czwartek, 30 maja 2019

Mój subiektywny ranking stolic europejskich cz. 2


Jeśli nie widzieliście poprzedniego wpisu, to koniecznie nadróbcie go przed przeczytaniem tego posta! W ostatnim tekście przedstawiłam pierwszą część mojego subiektywnego rankingu stolic europejskich – odwiedziłam już połowę z nich i stwierdziłam, że to dobry moment na małe podsumowanie. Dzisiaj zaczynamy od miejsca 12.

12. Paryż. To miasto jest naprawdę wspaniałe. I chciałabym tam kiedyś wrócić. Dlaczego w takim razie umieściłam je dopiero/aż na dwunastym miejscu? Cóż, po prostu jakaś stolica musiała się znaleźć mniej więcej pośrodku. W Paryżu zakochałam się w Bazylice Sacré-Cœur, a gdy zobaczyłam Wieżę Eiffla, to ugięły się pode mną nogi. Ale raczej nie chciałabym mieszkać w tej stolicy – za duży tłok. No i ten francuski!
11. Rzym. Odwiedziłam tę stolicę dwukrotnie i… na razie mam dość. Zabytki w Rzymie są wspaniałe, choć podczas ostatniej wizyty bardziej zauroczyło mnie nieco zapomniane Zatybrze. Wiem, że mnóstwo osób kocha Italię – mnie podczas kilku wizyt zmęczyła nieco ta opieszałość Włochów i panujący w wielu miejscach chaos.
10. Warszawa. Ta stolica w ogóle nie powinna znaleźć się w moim rankingu. Jak mogę oceniać miejsce, w którym byłam dziesiątki razy, które – jak sądziłam – kiedyś zostanie moim domem? Warszawę poznałam zarówno od strony turystycznej tj. zabytków, muzeów, atrakcji i escape roomów, jak i od tej bardziej codziennej. Kiedyś myślałam, że Warszawa jest brzydka. Owszem, momentami bywa trochę przytłaczająca. Ale oferuje naprawdę duże możliwości.
9. Ateny. Myślałam, że ta stolica mi się nie spodoba, że jest przereklamowana. Tymczasem jej położenie zrobiło swoje. Cudowne widoki i przepiękne zabytki mnie zachwyciły. Jednak pomijając walory turystyczne, muszę stwierdzić, że Ateny są po prostu brudne.
8. Praga. Powinnam wrócić do Pragi. Boję się, że w przeciwnym wypadku w kolejnym rankingu to miasto znowu spadnie. To była przez długi czas jedna z moich ulubionych stolic. Miasto, które zajmowało ważne miejsce w moim sercu. Teraz Pragę pamiętam głównie dzięki zdjęciom. Powinnam tam wrócić, by to uczucie, które nas łączyło, znów odżyło.
7. Valletta. Niewielka stolica – nim się obejrzysz, będziesz już w innej miejscowości. Valletta, mimo swojego rozmiaru, zasługuje na wysokie miejsce ze względu na swoje urokliwe położenie oraz specyficzną architekturę – gdzie się nie obrócicie, tam budynki w kolorach piaskowca. Malta skradła moje serce, musiałam więc umieścić jej stolicę wysoko.
6. Ryga. W sumie to gdy piszę o tym mieście, to mi trochę smutno. Ryga to było takie nasze miejsce, moje i Maćka. Znany hotel, znane miejsca, znane uliczki. Przez innych zaś Ryga pozostaje nieodkryta. Ja cieszę się, że ją odkryłam, że mogłam tam powrócić i zobaczyć coś więcej niż najbardziej znane zabytki. Fajnie jest mieć takie miejsce w Europie, o którym wiesz, że, jeśli tam wrócisz, poradzisz sobie bez mapy. 
5. Budapeszt. Finałową piątkę otwiera Budapeszt. Mimo że to miasto zwiedzałyśmy z mamą w zimowych kurtkach, nie dało się w nim nie zakochać. Chociaż kompletnie nie rozumiałyśmy, o czym rozmawiają mieszkańcy i nie umiałyśmy przeczytać napisów, Budapeszt nas zauroczył. Wspaniała architektura, wyjątkowe pomniki i góra w środku miasta. Te miasta byłego cesarstwa mają coś w sobie...
4. Luksemburg. Chyba czuję jakiś pociąg do niewielkich stolic. Gdy myślę o Luksemburgu, pierwsze słowo, jakie nasuwa mi się na język, to: malowniczy. To miasto sprawia wrażenie, jakby było jakąś makietą. Część budynków położona jest niżej, część wyżej, co funduje nam niesamowite widoki. 
3. San Marino. Brązowy medal dla kolejnej malutkiej stolicy. Ciekawe, czy San Marino zachwyciłoby mnie tak samo, gdybym odwiedziła je latem. Wówczas czekałyby na mnie tłumy turystów. Tymczasem w marcu w San Marino leżał śnieg. I było to najlepsze, co nam się trafiło. Widoki jak z bajki - gdziekolwiek się nie spojrzało, zapierało dech w piersiach. San Marino mnie bardzo zaskoczyło – nie tylko dlatego, że mówili tam po polsku.
2. Lizbona. Chciałabym tam mieszkać. Pewnie czasami narzekałabym na to, że trzeba co chwilę łazić pod górę. I dobiłyby mnie ceny mieszkań. Ale mogłabym tam mieszkać. Gdy patrzę na ranking stolic z pewnej perspektywy, dostrzegam, że ważne jest dla mnie położenie stolicy. Lizbona nie dość, że znajduje się w ciepłym i słonecznym kraju, to jeszcze ocean jest w niej na wyciągnięcie ręki. Pamiętam, że gdy siedziałam nad brzegiem Tagu i wystawiałam twarz do słońca, czułam pełnię szczęścia i relaksu. Mogłabym tam wrócić. Chciałabym tam wrócić i pokazać Lizbonę mamie. I mieć pasteis de belem na co dzień.
1. Wiedeń. Czy jakaś stolica zajmie kiedyś jego miejsce? Czy coś pobije Wiedeń? Czy gdy wybiorę się tam znowu, znów się zachwycę? Dlaczego właściwie tak kocham Wiedeń? Znam tylko odpowiedź na ostatnie pytanie i chętnie Wam jej udzielę: uwielbiam to miasto za jego królewskość, dostojność, za architekturę, parki i pandy. I za Sisi.
A u Was jaka stolica znalazłaby się na pierwszym miejscu?
Uściski!
Sara

wtorek, 28 maja 2019

Mój subiektywny ranking stolic europejskich cz. 1


Podobno już się pogubiliście. Nie wiecie, gdzie byłam, gdzie nie byłam. Dziś więc skromnie przypomnę 23 stolice, które już odwiedziłam. Drugie tyle przede mną!

Ostatni ranking stolic europejskich pojawił się na tym blogu w 2017 roku, gdy miałam za sobą 14 odwiedzonych stolic. Od tego czasu sporo się zmieniło – nie tylko zwiedziłam nowe miasta, lecz także wróciłam do niektórych z nich.

Właściwie im więcej miejsc poznaję, tym trudniej jest mi tworzyć takie rankingi. Bo trudno jest porównywać coś, co jest zupełnie inne. Dlaczego mam zestawiać Helsinki z Rzymem, skoro te miasta powstały w zupełnie innym okresie, położone są na innej szerokości geograficznej, różni je wielkość, liczba ludności i tysiące innych rzeczy? Tym razem postanowiłam, że ranking będzie wyglądać nieco inaczej. Stworzyłam właściwie spis skojarzeń – i tych dobrych, i tych złych. Starałam się jakoś uporządkować miasta pod względem poziomu sympatii, ale nie jest to sztywne ustawienie. Za to bardzo, bardzo subiektywne.

Powiem Wam, że w pewnym momencie, gdy rozpisałam ten ranking  na kartce, stwierdziłam, że uszeregowanie stolic od najwspanialszej, najpiękniejszej, tej, którą wspominam najlepiej do tej, która nie zagościła w moim sercu, jest… niewykonalne. Nie chciałam skrzywdzić żadnej ze stolic. Poza tym niektóre może nie cechują się wyjątkową architekturą, ale są po prostu bliskie mojemu sercu. Z kolei ślad po wizytach w niektórych z nich powoli zaciera się w mojej pamięci…

Wpis podzieliłam na dwie części – gdybym zaczęła opisać wszystkie dwadzieścia trzy odwiedzone stolice w jednym tekście, to wyszedłby nam rozdział książki.

Zacznę od końca.

23. Bratysława. Nawet po kilku latach od wizyty w tym mieście Bratysławę nadal umieszczam na szarym końcu. No ale ktoś musi zająć to zaszczytne, ostatnie miejsce. Bratysława to stolica, do której nie chciałabym wrócić, bo nie widzę powodu, dla którego miałabym to zrobić. Miasto dało mi się poznać jako szare, smutne, brudne, postkomunistyczne, zaniedbane. Zobaczyłam, co miałam zobaczyć, skręciłam kostkę, spałam w obskurnym hotelu i nie mogłam się z nikim dogadać. Czy zauważyłam jakiekolwiek plusy tego miasta? Ciekawe pomniki i ładny zamek.
22. Tallinn. To miasto nie jest brzydkie. Tylko że nie zapisało się w mojej pamięci. Pewnie przyćmiła je Ryga, w której wówczas nocowaliśmy. Tallinn… po prostu odwiedziłam. Było fajnie, momentami zabawnie. Na przykład wtedy gdy nie byliśmy pewni, czy to, co oglądamy, to faktycznie Pałac Kadriorg, czy może tylko jakaś przybudówka.
21. Wilno. Po latach jawi mi się jako miasto, do którego nie chciałabym wrócić. Gdy myślę o Wilnie, widzę kościoły, cmentarze… Mało zachęcający widok, prawda? Pozytywnym punktem tego miasta była na pewno wizyta w Republice Zarzeczańskiej, czyli artystycznym państwie w państwie. Władca tej nie przez wszystkich uznawanej krainy wysłał mi nawet maila z podziękowaniami za promowanie jego kraju.
20. Dublin. Podróż do Dublina zaliczam do dość… trudnych. To był nasz pierwszy wspólny wyjazd z Maćkiem, dochodziło do małych zgrzytów, w naszym pokoju chrapał narkoman, a i pogoda nie za bardzo sprzyjała. Może miasto pubów po prostu nie powinno przypaść do gustu dziewczynie, która nie pije alkoholu. Co dobrego zapamiętam z Dublina? Przepiękne parki.
19. Berlin. Byłam w tej stolicy kilkukrotnie i wydaje mi się ona zbyt nowoczesna. Wiadomo, że Berlin był zniszczony po II wojnie światowej i nie znajdziemy tak urokliwego Starego Miasta. Gdybym miała wrócić do tej stolicy, to chciałabym zobaczyć Pałac Charlottenburg, który de facto położony jest pod Berlinem.
18. Sofia. Gdy wybieraliśmy się w podróż do Aten i Sofii, czułam, że grecka stolica mnie zawiedzie, a ta bułgarska zaskoczy. W sumie było na odwrót. W Sofii spodobała mi się multireligijność – tu meczet, tam cerkiew, nieco dalej synagoga. Lubię czytać o wierzeniach innych narodów i te elementy miasta wydawały mi się interesujące. Poza tym było jednak dość… smutno. Dało się dostrzec, że nie jest to zachodnie miasto. Plus za położenie nieopodal gór i przelatujące samoloty.
17. Bruksela. Zawsze gdy opowiadamy z mamą o stolicy Belgii, podkreślamy, że zabytki były piękne, ale samo miasto brudne i zaniedbane. Spotkałyśmy w nim wielu bezdomnych i żebraków – nawet takich z Polski… Zaskoczyło nas to, że miasto uznawane za stolicę Unii Europejskiej wygląda właśnie tak. Zabytki były naprawdę piękne, kojarzyły się nieco z architekturą wiedeńską. Gofry w Brukseli bardzo nam smakowały. Frytki belgijskie natomiast lepsze jadłam w Polsce.
16. Londyn. Gdy myślę o Londynie, to dochodzę do wniosku, że to wcale nie jest jakieś wybitnie ładne miasto. Na pewno najlepiej zapamiętam z tej stolicy wizytę w Muzeum Figur Woskowych Madame Tussauds. Możecie uważać to za płytkie, ale ja bawiłam się w tym miejscu po prostu genialnie. I to najlepiej zapamiętałam z Londynu
15. Sztokholm. Możliwe, że gdybym odwiedziła nieco mniej stolic, to Sztokholm znalazłby się wyżej. To naprawdę przyjemne miasto, ciekawie położone, otoczone przez wodę. Super było to, że w Sztokholmie nie tylko oglądałyśmy zabytki, lecz także bawiłyśmy się w Junibacken, czyli Muzeum Szwedzkiej Literatury, i spacerowałyśmy po ogromnym skansenie. Co więcej, zajrzałyśmy też do parku rozrywki Grona Lund, gdzie przejechałam się kolejką górską. W sumie teraz żałuję, że miałam wówczas zamknięte oczy.
14. Watykan. Niełatwo oceniać drugą najmniejszą stolicę świata. Wiadomo, że trudniej będzie jej się bronić. W dodatku nie czuję się do końca swobodnie, wypowiadając się o Watykanie, bo, mimo że odwiedziłam ten kraj i miasto dwukrotnie, to nie zwiedziłam Kaplicy Sykstyńskiej. Bądź co bądź uważam, że warto zobaczyć Watykan, nieważne, czy jesteś osobą wierzącą czy nie.
13. Helsinki. Niby takie nic, a jednak coś. Helsinki to ostatnia odwiedzona przeze mnie stolica. I chociaż pogoda nie w pełni dopisała, to miasto będę wspominać miło, głównie ze względu na wyspę Suomenlinnę. Mało turystów, sielsko, cicho i przyjemnie.
Kolejne miejsca w następnym poście. Jak obstawiacie, co znajdzie się na podium? Czy coś Was zdziwiło? Jak wyglądałby Wasz ranking stolic europejskich?
Uściski!
Sara

sobota, 25 maja 2019

Nowe miejsce na mapie Torunia: Muzeum Czekolady


W Toruniu powstało nowe muzeum! Prawdopodobnie najpyszniejsze i najsłodsze w mieście. I wcale nie ma związku z piernikami. 

Muzeum Czekolady, bo o nim mowa, zostało otwarte w Toruniu 1 maja. To miejsce inne niż wszystkie – można tam nie tylko zobaczyć, jak powstaje czekolada, i obejrzeć eksponaty, lecz także podziwiać na żywo pokaz tworzenia pralinek, a nawet przygotować własną tabliczkę czekolady. Ktoś chętny?
My wybraliśmy się do Muzeum Czekolady w ramach Nocy Muzeów. Tego wieczoru bezpłatnie zostaliśmy oprowadzeni po wystawie, obejrzeliśmy film o procesie powstawania czekolady – od plantacji do tabliczki, a także na żywo zobaczyliśmy, jak wygląda proces tworzenia pralinek. Dodatkowo każdy mógł spróbować przepysznych słodkości. 
Nie jest to tradycyjne muzeum, bo eksponaty można dotykać, smakować czy wąchać. Mnóstwo osób nie wie, jak w rzeczywistości powstaje czekolada, jak wyglądają ziarna kakaowca, a jak śruta kakaowa. Podczas prelekcji nie brakowało ciekawostek i zaskoczeń. Zwiedzający mogli przekonać się na własnym języku, jak smakuje śruta kakaowa, a jak masło kakaowe, z którego tworzy się białą czekoladę. Pani przewodnik pokazała nam również, jakie są etapy wyrabiania pralinek.
Mimo że podczas Nocy Muzeów nie mogliśmy wziąć udziału w warsztatach, to myślę, że warto o nich wspomnieć. Polegają one na stworzeniu własnej tabliczki czekolady, którą możemy zabrać później do domu. 
W Muzeum Czekolady byliśmy całą rodziną i wszystkim się podobało. To było zupełnie inne doświadczenie. Nie chodziliśmy od eksponatu do eksponatu, lecz mogliśmy wszystkimi zmysłami poznać niezwykłą historię czekolady. Myślę, że to miejsce warte odwiedzenia zarówno przez dorosłych, jak i przez dzieci. Znacie kogoś, kto nie lubi czekolady?
Dodatkowo w Muzeum Czekolady w Toruniu można kupić cukierki, tabliczki czekolady oraz niezwykłą czekoladę ruby – w kolorze rubinowym. Wiedzieliście o tym, że mamy cztery smaki czekolady – oprócz białej, gorzkiej i mlecznej również rubinową? Jej kolor związany jest z faktem nieprażenia ziaren kakaowca.
Po więcej ciekawostek warto zajrzeć do Muzeum Czekolady w Toruniu przy ul. Łaziennej.
Jaką czekoladę lubicie najbardziej?
Słodkiego dnia!
Sara

czwartek, 23 maja 2019

Lot widokowy samolotem nad Toruniem



Kocham latać – wiecie to nie od dziś. Nie sądziłam jednak, że kiedykolwiek będę mogła wsiąść do ultralekkiego samolotu i odbyć lot nad moim miastem.

Samolotem pasażerskim leciałam już wielokrotnie. Uwielbiam to uczucie przyspieszania, wzbijania się w powietrze, nigdy nie znudzi mi się oglądanie świata z góry. Dzięki Prezentowi Marzeń mogłam poszerzyć swoje dotychczasowe doświadczenia związane z lataniem i odbyć krótki lot widokowy nie samolotem pasażerskim, lecz ultralekką maszyną.
Tego emocjonującego dnia razem z mamą udałyśmy się na lądowisko w Gostkowie nieopodal Torunia. Przyznaję, że gdy zobaczyłam samolot, zdziwiłam się, że jest tak niewielki. Po wejściu do maszyny, zapięciu pasów, założeniu słuchawek i obowiązkowej sesji zdjęciowej, samolot rozpędził się i następnie wystartował. Przez cały lot pilot opowiadał mi, nad czym przelatujemy. Z powietrza oglądałam nie tylko Toruń, lecz także pobliskie miejscowości takie jak Łysomice, Mirakowo, Zalesie, Turzno czy Kamionki. Z oddali było widać nawet Golub-Dobrzyń, który oddalony jest od Torunia o 50 km. Wspaniale było zobaczyć znajome obiekty z lotu ptaka. Oprócz zabudowań z góry widoczne były również jeziora, pola żółciutkie od rzepaku, lasy i oczywiście Wisła. Wzbiliśmy się na wysokość blisko dwóch kilometrów.
Cały lot był niesamowitym przeżyciem, ale największa adrenalina towarzyszyła mi, gdy przelatywaliśmy przez chmury albo skręcaliśmy. Podróż trwała dwadzieścia minut i szczerze mówiąc, żałowałam się, że już się skończyła. Bałam się, że pogoda przeszkodzi mi w realizacji tego małego marzenia, ale ostatecznie zdążyliśmy przed nadciągającą ulewą. Widoki były więc wspaniałe. A możliwość zobaczenia i sfotografowania chmurki z bliska to coś, co zapamiętam na długo.
Jeśli kochacie latać i podziwiać świat z góry, myślę, że spodoba Wam się takie doświadczenie. Lot ultralekkim samolotem na pewno różni się od podróży samolotem pasażerskim. Jest o wiele głośniej, dlatego niezbędne są wygłuszające słuchawki. Powiem Wam, że nigdy nie sądziłam, że będę miała okazję rozmawiać z pilotem przez mikrofon w słuchawkach. Normalnie jak w filmach. :D
PrezentMarzeń – dziękuję, że zrealizowaliście moje marzenie! Nie wierzyłam, że zdecyduję się na taką przygodę, ale stanowczo nie żałuję.
Jeżeli marzy Wam się zobaczyć z góry Wasze miasto i zrobić niecodzienne zdjęcia, a przede wszystkim przeżyć niezapomnianą przygodę, to polecam Wam bardzo taki lot. To również super pomysł na prezent – ja od wielu lat powtarzam, że wolę na święta czy urodziny dostawać nie rzeczy, lecz doświadczenia. Wolę coś przeżyć niż mieć! A Wy?

A może ktoś z Was ma już za sobą lot widokowy samolotem ultralekkim?
Uściski!
Sara

wtorek, 21 maja 2019

Finlandia - komunikacja, ceny, wskazówki i koszty podróży


Czy wycieczka do Finlandii musi być droga? Jak ją zorganizować? Przygotowałam dla Was pełen kosztorys naszej wycieczki do Turku i Finlandii.
Jak dotrzeć do Finlandii?

Z naszego kraju do Finlandii dolecicie Wizz Airem – Ryanairem nie. Loty do Turku odbywają się z Gdańska i Krakowa. Ich ceny zaczynają się od 39 zł. Lot z Gdańska trwa niecałe półtorej godziny. Możecie też popłynąć do Helsinek promem np. z Tallinna.

Jak dojechać z lotniska w Turku do centrum?

Z lotniska odjeżdża autobus miejski nr 1. Jego przystanek znajduje się przed samym wejściem do terminala. Autobus kursuje co piętnaście minut. Bilet kosztuje 3 euro. Można go kupić u kierowcy. Każdy przystanek jest na żądanie. Podróż do centrum trwa od kilkunastu do 40 minut. 
Gdzie spać w Finlandii?

Noclegi w tym kraju nie należą do najtańszych. Hostele wypadają drożej niż mieszkania na Airbnb, nie ma też zbyt dużego wyboru. Dlatego zdecydowałyśmy się na wynajęcie niewielkiego apartamentu. Był to strzał w dziesiątkę. Mieszkanko było czyste i wyposażone we wszystko, czego potrzebowałyśmy. Znajdowało się zaledwie dwie minuty od Dworca Autobusowego i 10 minut spacerkiem od centrum miasta i najważniejszych zabytków Turku. I tu mam dla Was niespodziankę - 100 zł zniżki na nocleg na Airbnb!

Jak dojechać z Turku do Helsinek?

My zdecydowałyśmy się na przejazd Onni Busem. Wygląda on dokładnie jak dawny Polski Bus. Ceny biletów zaczynają się od 1 euro. My płaciłyśmy 5 euro za jeden bilet w jedną stronę. Podróż trwa nieco ponad dwie godziny, a autobusy kursują bardzo często.

Jak poruszać się po Turku i Helsinkach?

Do najważniejszych zabytków w tych miastach można dotrzeć pieszo. My pojechałyśmy jedynie do zamku w Turku, który oddalony jest o kilka kilometrów od centrum. Koszt biletu autobusowego w Turku wynosi 3 euro. Bilet jest ważny przez dwie godziny, można się przesiadać. Z racji położenia Helsinek na wyspach w tym mieście możecie przepłynąć się promem. Koszt biletu na wyspę Suomenlinna wynosi 5 euro (w obie strony). Z kolei podróż na wyspę Korkeasaari, na której zlokalizowane jest zoo z pandami (!) kosztuje 7 euro. 
Co przywieźć z Finlandii?

Jeśli Was stać, możecie kupić sweter za 100 euro. :D My do Polski przywiozłyśmy tylko słodycze, w tym żelki. Finowie kochają te smakołyki. Poza tym kupiłyśmy czekolady Fazera i słynne salmiaki, czyli czarną lukrecję. 


Przykładowe ceny w Finlandii:

Pocztówka – 1 euro
Czekolada – 1,5 euro
Cheeseburger w McDonaldzie – 1 euro
Plan naszej wycieczki:

10 maja (piątek)
13:45-16:10 – lot Gdańsk-Turku (w Finlandii jest godzina później niż u nas)
Wieczór: zwiedzanie Turku

11 maja (sobota)
8:40-11:00 dojazd z Turku do Helsinek
Zwiedzanie Helsinek
18:15-20:20 dojazd z Helsinek do Turku

12 maja (niedziela)
Zwiedzanie Turku
14:30-14:55 – lot Turku-Gdańsk (niech Was nie zmyli, lot nie trwał 25 minut - w Polsce jest godzina wcześniej niż w Finlandii)

Ile kosztowała nas wycieczka?

Ceny za jedną osobę:
Bilet lotniczy Gdańsk-Turku – 39 zł
Bilet lotniczy Turku-Gdańsk – 59 zł
Dojazd z lotniska w Turku – 3 euro
Dojazd na lotnisko w Turku – 3 euro
Dojazd do Helsinek – 5 euro
Dojazd z Helsinek – 5 euro
2 noclegi w mieszkaniu – 220 zł
A zatem nie wliczając kawy, pocztówek i biletów komunikacji miejskiej, podróż kosztowała nas niecałe 400 zł. Nieźle!

I na koniec… kilka słów o lotnisku w Turku

Port lotniczy w Turku wygląda jak poczekalnia u lekarza. Znajduje się tam jedna kawiarnia. Nie ma żadnych sklepów z pamiątkami. Ale, co ważniejsze, lotnisko nie obsługuje aplikacji mobilnej Wizz Air. Było to dla nas sporym szokiem i stresem. Gdy chciałam nas odprawić na lot powrotny, napotkałam problemy. Aplikacja nie chciała mi wygenerować karty pokładowej. Dopiero po kilku chwilach poszukiwań natknęłam się na informację, że lotnisko w Turku nie obsługuje tej aplikacji i kartę pokładową musimy wydrukować. Biegałyśmy więc po Helsinkach, by znaleźć miejsce, w którym można to zrobić. Ostatecznie wydrukowałyśmy karty pokładowe w bibliotece i nie kosztowało nas to na szczęście ani eurocenta. Już po powrocie do Polski otrzymałam odpowiedź lotniska na moje zapytanie, czy akceptują karty pokazane w telefonie w formacie PDF. Twierdzili, że tak. Nie wiem jednak, jak to działa, bo nie mają tam skanera – karty pokładowe były odrywane od linijki. Czyli pełna mechanizacja i nowoczesność. Miejcie to na uwadze – w Wizz Airze za wcześniejszą odprawę trzeba zapłacić. Więc zorientujcie się, czy będziecie mieli gdzie wydrukować kartę pokładową za granicą.  
Co sądzicie o Finlandii? Chcielibyście ją odwiedzić?
Uściski!
Sara