poniedziałek, 25 czerwca 2018

Jak zarobić pieniądze? Zamieszkaj na Alasce!


Powoli zbliża się moje coroczne liczenie pocztówek. Ale zanim policzę te stosy kartek, chciałabym Wam pokazać moje zdobycze z Alaski.

Dawno temu postanowiłam sobie, że zbiorę pocztówki ze wszystkich stanów USA. Idzie mi marnie, ale mam nadzieję, że kiedyś po prostu kupię sobie widokówki z części brakujących stanów, gdy w końcu wrócę do Ameryki. :D Jak na razie udało mi się zebrać nieco mniej niż połowę stanów.

Ogromnie ucieszyły mnie widokówki z Alaski, które otrzymałam od mającego polskie korzenie Patricka. Jestem świeżo po lekturze najnowszej książki ekipy Busem przez Świat o Alasce i Kanadzie (swoją drogą z Olą i Karolem przeprowadziłam kiedyś wywiad, który możecie przeczytać tutaj). Wcześniej niewiele wiedziałam o Alasce, oprócz tego że jest tam zimno. Ale po przeczytaniu relacji Karola z podróży do tego stanu przekonałam się, że jest tam też pięknie i… niebezpiecznie.

Alaska została odkupiona od Rosji – i to wcale nie za symbolicznego dolara, lecz za 7,2 mln dolarów. Jak pewnie się domyślacie, Alaska nie jest zbyt gęsto zaludniona, chociaż to największy pod względem powierzchni stan USA. Mieszkańcy otrzymują od państwa pieniądze za życie w tym stanie. Podziwiam ludzi, którzy z własnej woli mieszkają w miejscu, w którym zima trwa 9 miesięcy… Ale lektura książki Busem przez Świat przekonała mnie, że są to osoby kochające naturę, ludzie, którzy po prostu nauczyli się korzystać z dobrodziejstw Alaski i polubili to miejsce.


Od Patricka otrzymałam w sumie trzy pocztówki. Jedną z nich, z najwyższym szczytem Stanów Zjednoczonych, pokazywałam Wam w poście o najczęściej odwiedzanych państwach świata. Dziś natomiast chwalę się dwoma pozostałymi. Na pewno większość z Was kojarzy program "Najniebezpieczniejszy zawód świata", opowiadający o łowieniu krabów na Morzu Beringa. Co jest tak groźnego w tej pracy? Przede wszystkim skrajne warunki pogodowe, niskie temperatury i ogromne fale. Ale zarobki liczone są w tysiącach dolarów za kilka dni pracy.
Druga pocztówka pochodzi ze zbiorów Muzeum Alaskańskich Organów Ścigania. Znajduje się ono w Anchorage, mieście, w którym mieszka ok. 40% wszystkich mieszkańców Alaski.
Jest coś fascynującego w Alasce. Na pewno zazdroszczę żyjącym tam ludziom niesamowitych widoków. Zimna im na pewno nie zazdroszczę. I niedźwiedzi grizzli.
Który stan USA chcielibyście odwiedzić najbardziej?
Trzymajcie kciuki za resztę sesji!
Uściski
Sara

czwartek, 21 czerwca 2018

Rzym - ceny i wskazówki dotyczące wyjazdu


Dzisiaj spróbuję spełnić prośbę jednego z komentujących i wykonam małą analizę. A przy okazji podzielę się z Wami wskazówkami dotyczącymi podróży do Rzymu.
Tak jak wspominałam w pierwszym poście na temat wycieczki do Rzymu znacząco różniła się ona od moich tradycyjnych podróży.

Po pierwsze w Rzymie spędziliśmy cztery dni, co dla mnie było długim pobytem, gdyż zwykle na zwiedzanie jednego miasta poświęcam dzień lub dwa.

Po drugie podróżowaliśmy w cztery osoby, a więc należało wziąć pod uwagę potrzeby każdego, to, że wszyscy chcemy mieć zdjęcie, ktoś może być zmęczony. Co więcej, dla babci była to pierwsza tak daleka podróż, pierwszy lot samolotem. Zwykle zwiedzam tylko z mamą lub z Maćkiem, znamy już swoje możliwości, ograniczenia, kaprysy. W przypadku Rzymu nie wiedziałam np. ile moja babcia będzie w stanie przejść itp.
Po trzecie w Rzymie nic nas nie pospieszało. Wiedzieliśmy, że mamy aż cztery dni na zwiedzanie i właściwie oprócz Watykanu nie mieliśmy innego punktu, do którego musimy dotrzeć, bo inaczej świat się zawali. Spacerowaliśmy więc powoli. Jednego dnia zobaczyliśmy bodajże cztery miejsca, co w porównaniu do moich dotychczasowych maratonów po miastach jest raczej marnym wynikiem. Nie wstawaliśmy wcześnie, czasami wychodziliśmy z mieszkania dopiero ok. 11.
Po czwarte inaczej się żywiliśmy. Nie jedliśmy zupek chińskich (chociaż zabraliśmy je ze sobą z Polski!), nie byliśmy ani razu w McDonaldzie. Dwa razy jedliśmy makaron w restauracji, dwa razy wzięliśmy pizzę na wynos. Oczywiście kosztowało to o wiele więcej niż McDonald’s, ale przynajmniej spróbowaliśmy lokalnego jedzenia. Kiedy podróżuję z mamą albo Maćkiem, to jeśli już zdarza nam się próbować lokalnych przysmaków, to są to raczej jakieś drobiazgi, desery itp. Rzadko kiedy jemy obiad w normalnej restauracji.

Tak naprawdę oba rodzaje podróży mają w sobie coś pozytywnego. Zdarzało się, że byłam na blogu krytykowana za to, że zwiedzam miasta w ekspresowym tempie i nie próbuję lokalnego jedzenia. Ale wiecie co, ja lubię te moje maratony. Lubię krótkie podróże. Lubię to tempo. 4 dni w jednym mieście to było dla mnie trochę za długo. Ale na pewno chętnie próbowałabym częściej lokalnego jedzenia podczas pobytów za granicą.
Teraz co nieco o pieniądzach. Ile kosztuje podróż do Rzymu?

Bilety lotnicze: Bilety dla jednej osoby w obie strony = 203 zł
Transport z lotniska: niestety rozkład Ryanaira jest tak skonstruowany, że samolot ląduje w Rzymie po 23. Nasz był dodatkowo opóźniony, więc na Ciampino byliśmy dopiero koło północy. W związku z tym nie mogliśmy skorzystać z żadnej z tanich opcji dotarcia na lotnisko i musieliśmy zapłacić 35 euro za podwózkę naszemu wynajmującemu. W drugą stronę natomiast za dojazd na lotnisko zapłaciliśmy… 2,70 euro. Najpierw kupiliśmy bilet za 1,50, by dotrzeć do ostatniej stacji metra linii A (Anagnina), by następnie specjalnym autobusem za 1,20 udać się bezpośrednio na lotnisko Ciampino.
Apartament dla czterech osób na cztery noce = 1270 zł, co daje 317,50 zł na osobę za cztery noce, a więc 79 zł za noc.
Mieszkaliśmy w naprawdę ładnym mieszkaniu, znaleźliśmy w nim wszystko, co potrzeba. Lokalizacja nie była może idealna, bo do centrum należało dojechać najpierw autobusem, a potem metrem. Co prawda przystanek znajdował się tuż przed naszym domem, a autobus dowoził nas bezpośrednio do stacji metra, ale autobusy włoskie – jak już wspominałam – jeżdżą, jak chcą. Nie znaleźliśmy jednak mieszkania w ścisłym centrum w takiej cenie.
100minutowy bilet na komunikację miejską = 1,50 euro. Uwaga! Przez 100 minut możecie przesiadać się, ile chcecie, ale tylko raz możecie pojechać metrem.
24h bilet na komunikację miejską = 7,50 euro
Obiad w knajpce: bruschetta, makaron i napój = raz udało nam się trafić na taki zestaw za 6,50 euro za osobę, a raz… 12 euro.
Ceny pizz zaczynają się od kilku euro.
Magnesy można znaleźć już od 0,50 eurocentów.
Pocztówki można kupić już za 0,30 eurocentów.
To co, kto się skusi na Rzym? A może już byliście w Wiecznym Mieście? Co wspominacie najlepiej?
Pozdrawiam ciepło!
Sara

sobota, 16 czerwca 2018

Gucci, bazyliki i termy - co zwiedzić w Rzymie, gdy widzieliście już wszystko?


Na jeden dzień w Rzymie kupiliśmy bilety dwudziestoczterogodzinne. Aby dobrze je wykorzystać, trochę sobie pojeździliśmy.

Oto relacja z dnia, w którym:

a) Padało
b) Było zimno
c) Fotografowałam się na tle witryn butików największych projektantów ubrana w bluzę dresową
d) Dotarliśmy do nieco mniej znanych miejsc.
To co? W drogę!


Pierwszym punktem tego dnia był Piazza di Spagna czyli Plac Hiszpański. Znajdują się na nim słynne Schody Hiszpańskie (Scalinata di Trinità dei Monti), na których nagrywa się reklamy i organizuje pokazy mody. Schody są ogromne – to jedne z najdłuższych i najszerszych schodów w Europie. Ale – podobno – nie należy na nich jeść, bo przyniesie to nieszczęście.
Schody prowadzą do Kościoła św. Trójcy (Trinita dei Monti), ale mam wrażenie, że większość turystów tam nie dociera. W końcu trzeba sfotografować się na tle schodów i… to wszystko. Nikt nie mówił, że trzeba wejść na ich szczyt. ;)


Naprzeciw Schodów Hiszpańskich znajduje się moja ulubiona ulica w Rzymie. Nie wiem, czy kiedykolwiek będzie mnie stać na zakupy na niej. W mojej bluzie dresowej i ramonesce narzuconej na wierzch (naprawdę było tak zimno w maju!), głupio mi było chociażby przekroczyć progi tych sklepów. A może by mnie wyrzucili, kto wie… Chodzi oczywiście o butiki znanych projektantów takich jak Prada, Gucci, Versace, Dior, Burberry, Armani czy Hermes. Wszystkie największe nazwiska znajdziecie na Via Condotti. Przy drzwiach zwykle stoją ochroniarze, a tłumów przez witryny nie widać…
Kolejnym punktem tego dnia była Bazylika Matki Bożej Większej (Basilica Papale di Santa Maria Maggiore). Ze stacji metra Spagna udaliśmy się linią A do stacji Vittorio Emanuele. Stamtąd zaledwie kilka minut drogi do świątyni. Co ciekawe, aby wejść do środka należy przejść przez kontrolę bezpieczeństwa. Nie trzeba za to kupować żadnych biletów wstępu. Zarówno z zewnątrz, jak i wewnątrz, bazylika prezentuje się zachwycająco. Może nie wypada, ale muszę Wam w tym miejscu zostawić praktyczną radę: w świątyni jest toaleta dla turystów, bezpłatna i czysta!
Pojechaliśmy dalej, tym razem linią 714. Gdy czekaliśmy na przystanku na jeżdżący, jak chce, rzymski autobus, spotkała nas ulewa. Na szczęście na tym przystanku akurat była wiata – warto dodać, że to raczej rzadkość w stolicy Włoch. W końcu dotarliśmy do Term Karakalli. Swoją nazwę wzięły oczywiście od cesarza Karakalli – za jego czasów oddano termy do użytku. Są to najlepiej zachowany rzymskie łaźnie, a zbudowano je ponad 1800 lat temu. Niestety, wstęp do term jest płatny. Dlatego tym razem zadowoliliśmy się widokiem z zewnątrz.
Pieszo udaliśmy się do stacji metra Circus Maximus. Circo Massimo był niegdyś największym cyrkiem Rzymu. Ta potężna arena, o wiele większa niż Koloseum, mieściła aż 250 tysięcy osób – dla porównania Koloseum "zaledwie" 50 tysięcy. Niestety Circo Massimo nie zachował się do naszych czasów. Metrem linii B udaliśmy się do ostatniego punktu wycieczki – Bazyliki św. Pawła za Murami (Basilica Papale di San Paolo fuori le Mura). Wysiedliśmy na stacji Basilica San Paolo. Często stacje metra w Rzymie nazywają się tak, jak zabytki, które można oglądać w ich pobliżu bądź przy nazwach przyklejono specjalne naklejki, aby turyści wiedzieli, że aby np. udać się do Watykanu, należy wysiąść na stacji Ottaviano. Bazylika św. Pawła za Murami to kolejna majestatyczna, rzymska świątynia. Znajduje się w niej grób św. Pawła i – rzekomo – jego szczątki. Kościołów w Rzymie jest kilkaset (niektórzy twierdzą, że nawet 900!). Bazylika św. Pawła za Murami prezentuje się pięknie z każdej strony. Jest to jedna z czterech bazylik większych (papieskich) w Rzymie. Taki tytuł nadaje oczywiście papież. Okazało się, że udało mi się zobaczyć trzy z czterech bazylik większych – Bazylikę św. Piotra w Watykanie, Bazylikę Matki Bożej Większej oraz Bazylikę św. Pawła za Murami. Nie dotarłam jedynie do Arcybazyliki św. Jana na Lateranie.

Tak spędziliśmy dzień jeżdżący w Rzymie. Myślę, że zdecydowanie warto było kupić taki bilet i zobaczyć miejsca położone trochę dalej od centrum.
Pozdrawiam ciepło
Sara

środa, 13 czerwca 2018

Rzym mniej znany, czyli Zatybrze



Kiedy będzie Wam się wydawało, że widzieliście już wszystko w Rzymie, idźcie na Zatybrze!

Podczas mojego pierwszego pobytu w Rzymie nie dotarliśmy na Zatybrze (Trastevere). Była to wycieczka zorganizowana, a więc chcąc, nie chcąc, oglądaliśmy najbardziej znane miejsca, poza tym mieliśmy tylko jeden dzień, a Zatybrze – może się wydawać – jest daleko od wszystkiego (a to nieprawda, my doszliśmy tam pieszo z Watykanu).
Tym razem zależało mi na tym, by zobaczyć w końcu tę tajemniczą dzielnicę wąskich, klimatycznych uliczek. W drodze minęliśmy synagogę, której właściwie można nie zauważyć… Ale taka miłośniczka żydowskiej kultury jak ja nie mogła tak po prostu obok niej przejść. Synagogi zwykle nie wyglądają zbyt spektakularnie, te, które widziałam, często przypominają zwykłe budynki. Jedynie menory i gwiazdy Dawida wskazują na to, że mamy do czynienia z synagogą.
W końcu dotarliśmy do mostu i Wyspy Tyberyjskiej. To jedna z dwóch wysp na Tybrze. Co ciekawe, znajduje się na niej… szpital. Jest też kilka kościołów. Swoją drogą, bulwary nad rzeką nie są zbyt urokliwe, raczej brudne i śmierdzące.
Przeszliśmy Mostem Fabrycjusza na drugą stronę rzeki – na Zatybrze. Most Fabrycjusza bywa nazywany Mostem Żydowskim, bo w średniowieczu prowadził do getta.

Co nieco o Zatybrzu -  to najstarsza dzielnica Rzymu. Odniosłam wrażenie, że jest tam dużo spokojniej niż w centrum. To na Zatybrzu w końcu zobaczyliśmy więcej rodowitych mieszkańców miasta niż turystów. Właściwie to tych drugich spotkaliśmy zaledwie garstkę. Na Zatybrzu chcieliśmy udaćsię do dwóch miejsc – niestety ze względu na zmęczenie udało nam się dotrzeć tylko do jednego z nich. Bazylika św. Cecylii na Zatybrzu  to pięknie położony kościół. Według legendy świątynia powstała w III wieku, później była kilkakrotnie rozbudowywana i odrestaurowywana. Mnie Bazylika św. Cecylii jawiła się jako takie ukryte miejsce, do którego mało kto dociera – a szkoda, bo to jeden z rzymskich zabytków, który podobał mi się najbardziej.
Drugim miejscem, które planowaliśmy zobaczyć na Zatybrzu, był Plac św. Marii. To właściwie główny plac tej dzielnicy. Znajduje się tam Bazylika Najświętszej Maryi Panny, fontanna oraz urokliwe kamieniczki. Jak za 30 lat ktoś mnie zaciągnie do Rzymu ponownie, to na pewno nie odpuszczę i wrócę na Zatybrze, by zobaczyć Piazza Santa Maria di Trastevere.

Ciekawym punktem naszego zwiedzania tej dzielnicy było poszukiwanie biletów. W Rzymie bilety na komunikację miejską można kupić w miejscach oznaczonych literą T. Wyobraźcie sobie, że nigdzie na Zatybrzu nie mieli biletów. "Skończyły się", "Będą jutro". Dopiero przy głównym węźle przesiadkowym po tej stronie rzeki udało nam się kupić bilety.
Bardzo polecam Wam po prostu pospacerować po Zatybrzu, gdy będziecie w Rzymie. Na pewno odetchniecie. :)
Uściski!
Sara

niedziela, 10 czerwca 2018

Watykan - przydatne informacje dla odwiedzających


Mój poprzedni post o Watykanie nosił jakże clickbajtowy tytuł "Spotkałam papieża!". Tym razem nie będę Was wkręcać. Papieża nie było.


Zastanawiałam się, w jaki sposób pokazać Wam Watykan. Ci, co byli w Rzymie, na pewno widzieli Watykan, a osoby, które Rzym dopiero mają w planach, na pewno świetnie znają widok na Plac Św. Piotra z telewizyjnych relacji. Zebrałam więc dla Was garść porad, wskazówek, ciekawostek i moich spostrzeżeń ze zwiedzania Watykanu.

  • W drodze do Watykanu spotkacie mnóstwo naciągaczy, którzy będą Was zachęcać do odwiedzenia Muzeów Watykańskich i Kaplicy Sykstyńskiej. Na pewno jest to bardzo fascynujące doświadczenie, jednak kosztuje 17 euro. Naciągacze będą Wam wciskać kit, że jeśli nie pójdziecie do muzeów, to czeka Was trzygodzinne stanie w kolejce do wejścia do Bazyliki św. Piotra (wstęp do świątyni jest bezpłatny). A jak zapłacicie, to nie będziecie musieli czekać. Tymczasem kolejka do wejścia do Bazyliki trochę przeraża swoją długością, ale przesuwa się naprawdę szybko. My byliśmy na miejscu o 9:30 i w kolejce staliśmy ok. pół godziny.

  • A do czego ta kolejka? Do kontroli bezpieczeństwa. Przypomina ona nieco tę na lotnisku, jest jednak mniej dokładna i szybsza. Prześwietlają nasze plecaki, a my sami musimy przejść przez piszczącą bramkę. Słyszałam, że w Watykanie bardzo surowo traktuje się kwestię ubioru, należy mieć zakryte ramiona i kolana. Tymczasem trzy turystki przed nami miały na sobie krótkie szorty i topy, na które założyły coś a’la szpitalne szlafroki, które kolan im nie zakrywały. Mimo to wpuszczono je do świątyni.

  • Grób św. Jana Pawła II chciało zobaczyć tak wielu turystów, że przeniesiono go z grot. Po wejściu do Bazyliki św. Piotra możecie zobaczyć grób po prawej stronie, nieopodal Piety Michała Anioła.

  • Wstęp do Grot Watykańskich jest bezpłatny. Groty to nic innego jak podziemne korytarze, w których umieszczono sarkofagi papieży. Dla mnie zwiedzanie Grot to straszna nuda, ale może dla kogoś będzie to mistyczne przeżycie. Dość długo szukaliśmy wejścia – znajduje się ono w tyle bazyliki, po lewej stronie nawy. Uwaga! W podziemiach nie można robić zdjęć.

  • Istnieje możliwość wspięcia się na kopułę Bazyliki św. Piotra. Wejście na kopułę (cupola) znajduje się z prawej strony bazyliki, a więc jeśli Waszym celem jest tylko kopuła, to i tak musicie przejść przez kontrolę bezpieczeństwa. Są dwie opcje dostania się na sam szczyt Watykanu – albo płacicie 10 euro, winda podwozi Was na trzecie piętro, z którego na kopułę  już "tylko" 221 stromych schodów, albo kupujecie bilet za 8 euro i do pokonania macie ponad 500 stopni. My wybraliśmy tę pierwszą opcję, dla nieco bardziej leniwych, a i tak lekko nie było, przyznaję. Za to widoki są naprawdę wspaniałe, w szczególności imponująco wygląda Plac św. Piotra.

  • W Watykanie znajdują się bezpłatne toalety. O wiele krótsze kolejki ustawiają się do WC niedaleko szatni, z prawej strony bazyliki. Druga toaleta ulokowana jest przy sklepach z pamiątkami i poczcie. Warto wiedzieć, że jak wyjdziecie z Bazyliki św. Piotra, udacie się schodami w prawą stronę i ponownie znajdziecie się na Placu św. Piotra, do Bazyliki nie będziecie mogli już wrócić.


  • Znaczek do innych europejskich krajów kosztuje w Watykanie 2 euro. Ja wysłałam pocztówkę na swój własny adres - chciałam mieć taką wyjątkową kartkę z watykańskim znaczkiem i pieczątką w kolekcji.


  • Na Placu św. Piotra również spotkacie licznych sprzedawców wody, koralików i nie wiadomo, czego jeszcze. Uzbrójcie się więc w cierpliwość.
Mam nadzieję, że teraz Wasze zwiedzanie najmniejszego kraju świata będzie nieco mniej stresującym przeżyciem.
Sara

czwartek, 7 czerwca 2018

5 miejsc, które musisz zobaczyć w Rzymie



Zacznę od rzymskiego must visit. Wydaje mi się, że pojechać do stolicy Włoch i nie zobaczyć tych zabytków, to jak być w Paryżu i nie zobaczyć Wieży Eiffla.

Co ważne, do wszystkich tych miejsc można dotrzeć jednego dnia, poruszając się piechotą.
My naszą włoską przygodę zaczęliśmy od… Koloseum! Tak samo jak pięć lat temu wyszłam ze stacji metra Colosseo. Wówczas nogi się pode mną ugięły. Powiem Wam, że za drugim razem Koloseum wywiera na człowieku takie samo wrażenie. Do tego starożytnego amfiteatru można oczywiście wejść, ale najpierw trzeba odstać swoje w kolejce. Koloseum otoczone jest kratami, aby ktoś przypadkiem za darmo nie zobaczył, jak zabytek wygląda w środku. Wokół nietrudno natknąć się na morze. Morze turystów, naganiaczy, czarnoskórych oferujących koraliki, wata, wata, selfie sticki i kapelusze (a jak pada – parasole).
Z Koloseum niedaleko do Forum Romanum, czyli dawnego placu miejskiego, na którym znajdowała się chociażby Świątynia Saturna czy łuk triumfalny Septymiusza Sewera. Ale tak właściwie to zarówno świątyń, jak i łuków było o wiele więcej, nie wszystkie oczywiście zachowały się do naszych czasów. Forum Romanum można oglądać z kilku perspektyw. Najdroższą opcją jest… zapłacenie za bilet i spacer po starożytnym rynku. Natomiast zupełnie za darmo można obejrzeć Forum Romanum przez kraty albo z góry. Szczerze Wam powiem, że ja nie czułam potrzeby spacerowania pośród ruin – z tarasu prezentowały się wystarczająco zachwycająco.
Spacerkiem ruszyliśmy w stronę Ołtarza Ojczyzny. To pomnik Wiktora Emanuela II odsłonięty w 1911 roku. Znajduje się on na Kapitolu, a najpiękniej prezentuje od strony Piazza Venezia. O czym musimy pamiętać (a o czym ja zapomniałam…) – to pomnik narodowy, Grób Nieznanego Żołnierza, zatem na pięknych, marmurowych schodach nie można siadać. Jeśli już się zapomnicie, w trybie ekspresowym podbiegnie do Was strażniczka i upomni. Ołtarz Ojczyzny wygląda bardzo majestatycznie. Na jego szczycie znajduje się Muzeum Zjednoczenia Włoch.  
Kontynuowaliśmy nasz niedzielny spacer. Dość prostą drogą dotarliśmy do Fontanny di Trevi. Pięć lat temu wrzuciłam do fontanny monetę, która miała zapewnić mi rychły powrót do Rzymu. Jak widzicie – udało się. Tym razem nie wrzuciłam nic, na razie wystarczy mi Rzymu. Wieczne Miasto można zwiedzać szlakiem fontann, ale to barokowa Fontanna di Trevi jest najsłynniejsza. Powstała w XVIII wieku, jednak woda doprowadzana jest akweduktem zbudowanym ponad 2000 lat temu. Jeśli zastanawiacie się, co dzieje się z milionami monet, które trafiają codziennie do fontanny – nie martwcie się. Władze wyławiają je i przeznaczają na rewitalizację zabytków oraz pomoc ubogim. Fontanna di Trevi całkiem niedawno stała się… obiektem skandalu. Jesienią zeszłego roku Graziano Cecchini wlał do wody czerwoną farbę. Zrobił to po raz drugi – pierwszy raz dokonał tego aktu wandalizmu w 2007 roku. Fontanna – po wybryku Cecchiniego - została wyłączona, a woda spuszczona. Wyobrażacie sobie słynną Fontannę di Trevi bez wody?
Mijając po drodze Kolumnę Trajana, doszliśmy do Panteonu. To świątynia powstała w 125 roku. Wygląda, jakby upływ czasu wcale jej nie zaszkodził. Niestety, nie udało nam się wejść do środka – wstęp do Panteonu jest darmowy, jednak nam dosłownie zamknęli drzwi przed nosem z powodu uroczystości religijnych.
Ostatnim punkt zwiedzania - Piazza Navona, a więc plac z piękną fontanną i kościołem Sant’Agnese in Agone.
Jeśli będziecie potrzebować planu na jednodniowe zwiedzanie Rzymu – oto on!
Wszystkie te miejsca widziałam po raz drugi, ale miło było zobaczyć je kolejny raz.
Byliście w Wiecznym Mieście? Co urzekło Was najbardziej?
W następnym poście pokażę Wam Watykan z góry.
Sara