wtorek, 18 sierpnia 2020

Inowrocław da się lubić. Co zobaczyć w tym mieście w jeden dzień?

Ostatni raz, gdy byłam w Inowrocławiu, miałam rude włosy. Stwierdziłam, że trzeba uaktualnić te wspomnienia. Tak oto spędziłam emerycką, cudowną sobotę w Inowrocławiu.

Gdy myślicie o Inowrocławiu, pewnie jako pierwsze do głowy przychodzą Wam tężnie. I to właściwie poprawne skojarzenie, bo tężnie są główną atrakcją Inowrocławia. To od nich zaczęliśmy swoją wycieczkę. Chociaż nie, najpierw była przygoda z parkowaniem równolegle. Na moim kursie prawa jazdy tego nie uczyli. Instruktor stwierdził, że skoro na egzaminie parkowania równoległego nie będzie, to nie muszę się wysilać. Przez kilka lat, gdy musiałam więc zostawić auto na takim parkingu,  szukałam miejsca jako pierwsza bądź jako ostatnia. Nie zawsze jednak ma się tyle szczęścia. W Inowrocławiu stwierdziłam, że nauczę się parkować równolegle… tyłem. Bo podobno tak łatwiej. Nie uszkodziłam ani swojego samochodu, ani czyjegoś, więc chyba odniosłam sukces.

Po dygresji z pamiętnika młodego kierowcy wracamy do tężni. Wstęp na ich teren jest bezpłatny, płaci się jedynie za wejście na taras widokowy (2 zł ulgowy, 2,5 zł normalny). Warto wydać tę drobną kwotę, aby podziwiać scenerię z góry. Moim zdaniem kasa wydana na punkt widokowy to rzadko kiedy stracone pieniądze. Po tężniach warto spokojnie się przespacerować, warto wziąć głęboki oddech albo dwa, usiąść na ławce, zagrać w minigolfa albo w szachy.



Do tężni przylega park solankowy z dywanami kwiatowymi i stawem z uroczym, drewnianym mostkiem. My akurat trafiliśmy na zawody wędkarskie. W tle grało disco polo. Sielanka. Poza tym tuż przy wejściu do parku można było zobaczyć wystawę prac Andrzeja Mleczki. 



Nieopodal tężni znajduje się też scena, na którą oczywiście nie omieszkałam wejść. Całość tworzy przyjemny, weekendowy, nieco swojski klimat. W parku zdrojowym można napić się wody mineralnej albo kupić lody. Można też po prostu przycupnąć na murku i z widokiem na wodę zjeść przygotowane wcześniej kanapki, co też i my zrobiliśmy.

Po relaksującym początku wycieczki udaliśmy się ul. Solankową w stronę rynku. Po drodze zboczyliśmy parę kroków, by zobaczyć ratusz. Obecnie w tym efektownym, neogotyckim budynku mieści się Urząd Miasta.

Jeśli chodzi o rynek w Inowrocławiu, to nie jest on zbyt imponujący. Mnie najbardziej zaciekawił tramwaj oraz wszędobylskie figurki z brązu. Przedstawiają one młodych chłopców w średniowiecznych mundurkach. Posążki ustawiono w pobliżu największych atrakcji miasta m.in. przy rynku czy teatrze.



Ostatnim turystycznym punktem naszej wycieczki był mural przy ul. Kilińskiego. Otrzymałam kiedyś pocztówkę z Inowrocławia przedstawiającą właśnie tę grafikę i stwierdziłam, że bardzo chciałabym ją zobaczyć na żywo. Niestety, rzeczywistość okazała się nieco mniej kolorowa niż mural. Przy ścianie stały samochody i toi toi, nie można więc było podziwiać malunku w pełnej krasie. Nie żałuję jednak, że do muralu dotarliśmy, bo zawsze fajnie zobaczyć coś, co do tej pory oglądało się wyłącznie na pocztówkach.

Na koniec wycieczki zjedliśmy pyszny obiad w restauracji Róże Fiołki i Aniołki przy ul. Królowej Jadwigi. Lokal ma niesamowity, oldschoolowo-romantyczny klimat. Jedną z dekoracji jest stara maszyna do szycia, a nad stolikami wiszą kwieciste lampy.

Polecam Wam Inowrocław na kilkugodzinną wycieczkę. To miasto po prostu odpręża. Nie chciałabym tam mieszkać, ale miło być znów tam być. Tym bardziej w takim towarzystwie. 

Byliście w Inowrocławiu? Z czym Wam się kojarzy?

Sara

1 komentarz:

  1. Lubię Inowrocław /bardziej niż Ciechocinek/ i z przyjemnością przeczytałam twój tekst :)
    Widzę Saro, że pominęłaś ciekawą atrakcję tego miasta. "Ławeczkęa teściowej" - ten zabawny pomniczek teściowej staje się powoli rozpoznawalnym symbolem miasta.

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za wszystkie miłe słowa, komplementy, ale także za rady i konstruktywną krytykę.
Thanks for all kind words, compliments but also for advice and constructive criticism.