niedziela, 27 stycznia 2019

Ryanair – 12 rzeczy, które musisz wiedzieć przed lotem


Post jest aktualny na 10 stycznia 2020
Ryanair - dokąd lata? Jakie są wymiary bagażu? Za co trzeba dodatkowo zapłacić? Odpowiedzi na te i inne pytania dotyczące Ryanaira znajdziecie w tym poście.

1. Ryanair to irlandzka linia lotnicza, a jednocześnie największy europejski przewoźnik niskobudżetowy.

2. W sumie z Polski dolecimy Ryanairem do 24 krajów – 22 europejskich (do Irlandii, Niemiec, Wielkiej Brytanii, Danii, Czarnogóry, Chorwacji, Grecji, Hiszpanii, Norwegii, Polski, Szwecji, Włoch, Austrii, Belgii, Bułgarii, Czech, Francji, Holandii, Portugalii, na Ukrainę, Maltę i Cypr ) i 2 azjatyckich (do Izraela i Jordanii).

3. W Polsce samoloty Ryanaira spotkacie na 12 lotniskach (do niedawna na 13 – Ryanair zlikwidował jednak połączenie Warszawa Lotnisko Chopina – Szczecin)

4. Do niektórych miast Ryanair lata tylko w wybranych miesiącach np. wyłącznie w okresie zimowym lub letnim.

5. Z racji tego, że Ryanair jest linią niskobudżetową, na pokładzie samolotu musicie zapłacić za wszelkie udogodnienia. Oznacza to, że nie otrzymacie darmowego posiłku ani napojów. Możecie je zakupić u obsługi pokładowej.

6. Na pokładzie samolotu możecie też zakupić kosmetyki, perfumy czy zdrapki.

7. Bezpłatna odprawa w Ryanairze dostępna jest na 48 h przed wylotem. Natomiast jeśli wykupicie miejsce na pokładzie, możecie odprawić się bezpłatnie na 60 dni przed wylotem. Jeśli nie zakupicie miejsca, zostanie ono Wam przydzielone losowo. Wybór miejsca kosztuje od 3 euro za miejsce standardowe, od 7 euro za miejsce z przodu samolotu, od 7 euro za miejsce z dodatkową przestrzenią na nogi. 

8. Swoją kartę pokładową wydrukujcie lub pokażcie ją w aplikacji My Ryanair. W przeciwnym wypadku możecie otrzymać polecenie wydrukowania karty pokładowej na lotnisku. Wydrukowanie karty pokładowej to koszt 20 euro (to prawdopodobnie byłby najdroższy wydruk w Waszym życiu).

9. Obecnie na pokład samolotów Ryanair możemy bezpłatnie zabrać ze sobą tylko plecak/torbę o wymiarach max. 40 cm x 20 cm x 25 cm. Natomiast jeśli chcemy podróżować z walizką podręczną, mamy dwie opcje. Pierwsza – możemy zapłacić od 10 do 17,50 euro i nadać naszą walizkę o wymiarach przy stanowisku odprawy bagażu, nie będziemy mieli jej ze sobą w samolocie. Jej maksymalny wymiar to 55 cm x 40 cm x 20 cm, a maksymalna waga – 10 kg. Druga opcja – możemy wykupić pierwszeństwo wejścia na pokład - koszt od 6 do 14 euro. Od czego zależy ta cena? Nikt do końca nie wie - być może od kierunku, sezonu, ceny biletu. To jednak tańsza opcja niż nadanie walizki, jednak – podobno – opcja ograniczona. Może ją wykupić tylko określona liczba pasażerów. Plus jest taki, że mamy ze sobą walizkę w samolocie, nie musimy na nią czekać po wylądowaniu, no i prawdopodobnie nikt nie będzie jej ważył.

10. Jeśli okaże się, że nie możecie lecieć w wybranym przez siebie terminie, mam dla Was smutną wiadomość. Zwykle bardziej opłaca się kupić nowy bilet, niż wymieniać poprzedni. Opłata za zmianę lotu waha się od 35 euro  do 65 euro, w zależności od sezonu. Taniej wyjdzie więc kupić po prostu nowy bilet.

11. Podobnie nie opłaca się zmieniać nazwiska na bilecie. Jeśli osoba, z którą planowaliście odbyć podróż, nie może lecieć i chcecie zabrać kogoś innego, prawdopodobnie kupno nowego biletu okaże się tańsze. Zmiana nazwiska to koszt  aż 115 euro!

12. Ryanair nie zwraca pieniędzy za niewykorzystane bilety.

Jeśli macie jakiekolwiek pytania dotyczące lotu na pokładzie linii Ryanaira, piszcie śmiało.
Bezpiecznej podróży!
Sara

piątek, 25 stycznia 2019

Gdzie kupować bilety lotnicze?



Dziś zdradzę Wam tajemnicę wszechświata. Moją tajemnicę. Po tym poście nic już nie będzie takie samo. Część mnie znienawidzi, część szeroko otworzy usta ze zdziwienia. A część mam nadzieję na tym wszystkim skorzysta. Gotowi?

Jedno z pytań, które najczęściej zadają mi ludzie to… o dziwo, nie "Co słychać?" ani "Dobrze spałaś?". To pytanie "Gdzie kupować bilety lotnicze?". Gdzie kupować, by były jak najtańsze? Gdzie ich szukać?

To nie będzie post o tym, jak kupić bilety do Japonii, Tajlandii albo Australii. Dlaczego? Bo ja nigdy nie byłam w tych miejscach i nie szukałam do nich biletów. Być może obowiązują w tej materii jakieś inne zasady. Ja ich nie znam, więc nie będę zmyślać.

Ten post przyda się Wam, jeśli chcecie lecieć do miasta położonego w Europie lub do jakiegoś kraju, do którego latają z Polski tanie linie (np. do Izraela, Jordanii czy Zjednoczonych Emiratów Arabskich).

Jeśli chcecie znaleźć tanie bilety lotnicze, kupujcie je bezpośrednio na stronach przewoźnika. Nie wchodźcie na jakieś fru, tanieloty i inne dziwne strony. Nie korzystajcie z pośredników. Nie wpisujcie w Google "tanie loty Rzym". Połączenia wyszukujcie bezpośrednio na stronach przewoźnika. W praktyce oznacza to, że jeśli chcecie lecieć tanimi liniami z Polski, wpisujecie adres: ryanair.com, wizzair.com, easyjet.com i tam szukacie lotów.

I teraz pytanie: dlaczego?
  • Niekiedy porównarki wcale nie pokazują Wam najtańszych opcji.
  • Zdarza się, że kiedy kupujecie bilety przez strony pośredniczące, doliczane są jakieś dziwne opłaty serwisowe itp. – w końcu strona musi jakoś zarabiać.
  • Cena podawana na stronie porównującej może być już tylko wspomnieniem... 
  • Szukając biletów bezpośrednio na stronie przewoźnika, od razu widzicie to, że dzień wcześniej bilet jest tańszy. Macie przed sobą cały rozkład cen, nie musicie klikać jakichś przycisków typu "+/- trzy dni". Szukanie najtańszej opcji jest więc łatwiejsze. Nie mam zaufania do porównarek. Gdy z nich korzystałam, często pokazywały inne ceny, zawyżone. Poza tym bardzo cenię sobie fakt, że na stronie linii lotniczych widzę rozkładówkę na kilka dni.

Wydaje mi się, że ludzie korzystają z pośredników z niewiedzy. Po prostu nie znają nazw linii lotniczych albo nie wiedzą, czy dany przewoźnik lata do interesującego ich miasta. Dlatego łatwiej jest im użyć porównarki, które pokaże im różne linie lotnicze.

Przykład: gdy korzystamy z pośredników i wpiszemy nazwę miasta oraz datę, na stronie wyskoczy nam informacja, że najtańsza opcja to lot Sasem za 500 zł. Laik pomyśli, że to naprawdę najtańsza opcja i kupi ten bilet, tracąc wiele pieniędzy. A może wystarczyłoby zamieć Warszawę na Gdańsk albo Poznań bądź przesunąć dzień wylotu o jeden dzień, by zaoszczędzić kilkaset złotych. Dlatego jeśli chcecie podróżować po Europie, polecam Wam szukać tanich biletów i kupować je bezpośrednio na stronach linii lotniczych.

Jeszcze może na koniec dodam, że gdybym nagle zapragnęła lecieć na Bali, zapewne w pierwszej chwili skorzystałabym z jakiejś strony porównarki lotów. A to wszystko dlatego, że nie wiem, jakie linie lotnicze latają na Bali! Prawdopodobnie potem i tak przeniosłabym się na stronę linii lotniczej, by tam szukać biletów.
Przestańcie wpisywać w Google „tanie loty Rzym/Londyn/Bergen”. Czas na zmiany. To będą dobre zmiany.
Sara

środa, 23 stycznia 2019

Sesja egzaminacyjna: czy stanowi zagrożenie dla życia studenta? Opowieści z życia wzięte


Sesja stanowi zagrożenie dla życie studenta. Teraz to wiem. Kiedyś wydawało mi się, że zdarzenia, które mają miejsce akurat w okresie okołosesyjnym to zbiegi okoliczności. Myliłam się.

Sesja nr 1: Pierwsza sesja sama z siebie wiąże się z ogromnym stresem. Aby go sobie nie dokładać, postanowiłam nie jechać na egzamin samochodem. Śniegu sporo, nie chciałam więc kusić losu, tym bardziej że dopiero co kupiłam swój pierwszy samochód. Ruszyłam pieszo na przystanek autobusowy. Gdy byłam już naprawdę blisko… potknęłam się, przewróciłam i skręciłam kostkę. Przy okazji robiąc sobie dziurę w spodniach. Wpadłam w płacz, ale zdecydowałam jechać na egzamin ze wstępu do psychologii. Jakimś cudem dotarłam do sali z potwornie bolącą kostką i wypełniłam test. Dopiero potem pojechałam do szpitala, bo kostka przestała mieścić się w bucie. Ale egzamin zdałam.

Sesja nr 2: Był czerwiec, słonko przyjemnie grzało. Czekał mnie egzamin z psychologii poznawczej. Zaparkowałam tam, gdzie zawsze, czyli na darmowym parkingu przy Cinema City. Było kiepsko z miejscami, ale nie poddawałam się. Cierpliwie czekałam, aż jeden pan wyjedzie z uliczki, a on… niespodziewanie wjechał prosto we mnie. A raczej w tył mojej zielonej Nancy. Ja wpadłam w płacz, bo była to moja pierwsza stłuczka. Nic nikomu się nie stało (oprócz Nancy rzecz jasna), ale ja i tak nie mogłam się uspokoić. Nie wiem, czy bardziej stresowałam się tym całym wydarzeniem, czy tym, że nie zdążę na egzamin. Trzeba było przecież spisać nr ubezpieczenia itp. Na szczęście nie spóźniłam się. Za to jakie było moje zaskoczenie, gdy w trakcie egzaminu do sali wszedł… mój tata, by przekazać mi dokumenty, które mu zostawiłam. Chyba wszyscy byli równie zdziwieni. Egzamin zdałam.

Sesja nr 3: Ble, znowu zima. Na szczęście śniegu niewiele. Wsiadłam w samochód. Zaparkowałam nie gdzie indziej niż na parkingu przy Cinema. Swoją drogą nadal tam zostawiam auto. Straszna masochistka ze mnie, prawda? Z parkingu droga na wydział niedaleka. Myślicie, co może się wydarzyć w czasie krótkiego spaceru? Ano na przykład starszy pan może nagle upaść na przejściu dla pieszych. A ja będę tą, która zadzwoni po pogotowie. Chyba pierwszy raz w życiu. Panu raczej nie stało się nic poważnego, bo po chwili się ocknął. Nie mogłam jednak zaczekać z nim na przyjazd karetki, bo… bałam się, że spóźnię się na egzamin! Zostawiłam go pod opieką innych przechodniów. O dziwo, nie pamiętam, na jaki egzamin szłam, ale chyba go zdałam. Pamiętam za to, że starszy pan niósł wielki obraz.

Sesja nr 5, prolog: Śnieg. To jedno słowo powinno wystarczyć. Śnieg to dla mnie synonim stresu, strachu i niebezpieczeństwa. Nie cierpię śniegu. Tego dnia zamiast stresować się egzaminem z wyobraźni, z niepokojem patrzyłam na zwiększającą się warstwę śniegu. W samochód jednak wsiadłam. Ale wzięłam ze sobą tatę. Wystarczyły dwa kilometry, bym najpierw wpadła w poślizg, a następnie wpadła w mały rów przy jezdni. Nikt nie ucierpiał, ja jednak nie byłam w stanie dalej prowadzić. Tata zawiózł mnie na egzamin i z niego odebrał. Co ciekawe, był to pierwszy atak tej zimy w Toruniu, miasto było sparaliżowane, a wszyscy poruszali się 20 km/h. Egzamin zdałam na piątkę.

Sesja nr 5: Niebawem się zacznie. Ja tymczasem zajmuję się głównie leżeniem. Czasami dla odmiany siedzę. Wyrok lekarza brzmiał: zapalenie zatok z przerzutami na gardło. Antybiotyk na siedem dni. Zapytałam rodziców, czy może zechcieliby poczytać mi teksty z psychologii osobowości na głos, skoro ja ledwo widzę na oczy. Pokonała ich jednak wielkość, a raczej małość, czcionki.

I niech nikt mi nie mówi, że sesja egzaminacyjna nie stanowi zagrożenia dla zdrowia studenta.
Sara

sobota, 19 stycznia 2019

Moje plany podróżnicze na rok 2019



Dzisiaj mam dla Was post zagadkę. Właściwie nie znam rozwiązań wszystkich z poniższych tajemnic. Poznam je dopiero pod koniec roku…

Jednym z moich celów na rok 2019 jest odbycie czterech podróży zagranicznych. Co to będą za wycieczki? Coś już wiem, ale nie wszystko Wam powiem.
W marcu lecimy z Maćkiem nad ocean. Nie będą to Malediwy. Stany Zjednoczone też nie (chociaż moja wiza jest ważna już tylko przez niecałe siedem lat!). Mam nadzieję, że będzie ciepło, co najmniej 15 stopni, a najlepiej tak ze 20. O dziwo, zostaniemy w tym miejscu przez pięć dni – to do mnie zupełnie niepodobne. ;) Ciekawe, czy po dwóch dobach nie będę chciała wracać! Mam nadzieję, że nie, bo to miasto jawi mi się jako magiczne, klimatyczne… No i pojadę nad ocean, pierwszy raz w życiu!

W maju chciałabym odbyć podróż z moją mamą. Bardzo tęsknię za naszymi wyprawami we dwójkę. W zeszłym roku wybraliśmy się za granicę całą rodziną, co oczywiście miało mnóstwo zalet, ale jednak wycieczki z mamą to coś… epickiego. Świetnie się znamy, uzupełniamy, mama jest dobrym nawigatorem, moim nadwornym fotografem, no i znosi moje wszelkie dąsy. I wcale nie śmieje się, gdy zasypiam na ławce przed Hoffburgiem (tak naprawdę to miała ze mnie niezłą polewkę). Lubię tempo zwiedzania z moją mamą. Co więcej, nasze podróże są naprawdę tanie, bo, o ile Maciek nie daje się już namówić na pokoje wieloosobowe, moja mama nie ma nic przeciwko. Tym razem chcemy się wybrać naprawdę… daleko. Daleko jak na Europę. Prawdopodobnie nie skorzystamy z tanich linii lotniczych, bo z Polski nie docierają do tego miejsca. Czyżbym pierwszy raz w życiu kupiła bilety na stronie Lotu? Zobaczymy! Tym razem nasze role prawdopodobnie się odwrócą: to ja będę popychać mamę i mówić "No spytaj się, spytaj". Ja tych krzaczków nie znam.

Nie wiem nadal, co z latem, bo mój brat zarzeka się, że on już nie chce do ciepłych krajów, że chce w Góry Świętokrzyskie. Wakacje więc stoją pod znakiem zapytania. Pewnie Was nie zdziwi to, że ja w Góry Świętokrzyskie jechać nie chcę (byłam tam dwa razy i prawdopodobnie wystarczy mi na kolejne 20 lat życia). To, co wydarzy się latem, jest więc na razie wielką niewiadomą, chociaż pewne pomysły chodzą nam po głowie… I raczej nie będzie to północ Europy. Problem w tym, że kurczą się państwa, w których nie byłam!

W drugiej połowie roku pewnie wyskoczymy gdzieś z Maćkiem, żebym jako tako przetrwała zimę. Niestety nie zapadam w sen zimowy, a szkoda, bo może wtedy nie narzekałabym na to, że nigdzie nie lecę. Ostatnio śmiałam się, że w 2019 wybiorę się do jakiejś nowej stolicy w listopadzie, żeby później mieć krótszą przerwę od podróży. W grudniu i styczniu zwykle nigdzie nie latam ze względu na pogodę i sesję. I strasznie się wówczas męczę, bo nie jestem stworzona do siedzenia w domu. Mamy trochę pomysłów na jesienną podróż, niektóre są związane z tym, że Maciek jest już stary (w tym roku kończy 27 lat!), a część zniżek obowiązuje właśnie do tego roku życia.

Tak przedstawiają się plany. A co z tych planów wyjdzie? Okaże się. Kierunki mogą się jeszcze pozmieniać… A my jak zwykle możemy się czymś zaskoczyć.
Mam jednak nadzieję, że tych podróży będzie jak najwięcej. Jeśli chcecie pobawić się w rozszyfrowanie moich zagadek, śmiało!

A jakie są Wasze plany podróżnicze na ten rok? Koniecznie dajcie znać!
Sara

środa, 16 stycznia 2019

Co robić w ferie zimowe? – 50 pomysłów


Ferie zimowe zawsze były dla mnie nieco dziwnym okresem. Nie jeżdżę na nartach ani na łyżwach. Poza tym w zimowym okresie zwykle nie wybieraliśmy się w żadną podróż, bo, jak to mawia moja mama, co to za przyjemność zwiedzać, gdy jest ci zimno? Musiałam się więc trochę nagłowić, by nie przesiedzieć całych ferii w domu. Dziś przychodzę dla Was z listą pomysłów na to, co robić w ferie zimowe.


Oczywiście te punkty możecie też zrealizować w wakacje, weekend albo każdy inny dzień. Na liście znalazły się i propozycje dla dzieci, nastolatków czy studentów. Część dotyczy czasu spędzonego w domu, część zachęca do wyjścia spod kołdry. 

1. Iść do kina.
2. Pójść na karaoke. Albo samemu urządzić karaoke w domu przy zamkniętych szczelnie drzwiach i oknach.
3. Wybrać się na jakiś musical.
4. W poszukiwaniu ciepła pójść do sauny.
5. Nadrobić serial albo obejrzeć ten, którego nie widziało się od lat (patrz: "Brzydula" – moja mama ogląda wszystkie odcinki po raz enty, niekoniecznie w ferie).
6. Pójść do escape roomu. To wcale nie są pokoje pułapki. Zawsze możecie poprosić obsługę, by nie zamykała drzwi na klucz.
7. Odmóżdżyć się, czytając "Chwilę dla ciebie".
8. Odwiedzić babcię.
9. Robić krzyżówki, Sudoku, wykreślanki.
10. Pójść na kawę jeżynową z malinami albo coś równie hipsterskiego.
11. Odwiedzić jakieś muzeum w swoim mieście i trochę się ukulturnić. W niektóre dni można to zrobić za darmo.
12. Odkurzyć swoją kolekcję, przejrzeć ją, poukładać albo policzyć.
13. Pójść poskakać do parku trampolin.
14. Albo wyszaleć się na basenie. Tylko nie ważcie mi się wracać do domu z mokrymi włosami.
15. Odkryć coś. I nie mam tu na myśli leku na raka, jeśli akurat nie macie na to weny. Odkryjcie na nowo jakąś książkę, film, strych babci albo jakieś miejsce w Waszych miejscowościach.
16. Odwiedzić bibliotekę i wypożyczyć cały stos, a potem…
17. Spędzić kilka godzin pod kołdrą i nad książką.
18. Posprzątać pulpit.
19. Pozbyć się starych notatek.
20. Zrobić porządki cyfrowe, odlajkować dziwne strony na Facebooku.
21. Sprzedać od dawna nieużywane, zalegające i kurzące się rzeczy.
22. Wziąć udział w warsztatach czy półkoloniach. W Toruniu odbywają się takie w tematyce Harry’ego Pottera!
23. Nauczyć się czegoś nowego. Ferie nie trwają wiecznie, więc może zaczniecie od czegoś takiego jak warkocz albo omlet cesarski?
24. Zrobić dzień dla siebie. Interpretacja dowolna.
25. Dorobić sobie np. jako hostessa.
26. Zrobić jakąś rzecz po raz pierwszy. Na to zawsze jest dobry czas.
27. Ugotować coś pysznego.
28. Pójść do lasu.
29. Ulepić bałwana.
30. Wygrać bitwę na śnieżki.
31. Wybrać się do parku i obserwować piękno zimy.
32. Pójść na kręgle.
33. Wybrać się gdzieś całą rodziną.
34. Zrobić porządki w takim miejscu jak szafka z lekami albo z kosmetykami. Od czasu do czasu nawet tam przyda się remanent.
35. Pospać do 12.
36. A może jednak gdzieś pojechać? Choćby niedaleko!
37. Pójść na koncert.
38. Przygotować domowy escape room albo domowe podchody.
39. Odpocząć od Internetu, chociaż przez jeden dzień.
40. Wyprowadzić psy ze schroniska.
41. Słuchać przez cały dzień swojego ulubionego wykonawcy.
42. Spędzić dzień w piżamie.
43. Wywołać zdjęcia.
44. Spotkać się z dawno niewidzianymi przyjaciółmi.
45. Urządzić dzień gier planszowych.
46. Przypomnieć sobie dawne czasy i… zagrać w Simsy.
47. Pójść do papugarnii albo kociej kawiarni.
48. Znaleźć ciekawe wydarzenie w okolicy – spotkanie podróżnicze, wystawa fotografii… Nie poprzestawać na kliknięciu "zainteresowany" na Facebooku.
49. Zaplanować, co będziemy robić, gdy przyjdzie wiosna. ;)
50. Zrobić to, na co zwykle nie ma czasu.

Miłej zabawy!
Sara

niedziela, 13 stycznia 2019

WOŚP 2019: Wielkie serca, ciężkie puszki, czyli Orkiestra okiem wolontariuszki



W tym roku po raz piąty byłam wolontariuszką WOŚP. I na pewno nie po raz ostatni, bo odnoszę wrażenie, że z każdym rokiem jest lepiej. I pod względem nastroju, i pod względem… hojności Polaków! Tylko pogoda jakoś nie chce pójść w stronę słońca.

Trzy lata temu napisałam tekst pt. "Jak to jest być wolontariuszką WOŚP". Dziś chciałabym Wam opowiedzieć o kwestowaniu na rzecz fundacji z odświeżonej perspektywy.

Jak zostać wolontariuszem WOŚP?

Po raz pierwszy pieniążki do puszki zbierałam wraz z uczniami i nauczycielami z mojego gimnazjum. Wówczas należało zgłosić się do pani ze szkoły, które zajmuje się kontaktem ze sztabem.

Z kolei w późniejszych latach odnalazłam dane toruńskich sztabów na stronie Fundacji, skontaktowałam się z nimi, a następne dostarczyłam ankietę, zdjęcia i oświadczenie. Zostanie wolontariuszem jest bardzo proste, trzeba jednak zainteresować się tym odpowiednio wcześniej – nie na tydzień przed finałem, lecz tak w drugiej połowie listopada. Wolontariuszem może być osoba w każdym wieku, jednak nieletni muszą kwestować w obecności osoby dorosłej. 

Co jest super w moim sztabie, to fakt, że szkolenie dla wolontariuszy oraz odbiór puszek, serduszek, identyfikatorów i różnych drobiazgów od sponsorów odbywa się na dzień przed finałem. Dzięki temu możemy w domu na spokojnie pociąć serduszka, a kolejnego dnia zaczynamy kwestowanie o takiej godzinie, o jakiej chcemy.
Jak wygląda dzień finału?

My rozpoczęłyśmy kwestowanie o ósmej, ale panuje tu pełna dowolność. Wcześniej ustaliłyśmy sobie z mamą wstępną trasę, którą pokonamy. Nauczone doświadczeniem z poprzednich lat wiedziałyśmy, że nie warto chodzić po starówce, bo tam wolontariuszy jest prawie tak dużo jak spacerowiczów. Poza tym zaobserwowałyśmy, że lepiej jest stać w jednym miejscu niż chodzić po ulicach i mieć nadzieję, że ktoś się zatrzyma. A gdzie można liczyć na skupiska ludzi, gdy sklepy i galerie handlowe są zamknięte? Oczywiście pod kościołami! Ktoś mógłby uznać to za ryzykowne, mówi się niekiedy, że osoby religijne nie popierają Owsiaka, tylko Rydzyka. To nieprawda. Z mamą wcześniej sprawdziłyśmy sobie godziny mszy w toruńskich kościołach i czekałyśmy przy bramie lub wejściu, gdy nabożeństwo zaczynało się lub kończyło. Po odwiedzeniu kilku miejsc wróciłyśmy do sztabu, by chwilę się ogrzać, zjeść coś i wypić ciepłą herbatę. Następnie ruszyłyśmy w dalszą drogę. Gdy nasze puszki były już naprawdę ciężkie i zaczęło się ściemniać, postanowiłyśmy wrócić do sztabu, zdać puszki i policzyć pieniążki. Byłyśmy bardzo zmotywowane, by pobić nasze rekordy z zeszłego roku, kiedy razem z mamą zebrałyśmy ponad 2200 zł. Tym razem w  naszych dwóch puszkach znalazło się łącznie 3000 zł!
Praktyczne rady dla wolontariuszy

Ubierzcie się naprawdę ciepło. Załóżcie dwie pary skarpetek, weźcie rękawiczki – dobrze sprawdzają się takie bez palców. Zabierzcie ze sobą chusteczki higieniczne, coś do picia i do jedzenia oraz parasol. Jeśli będziecie chcieli skorzystać z toalety, wejdźcie do lokalu gastronomicznego, kina, na dworzec albo do jakiegokolwiek obiektu otwartego w niedzielę – nieważne, czy to będzie biblioteka, czy basen. Wiem, że są różne taktyki na serduszka  - my je tniemy wcześniej i wręczamy darczyńcy. Niektórzy od razu przyklejają na kurtki. Róbcie, jak uważacie. Ale chyba zawsze wygodniej jest włożyć sobie stosik serduszek do kieszeni i wyciągać po kilka, niż stać z całym arkuszem niepociętych serc. Co, jeśli ktoś nie chce naklejać serduszka na ubranie? Może woli je wziąć do domu i nakleić na laptopa. Jeżeli zależy Wam na zebraniu jak największej kwoty i dotarciu do wielu osób, pamiętajcie o tym, że miasto to nie tylko centrum. W Toruniu większość wolontariuszy spaceruje po starówce, dlatego my postanowiłyśmy pojechać w inne miejsca. I często widziałyśmy wdzięczność osób, które mogły wrzucić pieniążki do puszek. 

Wolontariusz – przywileje

W Toruniu wolontariusze, za okazaniem identyfikatora, mogą za darmo poruszać się komunikacją miejską, co jest naprawdę super, bo dzięki temu dotarłyśmy w różne zakątki miasta.
W sztabie dostępne jest jedzonko i picie. Również wiele lokali gastronomicznych w okolicach starówki oferuje darmową, ciepłą herbatę dla wolontariuszy WOŚP. My jednak termos miałyśmy ze sobą, bo często kwestowałyśmy dość daleko od centrum.

Reakcje ludzi

Wspaniałe jest to, że w tym roku spotkałyśmy się tylko z jednym niemiłym komentarzem. Pewna pani spytała mnie:
- Dziecko, czy ty wiesz, komu służysz?
- Oczywiście. Dzieciom. – odpowiedziałam. W odpowiedzi usłyszałam:
- Pff. Owsiakowi!
Mogłam powiedzieć, że służę szatanowi. Ciekawe, jakby zareagowała. Dla przykładu w zeszłych latach słyszałam między innymi, że jesteśmy żebrakami. Ale prawda jest taka, że nawet, kiedy inni rzucają niezbyt przychylne komentarze, powinniśmy się uśmiechnąć i nie reagować. 
Miłych uwag było oczywiście znacznie, znacznie więcej. Ludzie chwalili nas, wolontariuszy, całą akcję, życzyli udanych zbiorów, a także dobrej pogody. Z tą ostatnią bywało różnie – czasami trzeba było stać pod parasolem, co nie było dość wygodne, ale dałyśmy radę. Mogło być o wiele gorzej. 

Uwielbiam WOŚP. I ogromnie się cieszę, że mogę być częścią tej wspaniałej akcji. Daje niezwykłego kopa! 
A Wy? Macie już swoje serduszka? 
Sara

piątek, 11 stycznia 2019

Potyczki pocztówkowe - Jamajka vs. Jamajka


Ostatnio zrobiłam mały rekonesans i okazało się, że nie pokazywałam na blogu pocztówek z wielu krajów. Tak wielu, że trudno było mi wybrać, które w takim razie opisać w kolejnym poście.


Ostatecznie postawiłam na Jamajkę. Mam stamtąd dwie kartki. Do początku 2016 roku Jamajka znajdowała się na liście moich brakujących państw. W końcu, w marcu tegoż roku, w ciągu zaledwie kilku dni otrzymałam aż dwie pocztówki stamtąd (właściwie jedna została wysłana z Wielkiej Brytanii, co nie robi wielkiej różnicy, królowa ta sama).
Jedna z widokówek pochodziła z prywatnej wymiany, na którą umówiłam się z Joey. Przedstawia flagę Jamajki, wydaje mi się, że jedną z najlepiej rozpoznanych flag na świecie. Uwielbiam kartki z flagami - przynajmniej od razu widać, skąd pochodzi dana pocztówka. Mam ich co najmniej kilkanaście w kolekcji. Joey przykleił znaczek z Bobem Marleyem. Wydaje mi się, że to najsłynniejszy Jamajczyk na świecie (może na równi z Usainem Boltem). Kolory na fladze tego kraju symbolizują kolejno – żółty świecące słońce, zielony ziemię, czarny natomiast silnych ludzi. Na kartce z Jamajki Joey zawarł cytat: Don't feel bad if people remember you only when they need you. Feel privileged that you are like a candle that comes to their mind when there is darkness, który można by przetłumaczyć następująco: Nie czuj się źle, jeśli ludzie pamiętają o tobie tylko wtedy, gdy cię potrzebują. Czuj się zaszczycony, bo jesteś jak świeca, która nasuwa im się na myśl, gdy jest ciemno.
Drugą pocztówkę z Jamajki otrzymałam od niezawodnego Tomasza. Przedstawia ona hotel Tower Isle w Ochio Rios, widziany od strony plaży. Piękny widok i cudowny kolor wody.
Jamajka raczej nigdy nie była na mojej liście marzeń. Nie słucham reggae, a z archipelagu Wielkich Antyli o wiele bardziej wolałabym odwiedzić Kubę. Jednak obie pocztówki z Jamajki, które mam w swojej kolekcji, bardzo mi się podobają.
Z czym kojarzy Wam się Jamajka?
Gorące pozdrowienia (co prawda nie z Jamajki…)
Sara

czwartek, 10 stycznia 2019

10 myśli na styczeń


1. Jak poczuć się cieniasem? Wyobraźcie sobie, że Wasza przyjaciółka mówi Wam, że będzie studiować trzeci kierunek, a Wy nienawidzicie jednego jedynego, który studiujecie.

2. Albo wyobraźcie sobie, że po trzech latach z Was rezygnują. Nagle. Bez zapowiedzi zwalniają.

3. Jeśli nadal nie czujecie się wystarczająco źle, pomyślcie o tym, że przez to, że Wasz chłopak mieszka z karaluchami, Wy nie możecie go odwiedzać.

4. A gdy po kilku latach wreszcie odważyliście się zapisać na terapię, w dniu pierwszej wizyty dostajecie wiadomość o jej odwołaniu.

5. Później zastanawiacie się, czy coś jeszcze może pójść nie tak i nagle czujecie się okropnie samotni.

6. Tak bardzo, że myślicie już o imieniu swojego kota. Hasztag wydaje się dobre. W końcu byłby tak piękny i puszysty, że często pojawiałby się na Instagramie.

7. Potem uświadamiacie sobie, że nawet kota nie możecie mieć, bo Wasz dywan na to nie pozwala.

8. W międzyczasie przeżywacie kryzys śniegowy – Wasz poziom stresu przed jazdą samochodem jest wprost proporcjonalny do warstwy śniegu.

9. W końcu idziecie do babci. I jest Wam dużo lepiej.

10. Wniosek: odwiedzajcie Wasze babcie. Reszta jakoś się ułoży.  

Sara

poniedziałek, 7 stycznia 2019

Jakie filmy oglądałam w 2018 roku?


Wybrałam już najlepsze (i najgorsze!) książki przeczytane w 2018 roku. Ale jak wybrać najlepsze filmy? No jak?

W ciągu minionych dwunastu miesięcy widziałam 25 nowych filmów. Nie wszystkie swą premierę miały w 2018 roku. Znalazły się wśród nich wielkie hity, przełomowe produkcje… I jak tu wybrać te najlepsze?

Lista obejrzanych przeze mnie filmów prezentuje się następująco: 

1. Wojna płci
2. Kedi. Sekretne życie kotów
3. The Florida Project
4. Planeta singli
5. Niemiłość
6. Tamte dni, tamte noce
7. Trzy billboardy za Ebbing, Missouri
8. Kopciuszek
9. Everest
10. Zimna wojna
11. Mamma Mia! Here we go again
12. Na plaży Chesil
13. McQueen
14. Nieposłuszne
15. Krzysiu, gdzie jesteś?
16. Happy end
17. Kler
18. Planeta Singli 2
19. Bohemian Rhapsody
20. Fantastyczne zwierzęta: Zbrodnie Grindewalda
21. Narodziny gwiazdy
22. Iloraz inteligencji: test dla naiwnych
23. Twój Simon
24. Dla Ciebie wszystko
25. Król rozrywki

Skoro już ustaliliśmy, że niemożliwe jest wybranie najlepszego filmu – no bo jak tu porównywać tak odmienne filmy jak "Zimna wojna" czy "Krzysiu, gdzie jesteś?" albo "Król rozrywki" i "Trzy billboardy za Ebbing, Missouri"? – stwierdziłam, że podzielę się z Wami po prostu moimi odczuciami na temat części z filmów obejrzanych w 2018 roku.

Gdybym miała wybrać historie, do których z chęcią powrócę, byłyby to dwa musicale – "Mamma Mia: Here we go again" i "Król rozrywki". Cały czas słucham ścieżek dźwiękowych z tych filmów.

Na którym filmie płakałam? Oczywiście na "Krzysiu, gdzie jesteś?"! Nawet jeśli już dawno zapomnieliście,  jak to jest pokazywać swój wiek na palcach, zobaczcie ten film. Puchatkowe mądrości powinny sobie wziąć do serca nie tylko dzieci, lecz także dorośli - a może w szczególności oni. 

Płakałam też… ze śmiechu na "Planecie singli". Ze współczesnymi polskimi komediami jest ten problem, że "Tylko mnie kochaj" postawiło poprzeczkę tak wysoko, że teraz trudno jest czemukolwiek dorównać temu uroczemu filmowi. Nieźle radzą sobie "Listy do M." i właśnie "Planeta singli". Za to nie dla mnie "Lejdis", "Testosteron" i mnóstwo innych "komedii", których nawet zwiastuny nie są zabawne.
Najbardziej wstrząsający film? Oczywiście "Kler". Wspominałam już na blogu, że nieważne, po której stronie jesteście, niemożliwe jest, by pozostać wobec tego filmu obojętnym. On po prostu wywołuje emocje. Czasami bardzo skrajne. Mocno w mojej głowie odbiła się też rosyjska produkcja "Niemiłość". Przerażająco smutna. I przerażająco prawdziwa. Z filmów poruszających trudne tematy polecam także "Nieposłuszne". Ogromnie się cieszę, że powstał film o ortodoksyjnych Żydach, dzięki temu więcej osób może się przekonać, jak wygląda to hermetyczne środowisko.
Film, który mnie zawiódł? Zdecydowanie druga część "Fantastycznych zwierząt". Po pierwsze, film jest nagrany w jakichś szaroburych barwach, tak, że wszystko wydaje się niewyraźnie. Po drugie, gdyby nie nawiązania do Hogwartu, ta historia byłaby po prostu nudna. Po trzecie, widać, że to druga część. Zakończenie pozostawia widza w niedosycie.
Bardzo cieszę się, że obejrzałam "Bohemian Rhapsody", chociaż na co dzień nie słucham Queen. Sporo się z tego filmu dowiedziałam (serio, jestem aż taką ignorantką, że nie wiedziałam, skąd pochodził Freddie Mercury!), a przy okazji miałam wrażenie, że biorę udział w koncercie. Mimo prostej historii podobały mi się też "Narodziny gwiazdy" – głównie dzięki temu, że miałam okazję zobaczyć naturalną Lady Gagę (nie wiem, kiedy ta okazja znów się powtórzy!).
Oscarowe filmy takie jak "Tamte dni, tamte noce" i "Trzy billboardy za Ebbing, Missouri" oglądało mi się dobrze, ale trochę zawiodły mnie zakończenia.
Gdybym miała wybrać najgorszy film obejrzany w minionym roku, byłby to zdecydowanie "Happy end". Przez większość filmu nie wiadomo, o czym jest, przez kolejną nie wiadomo, o co chodzi, a na końcu i tak wszyscy są zdziwieni. Nie lubię takich obrazów.
Na koniec muszę wspomnieć o "McQueenie"! To doskonała biografia projektanta. Dzięki recenzji tego filmu dostałam pracę w Jordankach. ;)
A jakie są Wasze ulubione filmy obejrzane w 2018 roku?
Sara

piątek, 4 stycznia 2019

Czy escape roomy są bezpieczne? Przemyślenia po tragedii w Koszalinie



W piątek, 4 stycznia, w escape roomie "To nie pokój" w Koszalinie doszło do tragedii. W pomieszczeniu wybuchł pożar, zginęło pięć młodych dziewczyn, a mężczyzna, prawdopodobnie pracownik, został ranny.

To wydarzenie bardzo mną wstrząsnęło. Escape roomy są ważną częścią mojego życia, uwielbiam je odwiedzać, większość z nich recenzuję na blogu oraz na portalu lock me. Pożar w Koszalinie skłonił mnie do refleksji i wywołał dyskusję w moim domu. Czy escape roomy to bezpieczne miejsca?

Zacznę konkluzją. Mimo tragedii, która wydarzyła się w Koszalinie, nie przestanę odwiedzać escape roomów. Mam tylko nadzieję, że rządzący przejrzą na oczy i uświadomią sobie, że coś takiego, jak escape room istnieje i zostaną wprowadzone zasady ujednolicające powstawanie takich miejsc.

Jak zwykle wyglądają escape roomy?
Bardzo często znajdują się one w starych kamienicach. Pokoje bywają małe i ciasne. W większości firm odwiedzający są zamykani w pomieszczeniu na klucz i ich zadaniem jest znalezienie klucza do drzwi. Tylko w nielicznych escape roomach, w jakich byłam, widziałam tzw. wyjście ewakuacyjne.  W części twórcy umieścili przycisk awaryjny, który naciskamy w razie nagłych wydarzeń. W pozostałych nie ma nic.

Jak wygląda monitoring i kontakt z obsługą?
I znów – to zależy od firmy. Oczywiście zawsze musi być jakiś kontakt z pracownikami, chociażby po to, by otrzymywać podpowiedzi albo zasygnalizować, że ktoś musi skorzystać z toalety. Czasami odbywa się on przez krótkofalówkę, czasami przez interkom. W escape roomach znajdują się kamery. A zatem pracownicy mogą śledzić, co się dzieje w pomieszczeniu, w którym momencie rozgrywki są gracze. Niekiedy mogą ich również usłyszeć – jednak nie jest to regułą.

Problemy
Problemów z bezpieczeństwem w escape roomach jest kilka. Podstawowy – w tego typu miejscach zgoda straży nie jest wymagana. Kolejny – pokoje często tworzone są w piwnicach, starych budynkach, z których ewakuacja nie jest prosta.
W związku z zamykaniem drzwi na klucz nie możemy uciec z escape roomu w każdej chwili. Zatem w momencie – dajmy na to - pożaru musimy zaalarmować obsługę, która następnie otworzy nam drzwi. Jednak i z tym bywają problemy. Zdarza się bowiem tak, że pracownicy zajęci są akurat innymi gośćmi i w danej chwili nie śledzą monitoringu. Sama odwiedziłam toruński escape room, w którym niemiłosiernie irytował nas fakt, że gdy przez krótkofalówkę prosiliśmy o wskazówki, otrzymywaliśmy podpowiedzi do zadań, które już wykonaliśmy albo pracownicy wprost pytali nas, na jakim etapie jesteśmy. Nie śledzili więc uważnie naszej rozgrywki.

Rozwiązania?
Według mnie taka tragedia, jaka wydarzyła się w Koszalinie, powinna skłonić do refleksji zarówno ustawodawców, jak i właścicieli escape roomów. Co można by zrobić, by poprawić bezpieczeństwo w takich miejscach?

- nie zamykać drzwi na klucz. Niech odnaleziony na końcu rozgrywki klucz będzie zaledwie symbolicznym zwycięstwem.
- zamontować czujniki dymu lub tryskacze przeciwpożarowe (co byłoby dość kosztowne), zaopatrzyć pomieszczenia w gaśnice
- w pokojach powinno znajdować się wyjście awaryjne, takie, z którego można skorzystać w każdej chwili
- pokoje nie powinny znajdować się w innym budynku niż obsługa. Niestety, takich pokoi powstaje coraz więcej. Są one tworzone w sąsiednich budynkach, w piwnicach, a nawet trzy minuty drogi od właściwej siedziby. Pomyślcie o tym, ile cennego czasu straci pracownik na dotarcie do pomieszczenia z zagadkami…

Od soboty, 5 stycznia, mają się rozpocząć kontrole we wszystkich escape roomach w kraju. Obecnie w Polsce istnieje ponad 1000 pokoi w ok. 350 firmach. Jaka przyszłość czeka escape roomy w Polsce po tragedii w Koszalinie? Czy część zostanie zamknięta? Czy ludzie będą bali się odwiedzać takie miejsca? A może, ze względu na wzmożone kontrole bezpieczeństwa i bardziej restrykcyjne warunki, wzrosną ceny (a escape roomy już teraz nie są tanią rozrywką…).
Sara

czwartek, 3 stycznia 2019

Najlepsze i najgorsze książki przeczytane w 2018


W minionym roku planowałam przeczytać 60 książek. Dobiłam do liczby 61. Wśród nich znalazły się poradniki, powieści obyczajowe, kryminały, a nawet… książki dla dzieci!

Wybrałam dla Was te pozycje, które oceniłam najwyżej oraz te, którym przyznałam najmniejszą liczbę gwiazdek.

Jedyną książką, która w 2018 roku otrzymała ode mnie 10 gwiazdek, było "It ends with us" autorstwa Colleen Hoover. Jej powieści nieustannie mnie zachwycają. Uwielbiam styl pisania tej autorki, ale też tematy, które porusza. Zwykle nie są to błahe problemy. W "It ends with us" pisarka opisała problem przemocy domowej. Jeśli wydaje Wam się, że to banalne książeczki dla młodzieży, przeczytajcie choć jedną. I niech nie zmylą Was angielskie tytuły.
Na 9 gwiazdek oceniłam również inne powieści Colleen Hoover – "Slammed", "November 9" oraz "Wszystkie nasze obietnice". O ile zwykle książki Hoover opowiadają o około dwudziestoletnich bohaterach, ta ostatnia to historia małżeństwa zmagającego się z problemem bezpłodności. Bardzo szczera i poruszająca.

Jestem również wielką fanką twórczości Magdaleny Kordel. Autorkę miałam okazję poznać podczas Warszawskich Targów Książki. Każdej osobie wpisywała dedykację, ze wszystkimi zamieniała kilka słów, biło od niej autentyczne ciepło. Książki Magdaleny Kordel zawsze poprawiają mi humor i napawają optymizmem. Są osadzone w polskich realiach i bohaterom los niejednokrotnie rzuca kłody pod nogi, ale zawsze chwytają byka za rogi i walczą z problemami. W minionym roku 9 gwiazdek przyznałam powieści "Wymarzony dom". To część serii, a ja czytałam ją nie w tej kolejności, ale to nie zmniejszyło ani trochę mojego zachwytu nad tą książką.

9 gwiazdek otrzymała ode mnie również ostatnia książka Reginy Brett "Mów własnym głosem". Wspominałam już o niej na blogu, w tym poście.
Dodam, że doceniłam również następujące pozycje, przyznając im 8 gwiazdek:

"Tajemnica pod jemiołą", "Hotel pod jemiołą", "Sprzedawca marzeń" - Richard Paul Evans
"Sezon na cuda", "Serce w skowronkach", "Serce z piernika" - Magdalena Kordel
"36 pytań, które zmieniły wszystko między nami" - Vicki Grant (wygląd okładki, opis, tytuł – wszystko może sugerować, że to naiwna książka dla młodzieży. Tymczasem została ona oparta na prawdziwym badaniu psychologicznym!)
"Kubuś Puchatek" - Alan Alexander Milne
"Szukając Kopciuszka", "Point of Retreat" - Colleen Hoover
"Zadzwoń, kocham cię" - Anna Zgierun-Łacina
"Żółwie aż do końca" - John Green
"Sztuka obsługi penisa" - Przemysław Pilarski, Andrzej Gryżewski
"Godzina zero", "Zabójstwo Rogera Ackroyda" - Agatha Christie
"Każdego dnia" - David Levithan
"Kochaj. 50 lekcji jak pokochać siebie, swoje życie i ludzi wokół" - Regina Brett
"Zanim się pojawiłeś" - Jojo Moyes
A co z najgorszymi książkami? Na szarym końcu znalazła się gruba powieść Tanyi Valko "Arabski mąż", której łaskawie dałam 3 gwiazdki. Jeszcze kilka lat temu połykałam te arabskie tomiszcza z wypiekami na twarzy. A potem zmądrzałam. Mam dość czytania o głupich Polkach i brutalności muzułmanów. Odnoszę wrażenie, że te powieści pisane są tylko dla czystego zarobku. Fabuła tworzona jest w taki sposób, by móc wydać kolejną część sagi. Ja skutecznie zniechęciłam się do tej serii i na pewno nie sięgnę po kolejne tomy.

I teraz to, co najśmieszniejsze w tym poście. Często sięgam po poradniki. Rozmaite. Jak żyć lepiej, jak posprzątać dom, jak mieć więcej pieniędzy. I to właśnie te książki są u mnie na samym końcu. I wyjaśnijcie mi, dlaczego ja nadal je czytam?

Oczywiście poradnik poradnikowi nierówny, w książkach Reginy Brett zawsze znajduję to, czego szukam. Ale w tych tytułach poniżej… chyba nie znalazłam. Wszystkim przyznałam zaledwie 5 gwiazdek
"POZAMIATANE, czyli jak ogarnąć dom?" - Ula Chincz
"Hygge po polsku" - Iza Wojnowska
"Hygge. Duńska sztuka szczęścia" - Marie Tourell Søderberg
"Jak uczyć się szybciej i skuteczniej" - Krzysztof Minge, Natalia Minge
"Gdzie rosną pieniądze. Pierwszy poradnik o tym, jak znaleźć pieniądze, nie wychodząc z domu" - Joanna Dymmel
"Pokochaj swój dom. Zero Waste Home, czyli jak pozbyć się śmieci, a w zamian zyskać szczęście, pieniądze i czas" - Bea Johnson
"Jak nie wpaść w depresję. 40 szkodliwych przesądów, które zatruwają nam życie" - Allen Fay, Arnold A. Lazarus i inni...
Wśród książek od siedmiu boleści znalazła się i powieść Paula Coelho, pisarza, którego cenię, ale w "Weronika postanawia umrzeć" autor chyba za bardzo popłynął...
Jakie są Wasze ulubione książki przeczytane w 2018 roku? Czego nie polecacie? Napiszcie koniecznie!
Wszystkie moje oceny znajdziecie tutaj
Sara