czwartek, 1 października 2020

Oj, działo się... - wrzesień 2020


Chciałam Wam pisać o moich lękach przed październikiem. I przed całym nadchodzącym rokiem. Ale stwierdziłam, że najpierw podsumuję wrzesień. I jakoś lepiej mi się zrobiło.

Wrzesień był dla mnie bardzo udanym miesiącem. Wydarzyło się w nim kilka rzeczy, które na pewno będę długo wspominać.

Zacznijmy może od… urodzin. Bardzo lubię świętować urodziny i planować przyjęcia. W tym roku świętowałam podwójnie, najpierw z rodzinką, później z przyjaciółmi. Tym razem nie było quizu o mnie, za to przygotowałam inne niespodzianki.  A, no i życie też przygotowało. Wychwalana przez mnie wiele razy Kwiatowa Cafe, w której zamówiłam ciasto na urodziny, o cieście zapomniała i po prostu go nie zrobiła. W zamian zaproponowali mi dwa inne wypieki w całości albo kinder bueno, które zamówiłam, ale… bez dwóch kawałków. Za to o połowę taniej. Zależało mi na tym konkretnym smaku, wzięłam więc kinder bueno, które potem okazało się nie do końca udane – jedna z warstw była tak twarda, że trzeba było ją jeść osobno. Tak Kwiatowa straciła stałą klientkę. Ale nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło. Chyba tak musiało być, że kawiarnia nie przygotowała dla mnie ciasta, bo zrobiła to jedna z moich przyjaciółek. Alicja upiekła dla mnie bajeczny tort rodem z Instagrama. To była cudowna niespodzianka, a tort smakował wszystkim.

Na urodzinach graliśmy w rozpoznawanie kadrów z teledysków i w wiele gier z książki Joanny Glogazy "W to mi graj". Nie mogłam się doczekać, aż w końcu wykorzystam któreś z propozycji imprezowych z tego poradnika. Były więc i "Bezzębne warzywa", i "Samuraj", który sprawił, że kulaliśmy się ze śmiechu. Były też bardziej tradycyjne zabawy typu "Sherlock Holmes", "Tytus, skocz do sklepu" czy filmowe kalambury. Nie zabrakło także upominków, które uświadomiły mi, jak dobrze znają mnie moi przyjaciele. To jest chyba najpiękniejszy prezent.

We wrześniu zaliczyłam też prawdziwy odlot. W końcu wykorzystałam mój voucher na lot motoparalotnią, który od kilku miesięcy leżał w szufladzie i czekał na chwilę odwagi. To doświadczenie podobało mi się nawet bardziej niż lot samolotem widokowym i chętnie bym to powtórzyła. 15 minut to stanowczo za mało. Tym bardziej że po dość stresującym starcie człowiek w powietrzu czuje się nawet… zrelaksowany.

W minionym miesiącu wzięłam też swój pierwszy w życiu urlop. Było to jednocześnie moje pierwsze wolne, dłuższe niż 3 czy 4 dni, odkąd pół roku wcześniej zaczęłam pracę. Żadnego długiego wyjazdu nie było, ale dwa tygodnie minęły mi bardzo aktywnie. Pisałam magisterkę (i zaliczyłam rok!), byłam w escape roomie, a czasami po prostu chodziłam w piżamie do 13. W końcu wybrałam się też na łowy do lumpeksu.

Oprócz wyjazdu do Golubia-Dobrzynia, który miał miejsce w czasie urlopu, zaliczyłam też wyjazd pourlopowy, totalnie nieplanowany, ale jednocześnie wspaniały. Choć była druga połowa września, słonko w Kwidzynie i w Gniewie grzało tak, jakbyśmy mieli środek lata.


Kryzys przypełzł do mnie dopiero pod koniec września, gdy zaczęły się zapisy na zajęcia. Na V roku wcale nie ma tak mało zajęć. Perspektywa połączenia pracy na pełen etat ze studiami mocno mnie dobiła. Zaczęłam się zastanawiać, jak ja to wszystko pogodzę. Powoli to sobie układam w głowie, a bliscy wspierają mnie, mówiąc, że dam radę. Kto jak nie ja?

Chciałabym Wam powiedzieć, jak się zapowiada październik, ale sama nie wiem. Na pewno będzie koronawirus, będzie praca, będzie stres, będą wykłady. Ale mam nadzieję, ba, jestem tego pewna, że będą też chwile radości, odpoczynku, a może nawet wyjazdy?

Mam Wam do opowiedzenia jeszcze sporo o Borach Tucholskich, o Kaszubach, o Zielonej Górze… Historii na pewno nie zabraknie. A czasu? Jakoś go rozciągnę.

Sara

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dziękuję za wszystkie miłe słowa, komplementy, ale także za rady i konstruktywną krytykę.
Thanks for all kind words, compliments but also for advice and constructive criticism.