Moi drodzy! Rzadko kiedy zaczynam posty w ten sposób, ale myślę, że dziś
jest na to odpowiedni dzień. Chciałabym bowiem ogłosić wyniki konkursu świątecznego, który zorganizowałam wspólnie z Panią Edytą z PostcardShop.
Wymyślając zadanie konkursowe, nie zdawałam sobie sprawy z tego, jak trudny
będzie wybór najlepszej odpowiedzi. Niełatwo oceniać czyjeś pomysły na prezent
i czyjeś upodobania.
10 osób zdecydowało się opowiedzieć mi o niezwykłym prezencie. Wśród
odpowiedzi pojawiały się zarówno upominki, które otrzymaliście, jak i te, które
podarowaliście. Były książki, gramofon, kasztan, marchewka+króliczek, bilety na
mecz, na koncert, maszyna do pisania i… siostrzyczka.
Każda odpowiedź była pełna szczerości i uczuć. Uśmiechałam się, czytając
je. Dziękuję, że zechcieliście podzielić się ze mną fragmentami Waszych
światów.
Miałam kilka typów, ale trudno było mi podjąć decyzję, więc o głos
poprosiłam moją mamę. Podyskutowałyśmy trochę i zwycięzcy
zostali wybrani.
Przypomnę tylko, że nagrodami są 3 zestawy pocztówek z PostcardShop – są wśród
nich kartki świąteczne, pocztówki z plakatami, zwierzętami, jedzeniem, znanymi
postaciami, malowniczymi widokami… Każdy zestaw liczy 30 pocztówek. Dodatkowo zwycięzcy
otrzymają małą niespodziankę, również dzięki Pani Edycie.
Nie trzymam Was dłużej w niepewności! Dodatkowe prezenty gwiazdkowe wyślę do...
olapiwko
Mówiąc o prezentach, zawsze cieszyło mnie bardziej dawanie niż branie, może bo ciężko trafić w mój gust, a może tak jakoś z potrzeby serca.
Kilka lat temu tuż przed świętami (w listopadzie) wybrałam się z rodzicami kupić sobie miniwieżę do pokoju. Gdy krążyłam pomiędzy półkami, zauważyłam rodziców zachwycających się wieżą w stylu retro z gramofonem. W drodze powrotnej cały czas rozmawiali, co mieli na płytach winylowych. Wtedy właśnie wymyśliłam, że kupię im gramofon (taki w stylu retro) i płyty, ale nie sama, bo niepracującej licealistki na to nie stać. Z dziadkiem i babcią zachwyconymi pomysłem pierwszy raz organizowałam takie zakupy i miejsce ukrycia prezentu. Było to dla mnie niezwykle trudne, gdyż mama zaglądała wszędzie w obu mieszkaniach, pomagając przy sprzątaniu, ale udało się.
W Wigilie, gdy nadszedł moment rozpakowywania prezentów, poprosiłam rodziców, aby podeszli na dywan, bo ledwo byłam (jako mikołaj) w stanie przesunąć zapakowany gramofon z jakimiś 70 płytami winylowi. Minę mamy i łzy wzruszenia zapamiętam do końca życia, nawet tata, który nigdy się nie wzrusza, uronił łezkę (specjalnie u góry położyłam ulubioną płytę mamy - album ABBY, a następnie Afric Simone). Rodzice byli zadowoleni jak małe dzieci, otwierające nową zabawkę, nie spodziewali się, że ktoś może o nich tak bardzo pomyśleć. Chciałabym, aby każdy, otwierając prezent, mógł się poczuć jak małe, radosne dziecko i tego wszystkim życzę
To były najcudowniejsze święta, nie tylko przez prezent, ale także, jak się okazało, ostatnie z dziadkiem.
Sama zakochałam się w tych płytach i uwielbiam muzykę z lat 70-90. Prezent dla rodziców stał się również prezentem dla mnie.
P.S. Nadal po kilku latach, co najmniej raz w tygodniu, płyty są słuchane. Od tego czasu zyskałam także pomysły na następne prezenty, korzystając z tego, że coraz więcej wydaje się na vinylach.
W tym roku kupuję rodziców Jean Michel Jarre, życzcie mi powodzenia, aby i ta płyta przypadła im do gustu.
Anonimowy
Byłam wtedy w gimnazjum. U nas w klasie panował taki zwyczaj, że co roku, każdy z uczniów, losował innego, aby kupić mu prezent. Były to drobiazgi za nie więcej niż 30 zł, ale emocje i podekscytowanie zawsze towarzyszyły naszej mikołajkowej loterii. Najgorzej było, jak trzęsącą się ręką każdy wyjmował z koszyczka imię osoby, dla której miał kupić prezent. Zawsze tylko z nadzieją się myślało "Oby moja psiapsiółka mnie wylosowała albo ja ją". I właśnie w tej ostatniej klasie gimnazjalnej moja najlepsza koleżanka Łucja wylosowała mnie!! Jak ja się wtedy ucieszyłam, bo w końcu dostanę coś, co naprawdę lubię i chcę. W końcu przyjaciel zawsze najlepiej wie, czego chcesz XD
Nareszcie, kiedy nadeszła nasza klasowa Wigilia i nastąpił moment rozdawania prezentów, czułam się naprawdę podniecona. Łucja zapakowała prezent dla mnie w czerwony, świąteczny papier. Może paczka nie była wielka, ale ja i tak byłam pewna ,że to będzie coś specjalnie przeznaczonego dla mnie. No i tak jak przypuszczałam... Rozdarłam papier, a tam pięknie oprawiona książka!! Ktoś by powiedział "Eee, książka? Taki prezent od przyjaciółki? Możesz sobie sama kupić w księgarni." Ale ja wiedziałam, że to jest książka przeznaczona specjalnie dla mnie, którą Łucja na pewno długo szukała.
Strony pachniały jeszcze drukarnią, a każda z nich ukrywała słowa pełne przeznaczenia. Nic innego tylko czytać! Tym bardzie, że opis z tyłu wydawał się wyjątkowo interesujący, a ja nigdy wcześniej nie widziałam tej książki w księgarni. Zresztą żadna moja koleżanka nie widziała tej powieści w księgarni, ale Łucja i tak uważała, że mi się spodoba, bo sama czytała. Skoro tak mówiła, to zabrałam się do czytania.
Książkę pochłonęłam praktycznie jednego wieczoru, tym bardziej że była naprawdę chuda, ale za to jaka dobra XD Napisana prostym, młodzieżowym językiem, a zarazem zawierająca masę morałów i mądrości życiowych.
Kiedy pojechałam na weekend do mojej kuzynki, zabrałam książkę ze sobą, aby kuzynka też ją przeczytała. Anka nigdy nie przepadała za książkami, ale tamtą przeczytała naprawdę szybko, aż się zdziwiłam. Stwierdziła nawet, że pojedzie do księgarni i kupi inną książkę tego autora. Ale pojawił się problem... Na stronie tytułowej ani nigdzie indziej nie było żadnego autora!! Coś tu ewidentnie nie grało. Od razu w szkolny poniedziałek dopadłam Łucję z pytaniem "Książka jest super, chcę przeczytać więcej takich, ale jaki jest autor?" Nie zgadniecie, co i powiedziała!!! "JA". "TY?" - to było bezmyślne potwierdzenie słów Łucji, bo byłam w wielkim szoku "Jak ty? To jest przecież niemożliwe!"
Wiedziałam, że Luśka kochała pisać, miała przecież szóstkę z polaka, wygrywała dużo konkursów literackich, ale żeby wydała swoją książkę, to nie słyszałam! Wytłumaczyła mi wszystko.
Od jakiś pięciu miesięcy pisała hobbistycznie opowiadanie, które po pewnym czasie przekształciło się w dość dużą powieść. Na mikołajki chciała sprawić mi naprawdę dużą radość. Połączyła fakty - ja lubię czytać, ona ma długie i niepowtarzalne opowiadanie, a jej tata kolegę w drukarni z możliwością wydrukowania w jednym egzemplarzu własnej książki, postanowiła zrobić to dla mnie i naprawdę jej się udało! A swoja pasję kontynuuje do dzisiaj, pisząc krótkie felietony do gazet.
To właśnie mój najbardziej wyjątkowy, a zarazem wymarzony prezent, dziękuję Ci Luśka, już chyba po raz setny!! :)
LieveG
Gdy miałam około jedenastu lat, Wigilię spędzałam w dwóch miejscach: najpierw u rodziny ze strony mamy, a później u nas w domu. Jako mała dziewczynka bardzo się cieszyłam, bo to przecież tyyyyle świątecznej atmosfery!
Na pierwszej kolacji było naprawdę miło. Ale wiadomo - jako jedenastolatka najbardziej czekałam na moment otwierania prezentów. Gdy w końcu nadszedł, szybko rozdałam każdemu "co jego" i wzięłam się za odpakowywanie swojego - dość skromnego gabarytowo - prezentu. Okazało się, że to była... marchewka. Och, ależ ja byłam zła! Nienawidzę marchewek, a tu takie coś! Skandal!
Było mi naprawdę bardzo smutno. No ale trudno, wróciliśmy do domu, a ja pierwsze co zrobiłam, to pobiegłam do swojego pokoju i wrzuciłam marchewkę do szuflady, głośno trzaskając przy zamykaniu. Gdy ochłonęłam, postanowiłam wyjść do salonu. Wchodząc do pokoju, stanęłam jak wryta. Dosłownie - odebrało mi głos. Pod choinką stała... klatka. Z królikiem. Małym, kochanym, jasnobrązowym króliczkiem.
Zaczęłam piszczeć z radości, pobiegłam po marchewkę i podeszłam do królika. Bawiliśmy się, dopóki nie padłam wyczerpana. :)
To był najlepszy prezent, jaki mogłam sobie wyobrazić - chyba głównie przez to, że najpierw naprawdę nieźle się wkurzałam. :D
Ach, moi rodzice mają talent do wykręcania mi takich numerów. :)
Serdecznie gratuluję. Czekam na adresy do wysyłki!
olapiwko
Mówiąc o prezentach, zawsze cieszyło mnie bardziej dawanie niż branie, może bo ciężko trafić w mój gust, a może tak jakoś z potrzeby serca.
Kilka lat temu tuż przed świętami (w listopadzie) wybrałam się z rodzicami kupić sobie miniwieżę do pokoju. Gdy krążyłam pomiędzy półkami, zauważyłam rodziców zachwycających się wieżą w stylu retro z gramofonem. W drodze powrotnej cały czas rozmawiali, co mieli na płytach winylowych. Wtedy właśnie wymyśliłam, że kupię im gramofon (taki w stylu retro) i płyty, ale nie sama, bo niepracującej licealistki na to nie stać. Z dziadkiem i babcią zachwyconymi pomysłem pierwszy raz organizowałam takie zakupy i miejsce ukrycia prezentu. Było to dla mnie niezwykle trudne, gdyż mama zaglądała wszędzie w obu mieszkaniach, pomagając przy sprzątaniu, ale udało się.
W Wigilie, gdy nadszedł moment rozpakowywania prezentów, poprosiłam rodziców, aby podeszli na dywan, bo ledwo byłam (jako mikołaj) w stanie przesunąć zapakowany gramofon z jakimiś 70 płytami winylowi. Minę mamy i łzy wzruszenia zapamiętam do końca życia, nawet tata, który nigdy się nie wzrusza, uronił łezkę (specjalnie u góry położyłam ulubioną płytę mamy - album ABBY, a następnie Afric Simone). Rodzice byli zadowoleni jak małe dzieci, otwierające nową zabawkę, nie spodziewali się, że ktoś może o nich tak bardzo pomyśleć. Chciałabym, aby każdy, otwierając prezent, mógł się poczuć jak małe, radosne dziecko i tego wszystkim życzę
To były najcudowniejsze święta, nie tylko przez prezent, ale także, jak się okazało, ostatnie z dziadkiem.
Sama zakochałam się w tych płytach i uwielbiam muzykę z lat 70-90. Prezent dla rodziców stał się również prezentem dla mnie.
P.S. Nadal po kilku latach, co najmniej raz w tygodniu, płyty są słuchane. Od tego czasu zyskałam także pomysły na następne prezenty, korzystając z tego, że coraz więcej wydaje się na vinylach.
W tym roku kupuję rodziców Jean Michel Jarre, życzcie mi powodzenia, aby i ta płyta przypadła im do gustu.
Anonimowy
Byłam wtedy w gimnazjum. U nas w klasie panował taki zwyczaj, że co roku, każdy z uczniów, losował innego, aby kupić mu prezent. Były to drobiazgi za nie więcej niż 30 zł, ale emocje i podekscytowanie zawsze towarzyszyły naszej mikołajkowej loterii. Najgorzej było, jak trzęsącą się ręką każdy wyjmował z koszyczka imię osoby, dla której miał kupić prezent. Zawsze tylko z nadzieją się myślało "Oby moja psiapsiółka mnie wylosowała albo ja ją". I właśnie w tej ostatniej klasie gimnazjalnej moja najlepsza koleżanka Łucja wylosowała mnie!! Jak ja się wtedy ucieszyłam, bo w końcu dostanę coś, co naprawdę lubię i chcę. W końcu przyjaciel zawsze najlepiej wie, czego chcesz XD
Nareszcie, kiedy nadeszła nasza klasowa Wigilia i nastąpił moment rozdawania prezentów, czułam się naprawdę podniecona. Łucja zapakowała prezent dla mnie w czerwony, świąteczny papier. Może paczka nie była wielka, ale ja i tak byłam pewna ,że to będzie coś specjalnie przeznaczonego dla mnie. No i tak jak przypuszczałam... Rozdarłam papier, a tam pięknie oprawiona książka!! Ktoś by powiedział "Eee, książka? Taki prezent od przyjaciółki? Możesz sobie sama kupić w księgarni." Ale ja wiedziałam, że to jest książka przeznaczona specjalnie dla mnie, którą Łucja na pewno długo szukała.
Strony pachniały jeszcze drukarnią, a każda z nich ukrywała słowa pełne przeznaczenia. Nic innego tylko czytać! Tym bardzie, że opis z tyłu wydawał się wyjątkowo interesujący, a ja nigdy wcześniej nie widziałam tej książki w księgarni. Zresztą żadna moja koleżanka nie widziała tej powieści w księgarni, ale Łucja i tak uważała, że mi się spodoba, bo sama czytała. Skoro tak mówiła, to zabrałam się do czytania.
Książkę pochłonęłam praktycznie jednego wieczoru, tym bardziej że była naprawdę chuda, ale za to jaka dobra XD Napisana prostym, młodzieżowym językiem, a zarazem zawierająca masę morałów i mądrości życiowych.
Kiedy pojechałam na weekend do mojej kuzynki, zabrałam książkę ze sobą, aby kuzynka też ją przeczytała. Anka nigdy nie przepadała za książkami, ale tamtą przeczytała naprawdę szybko, aż się zdziwiłam. Stwierdziła nawet, że pojedzie do księgarni i kupi inną książkę tego autora. Ale pojawił się problem... Na stronie tytułowej ani nigdzie indziej nie było żadnego autora!! Coś tu ewidentnie nie grało. Od razu w szkolny poniedziałek dopadłam Łucję z pytaniem "Książka jest super, chcę przeczytać więcej takich, ale jaki jest autor?" Nie zgadniecie, co i powiedziała!!! "JA". "TY?" - to było bezmyślne potwierdzenie słów Łucji, bo byłam w wielkim szoku "Jak ty? To jest przecież niemożliwe!"
Wiedziałam, że Luśka kochała pisać, miała przecież szóstkę z polaka, wygrywała dużo konkursów literackich, ale żeby wydała swoją książkę, to nie słyszałam! Wytłumaczyła mi wszystko.
Od jakiś pięciu miesięcy pisała hobbistycznie opowiadanie, które po pewnym czasie przekształciło się w dość dużą powieść. Na mikołajki chciała sprawić mi naprawdę dużą radość. Połączyła fakty - ja lubię czytać, ona ma długie i niepowtarzalne opowiadanie, a jej tata kolegę w drukarni z możliwością wydrukowania w jednym egzemplarzu własnej książki, postanowiła zrobić to dla mnie i naprawdę jej się udało! A swoja pasję kontynuuje do dzisiaj, pisząc krótkie felietony do gazet.
To właśnie mój najbardziej wyjątkowy, a zarazem wymarzony prezent, dziękuję Ci Luśka, już chyba po raz setny!! :)
LieveG
Gdy miałam około jedenastu lat, Wigilię spędzałam w dwóch miejscach: najpierw u rodziny ze strony mamy, a później u nas w domu. Jako mała dziewczynka bardzo się cieszyłam, bo to przecież tyyyyle świątecznej atmosfery!
Na pierwszej kolacji było naprawdę miło. Ale wiadomo - jako jedenastolatka najbardziej czekałam na moment otwierania prezentów. Gdy w końcu nadszedł, szybko rozdałam każdemu "co jego" i wzięłam się za odpakowywanie swojego - dość skromnego gabarytowo - prezentu. Okazało się, że to była... marchewka. Och, ależ ja byłam zła! Nienawidzę marchewek, a tu takie coś! Skandal!
Było mi naprawdę bardzo smutno. No ale trudno, wróciliśmy do domu, a ja pierwsze co zrobiłam, to pobiegłam do swojego pokoju i wrzuciłam marchewkę do szuflady, głośno trzaskając przy zamykaniu. Gdy ochłonęłam, postanowiłam wyjść do salonu. Wchodząc do pokoju, stanęłam jak wryta. Dosłownie - odebrało mi głos. Pod choinką stała... klatka. Z królikiem. Małym, kochanym, jasnobrązowym króliczkiem.
Zaczęłam piszczeć z radości, pobiegłam po marchewkę i podeszłam do królika. Bawiliśmy się, dopóki nie padłam wyczerpana. :)
To był najlepszy prezent, jaki mogłam sobie wyobrazić - chyba głównie przez to, że najpierw naprawdę nieźle się wkurzałam. :D
Ach, moi rodzice mają talent do wykręcania mi takich numerów. :)
Serdecznie gratuluję. Czekam na adresy do wysyłki!
Jeszcze raz dziękuję wszystkim, którzy wzięli udział w konkursie, a Pani
Edycie za miłą współpracę.
Został tydzień do świąt! I dwa tygodnie do końca tego roku… Wykorzystajcie
je na to, co lubicie najbardziej! Trzymajcie się ciepło. :)
Sara
PS Będę wdzięczna, jeśli zdradzicie, w jaki sposób dowiedzieliście się o konkursie.
Aaa, bardzo dziękuję! Jestem niesamowicie podekscytowana! Bardzo, ale to bardzo mi miło, że wybrałaś właśnie moją odpowiedź. Zbieram pocztówki już od 4 lat i taka nagroda to dla mnie spełnienie marzeń! :) Oczywiście gratuluję również pozostałym zwycięzcom i wszystkim, którzy wzięli udział - czytałam wszystkie odpowiedzi i były naprawdę świetne! :)
OdpowiedzUsuńA o Twoim konkursie dowiedziałam się z grupy postcrossingowej. :)
Dziękuje bardzo za wygraną. Niespodziewałam się, poprostu postanowiłam się podzielić moją historią. O konkursie dowiedziałam się o ile dobrze pamiętam z grupy na facebooku, ale na twojego bloga już czasem wcześniej zaglądałam.
OdpowiedzUsuńGratuluje także innym zwycięzcom, wszystkie historie były niesamowite :)
Jeeejku jak się cieszę!! Nieprzypuszczałam, że akurat wybierzasz moją odpowiedź, gdyż tak jak olapiwko, napisałam ją po prostu aby podzielić się z innymi czytelnikami na Twoim blogu. Pocztówki (dokładnie tak samo jak książka Łucji) trafiają w mój gust i oczywiście przydadzą się na postcrossingu :) O Twoim konkursie dowiedziałam się na grupie postcrossingowej.
OdpowiedzUsuńGratuluję zwycięzcom i innym którzy wzięli udział w konkursie, a do organizatorów przesyłam serdecznie podziękowania i pozdrowienia :D