Tomasz odnalazł mojego bloga niecały rok temu i od tego czasu wypytuję go o Anglię, a w tym wywiadzie także o... Etiopię. Zapraszam na wywiad z człowiekiem, który odwiedził kilkadziesiąt krajów, a w kilku z nich odwiedziny przerodziły się w nieco dłuższy pobyt. ;)
Sara: Czy po odwiedzeniu tylu krajów podróże Cię nie nużą?
Właściwie, to ile państw odwiedziłeś, Tomaszu?
Tomasz: Zdecydowanie nie
nużą mnie podróże prywatne i obojętnie czy jest to podróż autem, czy gdzieś
dalej samolotem. Po prostu uwielbiam uczucie pokonywania przestrzeni. Natomiast
po latach pracy zaczęły mnie nużyć podróże służbowe, bo bardzo ciężko wygospodarować
podczas nich czas na prywatne zainteresowania. Na przykład tegoroczny wyjazd do
Mozambiku - teoretycznie superatrakcyjny, a w praktyce sprowadził się do wjazdu
kilkanaście kilometrów w głąb tego kraju do strefy przemysłowej, noclegu w
pokoju gościnnym i po dwóch dobach powrotu do domu. Nie widziałem nic charakterystycznego
dla tego Mozambiku, jakby w ogóle mnie tam nie było. Udało mi się jednak kupić
trochę pocztówek na lotnisku w Johannesburgu. Gdyby
liczyć kraje. do których wyjechałem prywatnie i w których spędziłem
przynajmniej 24 godziny, to jest ich ponad 30. Jak na 40 lat podróżowania nie
jest to imponujący wynik. Zacząłem na miarę możliwości jakie miałem, czyli od
odwiedzenia wszystkich krajów socjalistycznych w Europie. Do dziś dobrze
pamiętam swój pierwszy wyjazd zagraniczny w pierwszej klasie liceum. Była to
dziesięciodniowa wycieczka do Moskwy i Leningradu (dzisiejszy Petersburg).
Chociaż prawdę mówiąc, jako pierwszą powinienem wymienić Czechosławację. Mieszkałem zaledwie 9 km od czeskiej granicy, więc dla mnie nie była to
żadna „zagranica”, bo w ramach małego ruchu przygranicznego można było
przekraczać lokalnie granicę bez paszportu. Ale w latach szkolno-studenckich
nie zaniedbywałem poznawania Polski. Miałem szczęście, bo udało mi się zobaczyć
mnóstwo miejsc w każdym z dawnych 17 województw.
Tę czekoladę otrzymałam od Tomasza jeszcze w zeszłym roku. Zapewne nie zdziwicie się, gdy napiszę, że była pyszna. Tymczasem ja już prawie od tygodnia jestem na słodyczowym odwyku. |
S: Oprócz podróży mieszkałeś w kilku krajach. Jakich?
Czy zawsze Twoje przeprowadzki były związane z pracą, czy może zupełnie sam o
nich decydowałeś?
T: Pierwszy kraj
to Niemcy, a konkretnie Berlin. Potem Wiedeń w Austrii, następna była Szwecja.
Tam, zupełnie nieoczekiwanie, pojawiła się propozycja wyjazdu do Etiopii. Początkowo
była mowa o rocznym pobycie, a skończyło się na prawie pięciu latach. Później, dla
równowagi, powrót do Europy, tym razem do Czech. Pewnie bym tam mieszkał do
dziś, gdyby nie rozmowa ze współpasażerem w trakcie lotu z Los Angeles do
Frankfurtu. Trzy miesiące później złożył mi propozycję przeprowadzki do Wielkiej
Brytanii, w której jestem już od siedmiu lat. Moje przeprowadzki zawsze wiążą
się z możliwością pracy w nowym miejscu, aby mieć za co żyć, bo póki co nie
udało mi się wygrać milionów na loterii. Decyzje o kolejnej przeprowadzce nie
są łatwe i za każdym razem omawiamy je w rodzinnym gronie, bo trzeba podjąć
mnóstwo drobiazgowych decyzji związanych z samą przeprowadzką i ułożeniem sobie
życia w nowym miejscu. Najpierw wyruszam sam, aby na spokojnie zobaczyć, jak
naprawdę wygląda życie na co dzień w innym kraju. Dopiero po takim rozeznaniu
można ściągnąć do siebie rodzinę i uniknąć różnych wpadek i niepotrzebnych
rozczarowań.
Kolejne przesyłki od mojego rozmówcy - pocztówki ze Zjednoczonych Emiratów Arabskich, czyli jednego z moich celów podróżniczych. :) Ta druga kartka kojarzy mi się trochę z moją pocztówką z Denver. |
S: Etiopia… To
chyba najbardziej egzotyczne miejsce, w którym dane było Ci mieszkać. Jak
wspominasz ten czas? Chciałbyś tam wrócić?
T: Pobyt w Etiopii był niesamowitym doświadczeniem
życiowym, które wywarło mocny i trwały ślad w moim postrzeganiu świata i
pokazało, co powinno być w życiu ważne. Pierwsza sprawa to szalony kontrast
jeśli chodzi o warunki, w jakich ludziom przychodzi tam żyć, a mimo to potrafią
się cieszyć tym, co mają. Żyje się tam w wolniejszym tempie i na wszystko jest czas,
zwłaszcza na życie rodzinne. Etiopczycy są bardzo gościnni, a także niezwykle
dumni ze swojej historii (biblijna królowa Saba była etiopską królową) i z tego,
że nie dali się nigdy skolonizować. Poza tym, tak jak wszędzie, ludzie są tam
ciekawi świata i nowin z daleka. Na własnej skórze doświadczyłem „ciężaru
sławy”, bo byłem jednym z dwóch białych mieszkających w mieście, na początku
moja osoba budziła niezdrowe zainteresowanie, zwłaszcza dzieci. Byłem tam na
tyle długo, że po początkowej fascynacji mój obraz tego świata stał się
pełniejszy, uzupełniony również o negatywne aspekty. W skrócie powiem tak: w Etiopii ludzie
są tacy sami jak wszędzie, ale różnica polega na tym, że urodzili się, zaś potem przyszło im żyć w takim a nie innym miejscu. Po prostu nie mają takich szans
życiowych, jakie są dawane nam. Jeszcze w Europie ostrzegano mnie przed
„afrykańskim bakcylem”, który sprawia, że kto raz był w Afryce, to zawsze
będzie chciał tam wrócić. Jako racjonalista i urodzony sceptyk śmiałem się z
tych ostrzeżeń, sadziłem, że to jakieś zabobony. Ale okazało się, że bakcyl
jednak mnie dopadł. Regularnie nachodzi mnie tęsknota za Etiopią i myśl, że
chciałbym tam wrócić. Polubiłem tam mnóstwo osób, chętnie bym je znów zobaczył
i dowiedział się, jak im się wiedzie.
Dostałam od Tomasza wiele broszur dotyczących Filadelfii i stanu Pensylwania. Na zdjęciu mapy miasta, w którym zamieszkam w październiku na blisko dwa tygodnie. :) |
S: Którego miejsca, kraju bądź miasta nie poleciłbyś
nikomu i sam nie chciałbyś się tam znaleźć ponownie?
T: Wszędzie są
miejsca warte polecenia, jak również i miejsca, które należy omijać szerokim
łukiem. Ludzie mają tak różne oczekiwania, że to samo miejsce w oczach jednej
osoby jest cudowne, a w oczach drugiej jawi się jako beznadziejne dno. Sporo
zależy od nastawienia, z jakim się jedzie do danego kraju. Póki co nie mam
„czarnej listy” miejsc i krajów, do których obawiałbym się powrócić.
Najwyraźniej jeszcze za mało podróżowałem ;). Są jednak
miejsca, w których miałem objawy syndromu „Japończyka w Paryżu”, bo przed
wyjazdem dałem się nakręcić folderom reklamowym i powszechnym zachwytom. Pierwszy
przykład z brzegu to Stonehenge. Dla mnie to marketingowy majstersztyk jak „z
kupy kamieni” można zrobić obiekt pożądania turystów z całego świata. Jest
też inny aspekt – zwyczajne bezpieczeństwo własne. Trzeba zachować racjonalny
krytycyzm i nie pakować się nieopatrznie w kłopoty. Dlatego zanim gdzieś się
wybierzesz, zrób rozeznanie w Internecie albo jak jest taka możliwość,
porozmawiaj z kimś miejscowym. Na przykład gdy byłem w Detroit, to w hotelu
zapytałem o wskazówki jak dojechać na „8th Mile Road” , aby poszukać śladów
Eminema. Recepcjonista grzecznie mi wytłumaczył, że biali się tam nie
zapuszczają, bo są tam bardzo niemile widziani.
Lubię pocztówki przedstawiające znane miejsca, ale zawsze powtarzam, że zdobycie kartek z niewielkich miejscowości jest nie lada wyczynem. :) |
S: Wyobrażasz sobie siebie za kilka lat w zupełnie innym
miejscu? Gdzie? Może w Polsce?
T: Za jakieś 5-6
lat najchętniej widziałbym się w Chinach, bo mieszkanie w Anglii mi spowszedniało.
Moja córka w tym czasie zdąży skończyć studia i się usamodzielnić, więc nic nie
będzie mnie trzymało do pozostania w Anglii, mimo tego że żyje się tu spokojnie
i wygodnie. Powrotu do Polski na stałe nie planuję.
Ruiny Persepolis? Jeśli się mylę, proszę, poprawcie mnie! :) |
S: Gdzie jest Twój dom, Tomaszu?
T: Zależy, co
rozumiesz pod pojęciem domu. Formalnie nadal mam dom w Polsce, ale w sensie
emocjonalnym jest to po prostu nieruchomość. Emocjonalnie mój dom, podobnie jak
skorupa u ślimaka, przemieszcza się ze mną, bo mam łatwość adaptowania się do
życia w nowych miejscach. Gdybym miał pełną swobodę wyboru mojego miejsca na Ziemi,
to najprawdopodobniej byłaby to jakaś wioska na Morawach w okolicach Brna.
Dziękuję Tomkowi za to, że poświęcił swój czas na opowiedzenie o swoich podróżniczych doświadczeniach! Dziękuję także za wszelkie przesyłki, za pomoc i wskazówki!
Bardzo ciekawy wywiad! Fajnie było dowiedzieć się czegoś więcej o człowieku od którego dostaje się mnóstwo pocztówek i przesyłek :)
OdpowiedzUsuńWywiad bardzo fajny, ciekawy! Ładne karteczki z Warszawy byłabym zainteresowana :-)
OdpowiedzUsuńNaprawdę ciekawy wywiad. Szczególnie podoba mi się fragment o skorupie ślimaka. :)
OdpowiedzUsuńZawsze fascynowały mnie opowieści o podróżach, a tym bardziej o zamieszkaniu na stałe w innym kraju.
PS
A ja zazdroszczę Tomaszowi łatwej adaptacji w nowych, nieznanych miejscach. Chciałabym mieć taką chociaż w połowie! No i oczywiście możliwości poznania tak wielu miejsc na świecie! Fajny wywiad, przyjemnie się czytało :)
OdpowiedzUsuńCiekawie się to czytało :)
OdpowiedzUsuńps. Czy pocztówka z Madrytu dotarła? :)
Niee, ale będę wypatrywać! :) Dam znać, jak dotrze. :*
UsuńTen fragment o skorupie ślimaka - idealnie odnalazłam w nim siebie i to właśnie on trafił do mnie najbardziej. Podziwiam takie osoby, które są w stanie przenosić się z miejsca na miejsce, ponieważ zawsze sama chciałam to robić, a im starsza jestem, tym bardziej gotowa właśnie na to. Tyle, że p. Tomasz ma ze sobą jeszcze rodzinę, więc to trochę inaczej niż ja bym chciała. Priorytety mi się strasznie pozmieniały przez 5 lat studiów i moi rodzice się ze mną obecnie śmieją (zresztą ja też), bo twierdzą że to co mówiłam zawzięcie 5 lat temu, to teraz jest zupełną odwrotnością :D Pocztówki i wszystkie przesyłki, które dostawałaś od p. Tomasza mi się bardzo podobały, bo uwielbiam wszystkie turystyczne rzeczy :)
OdpowiedzUsuńMogę potwierdzić że na pocztówce z Iranu są pokazane ruiny Persepolis.
OdpowiedzUsuńZresztą sprawdź sama na odwrocie w prawym dolnym rogu pocztówki.
Świetny wywiad! Z ciekawością go przeczytałam, bo tak jak i Edi dowiedziałam się czegoś więcej o osobie, od której dostałam mnóstwo pocztówek i nie tylko :)
OdpowiedzUsuńSzkoda, że nie udało mu się dotrzeć do słynnej dzielnicy Eminema, ja sama chętnie bym odszukała jego śladów(jestem fanką) :) Cudowne opowieści ;)
OdpowiedzUsuńhttp://przygody-mileny.blogspot.com/