Jeśli myśleliście, że uroczysta zmiana warty ma miejsce wyłącznie w deszczowym Londynie, to dziś udowodnię Wam, jak bardzo się myliliście. Nikt nie lubi, gdy wygarnia się mu niewiedzę. Ale ja to zrobię bezboleśnie - zresztą, nie macie się czego wstydzić, dopóki nie odwiedziłam Sztokholmu, nie miałam pojęcia o sztokholmskiej zmianie warty.
Z
mamą szukałyśmy pałacu. Brzmi groteskowo, ale tak właśnie było.
Jakoś... nie rzucał się w oczy. ;) Ale gdy zauważyłyśmy długi pas
jezdni, którego krawędzie stanowiły barierki, a potem natknęłyśmy się na
panów w czapkach (ale nie takich włochatych jak w Londynie!),
wiedziałyśmy, że korona jest blisko.
W zamku tym rodzina królewska jednak... nie mieszka. Nie wypatrywałam więc króla w oknach. Nie wiem, jak wiele wiecie o rodzinie królewskiej, obstawiam, że tyle, ile ja przed wyjazdem. Dokładnie tyle. Nic. Po powrocie do Polski zaczęłam trochę interesować się ich losami, drzewem genealogicznym, kto z kim, dlaczego i jakie są skutki (w postaci dzieci ;)).
Szwecją
włada obecnie król Karol XVI Gustaw. Ma on troje dzieci - Wiktorię
(następczynię tronu, tak, kobietę, nie najstarszego syna! Wszystko
dzięki ustawie, uchwalonej nota bene wbrew opinii samego króla, wielu
Szwedów i wiekowej tradycji mówiącej o tym, iż to pierworodne dziecko
jest dziedzicem tronu - niezależnie od tego, jakiej jest płci.),
Magdalenę i Karola Filipa. Sam król spokrewniony jest z brytyjską
królową Wiktorią.
Do
zamku oczywiście można wejść, można go zwiedzić, ale żadnych zdjęć
robić nie wolno, czego pilnują uważni ochroniarze (chociaż góównie były
to panie, nie panowie). Ale wiecie, jak trudno było mi się obejść bez
#selfie w jednym z setek gigantycznych luster? ;)
W apartamentach jest bardzo duszno, gdzieniegdzie można dostrzec kurz i, no cóż, nikt tam raczej nie wietrzy. Komnaty są ogromne i po przejściu przez wszystkie nie czułyśmy nóg. Zgodnie z mamą stwierdziłyśmy, że życie rodziny królewskiej jest przereklamowane i przenigdy nie chciałybyśmy pokonywać tylu kilometrów, aby przekazać komuś choćby drobną informację (chociaż zapewne to służący nabiegają się najwięcej...). W apartamentach znajdują się oryginalne meble sprzed kilkuset lat, ogromne łoża z baldachimami i trony. A w sali tronowej było nawet wifi. ;)
Nie byłyśmy pewne, w którym miejscu odbywa się zmiana warty, ale metoda idziemy za tłumem
w przypadku nieznajomości miasta często się sprawdza. Nie była to tak
huczna i oblegana przez tłumy zmiana warty, ale gapiów nie zabrakło. Nie
można ich było liczyć zapewne w tysiącach, a może...? W każdym razie
ochrona nie prosiła, aby uważać na złodziei, jak miało to miejsce w
Londynie.
To, co mnie urzeka w zmianach warty, to oczywiście muzyka. Popisy ruchowe wartowników (i wartowniczek, kobiety również mogą strzec zamku :)) jakoś nie bardzo mnie fascynują, za to połączenie bębnów i trąb zdecydowanie tworzy uroczystą atmosferę - odnosi się wrażenie, że uczestniczymy w czymś niezwykłym.
Co jeszcze można powiedzieć o szwedzkiej zmianie warty, poza tym że nie jest to wydarzenie z tak wielką pompą jak na wyspach? Organizacja także średnia. Mam wrażenie, że wszystko odbywa się na lajcie, z mniejszą dokładnością i mniej restrykcyjnym przestrzeganiem wszelkich reguł. Ale mimo to podobało mi się!
Czy ktoś z Was widział kiedykolwiek zmianę warty? Może tę w San Marino? Dzielcie się wrażeniami! I na koniec prośba - jeśli ktoś z Was posiada pocztówkę z rodziną królewską i chciałby się wymienić, byłabym ogromne wdzięczna!
Pozdrawiam
Sara
PS Życzcie mi powodzenia na polskim - nie dałam szansy Panu Tadeuszowi, aby skradł moje serce.
świetne zdjęcia :-)
OdpowiedzUsuńCoraz bardziej chcę jechać do Szwecji :> Ja widziałam dwie zmiany warty, w Pradze i Atenach. Może nie obchodzone z taką "pompą" jak ta w Sztokholmie czy w Londynie, ale również ciekawe.
OdpowiedzUsuńNaprawdę rewelacyjne zdjęcia.
OdpowiedzUsuńWarto też wybrać się do Kopenhagi aby zobaczyć zmianę warty przed pałacem Amalienborg. Wartownicy mają mundury podobne do angielskich i noszą też wielkie niedźwiedzie czapy.
http://www.youtube.com/watch?v=rGvR1IWByR8
Widziałem też zmianę warty przed budynkiem Parlamentu (gdzie jest też u podnóża budynku Grób Nieznanego Żołnierza) w Atenach. Ruchy wartowników sprawiają wrażenie jakby byli trenowali przez Johna Cleesa (Cyrk Monthy'ego Pythona) gdy był pracownikiem Ministerstwa Dziwnych Kroków. A może było na odwrót? :-))
http://www.youtube.com/watch?v=Rgw-emH2Mwg
Ja tylko widzę jak się zmienia warta u mojego taty w pracy ;)
OdpowiedzUsuńAnna Glazeczka - hahahahaha poprawiłaś mi humor ;)
OdpowiedzUsuńCo do zdjęć to są piękne :) Ja nie wiem czy gdzieś widziałam zmianę warty...
P.S. Wiadomość do mnie nie dotarła... :( Może spróbuj jeszcze raz wysłać?
Wysłałam, Edi! Mam nadzieję, że teraz dotrze.
UsuńOjej, jakie cudne zdjęcia. Jestem oczarowana Panami w mundurach.
OdpowiedzUsuńWiele już razy widziałam zmianę warty...A choć w San Marino byłam, to nie mogę sobie tego przypomnieć... a to zaledwie 3 lata! Może naprawdę jej nie widziałam? Chyba będę musiała pojechać jeszcze raz i zbadać tą sprawę.
Czytając Twoje wpisy o Szwecji mam coraz większą ochotę tam być...a planuje to już od dłuższego czasu.
Powodzenia życzę. c;
Świetna fotorelacja! Zdjęcia są śliczne ;-)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
wow Sara ale ladny ten palac :)
OdpowiedzUsuń