Zastanawiam się nad wagą słów. Nad tym, jak jedno zdanie, a
nawet jedno słowo potrafi wywołać radość albo rozpacz. Jak jedno słowo może
trwale coś zmienić. Jedno słowo.
Zaczęłam tak bardzo głęboko, a właściwie to mnie w tym
momencie uszczęśliwiają bardzo przyziemne rzeczy i jedno zwyczajne słowo:
ferie. Właśnie je rozpoczęłam i już poczułam, jak bardzo potrzebowałam tej
wolności. W szczególności wolności myśli – nie muszę przypominać sobie, na co to
trzeba się jeszcze nauczyć i co jeszcze trzeba zrobić…
Pierwszy tydzień ferii spędzę u dziadków z Zosinie (woj. lubelskie),
po drodze zahaczając o Warszawę (jednak to ona wygrała w pojedynku z Łodzią).
Drugi tydzień na pewno poświęcę blogowi (co nie znaczy, że pierwszy nie!) –
chcę wprowadzić kilka zmian. Mam nadzieję, że uda mi się spotkać z dawno
niewidzianymi przyjaciółmi. Jak widzicie, nie mam bardzo wygórowanych celów i
zadań, tak jak to miało miejsce np. w wakacje, kiedy stworzyłam listę
kilkudziesięciu punktów, które chcę zrealizować. Tym razem chcę odpocząć –
naprawdę tego relaksu potrzebuję.
A co się działo przez ostatnie tygodnie? Bo chyba nadszedł czas
na podsumowanie, czyż nie? :)
Smak tremy
Jak smakuje trema? Właściwie to nie smakuje, bo gdy zjada
nas stres, zazwyczaj w naszych ustach pojawia się niesmak. Nie ukrywam, że
denerwowałam się przed nagraniem dla Was filmiku – nie chciałam, aby wyszedł
sztucznie. Poczyniłam jednak progres, bo o ile w poprzednim nagraniu,
wyginałam ręce i gestykulowałam niczym rodowita Włoszka, to tym razem udało mi
się mówić z sensem, w miarę poprawną polszczyzną i bez nadmiernych ruchów
dłońmi. :D
Smak wsparcia
A to dopiero słodki smak! Świadomość, że ludzie o mnie
pamiętają, co więcej – że podoba im się to, co tworzę i wierzą we mnie mogłabym
jeść miskami. ;) Dziękuję Wam za wszystkie oddane głosy w konkursie Blog Roku,
za każde miłe słowo – ostatecznie udało się zdobyć 67 głosów, co pozwoliło mi
uplasować się w pierwszej trzydziestce (na jakieś 400 blogów!). Uważam, że to świetny wynik jak na blog,
który istnieje półtora roku i jest prowadzony przez nastolatkę.
Smak podróży
Pocztówki sprawiają, że można posmakować czegoś więcej niż
tylko kleju na znaczku. W styczniu otrzymałam kartki z naszej Ojczyzny, ale też z
zupełnie nowych krajów. Wysłałam także swoją pierwszą pocztówkę A4 wypisaną
drobnym maczkiem do Martyny.
Smak zwycięstwa i zabawy
O karnawałowym szaleństwie opowiem Wam nieco więcej w
najbliższych dniach. Jak diablice mogły zostać królowymi balu? Ile zajmuje
zjedzenie trzech pączków? Już niebawem post o niemieckim karnawale!
Smak śniegu
Śnieg jest brudny i nie warto go jeść. Ale można na nim
pisać, rzucać się nim, lepić z niego najróżniejsze figury albo po prostu
położyć się i zrobić aniołka. :)
Mniej odważnym na pewno wystarczą zimowe widoki.
Smak pączków
Straciłam rachubę i nie wiem, ile pączków trafiło w Tłusty Czwartek do mojego brzucha. Lepiej
nie myśleć, ile wczoraj zjadłam kalorii. Wiem jedno – wszystko było pyszne! :D
A jak Wam minął styczeń? Spróbowaliście jakichś nowych
smaków :)?
Sara
PS Już jutro wyjeżdżam, mam jednak nadzieję, że uda mi się
do Was zajrzeć!
Saro w przedszkolu mam dzieciątko, które uwielbia jeść śnieg! Wychodzę sobie ostatnio z przedszkola a Borys kuca nad śniegiem i pakuje go do buzi. Zrobiłam przerażoną minę, a dziecko na to "pani cesz?" :) Jego mama mówi, że Borys wręcz uwielbi lód z zamrażalnika, natomiast tych pysznych owocowych nie znosi :) Wiele się można dowiedzieć pracując w przedszkolu ;)
OdpowiedzUsuńA pani nie chciała :)?
UsuńJa będąc dzieckiem, chyba śniegu nie jadłam... Nadal nie jem :D
"Śnieg jest brudny i nie warto go jeść." - muszę zapamiętać to zdanie. :D
OdpowiedzUsuńWygląda że miałem rację co do przebrania: uśmiechasz się zbyt radośnie, jak na diablicę. Choć niekoniecznie jestem odpowiednią osobą do wyrażania takiej oceny; nie miałem przyjemności (?) przebywać z diablicami.
Proszę się nie nabijać z formułowanych przeze mnie zdań. :)
UsuńMój brat twierdzi, że jestem "chodzącym szczęściem" i ciągle się uśmiecham.
Dobrze - już nie będę...
UsuńOczywiście uśmiechanie się to nic złego. Tak po prostu mi się wydaje, że "wredna kusicielka" uśmiecha się inaczej niż "chodzące szczęście". :)
Nie wszędzie śnieg jest brudny. Nadal są miejsca na świecie gdzie można go spokojnie jeść, zwłaszcza świeży bo jest puszysty jak wata cukrowa. Zdarzało mi się samemu posmakować.
OdpowiedzUsuńNowe smaki w tym roku. Miałem okazję sprobować kilkunastu nowych.
#1 stycznia - pikantna zupa z Luizjany (Voo Doo Soup)
#1 lutego - herbatniki maślane o smaku lawendowym; bezkonkurencyjne!
We wtorek czeka nas naleśnikowe szaleństwo bo w UK w ostatni dzień karnawału jest obchodzony Narodowy Dzień Naleśnika (National Pancake Day). W niektórych miejscowościach obchody obejmują również zawody w rzucie naleśnikiem :-)
Udanego wyjazdu na ferie!
Taki naleśnikowy dzień też by mi pasował, bo naleśniki uwielbiam (choć pączkami też nie pogardzę ;))
UsuńTych herbatników też z chęcią bym posmakowała.
Jak śnieg leżący na ulicy może być czysty :O?
Dziękuję :)
Za kołem polarnym. Jedyne źródło nie zamarzniętej wody.
UsuńPróbowałem i w Szwecji i na Syberii.
Ulicznego śniegu bym nie spróbował.
Chyba że tak! To takiego może też bym spróbowała. :)
UsuńA mi mówili, że tylko żółtego śniegu nie wolno jeść :)
OdpowiedzUsuńUdanych ferii!
Dziękuję.
UsuńŻółtego chyba w szczególności, hehe.
Udanych ferii!
OdpowiedzUsuńDzięki :D
UsuńPączki wyglądają smakowicie :)
OdpowiedzUsuńNigdy nie widziałam takich pączków ;p Ja chyba kiedyś śnieg spróbowałam zjeść, ale jakoś tak hmm... nic specjalnego ;p Wolę jednak inne smaki poznawać :)
OdpowiedzUsuńNo co Ty, moja ciocia kupiła je u siebie na stacji benzynowej (!) i były pyszne :)
UsuńHehe, też chyba wolę poznawać inne smaki.
Przez ten post zatęskniłam za śniegiem... gdzie jest moja zima?!
OdpowiedzUsuń