czwartek, 18 marca 2021

Oj, działo się… - luty 2021


Ostatnio mam "drobne" opóźnienie z podsumowaniami miesiąca. Ale oto jest, wpis na temat lutego. To był dziwny czas.

Do 23 lutego byłam bardzo aktywna, co widać po zapiskach w kalendarzu. Z początkiem miesiąca zakończyłam sesję i przez kolejne tygodnie miałam wolne od zajęć na studiach. Skupiłam się więc na pracy, życiu towarzyskim i załatwieniu wszystkiego, na co nie miałam do tej pory czasu.


Były spotkania ze znajomymi, był chwilowy powrót do normalności. Z Marcinem poszliśmy po wielu miesiącach na basen, a także do muzeum. Spędziliśmy sporo czasu razem. Uczyłam się grać w szachy (ale czy nauczyłam? Na to chyba potrzeba połowy życia). Poznałam też inną, nową grę, tym razem słowno-karcianą. "Tajniacy" bardzo mnie wciągnęli. Szkoda, że potrzeba do tej gry aż czterech osób.

W lutym, mimo siarczystego mrozu, nie brakowało również spacerów. Podczas jednego z nich fotografowałam kłódki zakochanych do walentynkowej galerii. W poszukiwaniu miłosnych wyznań dotarliśmy aż nad Martówkę, starorzecze Wisły, które okazało się… zamarznięte. Ludzie nie tylko spacerowali, lecz także grali w hokeja na grubej tafli. I o ile zwykle uważałam chodzenie po lodzie za skrajny idiotyzm, o tyle tutaj, widząc te tłumy i bacząc na temperaturę, zdecydowałam się wejść na zamarzniętą Martówkę. To było niezapomniane doświadczenie.


W lutym wypadało też moje ulubione święto – i nie, nie chodzi o walentynki, a o Tłusty Czwartek. Pączki jadłam przez dwa dni (nie, żebym w inne dni w roku ich nie jadła). Były i wegańskie, i z bitą śmietaną, z malinami, z czekoladą…


I gdy tak sobie przyjemnie luty mijał nagle: bach! Kwarantanna. Ostatnie dni miesiąca spędziłam w domu. Więcej o kwarantannie napisałam tutaj.

Gdyby nie konieczność przymusowego siedzenia w domu (i to będąc zdrową), luty zaliczyłabym do naprawdę udanych. Choć w sumie… nadal zaliczam. Bo – mimo epidemii – wydarzyło się sporo wspaniałych rzeczy. Gdy przeglądałam telefon, przypomniałam sobie te miłe drobiazgi jak lody z gorącymi owocami i bitą śmietaną zaserwowane przez tatę, domowa pizza, zestaw biesiadny z pierogarnii (nie, to nie przypadek, że wymieniam samo jedzenie, ja naprawdę lubię jeść). Ale w lutym obserwowałam też sarenki z okna podczas mycia zębów (tzn. ja myłam zęby, nie sarenki), zjadłam pizzę w samochodzie (i znowu to jedzenie…) i wybierałam pierścionki w galerii. Do tego wyszła nowa płyta Kwiatu Jabłoni - ich koncert w Toruniu przez epidemię przekładali mi już trzy czy cztery razy. A wracając do jedzenia… To z okazji walentynek jadłam calzone. Najlepszy prezent.


Jestem ciekawa, jak będzie wyglądało podsumowanie marca. Pierwszą połowę spędziłam na kwarantannie. A co z drugą?

Trzymajcie się zdrowo!

Sara

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dziękuję za wszystkie miłe słowa, komplementy, ale także za rady i konstruktywną krytykę.
Thanks for all kind words, compliments but also for advice and constructive criticism.