piątek, 1 stycznia 2021

2020. Dobrze, że się skończył? Podsumujmy ten rok!



Wiecie co? Dopiero po zrobieniu tego podsumowania uświadomiłam sobie, że ten rok wcale nie był taki zły. Był strach, niepewność, samotność. Ale były też chwile radości. I to ich uczepiłam się najmocniej. 

A jak autko.
Moja Nancy całkiem dobrze się sprawowała w tym roku. Na weselu, pięknie przystrojona, walnęła w słup. Po raz pierwszy przejechała 400 km za jednym zamachem. Pewnie w 2021 roku będziemy musiały się pożegnać, bo to już najwyższy czas. Mam nadzieję, że znajdę coś, co godnie zastąpi mój samochodzik.

B jak Bory Tucholskie. I Kaszuby. Miało padać i w ogóle nie mieliśmy jechać. Ostatecznie na wycieczkę się wybraliśmy, a z nieba nie spadła ani kropla deszczu. Zobaczyliśmy prawdziwie odludne miejsca, miejsca przesycone tajemnicą, niektóre – zakazane (albo raczej "wchodzisz na własną odpowiedzialność"). Na pewno wrócimy w te rejony, bo jeszcze wiele jest do odkrycia.

C jak Cypr. Jedyna zagraniczna podróż w tym roku. Cypr nie skradł mojego serca, ale teraz myślę o tamtejszym słońcu z dużym sentymentem. Pewnie kiedyś wrócę na tę wyspę, bo kilku miejsc nie udało nam się zobaczyć – skupiłyśmy się na Larnace i Nikozji, nie zobaczyłyśmy natomiast zachodniego wybrzeża i słynnej plaży, w której możesz dotknąć samolotu – tak nisko przelatują.

D jak dziennikarka. 18 lutego zapisałam w swoim kalendarzu następujące słowa: „Chcą mnie do Nowości”. To wywróciło moje życie do góry nogami. Najpierw pracowałam na pół etatu, od wakacji – na pełen etat. Bywało ciężko, był stres, łzy bezradności, ale było też mnóstwo satysfakcji i radości. Od dziecka marzyłam o byciu dziennikarką i choć wyobrażałam sobie tę pracę momentami nieco inaczej, to pisanie nadal jest tym, co kocham najbardziej na świecie.

E jak epidemia. Wszystko już zostało na ten temat powiedziane. Ja dodam jedynie dwie rzeczy: mimo epidemii w tym roku było też życie. Ograniczone, inne, niekiedy przepełnione strachem. Ale gdy przeglądam zdjęcia w telefonie, wiem, że nie umarłam. A po drugie: szczepcie się. Jak przeczytałam na jednej ze stron, że pani woli jeść owoce i warzywa zamiast się szczepić, to miałam ochotę rzucić w nią pomidorem i rozgnieść brukselkę na czole.

F jak foka. W tym roku adoptowałam aż dwie foki – najpierw Christmas Cactusika, potem Eukaliptusika. Płakałam, jak foka bóbr, gdy wypuszczali je na wolność. To było piękne doświadczenie i z chęcią zostanę foczą mamą ponownie w przyszłości.

G jak gimnazjum. Stwierdziłam, że nie ma co umieszczać Marcina pod M., bo po pierwsze M. to bardzo rozchwytywana literka, a po drugie – nasza historia sięga czasów gimnazjum. Wtedy się poznaliśmy. 10 lat później zostaliśmy parą. A ja nadal mam zrzut ekranu z czasów gimnazjalnych i żywię nadzieję, że ówczesne obietnice się spełnią.


H jak Haim. Dziewczyny z Haim wydały w tym roku nową, świetną płytę. Bardzo liczę na to, że będę mogła kiedyś wybrać się na ich koncert. Jeśli chodzi o muzyczne podsumowanie tego roku, to bardzo podobały mi się też płyty Dua Lipy, Lanberry, Sanah. W tym roku słuchałam też sporo Shawna Mendesa, 5 Seconds of Summer – kupiłam nawet bilety na ich koncert. Rzecz jasna w minionych miesiącach towarzyszyła mi też Taylor, o czym poniżej. Oraz… sporo disco polo.

I jak Instagram. Stwierdziłam, że wypada umieścić aplikację w tym podsumowaniu, bo pozwoliła mi przypomnieć sobie miłe chwile z tego roku. Na Instagramie publikowałam dość nieregularnie – czasami kilka dni z rzędu, czasami robiłam sobie parę tygodni przerwy. Instagram zyskał też dla mnie drugą funkcję – edukacyjną i inspiracyjną. Znajdowałam tam sporo pomysłów na tematy do pracy (oczywiście nie tej magisterskiej) i wiele się dowiedziałam. Jeśli ciekawi Was, jakie profile śledzę regularnie, moje top3 to: @kasia_coztymseksem, @szafasztywniary, @joannaglogaza.

J jak Jordanki. Co prawda wydarzeń w tym roku w Jordankach była garstka – przez większą część roku instytucje kultury były zamknięte albo nie działały w pełnym zakresie – to w styczniu i w marcu udało mi się jeszcze uczestniczyć w kilku koncertach, a nawet w balu. Był taki moment w roku, że zastanawiałam się, czy podpisywać umowę na kolejne 12 miesięcy. Czy dam radę połączyć to z pracą na pełen etat? Ale stwierdziłam, że za bardzo lubię CKK Jordanki.


K jak kotek. Moje Słońce skończyło w marcu rok. Teraz waży 5 kg. I choć często bywa francuskim kotkiem, zamiast brytyjskim, to kocham go nad życie. Wiem, że czasami, zaaferowana pracą, nie poświęcam mu tyle czasu, ile powinnam. Ale mam nadzieję, że jest szczęśliwy w naszym domu. Rodzice twierdzą, że tak – inaczej nie spałby w tak wymyślnych pozycjach.

L jak Lubuskie. To była wspaniała podróż. Miałam dwa dni wolnego w pracy, więc pojechaliśmy z rodzicami do oddalonego o 400 km Parku Mużakowskiego. Zwiedziliśmy też Park Krasnala, Zieloną Górę, a przede wszystkim zobaczyliśmy kolorowe jeziorka. Dlaczego tam jeszcze nie ma tłumów?

Ł jak łono natury. Wydaje mi się, że nie tylko ja doceniłam w tym roku bliskość przyrody. W czasie wiosennego lockdownu chodziliśmy do lasu, a gdy tylko pojawiła się możliwość wyjazdu, szukaliśmy miejsc, w których nie będzie tłumów. Nie ciągnęło nas do miast. Gdy myślę o podróżach zagranicznych, bardziej uśmiecha mi się teraz Norwegia i Islandia niż wielkie metropolie.

M jak magisterka. Spędzała mi sen z powiek. A potem pod tymi samymi powiekami pojawiały się łzy. Czułam bezsilność na myśl o tym, że muszę napisać magisterkę. Nie wiedziałam, jak zabrać się za tak długą formę i to jeszcze naukową. Nie jestem naukową dziewczyną. Ufam nauce, wierzę w nią, ale przeglądanie prac badawczych nigdy nie stanie się pasją. Miałam też sporo problemów i niedomówień z promotorką. 30 grudnia w końcu wysłałam część teoretyczną. W przyszłym roku zamierzam się obronić. Serio. I zamknąć ten okropny rozdział pt. Studia.

N jak niezrealizowane cele. Napisałam na ich temat cały post. Ale wiecie co? Nie narzekam. Patrzę na to podsumowanie i widzę, że ten rok nie był tak straszny, jak mi się wydawało.  I przede wszystkim już po zakończeniu 2020 roku okazało się, że jeden cel udało mi się spełnić. Dostałam stypendium! Mimo że próg wynosił 4,80, a moja średnia 4,79. 

O jak opakowanie na wynos. Gdy przejrzałam swój kalendarz, znalazłam w nim pełno notatek w stylu "kupiłam pączki", "przywiozłam ciasto", „zamówiliśmy jedzenie w Widelcu”. Prawdopodobnie nigdy nie jedliśmy tak często dań restauracyjnych w zaciszu naszego domu. I nie tylko domu. W tym roku, przez zamknięcie restauracji, zdarzyło mi się jeść pizzę w samochodzie i w parku. Smakowała wybornie. Tęsknię bardzo za wizytami w kawiarni, choć kasztanowa latte na wynos również jest niczego sobie.


P jak puzzle. Pomogły mi odpocząć, zrelaksować się i nie zasnąć podczas nudnych wykładów. Ale nadal nie odważyłam się na więcej niż 1000 kawałków.

R jak rzeka. Wisła i Drwęca. W rytmie tych rzek płynął mój miniony rok. Sekretnych miejscówek nad Wisłą odkryłam w tym roku więcej niż przez całe moje życie. Po wielu latach wybrałam się na spływ kajakowy Drwęcą. Chciałabym to powtórzyć w przyszłym roku.

S jak Stawy Przysieckie. Piękne miejsce, które poznałam dzięki Weronice. Opisałam je w Nowościach, dzięki czemu dowiedziały się o nim kolejne osoby, za co otrzymałam później podziękowania. To właśnie na Stawach Marcin zapytał mnie, czy pójdę z nim na wesele. A wiecie, jak ja nienawidziłam wesel. Teraz zastanawiam się, czy przypadkiem własnego nie urządzać.

T jak Taylor. Dwie płyty w jednym roku. Taylor ratowała ten epidemiczny czas, jak mogła. Gdybym miała wybrać, to wolę Evermore od Folklore, ale obie płyty są czymś kompletnie nowym, a jednocześnie mam wrażenie, jakbym słyszała na nich starą, country Taylor.

U jak urodziny. Czy to nie dziwne dawać urodziny do podsumowania roku? Ale tegoroczne były wyjątkowe. Zorganizowane w czasie pandemii – na szczęście żadne z nas nie było chore ani się nie zaraziło. Wszyscy dobrze się bawili, choć część towarzystwa wcześniej się nie znała. Brzuchy bolały nas ze śmiechu. A ja miałam na sobie tego dnia moją pierwszą i jak dotąd jedyną rzecz z Riska.

W jak wycieczki. Stwierdziłam, że nie mogę każdej podróży dawać osobnej literki, bo powstałoby z tego wycieczkowe podsumowanie roku. O dziwo, choć wyprawa zagraniczna była tylko jedna, to moje okolice zwiedziłam prawie że wzdłuż i wszerz. Z Marcinem byliśmy w Inowrocławiu, w Pakości, w Chełmnie, Golubiu-Dobrzyniu, Gniewie, Kwidzynie, Okoninie, na Kaszubach i w Lubelskiem (z małym wypadem do Świętokrzyskiego – po drodze widzieliśmy protest rolników. I jednego pana na traktorze, który się na strajk spóźnił). Z rodzicami wybraliśmy się do wsi Brzózki obejrzeć murale inspirowane dziełami Van Gogha, do zoo w Borysewie zobaczyć białe lwy i do parków w Arkadii i Nieborowie, aby po prostu odpocząć od siedzenia w domu.

Ząb. A na koniec czarny humor. Od kilku lat (no dobra, od gimnazjum, to trochę więcej niż kilka – przeraża mnie to) zapisuję miłe rzeczy, które dzieją się danego dnia. W tym roku byłam w tym wyjątkowo nieregularna, ale jednak trochę notatek się w kalendarzu pojawiło. Jedną z najśmieszniejszych jest zdecydowanie "dentystka wypełniła mój ząb białą plombą". Kurtyna.

 

Życzę Wam, żebyście w nowym roku czerpali radość nawet z najmniejszych rzeczy. 

Sara

1 komentarz:

  1. Myślę, że każdy w takim podsumowaniu dla siebie znajdzie te dobre rzeczy! Serdecznie zazdroszczę i gratuluję Ci pracy w redakcji - to jest trochę moje niezrealizowane marzenie, ale też wiem, że ze swoją nieśmiałością umiarkowanie bym się nadawała.

    Na dobry początek tego roku napiszę Ci jeszcze, że baaardzo lubię zaglądać na Twój blog!

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za wszystkie miłe słowa, komplementy, ale także za rady i konstruktywną krytykę.
Thanks for all kind words, compliments but also for advice and constructive criticism.