sobota, 24 lipca 2021

Gdzie kupuję ubrania?

Ostatnio byliśmy z Marcinem w galerii, co nam się naprawdę rzadko zdarza. Nie lubię chodzić po centrach handlowych, męczy mnie to. Ale nasza wizyta skłoniła mnie do przemyśleń: gdzie kupuję ubrania? Skąd mam ich najwięcej? Oto podsumowanie.

Co do jednego nie mam wątpliwości – najwięcej ubrań mam z lumpeksów. I jestem z nich naprawdę dumna. W sklepach z używaną odzieżą niełatwo jest przebić się przez gąszcz byle jakich szmat z poliestru, stworzonych z myślą o niziutkich Brytyjkach. Będąc w lumpeksie, patrzę na wygląd, ale też na metki. Gdy coś prezentuje się nieźle i ma dobry skład, wkładam do koszyka i zabieram do przymierzalni. Zwykle podczas jednej wizyty przymierzam ok. 20 ubrań, a kupuję dwie rzeczy, jedną, a zdarza się, że nie kupuję nic.

Do mojego ulubionego lumpeksu chodzę zwykle w soboty, gdy towar jest przeceniony o 50 proc., choć gdy szukam czegoś konkretnego np. wełnianego swetra, to zdarza mi się iść do sklepu również w tygodniu.

Nie przyjmuję kompromisów – jeśli coś jest poplamione albo podarte, a kosztuje 5 złotych, nie kupuję.

Z lumpeksów mam zarówno spodnie, jak i koszulki, swetry (te głównie z działu męskiego!) sukienki, spódnice…

Poza tym w mojej szafie znajdziecie trochę ubrań z sieciówek. Trafiam do nich zwykle wtedy, gdy w lumpeksie nie mogę nic znaleźć. Dla przykładu – szukam marynarki. W lumpeksie albo żakietów nie ma zbyt wiele, albo coś mi w nich nie pasuje – w końcu marynarka to element garderoby zdecydowanie bardziej wymagający niż T-shirt. Wtedy idę do sieciówek. Czy mam swoje ulubione? Niekoniecznie, choć zwykle odwiedzam te same: H&M, C&A, Reserved, New Yorker, Sinsay, Cropp, House. Zaglądam też do Mohito, Carry’ego, Stradivariusa, Bershki, ale w tych sklepach rzadko znajduję coś dla siebie. Chociaż w Mohito wypatrzyłam ostatnio piękną spódnicę – wisiała na wieszaku jedna, rozmiar 38. Pasowała idealnie. Teraz co chwilę słyszę, jaką mam fajną spódnicę. Jest dość odważna i nie wszystko do niej pasuje, ale ja lubię łączyć ją np. z różową górą.

W szafie mam też ubrania z Lidla. Jeśli dobrze trafimy (i będziemy patrzeć na metkę!), możemy zaopatrzyć się tam w naprawdę fajnej jakości ubrania. W Lidlu kupiłam moją ukochaną marynarkę w kwiaty, maxi sukienkę, a także dresy – tu już miałam większego pecha, bo te zaczęły się szybko mechacić. Noszę je jednak głównie po domu. Jeśli chodzi o zakupy w Lidlu, to zwykle kupuję kilka rozmiarów danej rzeczy, mierzę w domu, a potem zwracam – nie ma z tym problemu.

Na koniec zostawiłam perełki, czyli moje ubrania znanej polskiej marki Risk Made In Warsaw i Marie Zelie. Z Riska mam dwie sukienki, z Marie – sukienkę oraz spódnicę. Wszystkie te ubrania uwielbiam i, co ważne, czuję się w nich jak milion dolarów. Co prawda w cenie jednej sukienki z Riska mogłabym kupić z 30 koszulek w lumpeksie… Ale nie żałuję. Pozwalam sobie na taki zakup raz na kilka miesięcy. Czy gdybym miała więcej pieniędzy, kupowałabym w tych sklepach częściej? Z jednej strony wydaje mi się, że pewnie tak, z drugiej myślę: po co mi tyle ubrań? Przecież nie o to chodzi, by z naszej szafy się wylewało, a my nadal nie miałybyśmy, co na siebie włożyć, tylko żeby elementy tworzyły spójną całość i jak najwięcej z nich do siebie pasowało.


Oprócz Risk Made In Warsaw i Marie Zélie w ogóle nie kupuję ubrań w Internecie. Niestety, jestem bardzo niewymiarowa. Raz pasuje na mnie XS, raz S, raz M, a raz L. Serio. Moja sukienka z Riska ma na metce rozmiar XS, a ramoneska z Reserved – 40. Co więcej, coś może mi się bardzo podobać na zdjęciu, ale ja będę w tym wyglądać jak klaun albo beza. Poza tym lubię dotknąć dany ciuch, zobaczyć, czy materiał jest śliski, czy się gniecie. Internet wchodzi więc w grę tylko w wybranych przypadkach.

A Wy gdzie znajdujecie swoje ubraniowe perełki?

Sara

PS Ubrania nie zawsze trzeba kupować. Można je także… wynająć! Coraz więcej kobiet robi tak z sukienkami, również ślubnymi. Z kolei firmom zdarza się wynajmować ubrania dla swoich pracowników. Jeśli interesuje Was odzież specjalistyczna, to znajdziecie ją chociażby na stronie Elis. Marka posiada aż 100-letnie doświadczenie w wynajmie i serwisie odzieży roboczej oraz ochronnej, która stanowi jeden z kluczowych czynników w bezpieczeństwie higieny pracy.

1 komentarz:

  1. Oprócz Risk Made In Warsaw i Marie Zélie w ogóle nie kupuję ubrań w Internecie.

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za wszystkie miłe słowa, komplementy, ale także za rady i konstruktywną krytykę.
Thanks for all kind words, compliments but also for advice and constructive criticism.