Czas ostatnio nie biegnie. On galopuje. Ucieka. Minął już prawie miesiąca
studiowania, 2 miesiące z M., rok od powrotu z USA… Zaraz 1 listopada, później
andrzejki i nim się obejrzę, będą święta. Z jednej strony to pocieszające, z
drugiej świadomość, że znów mija kolejny rok jest trochę… dobijająca. Tak
szybko?
Dobra, ale zanim przyjdzie czas na podsumowanie, mam jeszcze ponad prawie
70 dni, by coś zrobić. :D Na przykład znów stać się realną blogerką. Bo odnoszę
wrażenie, że ostatnio ten blog dryfuje, ale jakoś nie funkcjonuje w 100
procentach. Jakiś czas temu przestałam odwiedzać jakiekolwiek blogi, mimo że
lubiłam to robić, dawało mi to poczucie związania z innymi blogerami.
Chciałabym do tego wrócić. Ale uświadomienie sobie, jak ogromne mam zaległości
na ulubionych stronach sprawia, że nie wiem, czy to możliwe. Musiałabym chyba
wziąć miesiąc urlopu od studiów.
Śmieję się też, że na blogu rozpoczął się sezon ogórkowy. Podróży – brak,
fajnych wydarzeń – brak, nowych pocztówek – brak. Chociaż to ostatnie może nie
do końca. Fakt, w minionych tygodniach baaardzo rzadko znajdowałam coś w skrzynce. Ale jak już w
końcu coś przyszło… Były to tak niezwykłe przesyłki, że trudno mi je opisać.
Jednak… spróbuję to zrobić.
Jedną część pocztowych skarbów stanowiła tamtego dnia przesyłka od Tomasza
z widokówkami z kontynentu, z którego niełatwo zdobyć kartki. O tym mroźnych sceneriach opowiem Wam innym razem.
Druga część pocztówkowych zdobyczy to swap, o którym dawno zapomniałam.
Umówiłam się na niego, gdy termometr wskazywał 25 stopni w cieniu. Przez kilka
tygodni po wysłaniu moich kartek wypatrywałam czegoś w zamian. I gdy już
straciłam nadzieję, że się doczekam… Znalazłam w skrzynce kopertę. Oglądałam ją
ze wszystkich stron, aż mój wzrok padł na pieczątkę…
Mojemu chłopakowi kazałam zgadywać, skąd otrzymałam kartki, więc może i z
Wami się tak pobawię. Dostałam kartki z miejsca, z którego nie miałam do tej
pory żadnej pocztówki. Żartowałam, że choćby M. zgadywał pół roku, nie zgadłby,
skąd przyszła do mnie kartka. Później podpowiedziałam mu, że to wyspa. W
dodatku wyspa w Europie. Blisko Irlandii. I wspomniałam jeszcze, że zamieszkuje
ją nieco ponad 80 tysięcy osób.
I wtedy M. zgadł i mam nadzieje, że Wy też. To Wyspa Man. Słyszeliście o
niej?
To dependencja korony brytyjskiej, nienależąca do UE, położona na Morzu
Irlandzkim. Nadawca kartek stwierdził, że to kraina fioletowych wzgórz i
rozległych pól. Znajduje się tam też sporo muzeów, głównie z eksponatami
dotyczącymi życia Wikingów. Nadawca widokówek wspomniał o tym, że Wikingowie utworzyli
rząd w IX wieku, a więc są twórcami najstarszego rządu na świecie. :O
Wyspę Man pewnie większość z Was kojarzy z powodu słynnych wyścigów
motocyklowych. Każdego roku 50 tysięcy turystów przybywa, by podziwiać zmagania
sportowców. Wyścig jest okropnie niebezpieczny. Tylko w tym roku życie straciło
w nim 5 kierowców… Ja bym nie chciała tego oglądać, a już na pewno się tym
ekscytować.
Jestem ciekawa, czy wiecie coś ciekawego o Wyspie Man! Która kartka podoba Wam się bardziej?
Udanego tygodnia!
Sara
Nie słyszałam o tej wyspie, ani o tym wyścigu. Zdecydowanie bardziej podoba mi się pierwsza pocztówka, uwielbiam mapki :)
OdpowiedzUsuńA w blogowaniu także mam ogromne zaległości, ostatni post pojawił się w wakacje
Nic więcej z pamięci o Wyspie Man nie jestem w stanie powiedzieć, faktu o tym, że Wikingowie założyli na niej parlament nie znałem.
OdpowiedzUsuńPierwsza pocztówka jest wspaniała i już ją pokochałam całym sercem. Mam pocztówkę z tej wyspy i pamiętam, że czytałam wtedy o kotkach z krótkimi ogonami, które są charakterystyczne dla tego miejsca.
OdpowiedzUsuńMi się wyspa Man zawsze kojarzy z kotami Manx :D
OdpowiedzUsuńNigdy nie słyszałam o tej wyspie. Zdecydowanie bardziej podoba mi się druga pocztówka! :D
OdpowiedzUsuń