Niewątpliwą zaletą hostelu, w
którym mieszkałyśmy z mamą, była lokalizacja. Znajdował się on niecały kilometr
od Sacre Coeur i pięć minut drogi od Moulin Rouge. Wybrałyśmy się więc na
wieczorny spacer…
Moulin Rouge czyli znany kabaret
prezentujący przedstawienia taneczne (kankan!) nie robi wrażenia za dnia.
Dopiero wieczorem, gdy czerwony wiatrak zostaje podświetlony, można poruszyć
wyobraźnię – co też tam się dzieje w środku…? Zarówno wejścia, jak i imitacji młyna
na dachu, pilnują elegancko ubrani ochroniarze.
Pokusiłyśmy się z mamą również na
zobaczenie Wieży Eiffla po zmroku. Z jednej strony nie żałujemy tego, gdyż
migocąca stalowa konstrukcja wyglądała naprawdę efektownie, z drugiej jednak
strony – bałyśmy się. Naprawdę byłyśmy przestraszone obecnych wszędzie
nachalnych, czarnoskórych sprzedawców. Co rusz rzucałyśmy tylko "no, thanks!",
aby się od nas odczepili. Wkurzyłyśmy się, gdy nie mogłyśmy znaleźć przystanku
w stronę naszego lokum. Ale gdy potem oglądałyśmy zdjęcia, byłyśmy zachwycone
wieczornym wydaniem Wieży Eiffla. Najbardziej spodobało nam się zdjęcie
zrobione… zza krzaków, w pobliżu odnalezionego wreszcie przystanku.
Wróćmy jeszcze na chwilę do
Moulin Rouge. A właściwie do dzielnicy, w której położony jest słynny kabaret.
To dzielnica czerwonych latarni. Czyli krótko mówiąc sex shopów, muzeów
erotycznych i innych podejrzanych miejsc. Z mamą miałyśmy okazję zobaczyć je
(ale nie od wewnątrz!) i w dzień, i po zmroku. Daleko nam do konserwatystek, więc
z większości "eksponatów" po prostu się śmiałyśmy.
I już na dokładkę dodam, że ta
aleja porno zaprowadzi Was do Placu Pigalle, znanego w polskiej kulturze dzięki
słowom: "W Paryżu najlepsze kasztany są na placu Pigalle." Powiem tyle: nie ma tam
ani kasztanów spadających z drzew, ani takich do jedzenia. A Plac Pigalle nie
jest ani trochę warty zobaczenia. Ot, taki sobie skwer. Była to nadprogramowa
atrakcja, którą odwiedziłyśmy, ale raczej nie ma co polecać.
I jako że nie miałam pojęcia,
gdzie wcisnąć Łuk Triumfalny, który widziałyśmy z mamą już w dniu wyjazdu,
macie go w nagrodę tutaj. Łuk wygląda imponująco, ale naszą uwagę absorbowały w
głównej mierze samochody nieustannie trąbiące na siebie i wymuszające
pierwszeństwo na rondzie. Nie ma tam wyznaczonych pasów ruchu, każdy jedzie,
jak chce. Nie wyobrażam sobie codziennego poruszania się tą drogą do pracy…
Skoro już byłyśmy przy Łuku
Triumfalnym, to nie mogłyśmy odpuścić sobie spaceru Polami Elizejskimi. W sumie nie
okazały się one nadzwyczaj piękne. Wyróżniały je jedynie wytworne sklepy i posadzone po obu
stronach ulicy drzewa. Śmiałyśmy się z mamą, że jedyne miejsce, które
nas zainteresowało na dłużej, to sklep Disneya, hahaha. Nie Louis Vuitton, nie Zara, tylko
Myszka Mickey.
Moi drodzy, w kolejnym poście
zdradzę Wam, ile taka wyprawa do Paryża kosztowała, jak sobie ze wszystkim
poradziłyśmy z mamą itd. Pokażę również, co przywiozłyśmy z Paryża.
A gdyby ktoś przegapił wcześniejsze wpisy dotyczące dwunastej stolicy, jaką zobaczyłam (:DDD), tutaj linki:
A gdyby ktoś przegapił wcześniejsze wpisy dotyczące dwunastej stolicy, jaką zobaczyłam (:DDD), tutaj linki:
1. Wieża Eiffla, Luwr, Pałac Inwalidów,Grand Palais, Petit Palais i inne
2. Notre Dame, Opera Garnier, Panteon i inne
2. Notre Dame, Opera Garnier, Panteon i inne
Sara
W dzielnicy czerwonych latarni byłam w Amsterdamie i tylko w dzień.
OdpowiedzUsuńBardzo lubię Twojego bloga, Sara, bo mogę się gdzieś "przejechać" nie wychodząc z domu. :) Dziękuję za wycieczkę! :) Pozdrawiam, letters-to-danka.blogspot.com
OdpowiedzUsuń