sobota, 23 marca 2019

Mało czasu na zwiedzanie Lizbony? Koniecznie odwiedź to miejsce!


Z czym kojarzy Wam się Lizbona? Z żółtymi tramwajami? A może z bardzo fotogeniczną Wieżą w Belem? Dziś zabiorę Was właśnie do tej wyjątkowej dzielnicy.

Zaryzykowałabym stwierdzenie, że jeśli ktoś ma bardzo mało czasu na zwiedzenie stolicy Portugalii, nie powinien spacerować po centrum, lecz udać się do dzielnicy Belem. Jest ona oddalona o ok. 40 minut jazdy od centrum miasta. Jednak to nadal Lizbona!
Belem jest jedną z najciekawszych części miasta, ale jednocześnie najbardziej turystyczną i zatłoczoną. Mimo że zwiedzaliśmy ją w najzimniejszy dzień naszego marcowego pobytu (15 stopni i silny wiatr), to na nabrzeżu spotkaliśmy tłumy.

W Belem wysiedliśmy na przystanku Mosteiro Dos Jeronimos, czyli Klasztor Hieronimitów. To potężna budowla, zbudowana w XVI wieku, wpisana na listę UNESCO. Powstała ona w specyficznym stylu zwanym manuelińskim. Jest to charakterystyczne dla Portugalii połączenie gotyki i renesansu. Klasztor jest naprawdę wielki i można przy nim spotkać mnóstwo turystów oraz niestety sporo naciągaczy sprzedających okulary przeciwsłoneczne, kijki do selfie oraz… korale.
Tuż obok Klasztoru Hieronimitów znajduje się słynna cukiernia Pasteis de Belem. Pierwotnie planowaliśmy ją odwiedzić, jednak długa kolejka skutecznie nas odstraszyła i stwierdziliśmy, że zjemy popularne w Portugalii budyniowe ciasteczka gdzieś indziej. To może świętokradztwo, bowiem w Belem można podobno kupić najlepsze pasteis – w końcu stamtąd pochodzą. Były pierwotnie wypiekane właśnie w pobliskim Klasztorze Hieronimitów. Ale wierzcie mi, w innych częściach miastach ten smakołyk również smakował wybornie. Co prawda nie nazywa się on wówczas pasteis de Belem, lecz pasteis de nata, gdyż pierwsza nazwa jest zastrzeżona tylko dla cukierni w Belem. Prawda jest taka, że nawet ciasteczka z portugalskiej Biedry dawały radę. W Lidlu w Portugalii też je można kupić jakby co ;)
Przez uroczy park przeszliśmy w okolice nabrzeża. Spacerkiem udaliśmy się do Wieży Belem. Wydaje mi się, że to najbardziej znana lizbońska atrakcja. I naprawdę pięknie wychodzi na zdjęciach, nieważne, z której strony ją fotografujemy. Majestatyczna Torre de Belém ma blisko 500 lat i to do niej przypływali wielcy odkrywcy portugalscy, wracając do ojczyzny. Znajduje się ona u ujścia Tagu do oceanu. Swoją drogą rzeka w Lizbonie nie wygląda tak jak nasza Wisła. Jest dużo czystsza i ma piękny, niebieski odcień.
Później spacerkiem wzdłuż Tagu dotarliśmy do Pomnika Odkrywców. W sumie było to miejsce, które chyba najmniej spodobało mi się w całej Lizbonie. Jest to stosunkowo nowa atrakcja turystyczna, mnie nie przypadł do gustu styl, w którym została wykonana. Skojarzył mi się socrealizmem. Zarówno do Wieży Belem, jak i na Pomnik Odkrywców można za opłatą wejść, gdyż znajdują się tam tarasy widokowe. 
Nasz spacer po Belem zakończyliśmy w McDonaldzie i była to najbardziej zatłoczona fastfoodowa restauracja, jaką w życiu widziałam.
Dzielnica Belem jest przepiękna. Zawsze powtarzałam, że morze i woda to nuda, że wolę góry, ale jest coś wspaniałego w tym, że miasto położone jest prawie że nad oceanem. Że w wolnych chwilach można podziwiać jego bezkres.
Uściski!
Sara

2 komentarze:

  1. Nie chcę nic sugerować, ale moi znajomi wzięli sobie ślub w Lizbonie :-). Można to zrobić w polskiej ambasadzie :-) tylko trzeba wcześniej się z nimi umówić. To jest dopiero klimat!

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za wszystkie miłe słowa, komplementy, ale także za rady i konstruktywną krytykę.
Thanks for all kind words, compliments but also for advice and constructive criticism.