Za miesiąc o tej porze w moim
domu będzie mieszkać Amerykanka. I to nie przez dzień, czy dwa, ale przez ponad
tydzień. Wydaje mi się, że ostatni raz ekscytowałam się tak przed pierwszym
lotem samolotem (nawet podobnie zaczęłam tamten post, najwidoczniej słowa: za tydzień/miesiąc o tej porze zwiastują jakieś pełne emocji wydarzenia). Pamiętacie, jak wychodziłam z siebie, wymyślałam najgorsze
scenariusze i trzęsłam się ze zdenerwowania? Tym razem to też jest ekscytacja
pomieszana ze stresem, strachem, zniecierpliwieniem.
Jeszcze kilka tygodni temu miałam
różne myśli na temat wymiany. Przede wszystkim nie było ich tak wiele. Ale
odkąd w mojej szkole zaczęto rozmawiać o tym, kto leci, kto przyjmuje, z mojej
głowy temat wymiany dosłownie nie wychodzi, nie daje mi ani chwili odpoczynku.
Wariowałam do tego stopnia, że przyjazd Amerykanów mi się przyśnił! W końcu w
miniony piątek otrzymałam jeden z listów, a raczej wydrukowanych e-maili, które
Amerykanie pisali podobno w grudniu (!). Dowiedziałam się, jak nazywa się
osoba, którą będę gościć, co lubi, czym się interesuje… Od razu napisałam do
niej mejla pełnego niewymuszonej serdeczności, ekscytacji i zapewnień, że na
nią czekam, co jest najszczerszą prawdą. Otrzymałam miłą odpowiedź, chociaż wynika z niej, że raczej mamy zupełnie inne zainteresowania. Ale może to nie świadczy o tym, że nie będziemy miały o czym rozmawiać. Mam nadzieję.
Z moją przyjaciółką temat wymiany
poruszam przynajmniej raz dziennie, podobnie z rodzicami. Cicho liczę na to, że
wszyscy będą mnie w tym czasie wspierać – duchowo, nieduchowo, jakkolwiek! Co
mnie najbardziej martwi? To, że okaże się wegetarianką. No, niezupełnie. Tak
właściwie to chciałabym, abyśmy się jakoś dogadały. Aby wymiana nie polegała na
tym, że mam gościa w domu, ale nie spędzam z nim czasu. Chciałabym też, abyśmy
się rozumiały – dosłownie również. O ile ja wierzę w to, że jako tako będę
umiała wyrazić to, co mam na myśli, w języku angielskim, o tyle nie jestem już
taka pewna, czy zrozumiem to, co powie do mnie przyjezdna. Co więcej w tym
czasie będę naczelną tłumaczką, ponieważ moi rodzice nie znają angielskiego,
będę więc musiała tłumaczyć, tłumaczyć i jeszcze raz tłumaczyć. Mam takie
momenty, że sprawdzam w słowniku słowa, które z jakiegoś powodu uznałam za
przydatne. Szczypiorek, kran, konserwacja… Wypytuję wszystkich, czy Amerykanie
mają jakieś specyficzne nawyki. Na razie dowiedziałam się od mojej koleżanki,
że podczas jej wizyty u amerykańskiej rodziny na śniadanie dostawała np.
melona. ;) Wyczytałam też, że Amerykanie piją wodę z kranu – chyba będę musiała
ją uprzedzisz, że naszej kranówki nie polecam.
Prawdopodobnie w czasie swojej
wizyty w Polsce goście zza oceanu zwiedzą Malbork, Chełmno, Toruń, Gdańsk i
Warszawę. Będą też chodzić z nami na lekcje, a przynajmniej na część z nich.
Wiecie co? Gdy zakładałam bloga
nie sądziłam, że będę tutaj dzielić się z Wami swoimi zmartwieniami, ba, nie
chciałam tego robić. Teraz widzę, że można zachować dobre proporcje między
pamiętnikiem nastolatki a relacjonowaniem. Chciałabym z kimś podzielić się tą
ekscytację, dać jej jakieś ujście, a także prosić Was o wszelkie rady, słowa
otuchy, spostrzeżenia dotyczące amerykańskich zwyczajów.
Trzymajcie się!
Sara
PS Nie jestem pewna, w jaki
sposób wymówić imię mojej Amerykanki – Breanna…
Nie dziwię się Twojemu podekscytowaniu ale będzie dobrze. Ale przede wszystkim wyluzuj. Bo to co Amerykanów odróżnia od nas to właśnie ten luz i optymizm.
OdpowiedzUsuńWłaśnie najtrudniej jest wyluzować, ale chyba tylko to mi pozostaje, bo zbytnie przejmowanie się i martwienie na zapas nic mi nie da. :)
UsuńWow, wymiana to naprawdę świetna sprawa! :) Ja niestety nie mogą ugościć u mnie nikogo z wymiany (nasza szkoła współpracuje z Ukrainą), bo mam za małe mieszkanie. A szkoda. Życzę Ci powodzenia! :D
OdpowiedzUsuńZ Ukrainą to też ciekawie, no i może rodzice mieliby łatwiej z dogadaniem się (bo po rosyjsku). Przykro mi, że nie możesz przyjąć. :( Ale dziękuję za słowa otuchy!
UsuńRodzice mało co pamiętają po rosyjsku, ale ci Ukraińcy rozmawiają po polsku i angielsku. :) Jeszcze raz powodzenia! :)
UsuńPo polsku? Łeee, to super. U nas w szkole była ostatnio studentka, Ukrainka i twierdziła, że bardzo wiele po polsku rozumie, mimo iż polskiego się nie uczyła.
UsuńDoskonale Cię rozumiem. U mnie w domu wygląda podobnie, tylko z tą różnicą, że za miesiąc mam lecieć do Holandii a na dzień dzisiejszy nie wiem nawet z kim będę w parze. Mam tylko nadzieję, że moja mama nie palnie jakiejś głupoty gdy gość będzie u mnie, bo mama ma w zwyczaju uważać że umie angielski co w żadnym stopniu nie jest prawdą. Daj znać później jak było! Jestem pewna, że się dogadacie i będzie to niezapomniane przeżycie (oczywiście w pozytywnym sensie). Ważne to uśmiechać się i po prostu być sobą, a jakoś się ułoży. Powodzenia życzę! :D
OdpowiedzUsuńOo, to widzę świetna organizacja, jeszcze lepsza niż u nas w szkole, skoro jeszcze nie wiesz, z kim będziesz w parze. Ale myślę, że ta wiedza nie dałaby Ci aż tak wiele. Zresztą - jeszcze miesiąc! ja jak już poznałam moją Amerykankę, to zastanawiam się, czy teraz ciągle będziemy wymieniać mejle - lepiej by było nie, bo nam zabraknie tematów do rozmowy, jak już przyjedzie.
UsuńNa pewno dam znać, jak było! I oczywiście Tobie życzę udanego wyjazdu już teraz :D Moja mama była w Holandii, gdy była młodsza, mieszkała u holenderskiej rodziny, nie znając ani słowa po holendersku! I przeżyła. :D
Pozdrawiam :)
Nawet nie wiesz, jak Ci zazdroszczę tej wymiany! U nas to jakoś dziwnie organizowane było, że... w sumie nie było. Nie wiem, jakiś dziwny pośrednik był, zresztą nieistotne. Mam cichą nadzieję, że na studiach coś się uda. :P
OdpowiedzUsuńNo i mogę Ci życzyć tylko powodzenia! Z doświadczenia wiem, że sprawa języka jest tylko chwilowa - po kilku minutach dobrej rozmowy całkowicie znika bariera i w ogóle nie zdajesz sobie sprawy, że nie mówisz po polsku. Nawet na rażące błędy nikt nie zwróci uwagi. Przejmować się nie przejmuj, wszystko będzie świetnie - i będziesz miała genialne wspomnienia do końca życia! :D
U mnie dziewczyny też mają nadzieję, że na studiach coś wypali, bo jednak ta wymiana w szkole tania nie jest :/ Chociaż według mnie i tak lepiej niż jakby się samemu leciało, bo wtedy jeszcze dochodzą koszty za mieszkanie, żywienie itp.
OdpowiedzUsuńMam taką nadzieję, że jak już Breanna do mnie przyleci i pomieszka, to się nagadamy :D
Ooo to super sprawa! Kiedyś sama chciałam pojechać na taką wymianę :)
OdpowiedzUsuńCo wiem o Amerykanach: http://i.imgur.com/6jJbxAm.jpg
OdpowiedzUsuńCo do wymowy imienia - zapytaj ją: raczej powie.
I czemu się teraz martwisz? ;) Już za późno...
Jasne że będę wspierał - tak poprzez-internetowo, bo nie mam jak inaczej. Starczy?
Heej, co to za stereotypy? ;)
UsuńRaczej powinna powiedzieć.
Dzięki za słowa otuchy!
A tak serio to mam wrażenie, że czytelnicy bloga to jedni z najwspanialszych "wspieraczy" na świecie :D
Jasne że najlepsi, ale to - według mnie - dlatego że łatwo napisać "wspieram" i zapomnieć. :P
UsuńDlatego pytam czy starczy. :)
Starczy. I tak jestem wdzięczna.
Usuńkurcze! świetna sprawa taka wymiana, ale rozumiem to, że jesteś pełna obaw, ja tez bym była.
OdpowiedzUsuńi to dokładnie z tych samych powodów, co Ty! u mnie kiedyś w szkole byli Niemcy z wymiany.
w każdym razie nie spali u nikogo w domu, a w bursie szkolnej, dlatego było łatwiej.
wyszliśmy tylko gdzieś na piwo i pogadać, ale było całkiem ok, jednak to zaledwie kilka godzin.
zupełnie nie ma porównania do czasu, jaki Ty spędzisz z nową koleżanką!
trzymam za Ciebie kciuki i jestem pewna, że sobie świetnie poradzisz!
a wszelkie obawy, które odczuwasz teraz, wyśmiejesz po fakcie - "jak ja mogłam się obawiać tego i tego?" :D
powodzenia!!!
dziękuję Karolina :D
UsuńTo bardzo fajnie, że będziesz mogła gościć kogoś z wymiany :) Ciekawe doświadczenie :)
OdpowiedzUsuńMoże wpisz to imię w Google translator i kliknij na wymowę, to może choć trochę amerykańskiego brzmienia nabierze ;) Nie ma co się martwić na zapas, wiadomo, że u nas inaczej brzmi nauka po angielsku niż w Stanach, ale czy to powód do zmartwień? Jeśli nie spróbujesz, to się nie dowiesz. Myślę, że spokojnie się dogadacie - zawsze można spróbować na migi lub użyć tłumacza czy coś narysować - nawet wtedy jest ciekawiej niż zwyczajna, na przykład nieraz sztuczna, wymuszona rozmowa. Wtedy da Wam to możliwość dodatkowej zabawy :) Choć i tak zapewne będzie zabawnie i dużo się nawzajem od siebie nauczycie. Co do różnych zainteresowań - może to być tylko atut, ponieważ możecie się zarazić nowym hobby wzajemnie :) Kto wie, czy nie przekonasz jej do tradycyjnej wymiany listów i kartek, a ona Ciebie hmm nie wiem do czego, bo trudno powiedzieć czym się interesuje :) Nie przejmuj się, bo ona wyczuje Twój stres i obie się będziecie niepotrzebnie martwiły :) życzę powodzenia i czekam na relacje jak poszła wymiana!
OdpowiedzUsuńJeśli chodzi o imię, to właśnie Tomasz to samo mi doradził, choć napisał też, że Breanna wymawiamy jak "Bri-ana". Zresztą, zawsze mogę jej spytać, może będzie śmiech już na początku.
UsuńDzięki Kinga za ciepłe słowa :)
I know you are going to be a great host to the exchange student.
OdpowiedzUsuńwww.effortlesslady.com
.
OdpowiedzUsuńGostei muito do seu blog
por isso vou segui-lo.
Espero que você também
siga o meu...
Beijos,
.
będziesz też w Chełmnie? :D
OdpowiedzUsuńJeszcze nie wiem, możliwe, że tylko Amerykanie pojadą, a może i my z nimi, pewnie niebawem poznam szczegółowy plan. :)
Usuńodwiedź mnie :D
UsuńTakie wymiany są genialnym pomysłem! A o to jak wymawiać jej imię się zapytasz jak już do Ciebie przyjedzie, spokojnie :)
OdpowiedzUsuńSara super ze ebdziesz miala mozliwosc goscic u sibie kogos kto nie mowi w naszym ojczystym jezyku. czy to znaczy ze ty bedziesz mogla poleciec na wymiane do usa?
OdpowiedzUsuńto czym sie interesuje ta dziewczyna? mysle ze to zadne emo albo metalowa jak to sie teraz mowi :P
Lecę w październiku na ponad tydzień do USA! :DD
UsuńLubi rocka, czyta fantasy i książki przygodowe. Ale emo raczej nie :D
Great to hear your positive experience!
OdpowiedzUsuńThank you, that was just an awesome post!!!
OdpowiedzUsuńThat was a VERY interesting one! Seriously interesting.
OdpowiedzUsuń