Wakacje dobiegły końca... Jakby ktoś nie zauważył. Bo pogoda wcale na to
nie wskazuje – i dobrze! Chociaż naprawdę trudno jest znosić Chodakowską w
takie upały…
Na podsumowania moich najdłuższych wakacji w życiu przyjdzie czas. W końcu
one jeszcze trwają i… wiele się może wydarzyć!
Dziś tymczasem chciałabym Wam poopowiadać o teatrach ulicznych. Mój facet
stwierdził, że nie przepada za teatrami, że to nie jego bajka. I pewnie tego
samego zdania będzie większość Polaków. Faktycznie współczesne sztuki nierzadko
bywają psychodeliczne i trudne do zrozumienia. A bilety na spektakle wcale
takie tanie nie są! A co powiecie na darmowe przedstawienia i to w plenerze? Na
zapierające dech w piersiach akrobacje, na niecodzienne choreografie i…
scenografie? Chcielibyście podążać za aktorami po starówce albo… obserwować ich
fruwających po niebie? To wszystko było możliwe latem w Toruniu. :)
Niestety nie udało mi się dotrzeć na wszystkie spektakle w ramach Festiwalu
Teatrów Ulicznych w Toruniu. Ale te, które zobaczyłam, były zdecydowanie
najlepszym wyborem na spędzenie wolnego czasu.
Na pierwszy obejrzany przeze mnie w tym roku spektakl nie zabrałam aparatu.
Uznałam, że tylko będzie mi przeszkadzał, poza tym pilnowanie w gigantycznym
tłumie zarówno telefonu, jak i aparatu, raczej średnio pozwala na pełne
zaangażowanie w przedstawienie. Później trochę żałowałam, bo o cudownych
zdjęciach mogłam tylko pomarzyć.
Wiecie, że nigdy czegoś podobnego w życiu nie widziałam? Artyści dosłownie
latali nad głowami widzów. Wszystko zaczęło się niepozornie - rockowy zespół na scenie i pani wyginająca
się w przezroczystym balonie. Jednak to, co stało się potem, jest nie do
opisania. Muzyka grana na żywo idealnie wpasowała się w akrobacje wyczyniane na
ogromnej konstrukcji. Szeroko się uśmiechałam, widząc to wszystko, myślałam:
takie rzeczy to tylko w Ameryce. A tymczasem byłam w moim ukochanym Toruniu,
skakałam i bawiłam się jak na wspaniałym koncercie. Zszokowało mnie to, jaką
odwagą cechują się aktorzy.
Kolejne przedstawienie było ruchome. Publiczność gnała, a jeszcze szybciej
poruszali się aktorzy – muzycy – kierowcy. Śmiałam się, że robię prawko właśnie
na takie koło, jakim jeździli po Szerokiej – głównej ulicy Starego Miasta –
przystojni Hiszpanie. Wodzirej zabawiał zgromadzony tłum, a muzycy grali,
grali, kręcili się w kółko… Było przezabawnie.
Przedstawienie warszawskiego teatru Pijana Sypialnia było nieco bardziej
stateczne. Chociaż… właściwie i w tym przypadku ruchu było niemało. Spektakl
„Łojdyrydy”, o ile na początku był trudny do zrozumienia, o tyle później
sprawił, że głośno się śmiałam. Artyści tańczyli, zwracali się bezpośrednio do
publiczności. Chyba długo nie zapomnę pomysłu na latte ze świeżego mleka
krowiego. :D
Ostatnim punktem festiwalu, jaki miałam okazję w tym roku zobaczyć, był
pokaz linoskoczków. Wiatr był w tym dniu nieznośny, ale nikt się nie poddał. :) No, tylko ja stchórzyłam i nie spróbowałam sił
nawet na linie zawieszonej tuż nad ziemią, haha. Linoskoczkowie niejednokrotnie
spadali, ale i tak podziwiam ich odwagę!
Czy w Waszych miastach też odbywają się podobne festiwale? :D
Udanego tygodnia!
Udanego tygodnia!
Sara
Taki festiwal to z pewnością coś niesamowitego! :D Jeśli chodzi o Poznań - słyszałam jedynie o przedstawieniach odbywających się na świeżym powietrzu, na dziedzińcu urzędu miasta, ale nie nazwałabym tego festiwalem teatrów ulicznych. :p Przyznam szczerze, że chciałabym na żywo zobaczyć te akrobacje, o których piszesz! :D
OdpowiedzUsuńświetnie to wygląda wszystko. ;) w Krakowie też mamy podobne, ale zwykle mnie wtedy nie ma albo też nie za bardzo mam czas się wybrać. ;) ale ogólnie baaardzo lubię wszelkie teatry i sztuki, pod warunkiem, że nie są zbyt nowoczesne, bo czasem można się nie zorientować o co w o ogóle tam chodzi. ;)
OdpowiedzUsuńpozdrawiam serdecznie.