wtorek, 12 lutego 2019

Jak zmieniło się moje życie po wygranej w "Milionerach"?


Czy ktoś to jeszcze pamięta? W listopadzie 2017 wystąpiłam w programie "Milionerzy" (odcinek 95 dla zainteresowanych). Miliona co prawda nie wygrałam, ale nie odpadłam też na pytaniu za 1000 zł.

Jak zmieniło się moje życie od tego czasu?

Scenariusz 1: Kupiłam torebkę Chanel i na nic więcej nie starczyło.
Scenariusz 2: Wygrana jakoś tajemniczo zniknęła. A ciuchy tak samo tajemniczo przestały mieścić się w szafie.
Scenariusz 3: Kupiłam bilety na Wyspę Wielkanocną, tylko zapomniałam, że trzeba jeszcze wrócić.
Scenariusz 4: Przez miesiąc żywiłam się wyłącznie w drogich restauracjach. Suma na koncie zmalała, a tyłek urósł.
Scenariusz jedyny i prawdziwy: Fakt jest taki, że pierwsze, co zrobiłam po otrzymaniu wygranej (oprócz skakania i tańczenia z radości), to zakup karmy dla piesków z toruńskiego schroniska. Nie wydałam swojej wygranej na podróż do Stanów ani do Australii. Stolic europejskie dalej zwiedzałam w swój niskobudżetowy sposób.

Raczej nie jestem osobą, która, gdy dostaje albo zarobi jakieś pieniądze, od razu je wydaje. Zbieram na wkład własny do mieszkania.

Ale wygrana to w końcu nie tylko pieniądze! To też sława i rozpoznawalność. ;) Chyba nigdy nie zapomnę tych tysięcy wejść na bloga, zaproszeń na Facebooka od obcych ludzi, telefonów z lokalnych redakcji…

Co śmieszne, swoją wygraną przeżywałam kilka razy. Gdy w telewizji emitowano powtórkę odcinka z moim udziałem, znów odebrałam mnóstwo wiadomości z gratulacjami, a blog ponownie przeżywał oblężenie.

Nie muszę chyba wspominać, że nawet przy pobieraniu krwi panie pielęgniarki gratulowały mi wygranej? A moja fryzjerka powitała mnie słowami: "Pani Saro, oglądałam!". Oczywiście dowiedziałam się też, że jestem mądra, roztropna i usłyszałam: "A mówiliście, że ta Sara taka szczuplutka!".

Nie będę Wam wciskać kitu, że dzięki wygranej w "Milionerach" uwierzyłam w siebie albo że nagle znalazłam faceta (o dziwo, znalazłam go wcześniej!). Na pewno jednak ten mój mały telewizyjny epizod był czymś, co będę długo wspominać. Moja mama od czasu do czasu włącza sobie nagranie z moim udziałem… Ja wtedy zwykle uciekam z pokoju.
Ale 10 tysięcy pieszo nie chodzi, co nie?
Jeśli jesteście ciekawi szczegółów mojego występu, odsyłam tutaj.
Sara

2 komentarze:

  1. Gratuluję wygranej, ja obawiam się, że zjadłby mnie stres :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo dziękuję! Warto próbować. Stres był, nie ukrywam. :D Ale jakoś starałam się go opanować.
      Pozdrawiam!

      Usuń

Dziękuję za wszystkie miłe słowa, komplementy, ale także za rady i konstruktywną krytykę.
Thanks for all kind words, compliments but also for advice and constructive criticism.