Bardzo liczyłam na Sofię.
Troszkę się przeliczyłam.
Sofia
niewątpliwie jest pięknie położona, u podnóży masywu Witosza. Jednak da się
zauważyć, że to nie jest miasto zachodnie. W architekturze widoczne są wpływy
zarówno tureckie, jak i sowieckie.
Większość
zabytków Sofii znajduje się blisko siebie. W mieście można obejrzeć liczne
cerkwie, ale także meczet czy synagogę. My nasz spacer po Sofii rozpoczęliśmy
od pomnika cara rosyjskiego Aleksandra II. W Bułgarii nazywany jest on Wyzwolicielem. W
pobliżu pomnika znajduje się siedziba Uniwersytetu, a także, prawdopodobnie,
jeden z najważniejszych zabytków Sofii – Cerkiew św. Aleksandra Newskiego. O
ile z zewnątrz kopuły świątyni wyglądają naprawdę imponująco, o tyle w środku
cerkiew wydawała się – przynajmniej Maćkowi – zaniedbana. Po świątyni biegał
pan, który czatował na robiących zdjęcia, i wołał "photos 10 leva".
Nieopodal Cerkwi św. Aleksandra Newskiego, która właściwie jest swego rodzaju prezentem dla
Rosjan, w podziękowaniu za ich walkę o niepodległość Bułgarii, znajduje się
Cerkiew Mądrości Bożej, która architektonicznie zdecydowanie różni się od
soboru Aleksandra Newskiego. Niegdyś była ona meczetem. Jest o wiele skromniejsza.
Pospacerowaliśmy
jeszcze trochę w okolicy cerkwi, obejrzeliśmy pobliski pchli targ i udaliśmy
się w stronę… kolejnej cerkwi. Cerkiew rosyjska św. Mikołaja, która została
wybudowana na początku XX wieku, najbardziej zauroczyła Maćka. W pobliżu
świątyni, w parku, znajduje się pomnik Puszkina. Z racji że ja nie potrafię
czytać cyrylicy, nawet nie wiedziałam, czyj był to posąg! Na szczęście Maciek
uczył się rosyjskiego na studiach i on ratował mnie w takich niewygodnych
sytuacjach.
Myślę,
że centralnym węzłem komunikacyjnym Sofii można nazwać stację metra Serdica. To
właśnie w jej okolice zmierzaliśmy. Ale przedtem sfotografowaliśmy się jeszcze
z panami pełniącymi wartę przed Pałacem Prezydenckim. Niedaleko tego budynku
znajduje się Largo, czyli coś na kształt naszego Pałacu Kultury i Nauki –
przykład sowieckiej architektury. Largo nie jest tak wysokie jak nasz warszawski
PKiN. Ale jest za to siedzibą wielu polityków.
W
końcu dotarliśmy do stacji metra Serdica. Serdica oznacza Sofię. Tak nazywało się miasto w starożytności. Bardzo ciekawe
jest to, że w 2011 roku, przy budowie stacji metra, odkryto ruiny dawnego
miasta, pochodzące m.in. z V czy VI wieku. Ruiny można oglądać i na świeżym
powietrzu, i w podziemiach.
W
okolicy stacji metra znajduje się także kilka innych, ważnych zabytków. Jednym z
nich jest Cerkiew św. Petki Samardżijskiej. Można ją zobaczyć przy przejściu
podziemnym. Wewnątrz znajdują się freski z XIV wieku, jednak nam nie udało się
wejść do środka. To nie jedyna cerkiew w tej okolicy. W centrum można podziwiać
również cerkiew Sweta Nedelja (św. Niedzieli). W Polsce święta ta znana jest jako św.
Dominika z Nikomedii.
Zaintrygowana
arabską kulturą nie mogłam przegapić meczetu Bania Baszi Dżamija. Zresztą
trudno go przegapić. Znajduje się parę kroków od stacji metra Serdica, a jego
minaret i kopuła widoczne są z daleka. Udało nam się wejść do meczetu, należało
jedynie zdjąć buty, a ja musiałam zakryć włosy. Meczet nadal działa, a
zbudowano go pod koniec XVI wieku. Na minarecie znajdują się głośniki, dzięki
którym słychać nawoływanie muezzina na modlitwę. Choć właściwie to ich… nie
słychać, gdyż zagłusza je gwar uliczny. Ciekawostką jest to, że pierwsze,
poranne i ostatnie, wieczorne nawoływanie, zostały pominięte.
Odeszliśmy
nieco od stacji metra i udaliśmy się w stronę budynku Sofijskiej Łaźni
Mineralnej. To jeden z moich ulubionych skarbów architektury w Sofii. Budynek
powstał nieco ponad 100 lat temu, przywodzi na myśl orientalną architekturę
bizantyjską. Obecnie nie mieszczą się tam łaźnie, lecz Muzeum Historyczne. Przed budynkiem odbywał się targ - można było zakupić na nim różne rodzaje miodów. Bułgaria słynie z wyrobu tego słodkiego ulepku, nawet w McDonaldzie do herbaty dostaliśmy miód.
Widzieliśmy kilka
cerkwi, widzieliśmy meczet, przyszedł czas na… synagogę! Budynek jest ogromny –
to największa żydowska świątynia na całych Bałkanach. Aż trudno zrobić jej
zdjęcie. Jednak w Sofii nie pozostało zbyt wielu Żydów. W całej Bułgarii, która
liczy ponad 7 milionów mieszkańców, żyje tylko kilka tysięcy wyznawców judaizmu. Do jednej z dwóch czynnych w kraju synagog
przychodzą oni tylko w najważniejsze żydowskie święta. Wstęp do synagogi jest płatny dla turystów (5 leva). Tym, na co warto zwrócić uwagę we wnętrzu świątyni, jest żyrandol, który waży ponad 2 tony.
Byliśmy już dość
zmęczeni spacerem, ale postanowiliśmy wrócić do okolic stacji Serdica, by
znaleźć Rotundę św. Jerzego. To najstarsza cerkiew w Sofii, my jednak początkowo ją
przeoczyliśmy! Okazało się, że można się do niej dostać tylko od jednej strony,
dlatego nie była widoczna, gdy wcześniej spacerowaliśmy w tych okolicach.
Byliśmy pewni, że w najstarszym w Sofii budynku (zbudowanym przez Rzymian w IV
w.) nie odbywają się już nabożeństwa. Tymczasem trafiliśmy akurat na wieczorną
mszę. Rotunda, podobnie jak wiele świątyń w Sofii, pełniła niegdyś funkcję meczetu,
a dopiero później przemianowano ją na kościół prawosławny.
Ostatnim punktem,
który zobaczyliśmy tego dnia w Sofii, był Teatr im. Iwana Wazowa, bułgarskiego
pisarza żyjącego na przełomie XIX i XX wieku. Myślę, że mogę zaryzykować
stwierdzenie, iż dla Bułgarów jest on kimś takim, jak dla Polaków Mickiewicz –
pisał wiersze i dramaty, a jego dorobek literacki liczy wiele utworów. Budynek
Teatru Narodowego jest naprawdę okazały i przepięknie usytuowany, w ogrodach,
przy fontannie. Pierwszą sztuką, jaką wystawiono w Teatrze im. Iwana Wazowa,
był dramat autorstwa Iwana Wazowa właśnie.
My zakończyliśmy ten
dzień w Sofii na obejrzeniu Teatru, jednak sądzę, że gdyby ktoś zaczął
zwiedzanie kilka godzin szybciej (i nie był tak przemarznięty jak ja tamtego
dnia), mógłby tego samego dnia zobaczyć to, co my zostawiliśmy sobie na następny
dzień. A był to Narodowy Pałac Kultury (nie mylić z Pałacem Kultury i Nauki!)
i… kolejna cerkiew, tym razem Świętych Siedmoczislenników. Narodowy Pałac
Kultury znajduje się tuż przy stacji metra NDK i jest to największy budynek w
tej części Europy. Trudno nazwać go zabytkowym, gdyż powstał w 1981 roku, ale
myślę, że warto go zobaczyć, będąc w Sofii. Komuś może wydawać się, że
to współczesny, socrealistyczny moloch, mnie jednak sam budynek, jak i jego
otoczenie, bardzo się podobało. Wokół NDK stworzono różne fontanny, a także –
chyba wychodząc naprzód turystom – ustawiono napis "Sofia". W mieście nie
widzieliśmy zbyt wielu turystów, ale przy tym napisie spotkaliśmy
fotografujących się podróżników, co więcej – byli to Polacy.
Gdy wpiszecie w Google "cerkwie Sofia", okaże się, że w Wikipedii funkcjonuje 6 haseł dotyczących
cerkwi w bułgarskiej stolicy. My widzieliśmy 5 z nich. Nie dotarliśmy jedynie
do Cerkwi Bojańskiej, gdyż jest ona położona na obrzeżach miasta. Trochę
szkoda, gdyż cerkiew ta została wpisana na listę światowego dziedzictwa UNESCO,
jednak naczytaliśmy się trochę o tym, jak trudno tam dotrzeć i baliśmy się, że po prostu nie
zdążymy wrócić na nasz samolot.
Jeśli interesuje Was
architektura sakralna inna niż katolicka, jeśli macie ochotę pooglądać nisko
przelatujące samoloty, jeśli jesteście ciekawi, czy Sofia faktycznie jest
miastem niedocenianym – lećcie tam. Tylko pamiętajcie, że do Sofii z Polski nie
docierają żadne tanie linie. My dolecieliśmy tam z Aten, o czym wspominałam tutaj.
Sofia na pewno
uplasuje się w moim rankingu stolic wyżej niż Bratysława, czyli moja najmniej ulubiona stolica. Chyba miałam nieco
większe oczekiwania co do tego miasta, ale nie żałuję, że tam pojechałam.
Jestem ciekawa, czy Wy
chcielibyście wybrać się do Sofii! A może byliście w innej części Bułgarii?
Sara
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dziękuję za wszystkie miłe słowa, komplementy, ale także za rady i konstruktywną krytykę.
Thanks for all kind words, compliments but also for advice and constructive criticism.