiele ważniejszego?

Sara

niedziela, 27 grudnia 2020

Jak 10 tysięcy złotych przeszło mi koło nosa


Dziś będzie post pełen goryczy. Muszę się trochę wyżalić pod koniec tego roku, aby nowy rok rozpocząć – nomen omen - bez żalu.

Ostatnio 10 tysięcy złotych przeszło mi koło nosa. Było bardzo blisko mnie. Dzieliło nas zaledwie 0,01. Czego? Inteligencji? Pracy? Mądrości? Bystrości? A może… szczęścia?

Nie jest żadną tajemnicą, jak bardzo nienawidzę moich studiów. Zawsze powtarzam, że do końca życia będę żałować, że nie rzuciłam ich po pierwszym semestrze. Teraz został mi już tylko jeden semestr do końca. Często sobie wyobrażam, jak po obronie płaczę ze szczęścia, że to już koniec. Ale do tych łez jeszcze pół roku.

A tymczasem mam za sobą inne łzy. Rozczarowania, smutku i niesprawiedliwości.

Mimo że nie cierpię swojego kierunku i tych studiów, po I roku nauki dostałam stypendium. Po II też. Po III także. Raz byłam nawet najlepsza na całym kierunku. Nie pytajcie mnie, jak to możliwe, to chyba ta nienawiść mnie napędzała. Czułam, że potrzebuję pewnego rodzaju rekompensaty. Że skoro studia nie dają mi radości, to niech dadzą mi chociaż coś innego. Coś, za co niekiedy można kupić radość. Pieniądze.

I tak oto przez ostatnie lata otrzymywałam różne kwoty. Czasami było to stypendium za średnią 4,05, czasami za 4,79. Zaczęłam wpisywać punkt „dostać stypendium naukowe” na liście moich celów na dany rok. To miało mnie motywować do nauki. Skoro zabrakło motywacji wewnętrznej, niech będzie chociaż ta zewnętrzna.

Uczyłam się, bo chciałam mieć pieniądze na realizację moich marzeń. Na podróże, na książki, na nowe doświadczenia.

W tym roku stypendium nie dostałam. Początkowo moja szansa była całkiem niezła i według usosa wynosiła 94 procent. Później zaczęła spadać. W końcu zatrzymała się na 90,7 procent. I już nie chciała się zmienić. Byłam więc na krawędzi, nie wiedziałam tylko, czy się podniosę, czy spadnę w otchłań.

Stypendium zawsze dostawało 10 procent najlepszych studentów danego kierunku. W tym roku zauważyłam jeszcze jeden przepis: jeśli liczba przyznanych stypendiów na danym kierunku miałaby przekroczyć 10 procent, wówczas świadczenie otrzyma 8 procent studentów. No i chyba ten punkt dopadł mój kierunek.

Opublikowano progi. Na psychologii wyniosły one 4,80. Moja średnia to 4,79. Stypendium nie dostałam. A w tym roku kwota była najwyższa od wielu lat.

I niby to tylko pieniądze. Mam co jeść i w co się ubrać, nie były mi niezbędne. Oczywiście 10 tys. przydałoby się na przyszłe mieszkanie/wesele/podroż po Europie/wkład własny do kredytu (niepotrzebne skreślić). Bardziej chyba boli mnie taka niesprawiedliwość. Że uczyłam się, by dostać nagrodę, nagrody nie dostałam, więc po co się uczyłam, skoro to i tak mnie niezbyt interesuje. I że mogłam się mniej uczyć. Poświęcić czas na coś innego.

Oczywiście boli mnie też to, że tak mało zabrakło, że w zeszłych latach dostawałam stypendium, mając niższe średnie. I ktoś mógłby mi powiedzieć: trzeba było się więcej uczyć i angażować w konferencje, i robić badania naukowe, to wtedy naprawdę zasłużyłabym na stypendium.

No cóż. Nie zasłużyłam.

A w przyszłym roku stypendium już mi przysługiwać nie będzie. Bo będę magistrem. Magistrą. Oby!

I po co mi same piątki?

Sara

czwartek, 24 grudnia 2020

Święta Bożego Narodzenia inne niż wszystkie

Nie było mnie tu wieki - od ponad dwóch tygodni. Dziś przychodzę Wam złożyć życzenia. I opowiedzieć krótko, co u mnie słychać. 

Tegoroczne święta Bożego Narodzenia są inne niż wszystkie - nie tylko ze względu na pandemię, lecz także z powodu pracy. Mam dyżur w Wigilię i tuż po świętach. Mój wydawca już do mnie dzwonił: "Pani Saro, ale jakby coś się wydarzyło 25 grudnia, to musi Pani napisać". Już biegnę. 

25 i 26 grudnia nie zamierzam korzystać z Internetu. Chyba wyłączę też telefon, w obawie że mój ulubiony wydawca znów zadzwoni. 

Te święta będą więc dla mnie jakieś... krótsze. Nie trzydniowe, tylko dwudniowe. Dorosłość!

Co na pewno będzie takie samo jak w zeszłych latach? To, co uwielbiam: krokiety, pierogi, barszczyk. Będą też ciasta - w tym roku malinowa chmurka i sernik na herbatnikach. 

Choinka też jest inna niż w zeszłych latach - tak wielkiej jeszcze nie mieliśmy.


Czego chciałabym Wam życzyć na te święta? Przede wszystkim zdrowia. Niby od zawsze wszyscy wiedzieliśmy i mówiliśmy, że to zdrowie jest najważniejsze, ale dopiero w tym roku wielu z nas przekonało się o tym na własnej skórze. My na szczęście jesteśmy zdrowi, ale wiem, że wiele rodzin siedzi obecnie na kwarantannie i spędza te święta w niewielkim gronie. Przesyłam Wam uściski! 

Chciałabym Wam też życzyć jak najmniej stresu. Sama wiem po sobie, jak trudno jest się nie przejmować i nie martwić. Ale może chociaż w święta się uda? 

Życzę Wam, żebyście wypoczęli, a święta minęły bez kłótni i dram. Czasami warto schować dumę do kieszeni. 

Spokojnych i zdrowych świąt!

Sara

wtorek, 8 grudnia 2020

Top 12 moich tekstów z Nowości - listopad 2020


Minął listopad, bardzo pracowity. W listopadzie napisałam blisko 100 artykułów. Niektóre wymagały ode mnie kilkudniowej, a nawet kilkutygodniowej pracy, zbierania wypowiedzi, danych, informacji… Które uważam za najlepsze? Które nieskromnie sądzę, że po prostu powinniście przeczytać? Które na pewno wniosą coś do Waszego życia – nową wiedzę, kilka wybuchów śmiechu albo informacje niezbędne do życia (a przynajmniej całkiem przydatne!)? Przekonajcie się. Oto mój wybór top 12 najlepszych tekstów z Nowości z listopada 2020 roku.

Top 15 atrakcji wokół Torunia, które warto zobaczyć

To ogromny tekst na 12 tys. znaków. Pojawił się na "owijce" dołączonej do jednego z weekendowych wydań Nowości. W Internecie również cieszył się dużą popularnością, co mnie bardzo cieszy, bo oznacza to, że ludzie lubią odkrywać nowe miejsca, nie chcą tylko ślęczeć w domu przed ekranem, ale wybrać się na jakąś, choćby niedaleką, wycieczkę. A ja z kolei uwielbiam pisać teksty o tym, co warto zobaczyć i zwiedzić, więc stworzenie takiego zestawienia to była dla mnie duża przyjemność.

Coraz mniej dzieci rodzi się w naszym kraju

W Polsce rodzi się coraz mniej dzieci. W Toruniu również. 500 plus nie pomogło? Co może więc pomóc? Na pewno nie koronawirus. Notabene z tym tekstem wiąże się ciekawa historia, bo aby otrzymać dane na temat liczby urodzeń w ostatnich miesiącach w Toruniu, musiałam wysłać w sumie chyba 5 maili. Ale dziennikarze nigdy się nie poddają, prawda?

Masz to w domu? To znaczy, że marnujesz miejsce!

Nigdy nie sądziłam, że będę mogła pisać takie teksty do naszych lokalnych Nowości. A tu proszę! Od lat zaczytuję się w książkach na temat sprzątania, zero waste, minimalizmu, więc ucieszyłam się, gdy kierownikowi spodobał się mój pomysł na artykuł o tym, co możemy wyrzucić właściwie od zaraz i w ten sposób szybko oczyścić przestrzeń wokół siebie.

"Lubię mordować, ale tylko legalnie"

Trzeba promować lokalnych twórców! A Małgosia Falkowska to cudowna osoba, taka do rany przyłóż. Zawsze można na nią liczyć.  Pisze głównie powieści obyczajowe i romanse, ale ma także na koncie kryminał. Teraz wydała powieść świąteczną, ale tej historii daleko do cukierkowego love story. Jeśli nadal szukacie prezentów dla bliskich, może książka toruńskiej pisarki będzie dobrym pomysłem?

Czy Toruń to dobre miasto dla seniorów?

Gazetę papierową czytają głównie starsze osoby. Wymyśliłam sobie więc taki oto temat, może mało internetowy – czy Toruń to miasto przyjazne seniorom? Sprawdziłam, co mówią na ten temat rankingi, ale zapytałam też samych zainteresowanych oraz osoby, które prowadzą fundację oferującą aktywności dla starszych osób. Wnioski? Nie jest źle, ale mogłoby być lepiej. Czyli jak ze wszystkim. 

Skarby znalezione w podtoruńskiej wsi

W mojej gminie mieszkają prawdziwi poszukiwacze skarbów. Z wykrywaczami metali chodzą po lesie i znajdują perełki sprzed kilkuset, a nawet kilku tysięcy lat! O ich odkryciu prawie kompletnej końskiej uprzęży pisały media z ponad 30 krajów. Ale o mniejszych, choć nie mniej ważnych znaleziskach, też warto informować. Dlatego powstał ten artykuł.

Najciekawsze, najdziwniejsze i najśmieszniejsze nazwy wsi pod Toruniem

Ile ja się namęczyłam nad tym tekstem… Ale warto było! Przeszukiwałam strony gmin, Mapy Google, przesuwałam się tym małym ludzikiem w Google Street View, by znaleźć tabliczki. Uff. Głowa mnie rozbolała od tej mozolnej roboty, ale opłaciło się. Wyszła całkiem przyjemna galeria, a liczba odsłon tylko utwierdziła mnie w przekonaniu, że było warto.

Toruń się wyludnia

To dla mnie ważny tekst, bo odnosi się do tematu mojej pracy magisterskiej. Która powstaje, choć bardzo powoli. Ale wierzę, że już w lipcu będę mogła powiedzieć, że jestem psycholożką. Na papierze co prawda, ale zawsze. I skończy się ta pięcioletnia męka. A jeśli chodzi o artykuł, to dotyczy on tego, dlaczego Toruń się wyludnia, kto z niego wyjeżdża i dokąd. 

Kto ma największe długi w spółdzielniach mieszkaniowych w Toruniu?

Nigdy w bloku nie mieszkałam, nigdy czynszu płacić nie musiałam, ale to nie dlatego stworzenie artykułu zajęło mi kilka tygodni. Nie wszystkie spółdzielnie chętnie dzielą się informacjami o długach. Od jednej odpowiedzi nie dostałam do dziś. Ale powiem Wam, że to było całkiem ciekawe dowiedzieć się, jakie są rekordowe długi, jeśli chodzi o czynsz. Ot, taka informacja, którą można zabłysnąć w towarzystwie. :D

Najciekawsze nazwy ulic w Toruniu. Bajkowe, filmowe i literackie

Ja chyba mam jakąś słabość do Google Maps. Przeglądałam je nie tylko w poszukiwaniu śmiesznych nazw miejscowości, lecz także by znaleźć najciekawsze nazwy ulic w Toruniu i okolicach. I tak nie uwzględniłam wszystkich, czego potem żałowałam. Nie mam zdjęcia tabliczki nazwanej ulicą Obi-Wana Kenobiego… Tyle stracić.

Najstarsze restauracje i kawiarnie w Toruniu

Wśród moich artykułów są takie, do których pałam sympatią. Czuję, że po prostu mi wyszły. Satysfakcji dodaje fakt, że aby zdobyć niektóre informacje, musiałam się trochę napocić. Jednym z takich tekstów, które po prostu napawają mnie dumą, jest artykuł o najstarszych restauracjach w Toruniu. Warto je wspierać, szczególnie w tym trudnym okresie.

Nietypowe pojazdy do kupienia w Kujawsko-Pomorskiem

I na koniec zbiór ciekawostek: jakie pojazdy ludzie sprzedają w Internecie? Może ktoś z Was ma ochotę kupić samolot albo zabytkowe sanie?

Dajcie znać, który z tekstów Was zainteresował. Jeśli macie propozycje tematów, którymi warto by się zająć, piszcie śmiało.

Sara

środa, 2 grudnia 2020

Działo się - listopad 2020


Zawsze przygotowując podsumowanie miesiąca, przeglądam Instagrama, bloga, foldery ze zdjęciami, niekiedy kalendarz i próbuję sobie po prostu przypomnieć najfajniejsze i najważniejsze wydarzenia z danego miesiąca. Tym razem nie było tak łatwo.

Listopad śmignął gdzieś niepostrzeżenie, zmęczył mnie niesamowicie i zdołował. Jak to listopad. On ma w sobie coś takiego. Na Instagramie publikowałam w minionym miesiącu głównie zdjęcia wspominkowe, chociażby z października, który też mnie zmęczył, ale jakoś mniej.

Na blogu również zebrało mi się na wspominanie i wzięłam się w końcu za napisanie relacji z podróży… sierpniowych. Kiedy to było?

A co w życiu? Co robiłam w listopadzie? Otworzyłam galerię zdjęć w komórce i przypomniało mi się, że miniony miesiąc rozpoczęłam… pracą. Tak, 1 listopada miałam dyżur. Dwa dni robiłam zdjęcia na konferencji. A potem w galerii to już głównie kot się przewija. A nie, przepraszam, są jeszcze fotografie z protestu gastronomii, na którym okropnie zmarzłam i tak długo kręciłam służbową relację, że rozładował mi się telefon.

Listopad to głównie melancholia, żal, pierwsze mrozy i kilogramy rogali marcińskich. Też moglibyście je jeść przez cały rok?

Gdybym miała wybrać jedno z najciekawszych wydarzeń w listopadzie, byłaby to niewątpliwie wycieczka do Dybowskiej Doliny Wisły. Wystarczyło pojechać kilka kilometrów od domu, zostawić samochód na stacji benzynowej (przy okazji zauważając, jak tirówka wsiada panu do kabiny), a potem udać się na krótki spacer wzdłuż DK10, by po chwili dotrzeć do Dybowa. A tam ul. Nad Potokiem prowadzi nas do… czegoś, co właściwie bardzo przypomina górski potok. Są kaskady, jest wartki nurt. A do tego stojaki na rowery i miejsce na ognisko.



Nieopodal, w środku lasu, ukryta jest wieża przeciwpożarowa. Niestety, na szczyt nie da rady wejść.

Mimo to polecam Wam Dybowską Dolinę Wisły na spacer o każdej porze roku.

Przeglądam galerię w telefonie dalej. Przebijam się przez setki zdjęć Nicolasa. I znów jakaś konferencja mi miga.  

Aż w końcu docieram do zdjęć notatek i przypomina mi się, że w listopadzie miałam dwa egzaminy i zdałam je na piątkę. Jeny. Kiedy to było. W zeszłym tygodniu.

A uczyłam się, układając puzzle. Zupełnie nie mogę się skupić na gapieniu w ekran i słuchaniu wykładów. Muszę robić coś jeszcze. Coś, co pozwoli mi skoncentrować się na wykładzie. Na drutach nie umiem, na szydełku nie umiem, padło więc na… puzzle.

Dość ciekawa była dla mnie końcówka listopada. Wyobraźcie sobie, że budzicie się pewnego dnia i nie działa Wam telefon. Ale nie urządzenie, tylko karta SIM. Tak było ze mną. Przenosiliśmy numery z Orange do Plusa i o ile Dawid i mama nie mieli z tym żadnych problemów, o tyle mój numer gdzieś się zawieruszył w czasoprzestrzeni. Dzwoniliśmy na infolinię chyba cztery razy. Najpierw usłyszeliśmy, że numer jest aktywny, więc niebawem się zmieni. Później kazano nam włączyć i wyłączyć telefon. Potem uzbroić się w cierpliwość. W końcu, o 22:30, jakiś rezolutny pan stwierdził, że zgłosi sprawę do działu technicznego, bo coś się pewnie zawiesiło. Następnego dnia rano telefon zadziałał.

Było to jednak bardzo nietypowe uczucie, bo nikt nie mógł się do mnie dodzwonić. Co więcej, nie docierały do mnie SMS-y. I już nie dotrą. Wiem, że naczelny jakiegoś wysłał. A co, jeśli ktoś napisał mi tego dnia, że jestem piękna, a ja się tego nigdy nie dowiem?

Niby tyle osób marzy o uwolnieniu się o telefonu, ale gdy ja przez jeden dzień byłam wolna, czułam się właściwie jak w więzieniu. Niepewność, irytacja i taki stres – co ci ludzie myślą? Dlaczego nie odbieram? Dlaczego nie odpisuję?

I tak właściwie skończył się mój listopad. Po drodze poczyniłam jakieś zakupy mniej lub bardziej blackfridayowe. Czasami użalałam się nad sobą. Czasami narzekałam na pracę. A czasami byłam dumna ze swoich tekstów.

Dobrze, że wchodzimy w ostatni miesiąc tego roku.

Za miesiąc będzie lepiej, prawda?

Sara