Zazdroszczę
lizbończykom. Zazdroszczę im tego słońca, Tagu i ciasteczek budyniowych. Po przeczytaniu tego posta też będziecie im zazdrościć.
Nasz dzień rozpoczęliśmy dość wcześnie.
Wysiedliśmy na stacji metra Restauradores, by już po chwili mknąć w górę
stromej uliczki. Nie wiem, czy dalibyśmy radę zrobić to pieszo. Zamiast bawić
się w poranną siłownię, postanowiliśmy skorzystać z jednej z atrakcji
turystycznych Lizbony czyli… przejażdżki windą. Elevador da Gloria oczywiście
nie przypomina wind znajdujących się w wieżowcach. Jest to pojedynczy wagonik,
który łączy plac Praça dos Restauradores
z punktem widokowym Miradouro de São Pedro de Alcântara. Sama przejażdżka trwa
zaledwie kilka minut. Trasa wynosi 265 metrów, jednak ze względu na spore nachylenie
drogi, nie polecamy pokonywać tego fragmentu pieszo. ;) Winda ta działa od
ponad 130 lat. Widoki mijane po drodze nie są zbyt urokliwe, gdyż ściany przykryto
nieprzypominającymi sztuki graffiti. Ale tą nietypową formą transportu możemy
dostać się na punkt widokowy, z którego rozpościera się wspaniała sceneria,
więc warto skorzystać.
Po sesji na punkcie widokowym
zjechaliśmy kolejką z powrotem do Restauradores. Piechotą udaliśmy się do Praça
de D. Pedro IV, potocznie zwanym placem Rossio z Teatrem Narodowym D. Marii II i okazałą
fontanną. Warto odejść parę kroków od tego placu, by zobaczyć Kościół de São
Domingos. Co wyróżnia tę świątynię na tle innych? W 1959 roku wybuchł tam pożar
i postanowiono, że obiekt nie zostanie w całości odbudowany i wyremontowany.
Chciano w ten sposób pokazać ogrom zniszczeń. Kościół wygląda więc jak ubrudzony
sadzą. Robi to niesamowite wrażenie. Gdy spytałam Maćka pod koniec dnia, co mu
się najbardziej podobało, wymienił właśnie ten kościół.
Wróciliśmy na plac Rossio, by później,
nieco pod górkę, udać się do Klasztoru Karmelitów. To kolejne niesamowite
miejsce. Podczas potężnego trzęsienia ziemi, które nawiedziło Lizbonę w 1755,
klasztor został zniszczony, jednak nie zdecydowano się na odbudowanie go w
całości. W niektórych miejscach nie ma dachu, pozostały jedynie żebra. Na punkt widokowy w pobliżu klasztoru można dostać się zabytkową windą. My jednak odpuściliśmy sobie tę płatną atrakcję i wybraliśmy spacer pod górę. Tuż obok punktu widokowego, za który trzeba zapłacić, znajduje się darmowy taras. Stamtąd świetnie widać Zamek św. Jerzego (do którego później nie udało nam się dotrzeć, więc dobrze, że zobaczyliśmy go chociaż z daleka).
Po krótkim przystanku w kawiarni i
zjedzeniu budyniowych ciasteczek, o których więcej pisałam tutaj, udaliśmy się
w stronę Praca da Figueira. Najlepszym elementem tego miejsca są liczne
tramwaje, które zdają się pięknie pozować do zdjęć.
Później czekała nas niezła wyprawa pod
górę. W Lizbonie znajduje się wiele punktów widokowych i my chcieliśmy dotrzeć
do kolejnego z nich. Cechą charakterystyczną Miradouro de Santa Catarina jest
potężna skała. Z punktu doskonale widać stamtąd nabrzeże miasta.
Robiło się coraz cieplej, a my
zmierzaliśmy do, prawdopodobnie najsłynniejszego, placu Lizbony - Praça do
Comércio. Po drodze zrobiliśmy sobie dłuższą przerwę na Praça do Município,
którego nawet nie mieliśmy w planach, ale wydawał nam się dobrym miejscem do
odpoczynku.
Tymczasem Praça do Comércio to ogromny plac położony
przez rzece Tag. Z placu można przejść przez Łuk Triumfalny i wybrać się na
spacer słynną Rua Augusta z wieloma butikami, może też – tak jak my, przysiąść
na schodkach tuż obok rzeki. To był jeden z moich ulubionych momentów pobytu w
Lizbonie. Słońce cudownie grzało, a my właściwie nigdzie się musieliśmy się
spieszyć, więc gapiliśmy się w wodę.
Po odpoczynku przyszedł czas na
oddaloną o kilka minut spaceru od Tagu katedrę Se. Jednak ona znajduje się już
w innej, magicznej dzielnicy, o której opowiem Wam w następny poście… ;)
Jak podoba Wam się Lizbona?
Sara
W Lizbonie jeszcze nigdy nie byłam, ale zawsze ciekawiła mnie ta "kolejka"
OdpowiedzUsuńAż dzięki Tobie nabrałam chęci do odwiedzenia Lizbony, chociaż wcześniej parę razy odrzucałam tę opcję. Zwłaszcza, kiedy ktoś bliski albo znajomy o tym wspominał. Te opowieści, zapewnienia jakoś do mnie nie przemawiały. Nawet Portugalia pokazana w filmach, jej widoki zdawały mi się mało specjalne. Najwyraźniej trafiałam na kiepskie filmy, bo "Twoja Lizbona" jest niezwykłym, różnorodnym i zachęcającym do odkrycia miastem.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam! :)